|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Kryptonim POTENCJACJA [1] Autor tekstu: Marcin Kruk
Lucjanowi Ferusowi, który ideę tej historii podsunął.
Mirosław Jasiński zasnął w Panu niespodziewanie. Położył
się do łóżka zdrowy i nie obudził się rano z powodu tego, że był martwy.
Lekarz stwierdził zgon naturalny spowodowany zatrzymaniem akcji serca. Nie było to wydarzenie całkowicie niespodziewane, gdyż u zmarłego kilka miesięcy wcześniej stwierdzono stan przedzawałowy, cierpiał
na nadciśnienie. Zmarły miał 55 laty, był palaczem, alkoholu nie nadużywał,
ale od niego nie stronił, krytycznego wieczoru kładł się do łóżka trzeźwy,
nie skarżąc się na żadne dolegliwości.
Co dla lekarza było normalnym, nie wzbudzającym żadnych
podejrzeń zejściem, dla Katarzyny Jasińskiej było trudną do zaakceptowania
stratą, której sprawcy powinni być pociągnięci do
odpowiedzialności. Podejrzewała
błąd w sztuce lekarskiej, a żyjąc w głębokim przekonaniu, że wszyscy
lekarze to hieny, była pewna, że jej mąż padł ofiarą kryminalnego
zaniedbania.
Najbardziej podejrzewała przepisany przez kardiologa
vivacor, o którym przeczytała w ulotce, że może wywoływać skutki uboczne takie
jak zwolnienie akcji serca, niedociśnienie, nasilenie objawów zastoinowej
niewydolności serca, ból w klatce piersiowej, omdlenie, skurcz oskrzeli,
pojawienie się lub nasilenie już istniejących zaburzeń krążenia
obwodowego. To ostatnie niepokoiło ją szczególnie.
Jak wyjaśniała później policji, kardiolog nawet nie
zadał mężowi pytania, czy przyjmuje inne leki, tymczasem mąż korzystał zarówno z leków przepisanych przez lekarza rejonowego, jak i przez lekarza- homeopatę.
Przyniosła na posterunek policji wszystkie leki, które
zmarły brał, więc oprócz vivacoru, aspirynę, proszki od bólu głowy oraz
dwa leki homeopatyczne, opakowanie
leku Nux Vomica i Oscillococinum.
Te dwa ostatnie zwróciły szczególna uwagę sierżanta
Marka, gdyż zbiegiem okoliczności uczestniczył w dochodzeniu zarządzonym po
niedawnej kontroli w hurtowni farmaceutycznej WUPRA. Poszukując podróbek leków
zagranicznych kontrolerzy znaleźli również podejrzane faktury na krajowe leki
homeopatyczne. Prokuratura rozpoczęła śledztwo, mając uzasadnione
podejrzenia, że ktoś mógł wprowadzić na rynek dużą partię podrobionych
leków homeopatycznych. Faktury opiewały na to samo laboratorium produkujące
leki homeopatyczne, ale płatności kierowane były na inne konto.
Sierżant Marek zapamiętał, że w paczkach, które
zabezpieczał jako towar podejrzany, znajdowały się właśnie te specyfiki.
Wiedziony policyjnym instynktem postanowił ustalić , w której aptece zmarły
nabył te lekarstwa oraz źródło ich pochodzenia.
Żona zmarłego nie była pewna, ponieważ mąż dostawał
zazwyczaj swoje leki bezpośrednio od lekarza-homeopaty, ale w inne leki
zaopatrywał się w Aptece im. Ojca Pio. Sierżant zanotował nazwisko i adres
homeopaty oraz lekarzy, z których usług zmarły korzystał, podejrzewając, że
doniesienie o przestępstwie jest bezpodstawne i zastanawiając się, czy warto
zawiadamiać szefa o tym zbiegu okoliczności w postaci identyczności
zabezpieczonych w hurtowni podejrzanych specyfików homeopatycznych i tych, z których
korzystał zmarły.
Sierżant Marek przekazał dalej notatkę o doniesieniu pani
Katarzyny Jasińskiej i przypomniał sobie o tej sprawie w tydzień później,
kiedy dowiedział się, że podejrzane faktury znaleziono w kilku innych
hurtowniach, zaś dochodzenie przeprowadzone w laboratorium produkującym te
specyfiki ujawniło, że mają dokumenty na dostarczenie zaledwie jednej
trzeciej towaru znajdującego się w hurtowniach. Odpowiedzialni pracownicy
laboratorium twierdzili zgodnie, że jest to afera z podróbką ich specyfiku,
jednak otrzymawszy próbki z różnych partii towaru, nie byli w stanie wskazać,
które były podrobione. Hurtownie składały zamówienia przez telefon,
laboratorium wysyłało towar własnym transportem lub przez firmy kurierskie.
Czy hurtownie mogły nie orientować się, że wysyłają pieniądze na różne
konta? Jak się okazał właściciel drugiego konta podał nieznacznie różniący
się adres, który okazał się fikcyjny. Konto było puste, po każdym
przelewie, pieniądze były niemal natychmiast przerzucane elektronicznie dalej. W proceder musieli być zatem zamieszani albo pracownicy laboratorium, albo
pracownicy hurtowni, albo jedni i drudzy.
Prowadzący śledztwo był przekonany, że w sprawę
zamieszane jest tylko laboratorium i że raczej jest to oszustwo podatkowe niż
kolejna afera z podrabianiem leków. Sierżant Marek zadzwonił
do prowadzącego sprawę porucznika Michalskiego, informując go, że było
takie doniesienie i dwa takie specyfiki zostały zabezpieczone. Michalski roześmiał
się — Człowieku, nawet jeśli to są podróbki, to nikt na świecie nie jest
ich w stanie odróżnić od produktów markowych. Są jak dwie krople wody.
Sierżant Marek przypomniał sobie nazwisko i adres lekarza
homeopaty. Katarzyna Jasińska powiedziała, że jej mąż dostawał leki bezpośrednio
od niego. Leki miały jednak fabryczne opakowania, więc homeopata musiał je
kupować w hurtowni lub bezpośrednio u producenta. Jak wygląda księgowość
homeopaty, czy ktokolwiek kiedykolwiek sprawdza jego działalność gospodarczą?
W domu zajrzał do Internetu i stwierdził ze zdumieniem,
że mieszkają z homeopatą po sąsiedzku. Homeopata reklamował się
jako wybitny specjalista z międzynarodową praktyką. Twierdził, że ma
sukcesy w leczeniu depresji, nadciśnienia, trądziku, alergii, nowotworów i innych chorób. Twierdził również,
że wyleczył tysiące chorych i obficie cytował ich wyrazy wdzięczności.
Prowadził stronę porad i odpowiedzi na pytania. Sierżant Marek uśmiechnął
sie, kiedy zobaczył odpowiedź na pytanie, czy leki homeopatyczne można
przedawkować: „Nie da się tego zrobić. Nie mają oddziaływań
toksycznych, są to leki całkowicie bezpieczne."
Pacjenci nie mieli
jednak tak entuzjastycznych opinii o homeopacie jak homeopata o samym sobie. Na
innym forum zrozpaczona matka pisała , że po roku leczenia u tego
lekarza-homeopaty jej synek czuje się coraz gorzej. Inna matka polecała jej
nawet, żeby zmieniła homeopatę.
Te studia przerwał
dzwonek do drzwi i sierżant dobrze wiedział kto przyszedł. A jednak Michalina
zaskoczyła go. Stała przed drzwiami w czarnym kapeluszu, na szpilkach, których
nigdy nie nosiła i w niebieskiej sukience, która wydała mu się obietnicą
poranka. Kochali się gwałtownie, niemal natychmiast po zamknięciu drzwi, a potem ponownie po zjedzeniu wędzonej makreli i wypiciu piwa. Michalina siedziała w kuchni w jego koszuli i opowiadała o wizycie na wsi u swoich rodziców. Sierżant
Marek musiał potem odpowiedzieć na wszystkie pytania o swoim życiu między
ostatnim piątkiem, a dniem dzisiejszym. Plątał się w zeznaniach, nie mogąc
oderwać wzroku od siedzącej po drugiej stronie stołu postaci pochłaniającej
rybę i trawionej ciekawością najdrobniejszych szczegółów z jego życia.
Kiedy zapytał co
wie o homeopatii, Michalina zmarszczyła brwi i odpowiedziała pytaniem, czy to
jakaś nowa dziewczyna? Kiedy powiedział jej o aferze podróbek leków
homeopatycznych Michalina wybuchła śmiechem i opowiedziała jak na studiach
uczyli studentów jak robi się takie leki, a nawet zrobili im ćwiczenia
praktyczne.
— Podrabianie leków
homeopatycznych polega na tym, żeby gówno było podobne do gówna, smakowało
jak gówno i było gównem, ponieważ jedyną właściwością sprawczą tego gówna
jest wiara pacjenta w gówno -
powiedziała świeżo upieczona magister farmacji, dopijając piwo i wstając od
stołu, żeby umyć ręce.
Michalina zdjęła
koszulę i założyła kapelusz, dając jednoznaczny sygnał, że są ciekawsze
sprawy na świecie niż homeopaci oraz podrabiane leki homeopatyczne.
Kochali się teraz
inaczej, w pozycji umożliwiającej Michalinie pozostanie w kapeluszu, co
najwyraźniej było jej ambicją. Sierżant Marek wpatrywał się intensywnie w jej twarz, rozumiejąc teraz lepiej dlaczego powiedziała kiedyś, że mózg
jest najważniejszym organem seksualnym. Kiedy
przeszli w stan spoczynku pomyślał, że ma więcej szczęścia niż rozumu, bo
takie dziewczyny nie rodzą się na kamieniu. Michalina, która w momencie
uniesienia odrzuciła kapelusz w kąt pokoju, leżała obok wsparta na łokciu i stwierdziła z zadowoleniem, że nie była to miłość homeopatyczna. Zapewnił
ją, że nigdy, żadna kobieta w kapeluszu nie podobała mu się tak bardzo.
Michalina roześmiała się, jakby nagle zawstydzona i przyznała się, że
wiedziała, że tak zrobi zabierając ten kapelusz z domu rodziców.
— Jakim cudem Krezus i sierżant policji mieszkają na tej samej ulicy — zapytała wodząc palcem
po jego torsie.
Odpowiedział jej, że dzielnica zwykłych ludzi kończy się
po tej stronie ulicy, po drugiej zaczynają się apartamentowce z widokiem na
park i rzekę.
— Widoki kosztują, chociaż ja nie narzekam, bo
przynajmniej w tej chwili mam najlepszy na świecie, ale kilka minut temu
był jeszcze lepszy.
Michalina uderzyła go w rękę i wyskoczyła z łóżka.
Po wyjściu z łazienki stwierdziła, że musi zrobić rewizję w lodówce, bo
jest przekonana, że znajdują się tam wyłącznie jajka, kiełbasa i piwo. Nie
myliła się, chociaż nie doceniła miłości sierżanta do bananów.
Sierżant Marek stanowczo zaprzeczył jakoby jego lodówka nie pamiętała,
kiedy ostatni raz była porządnie zaopatrzona, gdyż jego zdaniem było to
niedocenianie pamięci jego lodówki. Ponadto — dodał — było to
zaniedbanie z premedytacją, ponieważ jestem zboczony i uwielbiam patrzeć jak
wrzucasz różne rzeczy do koszyka.
Po wyjściu z domu Michalina zapytała, czy wie, który
samochód należy do homeopaty. Odpowiedział, że nie ma zielonego pojęcia,
ponieważ, po pierwsze nigdy nie próbował tego ustalić, a po drugie samochód
homeopaty wjeżdża do podziemnego garażu, w odróżnieniu od samochodu sierżanta
policji, który moknie na deszczu.
Michalina obejrzała dom w którym mieszkał homeopata, i postanowiła, że muszą zacząć inwigilację.
— Pani magister raczy zapominać, że jest to najnudniejsze
zajęcie pod słońcem, że nie mam nakazu, że najprawdopodobniej pan homeopata
nie ma żadnego związku z tamtymi podróbkami, że kocham panią magister i wolę z nią przebywać pod dachem i w pobliżu łóżka, a w każdym bądź razie
daleko od lekarza-homeopaty.
— Pójdę do niego z wizytą — postanowiła Michalina.
— Gdybym dostał sto złotych — zaczął sierżant Marek — wydałbym je na książkę, na wino, na bilety z moją miłą na kino...
-Skąd wiesz,
że wizyta kosztuje sto złotych?
— Facet ma w Internecie cennik.
1 2 Dalej..
« Na wesoło (Publikacja: 08-08-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8243 |
|