|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Historia filozofii » Filozofia współczesna
Człowiek wspaniały, czyli jaki mamy pożytek z gęsi [7] Autor tekstu: Małgorzata B. Jakubiak
Współcześnie
wiele mówi się o prawach człowieka i chyba nic, albo niewiele o jego obowiązkach.
Absurd polega na tym, że kategoria praw nie może funkcjonować bez kategorii
obowiązków. Mówiąc wprost — aby ktoś mógł cieszyć się swoimi prawami,
ktoś inny musi je respektować, a z tym łączą się pewne powinności i obowiązki.
Tymczasem z prawami jest tak jak z miłością; wszyscy chcą być kochani,
niewielu chce i umie kochać. Wszyscy chcą mieć prawa, rzadko kto chce aby
mieli je inni.
Marston
Bates zastanawiał się jaka powinna być filozofia współczesna, mająca na
celu zmianę panującego światopoglądu na taki, który uwzględniałby fakt,
że człowiek jest zarówno członkiem społeczeństwa ludzkiego jak i całego
zespołu istot żywych w ogóle, czyli zespołu biologicznego. Jako oczywiste
uznał, że najważniejszą kwestią jest uwzględnienie problematyki współistnienia
zarówno w stosunkach międzyludzkich jak i w stosunkach człowieka do reszty
współistnień i do całej przyrody. Napisał tak: "Człowiek, zdobywając
boskie cechy świadomości zdobywa jednocześnie boską odpowiedzialność.
Problemy natury owych wzajemnych więzi z dziką zwierzyną, z drzewami leśnymi i rybami w morzach, stają się problemami etycznymi — problemami roztrząsającymi
nie to, co dobre jest dla samego człowieka, lecz to co jest dobre dla innych żywych
istot.
Niezależnie
od wszelkich deklaracji odwołujących się do tzw. wyższych idei, w praktyce
motywacjami działania są interesy — zysk i władza. Dotyczy to zarówno
stosunku do zwierząt, do przyrody w ogóle, jak i ludzi. W rządach nad społeczeństwami
ludzkimi władza częściej przejawia różne formy nieuczciwości i wykorzystania niż troski i odpowiedzialności za stado ludzkie.
O
ileż bardziej odpowiedzialni i spolegliwi są zwierzęcy przywódcy stad.
Nawiasem
mówiąc ludzkość, przez tysiąclecia wymyśla coraz to nowe sposoby przezwyciężania i ujarzmiania przyrody — w tym zarówno zwierząt, chorób jak i kataklizmów,
ale jednocześnie nie umie uporać się sama ze sobą, tworzy systemy społeczne, w których jednostki i grupy są nieustannie zagrożone przez inne jednostki i grupy, gdzie jedni ludzie bronią się przed zakusami innych, podczas gdy większość
zwierzęcych stad istnieje po to, by wspólnie było łatwiej przetrwać.
Humaniści
rzadko kiedy interesowali się sprawami stosunku ludzi do przyrody, do zwierząt.
Marston Bates miał rację, że filozofowie na ogół unikają tych tematów,
humaniści na ogół koncentrowali się na jego odmienności i szczególności,
traktując człowieka i ludzkość jak wyspę w oceanie. Ma to związek ze
swoistym rozejściem się nauk humanistycznych i nauk przyrodniczych. Do dziś
jest tak, że wstyd jest nie wiedzieć kim był Mozart i co napisał Byron, ale
całkiem bezkarnie można wygadywać głupstwa na temat jakiegoś gatunku ptaków,
choćby z najbliższej okolicy czy zachowań i mentalności psów.
Dużo
słów padło tutaj o stosunku człowieka do przyrody, o wyobrażeniach człowieka i ludzkości na temat swojej roli na ziemi, pośród innych stworzeń. Czy
humanista nie ma dość „ludzkich" problemów, czy ma zastąpić ekologa i obrońcę zwierząt? No cóż, nie w tym rzecz, aby ich zastąpił, lecz w tym,
aby poszerzył horyzont postrzegania człowieka nie tylko w kontekście „twórcy
dzieł", ale w kontekście jego zdolności do współistnienia z innymi w szerokim tego słowa rozumienia.
Humanizm,
zmierzający do tego, aby powiedzenie „człowiek — to brzmi dumnie" nie było
tylko nic nie znaczącym sloganem musi zdobyć się na holistyczne spojrzenie na
istotę ludzką, dostrzegające również jej relacje z otoczeniem.
Każda
istota żyje we własnym świecie postrzeżeniowym, dostrzega głownie to, co
jest jej potrzebne, na co jest wyczulona, na pozostałe sprawy nie zwracając
uwagi. Społeczeństwa ludzkie tworzą własne światy, które kręcą się wokół
pewnego, często bardzo wąskiego kręgu spraw i rozstrzygają problemy na
podstawie niezbyt obszernego i niezbyt bogatego systemu wartości.
Być
nowoczesnym humanistą — to interesować się nie tylko człowiekiem, ludzkością
jako wyizolowana kategorią, ale także tym, co człowiek „wyprawia" na tym
świecie, jego relacjami z całym otoczeniem, jego zdolnością do dostrzegania
nie tylko „samego siebie i swoich talentów".
Nikt
nie neguje tutaj starań o przestrzeganie tzw. praw człowieka ani działań
pomocy podejmowanych na rzecz ofiar różnych „gier" polityczno-finansowych,
gdzie ludzkie życie nie liczy sie wcale. Jest to ważne bez wątpienia. Ale
jest coś niepokojącego w fakcie, gdy humanista stojący na straży
poszanowania człowieka całkowicie odcina się od spraw związanych z zadawaniem cierpień zwierzętom, czy pojedynczym, czy jakiejś ich kategorii,
mało tego, te problemy dla niego nie istnieją jako leżące poza ścisłym kręgiem
jego zainteresowań. Tam nawet nie sięga już etyka.
Rozumiał
to doskonale filozof, humanista i wolnomyśliciel, Tadeusz Kotarbiński, a poglądom
tym dał wyraz (m. in.) w artykule zatytułowanym Sentymentalizm (Racjonalista
nr 9/1933) i poświęconym stosunkowi ludzi do zwierząt, w którym — w duchu
etyki, którą propagował — wyjaśniał, że stopień osiągniętego człowieczeństwa
przez każdego z nas, wyraża się także w jego stosunku do „braci
mniejszych", czyli zwierząt.
Skoro
już wspominam Racjonalistę, na łamach którego rozpętała się za
sprawą Tadeusza Kotarbińskiego burzliwa dyskusja na temat tego, czy granica
etyki i humanizmu kończą się na niektórych tylko istotach, to zacytuję tu,
trafiające w istotę rzeczy słowa innego jeszcze publicysty tego czasopisma
Mariana Lubeckiego, który zabrał głos w tej sprawie: „Otchłań męki
zwierzęcia jest przeraźliwie głębsza od olbrzymiej także — niestety -
otchłani męki ludzkiej; kto popiera sprawę zwierzęcia, ten popiera i sprawę
człowieka w jego nas istotniejszej treści" (Racjonalista 10/1933). I w tym sensie humanista ma nie tylko prawo, ale i obowiązek zabierania głosu w sprawach którymi sensu stricte zajmują sie obrońcy zwierząt i ekolodzy.
Zresztą tak dzieje się powoli (zbyt powoli) — organizacje humanistyczne
wypowiadają się w niektórych sprawach, np. nadzorują niektóre (nieliczne)
działania ludzi, w trakcie których mogą ucierpieć zwierzęta (np. kręcenie
filmów z ich udziałem). Ale cóż to jest wobec bezmiaru innych spraw tego
rodzaju.
Austriacki
uczony, filozof i lekarz, twórca nowoczesnej etologii, w książce zatytułowanej
znamiennie Regres człowieczeństwa (PIW 1986), omawiając problemy człowieka
związane z faktem coraz ciaśniejszego uwikłania go w tryby machiny zwanej
„społecznością ludzką" napisał takie słowa: „Rzeczywiste dla każdego
człowieka jest to, z czym codziennie ma on do czynienia (...), z czym musi
uporać się w swojej codziennej pracy. A skoro prawie wszyscy napotykają przy
tym wyłącznie rzeczy nieożywione i wytworzone przez człowieka, ludzie
nabierają przesadnego przekonania o tym, co człowiek jest w stanie zrobić.
Straciliśmy więc niezbędny szacunek dla tego, czego człowiek zrobić nie
potrafi; oduczyliśmy się obcowania z rzeczami żywymi, ze wspólnotą istot żywych, w jakiej i z jakiej żyjemy".
6
Duma z tego, co człowiek jest w stanie zrobić, była jednym z punktów wyjścia dla
humanizmu renesansowego. Cały nieomal tamten wizerunek człowieka kształtował
się wokół ludzkiej zdolności do tworzenia techniki i sztuki, etc. (ale także
kształtowania samego siebie). Gianozzo Manetti (a nie tylko on jeden) w zachwycie wymieniał „cudowne i niewiarygodnie pomysłowe (...) skonstruowane
dzięki niezwykłej zręczności i przedsiębiorczości ludzkiej narzędzia i machiny, obrazy i rzeźby" etc.
Renesansowy
filozof francuski, Ambroise Pare, wśród dzieł ręki i umysłu ludzkiego, będących
powodem do dumy, wymienia także zdobycze sztuki wojennej: lance i szpady,
miecze, dzidy, pociski, łuki, proce, strzelanie z bombardy, pancerze, mury i wały
trudne do zdobycia. Inny francuski humanista, Pierre Boaystuau, pośród
najznakomitszych dzieł ludzkich, w jednym szeregu wymienia Iliadę Homera i lustro Archimedesa, za pomocą którego można podpalić okręt wrogów na pełnym
morzu. Gwoli sprawiedliwości trzeba odnotować, że w innym miejscu autor ten
wtrąca zdanie, zgodnie z którym działom i machinom wojennym udzieliłby on
nieco mniej pochwał, ponieważ przynoszą one szkody.
Współczesnych
humanistów powinien zadumać fakt, że wszystkie te ciągoty kulturalne,
pokojowe, związana z tym łagodność obyczajów, które dziś niektórym
kojarzą się z humanizmem (pomijając nawet sto odmian rozumienia tego pojęcia,
jego wieloznaczność) nie cechowały raczej tych, których dziś zwiemy
humanistami renesansowymi. Co ciekawe, pomimo, że nauki humanistyczne zaczęły w pewnym momencie iść własnym, odrębnym torem, wątek dumy z techniki, z jej
rozwoju, z jej siły, był u myślicieli renesansowych silny. Franciszek Bacon
uważał wprost, że człowiek osiąga wielkość nie poprzez dzieła duchowe,
ale poprzez postęp nauki i techniki.
Humanizm
renesansowy cenił rozum, śmiało można powiedzieć, że cechował go kult
rozumu. Uczucia nie były w cenie. Jeden z francuskich myślicieli tego okresu
wymienia uczucia jako sposobności niższego rzędu, właściwe już „zwierzętom
bezrozumnym".
W
swoich zachwytach nad człowiekiem-twórcą dominowała ocena ludzkiej sprawności w osiąganiu celu. Tradycyjny humanizm nie doszedł w stopniu istotnym do
refleksji etycznej nad tymi formami działań ludzkich, które zwracają się ku
pozaludzkim istnieniom. Ten nurt myślenia, wywodzący się z zachwytu dla "Homo
faber" trwa w gruncie rzeczy do dziś.
Jednocześnie
trzeba pamiętać, że ludzka potrzeba tworzenia i przetwarzania otoczenia,
budowania, konstruowania, a nawet dostosowywania otoczenia pod kątem własnych
potrzeb nie jest sama w sobie niczym złym. Ważny jest sposób w jaki jest to
robione, umiejętność znalezienia „złotego środka", który pozwoli na
wkomponowanie ludzkich zamierzeń w otoczenie, środowisko, na uwzględnienie
potrzeb życiowych innych istnień. Coraz częściej pojawiają się problemy
związane z powstrzymywaniem niektórych działań i zamierzeń, albo żądania
zmiany ich metody, niektórych rodzajów badań naukowych, niektórych rozwiązań
technicznych i innych praktyk.
Powoli
dochodzi do głosu nowa filozofia, zgodnie z którą móc i umieć coś zrobić
to jeszcze nie znaczy, że warto i trzeba. Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć
na pytanie: czemu to ma służyć i czy rezultat wart jest szkód, które będą
mu towarzyszyć.
W
każdym razie wiara ludzkości we własne siły i możliwości nie może już
opierać się na podkreślaniu jedynie zdolności produkcyjnych, zdolności wymyślaniu
coraz to nowych wynalazków jako wartości samej w sobie, ale także na
rezygnacji z pomysłu czy jego modyfikacji, gdy tak nakazują względy wobec
ludzkich i nie tylko ludzkich interesów.
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
« Filozofia współczesna (Publikacja: 11-06-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8104 |
|