|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Antropologia kulturowa
Deifikacja Jezusa a uniwersalność popkultury Autor tekstu: Radosław S. Czarnecki
Estmodus
inrebus [ 1 ]
Satyry,
HORACY
Czy dysputy na temat roli Jezusa w historii chrześcijaństwa i powstaniu
Kościoła zwanego katolickim (czyli powszechnym) są w ogóle uprawnione z racjonalnego i naukowego tytułu? Ubóstwienie Nazarejczyka — zupełnie
bezpodstawne z tytułu doświadczeń, tradycji, historii oraz religijności Żydów
(mesjasz nawet najbardziej zasłużony i admirowany społecznie nie był bowiem
nigdy traktowany jako bóg) — zaciemniło przecież w zupełności sposób
postrzegania tego, co działo się na przełomie starej i nowej ery (wg
chrześcijańskiego kalendarza) na terenie dzisiejszych ziem zwanych umownie
Ziemią Świętą.
Ubóstwienie
jakiejkolwiek osoby niweluje zupełnie racjonalność interpretacji zjawisk,
procesów czy opis realnej sytuacji w jakiej tej jednostce przyszło żyć.
Sakralizacja jest zawsze irracjonalna, nierealna,
a-rzeczywista,
nie-prawdziwa. Odziera osobę ludzką z codzienności, normalności i … historyczności, zakłamuje jej dokonania (jakie by
one nie były), fałszuje (idealizując) obraz danego człowieka czyniąc niemożliwym
jakikolwiek obiektywizm oceny (a to z kolei — jak np. w przypadku wspomnianego
wcześniej Jezusa z Nazaretu — unieważnić może wszelkie naukowe rozważania w tej
materii) tak potrzebny w autentycznych i rzeczywistych badaniach bądź
dociekaniach.
Sakralizacja
czegokolwiek jest a priori
irracjonalna. Zrywa z doczesnym bytem człowieka i klasycznie pojętymi racjami
rozumu. Depcze realne spojrzenie na rzeczywistość nas otaczającą, prowadzi na
manowce świadomość, a mentalność człowieka zatruwa stęchłym i nierzeczywistym
oddechem pospolitego szamaństwa. To
dobro i potrzeba niektórych umysłów — powie ktoś. Ale ".....Takie
dobro, które nam rzeczywiście przeszkadza
korzystać z większego dobra, w rzeczywistości
jest złem". [ 2 ] A na pewno zaćmienie umysłu i rozumu ogranicza nasze korzystanie z autentycznego
dobra.
Przecież
wiadomym jest powszechnie, iż twórcą chrześcijaństwa i Kościoła jest św. Paweł (vel
Szaweł) z Tarsu. Dlaczego więc nie on jest przedmiotem ubóstwienia, kultu,
swoistej idolatrii (działał tylko pokolenie od śmierci na krzyżu — jeśli
zakładamy oczywiście realność i historyczność, co wcale nie jest takie
jednoznaczne i oczywiste w świetle posiadanych naukowych danych — Żyda i rabbiego, charyzmatycznego proroka jakich wielu działało w I w. n.e. na terenie
dzisiejszej Palestyn zwanego Jezusem z Nazaretu)?
Ta potrzeba
ideału, modelu niczym nie zmąconych (zwłaszcza ziemskim, doczesnym, codziennym
bytem — czyli trochę dobrym trochę
złym), perfekcjonistycznej formy i kształtu miała w historii naszego gatunku sporo zwolenników (np. Platon -
Państwo). Chrześcijaństwo przez 2000
lat swoich dziejów niezwykle silnie wzmocniło owe tendencje na terenach, gdzie
stało się częścią kultury ludów je wyznających. Idealizacja
nieba szła równolegle z deprecjacją
doczesności. I to trwa cały czas -
mimo postępów modernizmu i wyzwalania się człowieka Zachodu (bo to jest i był
przez wieki matecznik religii chrystusowej — w różnych denominacjach) z tych
chrześcijańsko-manichejskich pęt, oplatających mentalność, świadomość i jaźń
człowieczą.
Deifikacja
Jezusa postępuje w czasie jednego pokolenia od jego śmierci (wojna żydowska
66-73 r. n.e. i totalna porażka Izraelitów — panowanie cesarza Wespazjana -
wydatnie przyśpiesza ów proces). Wystarczy przyjrzeć się dokładnie synoptycznym
ewangeliom i poczytać komentarze naukowe (bądź interpretacje) do zawartych w nich treści. Marek (najstarsza z ewangelii) prezentuje nam Jezusa jeszcze jako
człowieka bądź syna-człowieczego. U późniejszych ewangelistów (Mateusza i
Łukasza) można w nim już dostrzec eona lub demiurga
dobra (wszystko wg nomenklatury
ebonitów [ 3 ], manichejczyków
[ 4 ] lub gnostyków
[ 5 ]), pół-boga (coś na kształt greckich
herosów; Heraklesa, Ajaksa, Tezeusza lub Achillesa). Natomiast w najpóźniej
powstałej ewangelii, wg Św. Jana,
Jezus jest już klasycznym bogiem. Ów proces deifikacji — w przestrzeni
formalnej, literackiej i czasie historycznym — doskonale obrazuje m.in.
K.H. Deschner [ 6 ].
Już w VII/VIII w.
n.e. kult Jezusa-Boga, Pantokratora, przedstawianego na niezliczonych obrazach,
ikonach, rzeźbach itd., przybrał na Wschodzie Cesarstwa monstrualne rozmiary.
Próbowali z owym bałwochwalstwem (jak uważali pochodzący z Syrii i Anatolii)
walczyć niektórzy cesarze bizantyjscy zaliczani do dynastii izauryjskiej,
opierając się o tradycję starotestamentową i wzbierającą wówczas ofensywę
(militarną i kulturowo-cywilizacyjną) islamu. Zakaz prezentowania bóstwa w jakichkolwiek formach sztuki zdaniem judaizmu i islamu to obrona przed powrotem
do pogańskich praktyk, jako iż czci się tym samym wizerunek, nie zaś Absolut.
Również wielu "...Pierwszych Ojców Kościoła
przeciwstawiało się jego rozwojowi [kult ikon -
rscz.],
ponieważ wydawało im się to sprzeczne ze starotestamentowym zakazem sporządzania
wizerunków. Np. Euzebiusz z Cezarei ostro skarcił siostrę Konstantyna,
Konstancję, gdy prosiła o przysłanie jej z Palestyny obrazu Chrystusa. Św.
Epifaniusz z Cypru osobiście zerwał zdobioną obrazami zasłonę, którą zobaczył w wiejskim kościele"
[ 7 ].
Był też proceder
produkcji ikon na terenach Bizancjum doskonałym przedsięwzięciem merkantylnym,
opanowanym w wielkim stopniu przez klasztory i potężny stan mniszy. Cesarze,
chcąc przełamać ów monopol, osłabić potęgę mnichów (którzy nie byli powolni
władzy centralnej, gdyż funkcjonowali poza jurysdykcją biskupów diecezjalnych na
całym Wschodzie) i podporządkować sobie struktury kościelne prowadzili więc ową
walkę z pobudek ekonomicznych i politycznych — nie tylko
religijno-doktrynalnych.
Warto
jednocześnie zauważyć — i jest to ponadczasowa prawidłowość (potwierdzona przez
wieki trwania i działań m.in. chrześcijaństwa jako wiary religijnej
zinstytucjonalizowanej i zuniwersalizowanej) — że każdy kult
prędzej czy później objawia swe ponure oblicze: " ...
Kult Stalina, Hitlera, Mao, kult Jezusa
(w ruchu Jesus People), kult Bhagwana, Rona Hubbarda (w Scientology Church),
kult Yogi, maharadży Mahesha (medytacja transcendentalna), kult Wojtyły -
podobnie jak kult Chomeiniego — wszystkie one były i są podporządkowane
prawidłowościom
fundamentalistycznym". [ 8 ] Bo tam, gdzie brak rozumu i chłodu
racjonalizmu pętającego emocje, afekty czy namiętności, rodzą się różne demony.
Przywołany wcześniej konflikt ikonoklasytyczny w Bizancjum może być tego dobitną
ilustracją.
Mamy dziś na
oczach przykład jak przebiega — sakralizacja żywej, znanej i charyzmatycznej na
swój sposób osoby — ów proces w przestrzeni społecznej percepcji, w zbiorowej
potrzebie posiadania jakiejś świętości, nieskalanej (czyli czystej i wysublimowanej z codziennego brudu),
idealnej. Biorą w tym udział globalne media (z różnych tytułów: np. zysk,
ignorancja dziennikarzy czy ich wierność i posłuszeństwo strukturom religijnym
do których przynależą) oraz cała machina katolicko-watykańskiej propagandy: ten
przykład zwie się ogólnie Jan Paweł II.
Na naszych
oczach żywy, ułomny moralnie człowiek (jak zresztą każda jednostka), bardzo
często błądzący (jak każdy polityk i jeden z rozgrywających na światowym
orbis terrarium), działający w interesie swej instytucji religijnej, który nie zawsze -
raczej rzadziej niż częściej — jest zbieżny z interesami czy potrzebami
ludzkości, staje się santo subito.
Bajka, legenda, mit materializują się na naszych oczach, oblekają się w realne,
doczesne kształty. A racje rozumu, racje realizmu, racje prawdy i obiektywizmu
popieleją, kruszeją, stają poglądami jakiejś mniejszości, grupy dziwaków i kontestatorów (na pewno ateistów, libertynów, narkomanów, sodomitów, satanistów
czy komunistów), którzy "sami nie wiedzą
czego chcą" , a przede wszystkim są "...wrogami
Kościoła, Ojca Świętego, Jezusa i Maryi".
Ludowa pobożność i potrzeba zbliżenia się (nawet na niby) do świętości jest jak widać potrzebą
niezwykle żywotną i uniwersalną. Popularna, masowa, manifestacyjna dewocja
święci dziś ponownie — w połowie XX wieku wydawało się, że religia i oddawanie
się tego typu rytuałom zgodnie z tym co twierdzili Durkheim, Weber, Cox czy
Robinson zaniknie — triumfy na całym świecie. Renesans wierzeń religijnych i quasi-religijności jest faktem. [ 9 ] A im głębiej zapada w sen rozum i jego
racje, tym dewocja, bigoteria, irracjonalizm czy pospolite
szamaństwo poszerzają swe pole
działania.
Weźmy np. kult
J. Morrison: charyzmatyka, niekonwencjonalnej osobowości, poety, piosenkarza,
front-mana znanej rockowej grupy the Doors, przedwcześnie zmarłego (w 1971 roku w wieku 28 lat) idola młodzieżowej kontestacji i ruchu
hippie z końca lat 60' XX wieku -
jest także takim właśnie przykładem deifikacji idola, herosa, pół-boga. Legenda
rośnie, tworzą się wokół niej ośrodki stymulujące ów kult bo, to jest
przedsięwzięcie zyskowne (gadżety, symbolika zamknięta w pamiątkach związanych z przedmiotem — lub podmiotem — kultu, relikwie itd.), bo przecież mechanizmy w społecznej świadomości są takie same, obojętnie czy chodzi o Licheń, francuskie
Lourdes, Garbarkę na polskim Podlasiu, meksykańską Guadelupe,
cmentarz Pere-Lachaise [ 10 ], Waranasi (Indie), Kaabę w Mekce, grób
Alego (Nadżaf — Irak), Meditations Garden (Graceland
w Memphis, USA)
[ 11 ] czy wawelski sarkofag M. i L.
Kaczyńskich. I w innych, tysiącach, funkcjonujących wczoraj i dziś sanktuariach
bądź miejscach sakralnego ubóstwienia konkretnych ludzi, ten mechanizm, te
procesy, te emocje i uczucia się egzemplifikują nader podobnie.
Śmierć Jana
Pawła II i eksplozja afektów religijnej proweniencji nie była niczym
nadzwyczajnym (choć serwilistyczne polskie media w przesadnym tonie starały się
to prezentować odbiorcom nad Wisłą, Odrą i Bugiem). Oto w 1977 roku "...Około
80.000 gapiów pojawiło się na ulicach, które przemierzała procesja wioząca ciało
Elvisa Presleya. Wiadomość o jego śmierci spowodowała płacz,
smutek i histerię na całej planecie, nawet w krajach komunistycznych"
[ 12 ]. E. Presley też był obdarzany niezwykłą
estymą przez rzesze fanów, zwolenników, niemalże — wyznawców — quasi-religijnego
kultu herosa rock'n'rolla.
Gdy patrzymy na
proces deifikacji Jezusa (ale podobnie miała się rzecz z Buddą czy Mahometem) -
od jego śmierci minęło już prawie dwa tysiąclecia — nasuwają się właśnie takie,
jak tu zaprezentowano, skojarzenia. Z jednej strony nurtuje mnie następujący
dylemat — czy wokół takich miejsc kultu zawsze znaleźć się muszą tandetne,
jarmarczne przedsięwzięcia merkantylnego chowu jak sprzedaż słodyczy, handel
religijnymi bibelotami,
relikwiami, gadżetami materializującymi ową świętość ? A przy okazji -
usługi: hotelarskie, kuglarskie,
taniej rozrywki ..… ; w papieskim Rzymie najlepiej (od zawsze)
funkcjonowały lupanary. To fakt historyczny!
A drugiej,
interesuje mnie — czy
Jezus mógłby np. dziś świadomie myśląc o swym dziedzictwie (podobnie jak
wspomniany także w tym tekście lider the Doors — obdarzany także przez wielu
wielbicieli czy fanów swoistą admiracją bądź kultem — wobec zasad ideowych
przyświecających społecznym ruchom lat 60' i 70' XX wieku przebiegającym w kulturze Zachodu) powiedzieć o swoim dziedzictwie, iż
"...Powiem Ci … zmarnowaliśmy świt, a tego nie wybaczy nam żadne niebo"
(Jim Morrison).
Oczywiście, o ile jakiekolwiek niebo istnieje.
Przypisy: [ 1 ] Mają rzeczy swą miarę [ 3 ] Ebionici (gr.)
nurt judeo-chrześcijaństwa istniejący
na ziemiach Izraela oraz jego okolicach od I
do V w. n.e. Ich nazwa
nawiązuje do kilku tekstów religijnych, włączając w to słowa kazanie na
górze "Błogosławieni
ubodzy w duchu, bo do nich należy Królestwo Niebios" (Mt 5, 3),
zgodnie z poleceniem których wyrzekali się wszelkich dóbr doczesnych i
żyli w religijnej komunie. [ 4 ] To nurt religijno-społeczny w okresie I tysiąclecia n.e.
odwołujący się do tradycji perskiego dualizmu. Był niezwykle popularny
na Bliskim Wschodzie (Egipt, Syria, Palestyna, Mezopotamia). Wczesne
chrześcijaństwo doktrynalnie i ideowo nawiązywało do
wielu elementów
manicheizmu. Obie religie tworzą
w owym
czasie nader ciekawy
- na terenach Pax Romana -
konglomerat wierzeń
i rytuałów. Jest to przykład klasycznego synkretyzmu religijnego. [ 5 ] Jest to uniwersalistyczny prąd umysłowy, oddziaływujący na wiele
wierzeń religijnych i szkół filozoficznych w I-III w n.e. (także na
chrześcijaństwo i judeo-chrześcijaństwo). Szczególnie rozpowszechniony
był w Egipcie, Syrii, Grecji i Azji Mniejszej. Wyznawcy należeli do
różnych wspólnot i gmin, jednak wspólną płaszczyzną doktrynalną dla
wszystkich szkół gnostyckich była hermetyczna myśl egipsko-greckiego
pochodzenia. [ 6 ] K.H. Deschner, I
znowu
zapiał kur, Gdynia 1996,
ss. 44-62 (tom I) [ 7 ] S. Runciman,
Teokracja
bizantyjska,
Katowice 2008, s. 81. [ 8 ] Hubertus Mynarek
Zakaz
myślenia, Gdynia 1996, s. 23. [ 10 ] Miejsce wiecznego spoczynku
Jimmiego Morrisona. [ 11 ] Tu pochowano ostatecznie Elvisa
Presleya. [ 12 ] S. Perdegast, Encyclopedia
of Popular
Culture, St. James 1974. « Antropologia kulturowa (Publikacja: 15-01-2012 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 129 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Return Pana Boga | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7686 |
|