|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje W Egipcie (znów) pokonano ateizm! Autor tekstu: Julian Jeliński
Coraz częściej
natrafiam na memy internetowe tłumaczące, czym ateizm NIE jest. Wyjaśniające,
że ateizm nie jest tym samym co wiara w szatana, że nie opiera się na nienawiści
do boga. Memy te uznawałem za co najmniej zbyteczne i do tej pory zastanawiało
mnie, po co takie tworzyć? I nawet mem teistyczny (rozpowszechniany od jakiegoś
czasu także po polsku) nie zachwiał moim przekonaniem o bezsensowności tłumaczenia,
że nie jest się wielbłądem. Potrzeba było rewelacji egipskiego
dziennikarza. Ów mem
teistyczny w ten sposób definiuje ateizm:
ATEIZM:
Wiara, że nie było niczego i z niczego i nic zadziałało na nic i potem owo nic magicznie wybuchło bez powodu tworząc wszystko, a część
wszystkiego magicznie bez żadnej przyczyny przeistoczyła się w samoreplikujące
się cząstki, które później przeistoczyły się w dinozaury.
Dowodem mojej wciąż niewyrugowanej naiwności jest
to, że długo nie potrafiłem uwierzyć, że ktokolwiek będzie w stanie poważnie
potraktować ten bełkot. No dobrze. Może amerykańscy kreacjoniści, ale dla
nich zawsze rezerwuję specjalną dozę „wyrozumiałości". Ale żeby
ktokolwiek inny? Niemożliwe. Niestety ludzie szybko udowodnili mi, że się mylę
na poważnie odnosząc się do tej definicji i na niej budując swoją — miażdżącą
oczywiście — krytykę ateizmu. Co więcej — uważając, że owa definicja
dobrze odzwierciedla przekonania ateistów.
Zostawmy jednak polskie podwórko. Ledwie kilka dni
temu upewniłem się, że moją „wyrozumiałość" wobec głoszenia
absurdalnych teorii na temat ateizmu czy teorii ewolucji muszę objąć nie
tylko Amerykanów ale i (przynajmniej niektórych) Egipcjan. Utwierdził mnie w tym Mohssen Arishie (spotkałem się też z pisownią Mohsen Arishie) swoim artykułem
w The Egyptian Gazette z 7 sierpnia pod
pięknym tytułem: Believing nothing is still a belief (wiara w nic to wciąż wiara) [ 1 ].
Mohssen
Arishie nie mógł od razu zabrać się za
obalanie ateizmu, to przecież byłoby niekulturalne, zaczął więc swój
artykuł od skoncentrowania się na jakiejś anonimowej kobiecie (oczywiście
ateistce), której profil na Facebooku najwyraźniej przeglądał, przeanalizował i wyciągnął ze swoich obserwacji wnioski, którymi musiał się podzielić z czytelnikami The Egyptian Gazette. Jego
wiedza o tej anonimowej pani musi być całkiem rozległa. Pisze o jej
delikatnym stanie psychicznym, narcystycznych skłonnościach — rozwodzi się
nawet nad życiem erotycznym swojego obiektu analizy i jej relacjach małżeńskich.
Cała ta „analiza" doprawiona sporą dawką krytyki i podkreślania, jak to
ta kobieta (ateistka) czuje się lepsza a tak naprawdę to my-wierzący powinniśmy
się tak czuć. Reasumując rozpoczął od skonstruowania negatywnej postaci mającej
reprezentować ateizm.
Wspaniały wstęp do rozprawienia się z ateizmem
zajmuje prawie pół artykułu. Ale może celowo jest tak długi, gdyż
zniszczenie braku wiary w bogów zajmuje Mohssenowi Arishie mniej niż 150 słów.
150 słów i wystarczy. Ateizm pada pod naporem ciosów.
Nie-wierzący jest w istocie wierzącym. Przecież nie-wierzący uznaje
religie, które inni wyznają.
Innymi słowy, ateista zdaje sobie sprawę, że Bóg istnieje, mimo że jest
niewidzialny, ale subiektywnie — a raczej będąc ograniczonym — chce walczyć
przeciwko Bogu.
Jak dobrze wiedzieć, że stare chwyty retoryczne są używane przez coraz
szerszą rzeszę ludzi. Widać niezależnie od tego, ile razy będziemy się
starać wytłumaczyć, że a-theism to po prostu brak-wiary, znacznie mądrzejsi
od nas (używanie słowa „nas" jest tu umowne, jako że nie spotkałem się
jeszcze z klubem „nie-filatelistów") będą nas poprawiać i uczyć, czym
NAPRAWDĘ ateizm jest.
Zachęcony tytułem artykułu i tym świetnym, psychologicznym wstępem
spodziewałem się od Mohssena Arishie więcej. Niestety, najwyraźniej ateizm
udało mu się pokonać z taką łatwością, że właściwie nie było nad czym
się rozpisywać. Ot, można było jeszcze dodać, że „ateiści, którzy
odrzucają jakąkolwiek dyskusję na temat ich systemu wierzeń (ateistycznych — przyp. autor), boją się, że ich wierzenia ateistyczne są zbyt słabe i nie ostaną się w zderzeniu z wierzeniami innych". Reasumując: ateista,
nawet
jeżeli nie wierzy to i tak wierzy w Boga, jednocześnie staje do walki
przeciwko niemu oraz wyznaje ateistyczne wierzenia, wynikające bezpośrednio z jego obstrukcji wobec Boga. Wszystko jasne.
Szkoda, że Arishie tak szybko pokonał ateizm, gdyż gdyby poświęcił
jego analizie przynajmniej tyle samo czasu, co krytyce owej anonimowej kobiety i jej profilu na Facebooku mielibyśmy znacznie więcej materiału do nauki i zmiany swojej niewiary, która jest wiarą w wiarę, która jest wiarą. Na szczęście
jednak postanowił nas jeszcze pouczyć w sprawie historii świata oraz tego, że
niewidzialny wcale nie równa się nieistniejący. Co więcej — niewidzialność
Boga jest jego wielką zaletą!
Zacznijmy od historii świata:
Krzysztof Kolumb musiał być bardzo zaskoczony, gdy jego oczom ukazali
się czarnoskórzy ludzie o niezwykle kręconych włosach. Może się
czepiam, ale jak dobrze pamiętam, w Ameryce Kolumb nie trafił na Afroamerykanów
(bo ich tam jeszcze handlarze niewolników nie przywieźli), a poza tym trudno,
by zaskoczył go widok osoby o ciemnym kolorze skóry, gdy na jego statku podróżował z nim czarnoskóry Pedro Alonso Nino.
Wracając jednak do kwestii niewidzialności Boga -
Arishie zwraca uwagę, że przecież gdyby
Bóg nie był niewidzialny, ludzki intelekt byłby tak poważnie ograniczony, że
żaden rozwój naukowy nie były możliwy. Z takim argumentem się dawno już
nie spotkałem (może o nim zapomniano?) — Bóg celowo się przed nami chowa,
byśmy go szukali, przy okazji odkrywając najpierw Amerykę, potem kulistość
Ziemi, potem inne planety, aż w końcu odnajdziemy Go (może ukrył się na którejś z odległych planet i mormoni mają jednak rację?), a to będzie kres naszego
rozwoju i naszej podróży jako gatunku.
Tym, którzy zwrócą mi uwagę, że cytuję anonimowego dziennikarzynę
Egipskiego, a wnioski uogólniam, odpowiem, że Mohssen Arishie jest zastępcą
redaktora naczelnego The Egyptian Gazette, która jest z kolei najstarszą anglojęzyczną
gazetą wydawaną w Egipcie, do której pisywali m.in. byli ministrowie Egiptu.
To jednak nie jest najistotniejsze moim zdaniem. Anegdotyczny charakter tego
felietonu pokazuje tylko, że niezależnie od wyznania wierzący z coraz większą
łatwością dokonują redefiniowania ateizmu tak, by móc zadać mu „śmiertelny
cios". Dlatego może rację miał Sam Harris przypominając, że by lepiej
zwalczać złe pomysły musimy „zniknąć z pola radaru" [ 2 ]. W końcu: "ateista" jest terminem, którego
nie potrzebujemy (...). Jedyne, czego potrzebujemy, to słowa takie jak
„rozum", „dowód", „zdrowy rozsądek" i „bzdura"
(...).
Przypisy: « Felietony i eseje (Publikacja: 13-08-2012 )
Julian Jeliński Absolwent filozofii i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Współpracuje m.in. z Instytutem Studiów Nad Islamem we Wrocławiu. Interesuje się zagadnieniami filozofii społeczno-politycznej, tożsamości Afroamerykanów, wielokulturowości w amerykańskiej filozofii politycznej, filozofii Cornela Westa oraz kwestią społecznego wymiaru religii na świecie. Tłumacz artykułów Sama Harrisa. Liczba tekstów na portalu: 18 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 32 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: O przygodach Jezusa i Mo | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8253 |
|