Roztańczone kościoły dziś kojarzą się nam głównie z amerykańską religijnością
protestancką. W średniowieczu zjawisko to można było napotkać w Europie,
zwłaszcza na południu Włoch.
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy średniowieczny tarantyzm był
ludową medycyną, zbiorową chorobą psychiczną, dionizyjskim transem przemyconym
do średniowiecza czy chrześcijańską sektą. Takie cztery wyjaśnienia tego
fenomenu funkcjonują, w zależności od tego, czy wyjaśnia to religioznawca,
etnolog czy psychiatra.
Zewnętrznie rzecz biorąc, tarantyzm to zespół wierzeń związany z ukąszeniem
tarantuli. Przez wieki wierzono, iż jej ukąszenie jest śmiertelnie groźne i że
jedynym remedium na to jest specjalny taniec, zwany tarantellą, w takt
specjalnej muzyki. Taniec był wprawdzie dość orgiastyczny czy wręcz dziki,
niemniej patronował mu święty Paweł, który, jak wierzono jest władcą pająków.
Niewytańczenie toksyn groziło niebezpiecznymi powikłaniami, zwłaszcza duszy,
włącznie ze śmiercią. Od XIV w. na pajęczy szał religijny zapadało mnóstwo ludzi
regionu apulijskiego. Tarantella najskuteczniejsza i najbardziej grupowa była w dniu św. Pawła, przy końcu czerwca. G. Baglivi w 1704 r. pisał:
„Osoby ukąszone przez tarantulę wkrótce po ukąszeniu padają na ziemię półżywe,
bez sił i zmysłów, leżą nieruchomo i bez życia, często wzdychają lub głośno
jęczą. Objawy te zaczynają stopniowo ustępować, gdy do akcji wkracza muzyka.
Chory zaczyna wykonywać nieznaczne ruchy palcami, rękami i stopami, później
innymi częściami ciała. Ruchy te w miarę potęgowania się rytmu zwiększają swój
zasięg. Jeśli pacjent leży na ziemi, to po jakimś czasie zrywa się na nogi,
rozpoczyna taniec, wzdycha, wije się i kręci w przedziwny sposób".
Cóż biblijny Szaweł może mieć wspólnego z pająkami? Otóż arachnofobowie
wytropili w Dziejach Apostolskich epizod w którym Apostoł Narodów miał na Malcie
sprawę ze żmiją z której wyszedł bez szwanku, dzięki czemu nawracani przezeń
tubylcy posądzili go o to, iż jest bogiem (Dz 28:3-6). Żmija wprawdzie nie
pająk, ale też kąsa. A i sam pająk nie ma wcale wyłączności w tarantyzmie, który
opowiada czasami o kąsaniu przez skorpiona. Przede wszystkim zaś luźny wydaje
się związek tanecznego szału z ukąszeniem tarantuli, które nie jest szczególnie
groźne i nie atakuje centralnego układu nerwowego.
Jeśli więc tarantyzm ma
faktycznie u swego podłoża jakiekolwiek ukąszenia pająków, co nie jest wcale
pewne, to prawdopodobnie ich sprawcami nie były wcale żadne tarantule, ale
znacznie niebezpieczniejsze karakurty (Latrodectus
tredecimguttatus), które występują we Włoszech. Karakurt, zwany dawniej
tarantola, to kuzyn czarnej wdowy, która ma jad piętnaście razy silniejszy od
grzechotnika, który jest neurotoksyną — związkiem chemicznym o działaniu
neurologicznym. Karakurt jest jednak bardziej niebezpieczny niż okryta złą sławą
czarna wdowa. Jad tego kilkunastomilimetrowego zwierzątka powalić może nawet
wielbłąda. Jego ukąszenie nie zawsze jest dla człowieka śmiertelne, ale wiązać
się może z latrodektyzmem, czyli uszkodzeniem przez neurotoksynę części
presynaptycznej zakończeń nerwowych. Do objawów zalicza się nie tylko bóle
kurczowe, bóle głowy, przeczulicę skórną, wzmożone napięcie mięśni brzucha,
wzmożoną potliwość, wymioty, drętwienia, mrowienia, zaburzenia rytmu serca,
nadciśnienie, wzrost temperatury ciała, duszności, ale i ogólne pobudzenie,
niepokój, drgawki, „prądy" a nawet psychozy i priapizm. Ten ostatni to ładne
określenie ciągotki, czyli długotrwałego, bolesnego usztywnienia członka. Przy
objawach tarantyzmu wymieniano „bezwstydne zachowanie". Stąd już tylko krok do
zmysłowych szałów orgiastycznych… W związku z tym tarantyzm jest dziś
wyjaśniany jako reakcja psychosomatyczna na prawdziwe lub wyimaginowane
ukąszenia tych pająków, mająca swe źródło w legendach, ignorancji lub
przesądach. Taniec mógł być o tyle skuteczny, że mógł pomagać wypocić toksyny z organizmu. [ 1 ]
Tarantyzm nie da się jednak sprowadzić do zjawiska czysto
epidemiczno-chorobowego, do nerwicy chrześcijańskiej, nawet jeśli leży ona u jego podłoża. Nie był bowiem całkowicie spontanicznym i bezładnym szałem
tanecznym, ale posiadał wyraźne formy strukturalne, rytualne i celowe. O jego
luźnym związku z faktycznymi ukąszeniami świadczy często cykliczny, coroczny
nawrót objawów „ukąszeniowych", które trzeba regularnie było egzorcyzmować
muzycznie. Egzorcystami i kapłanami tarantyzmu byli trubadurzy i grajkowie,
często specjalizujący się tylko w tarantelii. W ceremonii wykorzystywano też rekwizyty: wodę, rośliny, lustra, w zależności od
odmiany tarantuli — wierzono bowiem, że należy zastosować taki zestaw barw i dźwięków, który odpowiadał kąsającemu pająkowi. G. Merula w 1556 r. pisał:
„Ukąszeni przez tarantulę Apulejczycy leczą się muzyką, tańcem, śpiewem,
barwami". Jacek Sieradzan w Szaleństwie w religiach świata charakteryzuje tarantyzm jako „synkretyczny kult
chrześcijańsko-pogański o charakterze leczniczym, związany z magią naturalną i iatromuzyką baroku, misterium bez świątyń, kapłanów ani inicjacji". Z kolei H.E.
Sigerist uważał tarantyzm za relikt dawnych wierzeń pogańskich o charakterze
orgiastycznym, który przyjął postać choroby, aby uchronić się przed ostracyzmem
ze strony chrześcijaństwa. Miałaby to więc być metoda reintegracji kulturowej
będąca konsekwencją walki chrześcijaństwa ze starożytnymi kultami orgistycznymi.
W najbardziej zewnętrznej warstwie tarantyzmu na czoło wysuwa się jego związek z kultem św. Pawła. Święty nie tylko mógł pomóc w ustąpieniu objawów, ale i być
ich karzącą przyczyną. Mało przekonywające jest to połączenie, które jest
grubymi nićmi szytą chrystianizacją czegoś z gruntu niechrześcijańskiego. Z drugiej jednak strony, jeśli tarantyzm był formą radzenia sobie ze zbiorowymi
nerwicami, w tym eklezjogennymi, to wówczas staje się czymś głęboko
chrześcijańskim. I nie bez przyczyny epicentrum tarantyzmu mieściło się w najbardziej konserwatywnym regionie Włoch — Apulii. Poza wszystkim wreszcie,
jeśli sterczący członek staje się problemem, to św. Paweł wydaje się być
idealnym patronem opadającego członka.
Oczywiście przyczyny tego zjawiska wydają się być zdecydowanie mniej
humorystyczne. Tarantyzm nie był marginalnym i jednostkowym problemem, lecz
przybrał charakter dużego zjawiska społecznego. Mało prawdopodobnym wydaje się,
iż taką skalę mogło przybierać realne zagrożenie ze strony karakurtów, a nawet
zwykły wyimaginowany lęk przed nimi też nie wydaje się tłumaczyć tego. U jego
podłoża mogą stać natomiast nerwice i psychozy społeczne. Nie bez przyczyny
tarantyzm zrodził się lub co najmniej eksplodował w okresie szaleństwa „czarnej
śmierci", która wybiła znaczą część Europy. Tarantella byłaby więc formą
muzycznego egzorcyzmu na nerwice społeczne.
Warto zauważyć, że tarantyzm był jedynie włoską odmianą ówczesnych choreomanii
czyli epidemii tanecznych. John Waller z Uniwersytetu Stanowego Michigan w książce Czas na taniec, czas na śmierć:
niesamowita historia plagi tańca z 1518 roku opisuje przypadek ze
Strasburga, kiedy to pani Troffea, w lipcu w wąskiej uliczce zaczęła szaleńczy
taniec. Po pewnym czasie zaczynają się do niej przyłączać kolejne osoby.
Inicjatorka zmarła po kilku dniach tańczenia. Zaraziła tańcem ok. 400 innych
osób, z których wiele zatańczyło się na śmierć. Przez wieki nie potrafiono
wyjaśnić zdarzenia inaczej jak zbiorowym opętaniem. Wiadomo, że nie były to
jakieś bezładne drgawki, ale pewne ustrukturalizowane ruchy taneczne. Dziś jest
to tłumaczone jako wywołana stresem psychoza zbiorowa — choreomania. Wiadomo, że
ten region Francji dotknięty był wówczas przedłużającym się kryzysem. Ludzi
trapił głód, dziesiątkowała ospa, trąd i syfilis. Ale nie tylko społeczne
frustracje w ten sposób mogły znajdować swoje ujście, ale i indywidualne.
Niejeden jednostkowy problem w ramach tarantelli przedostawał się do „opinii
publicznej", jak choćby w przypadku tzw. Marii z Nardo, w którym „ukąszona"
dawała publicznie ujście nagromadzonej w sobie niechęci i agresji
skierowanej na męża i głośno zwracała uwagę publiczności na swój dramat
osobisty, który inaczej nie wydostałby się z czterech ścian.
Wiadomo, że część ludzkich zachowań jest „zaraźliwych" (np. ziewanie). W pewnych
okolicznościach owa zaraźliwość może się przeradzać właśnie w zbiorową psychozę.
Jednostkowym inspiratorem psychotycznych (lub nerwicowych) plag tanecznych mogły być choroby
neurologiczne, zwłaszcza pląsawica. W podaniach ludowych zwana była Tańcem św.
Wita. Wierzono, że ten kompulsywny taniec zsyłał święty Wit, gdy go ktoś
rozsierdził. Niewytłumaczalne i niezależne od woli grymasy twarzy, ruchy tułowia i kończyn, które przypominały taniec, były mocnym piętnem, bo sugerowały
konszachty z diabłem lub grzechy ciężkie. W istocie jednak jest to choroba
neurologiczna związana z układem pozapiramidalnym, zapewniającym nam płynność
ruchową.
Jeden chory na pląsawicę mógł działać jak kamień na urwisku społecznych nerwic.
Zaczynała się zbiorowa histeria. Wśród takich zdarzeń opisywano jak tańczący
zrzucali z siebie ubrania i tańczyli nago. Wykonywano obsceniczne gesty i okrzyki, inni porykiwali jak zwierzęta czy tarzali się po ulicy.
Historycy często opisywali tego rodzaju wydarzenia jako przejawy rytuałów
pogańskich sekt. W takim duchu opisywane są przykładowo wydarzenia z 1375 r. z okolic Renu, gdzie miała się objawić sekta taneczna, której członkowie tańczyli
szaleńczo przez pół dnia, aż padli z wyczerpania. Traktowano ich egzorcyzmami.
Tarantyzm jako jedna z form takich choreomanii najlepiej sobie bodaj poradził,
gdyż chorobę ubrał w chrześcijańskie szaty należące do św. Pawła, rozwinięto
wokół niej zespół wierzeń, rytuałów, strojów, muzyki. Można śmiało powiedzieć,
że w ten sposób psychopatologia wzbogaciła naszą kulturę, gdyż taniec tarantella z czasem uniezależnił się od pająków i ludowej medycyny. Dziś występuje pod
postacią pizzica (od pizzicare -
szczypać), którą nazwałbym muzyką ukąszeniową, i jest z honorami goszczony także w polskich filharmoniach, jako „Italian folk", z tak wybitnymi przedstawicielami
jak np. Alla Bua.
Jako kontynuację tego tematu czytaj mój tekst w nowym Focusie
Polska choruje na egzorcyzmy. Online dostępne materiały dodatkowe do tego tekstu: Egzorcyzmy okiem nauki.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.