Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Moja "rozmowa" z Antony Flew [1] Autor tekstu: Piotr Mądry
Autorem książki "Bóg nie istnieje"
AF — Kwestię oceny racji, które skłoniły mnie do zmiany
zdania w sprawie istnienia Boga, zostawiam czytelnikom.
PM -To wstęp naprawdę godny filozofa. Dzięki Ci Antony, że to napisałeś. Inaczej pewnie nie mógłbym oceniać. Dzięki Twojej zgodzie — zrobię to. Jestem uważnym czytelnikiem choć nie całkiem obiektywnym jako ateista od 48 lat. Ciekaw jestem tych racji. Postaram się szczerze wznieść ponad subiektywizm. Mam teorię na temat ateistów powracających do wiary w Boga. Jest to prosta konstatacja, że w przeważającej większości tak naprawdę nie byli to prawdziwi ateiści a jedynie zbuntowani przeciw Bogu, zranieni, obrażeni na Boga wierzący w głębi duszy (naukowo — w podświadomości). Każdy taki — jako syn marnotrawny — wraca na łono
Kościoła. Dopuszczam odstępstwo od mojej diagnozy gdy faktyczni ateiści z powodu jakiś traumatycznych wypadków lub po prostu w procesie starczej demencji też niejako bezwiednie stają się tymi, kim byli za młodu.
AF — Podtytuł: „jak najsłynniejszy ateista zmienił światopogląd",
nie jest moim pomysłem. Ale chętnie nań przystałem,
ponieważ wykorzystywanie celnych i intrygujących tytułów
uważam za swego rodzaju tradycję rodzinną.
PM -No cóż. Zaczyna się niezbyt skromnym zastrzeżeniem.
AF — Mój ojciec, teolog, ogłosił w swoim czasie zbiór rozpraw
własnych i napisanych przez jego dawnych uczniów .
Potem ja, idąc w ślady ojca /.../ mój ojciec był
jednym z czołowych angielskich pisarzy i kaznodziejów
metodystycznych.
PM -Silna więź i tradycja mogą się kiedyś odezwać i wpłynąć na zmianę myślenia.
AF — Od razu chciałbym wyjaśnić pewną sprawę. Kiedy media i wszechobecny Internet rozpowszechniły wiadomość o tym, że
zmieniłem poglądy, niektórzy dyskutanci natychmiast uznali,
że pewną rolę w tym „nawróceniu" odegrał mój podeszły wiek.
Twierdzi się, że strach jest potężnym czynnikiem ogniskującym myślenie, wobec czego ci krytycy doszli do wniosku, że
bliska perspektywa przejścia do życia pozagrobowego wywołała
we mnie coś w rodzaju nawrócenia na łożu śmierci.
PM -Niekoniecznie. Znane jest w nauce zjawisko regresji percepcji na skutek zmniejszonej z wiekiem zdolności komórek nerwowych do spełniania swych funkcji. Więc nie życie pozagrobowe musiało być katalizatorem przemiany a zwyczajny powrót mentalny do tradycji wyniesionej z domu rodzinnego. Prawdopodobieństwo tej tezy zwiększa powszechność przypadków dziecinnienia ludzi w podeszłym wieku. Wiem co mówię. Moja mama przejawiała takie objawy. Jakże byłem zdumiony kiedy szykując obiad nakryła stół dla 5-ciu osób. Zrobiła to w sytuacji gdy tylko ja byłem u niej, ojciec od pięciu lat nie żył, siostra mieszkała o 1500 km od nas, brata
też nie miało być na obiedzie. Ty Antony wcale nie musiałeś przechodzić tej powszechnej przypadłości w stopniu aż tak drastycznym i dla Ciebie zauważalnym. Nie mniej — póki co tak sobie tłumaczę Twoją woltę. Jestem jednak na początku lektury. Zobaczymy co będzie dalej. Grozi mi bowiem uwierzenie w Boga jeśli się mylę a zmiana Twoich poglądów ma silne podstawy logiczne, których nie zdołam zignorować.
AF — Nie zawsze byłem ateistą. Początkowo wiodłem życie religijne. Wychowałem się w rodzinie chrześcijańskiej i chodziłem
do chrześcijańskiej szkoły prywatnej. W istocie jestem synem
kaznodziei.
PM -Umacnia mnie to jeszcze mocniej w diagnozie. To bardzo silne zafiksowanie dziecięcego i młodzieńczego mózgu, które w późnym wieku może wpływać na wybory ostateczne.
AF — Mojego ojca ukształtowało oksfordzkie Merton College i został duchownym Kościoła metodystycznego, nie zaś państwowego Kościoła Anglii. Chociaż serce oddał na zawsze
ewangelizacji i, jak powiedzieliby anglikanie, pracy parafialnej,
moje najwcześniejsze wspomnienie o nim pochodzi z okresu,
gdy był już nauczycielem na wydziale studiów nad Nowym
Testamentem w metodystycznym kolegium teologicznym w Cambridge. Później został rektorem tej uczelni i stanowisko
to piastował aż do emerytury, którą do samej śmierci spędził w Cambridge.
PM -Czyli nie chodziło o rodzinę takiego zwykłego kaznodziei. Z prawdziwym zaciekawieniem czytam dalej.
AF — Posłano mnie do Kingswood School w Bath,
którą potocznie nazywano K.S. /.../ Szkołę tę założył
John Wesley, twórca Kościoła metodystycznego, w celu kształcenia synów kaznodziejów tego kościoła.
PM -Szok. Ciąg dalszy specyficznej indoktrynacji. Skoro jednak zostałeś później nietuzinkowym ateistą to tak sobie myślę, że w okresie naturalnego buntu, który przeżywają wszyscy młodzi ludzie — odszedłeś od wpajanych wartości… Zobaczymy.
AF — Chodzenie do kaplicy lub kościoła, odmawianie modlitw i wszystkie pozostałe obrzędy religijne były dla mnie sprawą
mniej lub bardziej uciążliwego obowiązku.
/.../ wszelką wiarę, jaką miałem wstępując do K.S., utraciłem,
nim skończyłem tę szkołę.
PM -Mnie to nie dziwi. Młodzi ludzie nie lubią rygoru. Ale jednak podświadomość zgromadziła piękne zasady wiary i jej związek z rodziną oraz tradycją. Bunt te wartości uśpił.
AF — Dowiedziałem się, że Barna Group, czyli czołowa chrześcijańska pracownia badania opinii publicznej, ustaliła na
podstawie sondaży, że człowiek pod koniec życia wierzy zasadniczo w to samo, w co wierzył w wieku trzynastu lat. Niezależnie
od tego, czy ten wniosek jest słuszny, w moim przypadku rzeczywiście jest tak, że przekonania, do których doszedłem będąc w mniej więcej tym wieku, towarzyszyły mi przez większą
część dorosłego życia.
PM -Jestem bez przesady (i bez skromności) dumny, że jako nie naukowiec a tylko myśliciel na swój użytek sam doszedłem do tych samych wniosków. Słowo daję, że czytam tę książkę na bieżąco i notuję a nie spoglądam wprzód więc nie widziałem powyższego akapitu zanim snułem własne wnioski. Zresztą dalej mogą mnie czekać pułapki mniej satysfakcjonujące. Naprawdę ten pomysł z czytaniem i bieżącym komentowaniem w formie jakby rozmowy jest super przygodą!.
AF — Chrześcijańskie poglądy mojego ojca przywiodły go do przekonania,
że najważniejszym z tych zadań jest objaśnianie,
upowszechnianie i wcielanie w życie wszystkiego
tego, co jest prawdziwym przesłaniem Nowego Testamentu.
Obrana przeze mnie droga intelektualna wiodła oczywiście w innym kierunku, ale podążanie w tę stronę wiązało się właśnie z owym zapałem, który dzieliłem z ojcem.
PM -Zrozumiałe. Moich troje dzieci podzielało mój zapał w tworzeniu i też tworzą ale nie to co ja. Każde z nich poszło własną drogą. Firmę, którą stworzyłem z myślą o zabezpieczeniu ich bytu w końcu sprzedałem. Nie było nawet potrzeby
by im służyła.
AF — Przypominam sobie również niezwykle pożyteczną przestrogę ojca, który przy różnych okazjach pouczał mnie, że
kiedy bibliści chcą właściwie zrozumieć jakieś osobliwe pojęcie starotestamentowe, nie próbują określać jego znaczenia
na własną rękę — po prostu głęboko się nad nim zastanawiając.
Zamiast tego wyszukują i badają w jak najbogatszych
kontekstach wszelkie możliwe współczesne zastosowania
odpowiedniego słowa hebrajskiego.
PM -Do mnie taka metoda nie przemawia jakąś wyjątkową naukowością bowiem jakieś słowo używane w zamierzchłych wiekach obecnie może oznaczać coś zupełnie innego, a w
niektórych przypadkach może stanowić wręcz przeciwieństwo. Po drugie zweryfikowanie znaczenia słowa nie oznacza jeszcze, że ono było wówczas użyte w sposób uprawniony dla poruszanej kwestii. A więc tutaj mógłbym z Tobą podyskutować jeszcze troszeczkę i się pospierać.
AF — W jednej z późniejszych prac ateistycznych stwierdziłem, że do wniosku o nieistnieniu Boga doszedłem o wiele za
szybko, o wiele za łatwo i na podstawie racji, które po latach
uznałem za niewłaściwe.
PM -Oczywiście. Moja teza o młodzieńczym buncie — potwierdzona.
/.../ wyjazdy zagraniczne w latach poprzedzających II wojnę światową wywarły na mnie wielki wpływ. Doskonale
pamiętam miasteczka, przed którymi wisiały transparenty lub
stały tablice głoszące: „Nie chcemy tu Żydów". Przed biblioteką publiczną widziałem wywieszkę z napisem: „Regulamin tej
placówki zabrania wypożyczania książek Żydom". Pamiętam
przemarsz oddziałów szturmowych w brunatnych koszulach pewnej letniej bawarskiej nocy. W czasie naszych wyjazdów rodzinnych widziałem żołnierzy Waffen-SS w czarnych mundurach i z trupimi główkami na czapkach.
Takie przeżycia utkały osnowę mojej młodości i w moich oczach, podobnie jak w oczach wielu innych, stawiały pod
wielkim znakiem zapytania istnienie wszechmocnego Boga
miłości. Nie potrafię ocenić, jak głęboko wpłynęły na moje
myślenie. W każdym razie zaszczepiły mi na całe życie wyczulenie na bliźniacze zło antysemityzmu i totalitaryzmu.
Więc wróciłeś Antony do tych, którzy teraz obłudnie odżegnują się od tego totalitaryzmu jako wytworu „ateistów" takich jak Hitler. Smutne. Ale kto wie. Może przekonasz mnie dalej, że to miało sens. Poczytajmy zatem.
AF — Czytelnik śmiało może uznać, że skoro odczuwałem wątpliwości co do istnienia Boga, to powinienem poradzić się w tej sprawie ojca, który był przecież kapłanem. Ale nigdy
nie uczyniłem tego. W imię utrzymania spokoju domowego, a zwłaszcza w imię oszczędzenia zgryzoty ojcu starałem się jak
najdłużej ukrywać przed domownikami moje rozstanie z religią. O ile wiem, udawało mi się to przez długie lata.
PM — Oj — ciężka sprawa. Ale nie. Nie ojca. Istnieje obawa przed sprawieniem przykrości ojcu i Twojej traumy z tym związanej. Jeśli chodzi o poczucie winy mógł Ci pomóc żyjący jeszcze wtedy staruszek też urodzony w Anglii — Sigmund Freud.
AF — Dzisiaj, przeszło pół wieku później, mogę powiedzieć, że mojego ojca ogromnie uradowałoby moje obecne
stanowisko w kwestii istnienia Boga — zwłaszcza dlatego, że
uznałby je za wielkie wsparcie sprawy chrześcijańskiej.
PM — Nie jestem tego taki pewien. Ojciec mógłby tym bardziej się zirytować i zapytać — po co było marnować pół wieku i przynosić zgorszenie! Twoje domniemanie służy raczej zmyciu własnego poczucia winy. Ale to tylko moje subiektywne zdanie.
AF — Już jako zawodowy nauczyciel filozofii miałem
skrupuły przed zdradzaniem studentom, jak bardzo bezradny w sprawach praktycznych bywał Wittgenstein, którego nie tylko ja uważałem za geniusza filozoficznego.
Osobiście zetknąłem się z Wittgensteinem przynajmniej
raz. Było to jeszcze w moim okresie studenckim, gdy Wittgenstein wystąpił na forum Towarzystwa im. Jowetta. Miał mówić
na temat cogito ergo sum, czyli słynnego twierdzenia Kartezjusza.
Sala pękała w szwach. Słuchacze spijali każde słowo z ust tego
wielkiego człowieka. Jednak dzisiaj o jego wywodach jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, że w żaden uchwytny sposób nie
wiązały się z zapowiedzianym tematem.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 13-09-2012 Ostatnia zmiana: 14-09-2012)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8339 |