|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Mroczne karty historii KK
Zniszczenie protestantyzmu w Polsce Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
W tzw. Złotym Wieku Polska była krajem tolerancyjnym.
Schronienie i możność działania znajdowało tutaj wiele wyznań w innych
krajach prześladowanych. Wraz z rozkwitem reformacji najpierw zawitali do
Polski luteranie, którzy zdobyli wyznawców głównie wśród mieszkańców
miast. Później pojawili się kalwini za którymi opowiedziała się szósta część
stanu szlacheckiego, jego elita intelektualna wykształcona na zachodnich
uniwersytetach, ta która wiodła prym w ruchu egzekucji dóbr i praw,
wymierzonym w nadużycia magnaterii oraz kleru. Z czasem pojawili się anabaptyści
(menonici), bracia czescy, bracia polscy (socynianie). Przez pewien czas
protestantyzm miał w Polsce przewagę, jeśli idzie o publiczne wpływy. Fakt, że stan duchowny nie ponosił ciężarów na rzecz
obrony państwa, spotykał się z solidną krytyką szlachty wszelkich wyznań.
Tzw. ruch egzekucyjny postulował, aby annaty (opłaty przesyłane do Rzymu
przez duchownych obejmujących godności kościelne, stanowiące równowartość
rocznych dochodów na danym stanowisku), przekazywane dotąd przez biskupów do
Rzymu, przeznaczyć na sfinansowanie obrony kresów państwa, a także, aby
dobra kościelne na równi ze szlacheckimi wysyłały żołnierzy na wojnę. Inną
przyczyną krytyki praw i przywilejów duchowieństwa było pozywanie szlachty
innowierczej przed katolickie sądy duchowne. Sądy te orzekały w sprawach odstępstwa
od wiary katolickiej, uchylania się od płacenia dziesięciny czy też zaboru
mienia kościelnego, a więc we wszystkich kwestiach prawnych związanych z powstaniem gmin protestanckich. Kompetencje sadów kościelnych obejmowały również
sprawy małżeństw, obyczajowe i spadkowe, dotykając tym samym najważniejszych
dziedzin życia. Zamierzano nawet zerwanie z Rzymem i utworzenie polskiego Kościoła
narodowego (1555). To się jednak nie udało, tym niemniej zgodnie z powyższymi
postulatami na sejmach z lat 1563-1569 nałożono na kler katolicki obowiązek płacenia
podatków nadzwyczajnych (wyznaczanych np. w okresie wojen) w formie procentu od
dziesięcin. Szczególne znaczenie miał fakt, że zniesiono też wykonywanie
wyroków sądów kościelnych przez starostów (1563), czyli odebrano Kościołowi
prawo posługiwania się siłą świeckiej władzy państwowej, co dotychczas
czynił nieustannie egzekwując swoje żądania. Stwarzało to realne podstawy
dla wolności sumienia w Polsce, zarazem godziło w ekonomiczną i polityczną
potęgę Kościoła rzymskokatolickiego. Ten stan trwał do czasów
kontrreformacji w Polsce. W 1564 zaprzestano płacenia papieżowi świętopietrza, servitia
communio oraz annat. W 1570 r. zawarto ugodę sandomierską w sprawie tolerancji
religijnej w kraju. Ugoda nie obejmowała jednak braci polskich.
Pierwsza polska quasi-konstytucja, Artykuły henrykowskie (1573) zawiera trzeźwy ogląd sprawy w kwestii wynagrodzeń urzędników Rady Senatorów: "Ci mają mieć opatrzenie ze skarbu naszego i potomków naszych: biskupi z ruskich krajów i świeckiego stanu senatorowie (...); a panowie duchowni krajów polskich tego nie potrzebują, gdyż są dobrze opatrzeni" (pkt 8). Zwieńczeniem
ruchu egzekucyjnego było uchwalenie tzw. konfederacji warszawskiej,
28/29 stycznia 1573 r. Był to akt, który wprowadzał oficjalnie wolność
sumienia w Rzeczypospolitej, zakaz prześladowania za wiarę, wprowadzał wolność
religijną. Był to pierwszy taki akt w Europie. Episkopat katolicki nigdy nie
uznał ważności tej ustawy. Był to szczytowy moment wpływów Reformacji w Polsce, która jak żaden inny kraj europejski cieszyła się tolerancją
religijną, która jako jeden z niewielu krajów dawała schronienie prześladowanym,
która nie zaznała potwornych wojen religijnych pustoszących Francję i Niemcy
tego okresu. Mówiło się wówczas, że jeśli szukasz jakiejś zaginionej
religii — zaglądnij do Rzeczypospolitej. Polscy protestanci mieli jednak i bardzo polskie przywary:
nie umieli się jednoczyć i trwać w zgodzie dla wspólnej sprawy. Osłabiło
ich to w zmaganiach z Kościołem rzymskim i podkopało szansę na utworzenie kościoła
narodowego. Do tego dochodził obsesyjny lęk przed zbyt silnym monarchą. Choć
mogliby teoretycznie doprowadzić do wybrania króla-protestanta, wykoncypowali
sobie, jak pisze Leopold von Ranke, iż roztropnie będzie, jeśli będzie on
katolikiem, gdyż wówczas mieć będzie nad sobą jeszcze papieża, co hamować
go będzie przed samodzierżawiem. Król katolik oczywiście był bardziej zależny,
jednak dzięki temu papież mógł z sukcesem prowadzić wojnę z polskimi
protestantami. Umocowanie Kościoła na dworze cały czas było silne.
Nuncjusz papieski był jedynym obcym posłem, któremu wolno było prowadzić
rozmowy z królem bez obecności senatora. Nuncjusze starali się z jednej
strony wpływać na króla, z drugiej na podległych im biskupów wymuszając
jednomyślność i jednogłośność (trzeba wiedzieć, że biskupi ówcześnie z racji urzędu zasiadali w senacie). Nuncjusz Bolognetti wzywał więc króla
Stefana, by ten obsadzał urzędy wyłącznie katolikami, by w królewskich
miastach zezwalał jedynie na katolickie nabożeństwa i by przywrócił dziesięcinę.
Batory, który doceniał doniosłość tolerancji religijnej, oświadczył
nuncjuszowi, że nie ma tyle władzy, by zaspokoić pragnienia rzymskiego posła.
Udało mu się wszakże wymóc deklarację, że biskupstwa będą przyznawane wyłącznie
katolikom, co dotychczas nie zawsze było przestrzegane. Dużo więcej udawało się nuncjuszowi załatwić przez
senat, zdominowany dzięki biskupom przez katolików. Dzięki temu udało się
postawić katolicką żarliwość nad pragmatyzm i interes państwa. I tak przykładowo,
kiedy Anglicy zaproponowali nam zawarcie układu handlowego, korzystnego zwłaszcza
dla sprotestantyzowanego Gdańska, nuncjuszowi udało się zapobiec zawarciu
tego traktatu. Angole mieli czelność domagać się swobody handlu i nieczynienia im wstrętów z powodów religijnych. Prawdziwy dramat miał się jednak dopiero zacząć po śmierci
króla Stefana. W owym czasie najpotężniejszą „partią" była familia
Zamoyskich, która obrała sobie kierunek katolicki. Na następcę namaścili
Zygmunta, szwedzkiego księcia, formowanego przez jezuitów. Czego nie dało się wymóc ani na Zygmuncie Auguście ani
na Stefanie Batorym, to posłusznie i z gorliwością w życie zaczął wcielać
Waza. Wszelkie awanse i urzędy odtąd miały dostawać się wyłącznie
katolikom. 20 tys. stanowisk do obsadzenia. Wszystko w rękach króla. Warto było
utrzymywać dobre stosunki zwłaszcza z jezuitami. Starosta Ludwik Mortęski
podarował im swój dom w Toruniu, dzięki czemu awansował na wojewodę
pomorskiego. Korumpowanie jezuitów stało się łatwą przepustką do kariery.
Coraz więcej szlachty zaczynało dostrzegać, że Złoty Wiek się już zakończył i że wiatry wieją teraz w zupełnie inną stronę. Zaczęły się mnożyć w stanie szlacheckim konwersje na katolicyzm. W dobie boomu reformacyjnego
katolicy stracili wiele kościołów na rzecz protestantów. Teraz biskupi ogłosili,
iż jest to niezbywalna własność Kościoła, która mu się słusznie należy, i zaczęli wnosić skargi sądowe w tych miastach, gdzie utracili kościoły.
Ponieważ sądy już były poobsadzane żarliwymi katolikami toteż w krótkim
czasie odzyskali wszystkie miejskie kościoły parafialne. Z czasem Zygmunt w dużej mierze uniezależnił się od
popierającej go „partii", wynosząc do wysokich stanowisk jej wrogów. Rządził
przy pomocy senatu, którym z kolei dyrygowali biskupi. W reakcji na to wybuchł
bunt szlachecko-protestancki zwany „rokoszem Zebrzydowskiego" (1606-1609).
Królowi zarzucano faworyzowanie jezuitów i dążenia absolutystyczne. Domagali
się nie tylko wybieralności urzędników ziemskich, ale i wygnania jezuitów z kraju. O wszystkim zadecydowała bitwa pod Guzowem. Wojska królewskie ruszyły
do ataku z okrzykiem „Jezus, Maryja!", rozbijając przeciwnika, zadając tym
samym śmiertelny cios rokoszowi. Dzięki temu kurs antyprotestancki mógł zostać
utrzymany. Rzym zaś słał zachwyty nad nowymi porządkami w Rzeczypospolitej:
„Protestancki władca, który nadawałby godności w równych częściach
przedstawicielom obu stronnictw, zapełniłby cały kraj heretykami". Zgodnie z instrukcją papieską, która głosiła sprytnie: "Mieszkańców należy
zmuszać do nawracania się, bez użycia jednak oczywistej przemocy" — w miastach królewskich póki co ograniczono nabożeństwa protestanckie. Nuncjusz papieski, ówcześnie szara eminencja władzy w Polsce, stale nadzorował, by trybunały obsadzano zgodnie z wolą Kościoła
Katolickiego i aby działały one „stosownie do świętego prawa kanonicznego". Istotnym polem oddziaływania prozelickiego były mieszane
małżeństwa, którym Rzym położył zdecydowaną tamę. Dla ważności ślubu
wymagano, aby był on zawarty przed proboszczem, ci zaś nie udzielali ich dla
pary różnych wyznań. To powodowało, iż na ogół decydowano się na obrządek
katolicki, a tym samym na konwersję, choćby dlatego, aby w przyszłości nie
zaszkodzić swoim dzieciom. Zgodnie z instrukcją papieską Kościół i jego ramię świeckie
nie angażowały się w nawracanie poprzez przemoc. Robili to jezuici rękoma
swoich wychowanków. Państwo ograniczało się do przymykania oczu i nieinterweniowania. Ranke podaje, iż uczniowie jezuitów nierzadko obchodzili
dzień Wniebowzięcia w ten specyficzny sposób, że szturmowali domy ewangelików,
rabowali je i niszczyli. Biada temu, kogo schwytali albo kogo choćby tylko
spotkali na ulicy! Młoda szlachta. Złota młodzież Srebrnego Wieku. Ostatnią
świątynię ewangelicką w Krakowie zniszczono w 1591 r. Zdemolowano również
miejscowy cmentarz ewangelicki. Ciała zmarłych wyrzucone zostały z grobów. W 1611 zniszczono kościół protestancki w Wilnie, pastorzy zostali poturbowani
lub zabici. W 1615 w Poznaniu ukazał się elaborat dowodzący, że protestanci
nie mają prawa zamieszkiwania w tym mieście. Niedługo później uczniowie szkół
jezuickich uderzyli na kościół braci czeskich, nie zostawiając kamienia na
kamieniu, zaś świątynię luterańską puszczając z dymem. Takie akty
przemocy religijnej występowały w wielu innych miejscach, stale terroryzując
polskich protestantów. Kiedy już zniszczono to co było do zniszczenia w miastach,
krakowscy studenci zaczęli napadać na niekatolickie kościoły położone w podkrakowskich wsiach. Krzysztof Kraiński, kalwiński polemista i postyllograf z początków XVII w., opisywał jak na Podlasiu pewien stary luterański
pastor, Laskowski, spacerował opierając się na lasce, przed swym powozem. Z drugiej strony nadjechał szlachcic katolicki, który rozkazał swemu woźnicy
nakierować konie wprost na pastora. Starzec zmarł poturbowany. W tym haniebnym okresie dziejów Polski ekscesom
kontrreformacyjnym towarzyszyły napady na różnowiercze sklepy, mieszkania, a nawet pogromy ludzi. Pogromy wyznaniowe, dokonywane z aprobatą i z inicjatywy
kleru katolickiego, przebiegały przy całkowitej niemal bierności władz świeckich,
które nie czuły się do niczego zobowiązane, gdyż sejm nie uchwalił przepisów
wykonawczych do postanowień konfederacji warszawskiej. Pozostała ona wzniosłym
kawałkiem papieru. Po tzw. potopie szwedzkim Kościół dopomógł narodowi
znaleźć kozła ofiarnego — antytrynitarzy, których wygnano (1658) zasilając
tym samym Holandię. W 1668 sejm zabronił, pod karą śmierci, odstępstwa od
katolicyzmu. 21 lat później na Rynku Starego Miasta w Warszawie uroczyście i w katolickim obrządku odrąbano głowę Kazimierzowi Łyszczyńskiemu -
filozofowi i prawnikowi, który nie wierzył w Boga a na dodatek przed polskimi
sądami występował w sporach majątkowych przeciwko jezuitom… Do czasów Oświecenia
nad Polską zapanowała kontrreformacyjna noc, której pamięć podkreśla wiszący
posępnie nad Warszawą Zygmunt z wielkim krzyżem na kolumnie.
« Mroczne karty historii KK (Publikacja: 16-05-2002 Ostatnia zmiana: 11-02-2007)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 79 |
|