|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Moja "rozmowa" z Antony Flew [2] Autor tekstu: Piotr Mądry
PM -Dziś, szanowny Antony, zgodnie z zaakceptowaną doktryną miałbyś więcej powodów do naśmiewania się z tego profesora. Wszak był
on homoseksualistą. Zapewne też nie w tak cywilizowany sposób byłby przez Was — studentów nazywany. Odnośnie zapowiedzianego tematu… Pamiętaj, że obiecałeś pokazać mi moment, powód i DOWÓD powodujący Twoje przeistoczenie się
ponownie w wierzącego, religijnego człowieka. Moja ciekawość wzrasta.
AF — /.../kiedy później zacząłem myśleć o kwestiach teologicznych, uznałem
oczywiście, że jeżeli w ogóle wierzy się w objawienie, to na rzecz
objawienia chrześcijańskiego przemawiają bardzo mocne racje.
PM -To oczywiste. Gdy się wierzy, to racji wokół znajduje się pełno.
AF — Chociaż dawno już odszedłem od wiary mojego ojca, niemniej respektowałem zasady wpojone mi przez
metodystycznych rodziców. Nigdy nawet nie próbowałem uwieść Annis
przed ślubem, przekonany, że taki postępek zawsze jest złem
moralnym. A jako syn nauczyciela akademickiego w ogóle nie
zamierzałem przekonywać Annis, aby wyszła za mnie, nim
złoży egzaminy i zrobi dyplom.
PM -I to miał być ateista? Wierzący w zło moralne wynikające wprost z nauk religijnych.
AF — Mam nadzieję, że analiza ta ukaże jasno, iż, jak to już kiedyś
powiedziałem, moje długotrwałe zainteresowanie religią wiązało się wyłącznie z wymogami rozsądku, moralności lub
zwykłej ciekawości. O rozsądku mówię dlatego, że jeżeli istnieje
Bóg lub bogowie, którzy angażują się w sprawy ludzi, wówczas
niedbanie o to, aby w możliwie wielkim stopniu zapewniać sobie ich przychylność, byłoby szalonym brakiem rozsądku.
PM -Pozwoli Pan, Antony, że ja tego nie nazwę rozsądkiem ale najbardziej jak potrafię eufemistycznie — zapobiegliwością. Pan, jako filozof uważa, że "jeżeli
istnieje" to dobra podstawa do angażowania rozsądku po tej stronie? Proszę wybaczyć — rozsądek wymagałby najpierw rozstrzygnięcia „czy" a dopiero angażowania. „Jeżeli" jest dla mnie słabym argumentem. Jest zaledwie gdybaniem.
AF — Mimo wszystko bodaj nikt nie jest bardziej
niż ja zdumiony tym, iż moje badania na temat Boga przywiodły mnie w końcu od odrzucenia do odkrycia Go.
PM -Jesteś zdumiony przeszedłszy tak długą drogę. Takie to figle nam płata nasz mózg.
Ja też jestem zdumiony. Ale nie po to tu przyszedłem, bo zdumienia doznałem i bez czytania. OK, już nie piętrz Sir Antony Flew suspensu. Daj to najważniejsze! Oby w strawnej formie.
AF — Twierdziłem, że możliwe i zarazem pożądane jest skupienie się na zagadnieniach, które nawet niewykształcony filozoficznie laik
uzna za interesujące i ważne, wobec czego nie warto marnować
czasu na filozoficzną walkę z cieniem.
PM -To mi daje nadzieję na przystępne wyłożenie sedna, którego już nie mogę się doczekać.
AF — Przeświadczenie o tym, że można dowieść nieistnienia
wiedzy filozoficznej, po prostu twierdząc, że zawsze istnieje ktoś,
kto z całą pewnością pozostanie nie przekonany,
jest rozpowszechnionym błędem logicznym, którego
nie uniknął nawet filozof tak znakomity jak Bertrand Russell
Nazwałem to sobie defetyzmem na zasadzie, że zawsze jest
ktoś, kto w żadnym razie się nie zgodzi. Właśnie na tym opiera
się zarzut, że w filozofii nigdy nie można nikomu dowieść, że
ma się rację, a on jest w błędzie. Jednak argument ten nie liczy
się z rozróżnieniem między przedstawieniem dowodu a przekonaniem oponenta. Człowieka może przekonać lichy
argument, podczas gdy taki, który powinien zostać uznany, może
do niego nie trafić.
PM -Czyżby zawór bezpieczeństwa. Może nie być dowodu, a jedynie lichy argument? Oj, nie liczył bym na moc czegoś takiego zdolną zawrócić mnie z obranej blisko wiek temu drogi. Blisko wiek… To tak jak u Ciebie Antony. Podkopałeś tym wyłożeniem moją
świeżo rozbudzoną nadzieję.
AF — Postęp w filozofii różni się od postępu w nauce, ale to nie
znaczy, że tym samym jest niemożliwy. W filozofii skupiamy
uwagę na istotnej naturze argumentacji dedukcyjnej; rozróżniamy kwestię poprawności albo niepoprawności argumentów i kwestie prawdziwości albo fałszywości ich przesłanek lub
wniosków; precyzujemy ścisłe użycie wyrażenia błąd logiczny; wreszcie identyfikujemy i objaśniamy takie błędy logiczne
jak defetyzm na zasadzie, że zawsze istnieje ktoś, kto z całą
pewnością pozostanie nieprzekonany. W tej mierze, w jakiej
przeprowadzimy to wszystko za pomocą lepszego rozumowania i bardziej skutecznie, uwidoczni się postęp — jeżeli nawet
zgoda i perswazja nadal są chwiejne i niepełne.
PM -A więc mam rozumieć, że dany kierunek filozoficzny może się bez trudu albo nawet z niejakim trudem, ale rozwijać pomimo pozostawiania za sobą nieprzekonanych. No tak. Racja. Zaświadczasz to Antony swoim przykładem. Ileż to nurtów byłeś orędownikiem, a potem byłeś sam ich krytykiem, a czasem defetystą rozbijającym w puch wcześniej uznawane idee. Ale nie. OK. Każdy ma prawo się rozwijać, doskonalić. Tak rodzi się postęp. Jednak czyżbyś twierdził, że wycofanie się na pozycje aż tak wsteczne to postęp? Posłuchajmy
dalej, może coś mi się rozświetli?.
AF — Jak wspomniałem, racje, które w wieku piętnastu lat
skłoniły mnie do przyjęcia ateizmu, były w oczywisty sposób niewystarczające. Racje te wypływały z dwóch
przeświadczeń, które po latach uznałem za przejawy „dogmatyzmu młodości", a mianowicie z przekonania, że (1) problem
zła jest rozstrzygającym dowodem przeciwko istnieniu nieskończenie dobrego i wszechmocnego Boga, i z
przekonania, że (2) „obrona odwołująca się do wolnej woli człowieka" nie uwalnia Stwórcy od brzemienia odpowiedzialności
za oczywiste zło tkwiące w stworzeniu.
PM -Kolejne potwierdzenie, że nie stałeś się tak naprawdę kompletnym ateistą a jedynie jako buntownik pogniewałeś się na swego Boga i trwałeś w tym gniewie oraz poczuciu winy (nie przyznałeś się ojcu) przez wiele lat. To była dla Ciebie trauma. A tak naprawdę był to wciąż Twój Bóg, któremu jako „ateista" chciałeś wylać swoje żale.
AF — Crombie wskazuje, że wypowiedzi teologiczne można
zrozumieć tylko wtedy, gdy należycie oceni się trzy postulaty, a mianowicie że (a) teiści wierzą, iż Bóg jest bytem transcendentnym i że stwierdzenia na temat Boga odnoszą się do
Boga, a nie do świata; że (b) wierzą, iż Bóg jest transcendentny, a zatem nie pojmowalny; i że (c) skoro Bóg jest
tajemnicą, a w celu przyciągnięcia uwagi musimy wyrażać się
zrozumiale, to o Bogu możemy mówić tylko w sposób obrazowy.
Stwierdzenia teologiczne są tworzonymi przez ludzi
obrazami prawd boskich, które można wyrazić za pomocą przypowieści.
PM -Byłeś zwolennikiem takiego podejścia do teologii. Muszę przyznać — super logiczne! No tak. Jednak porzuciłeś je. Mniejsza z tym. Gdzie te argumenty na rzecz przełomu?.
AF — Już jako zawodowy filozof nieraz zmieniałem zdanie w sprawach, które rozważałem. W kontekście moich przekonań co do możliwości postępu w filozofii, a także mojej zasady
podążania za świadectwami, dokądkolwiek prowadzą, nie ma w tym — ma się rozumieć — nic dziwnego.
PM -Jakaż ta filozofia elastyczna. Dopuszcza więc możliwość, że i ostatnia Twoja wolta nie jest ostateczną. Prawda?
AF — W moich najwcześniejszych pismach antyteologicznych
zwracałem uwagę na niezgodność między złem a wszechświatem
stworzonym przez wszechmocnego i nieskończenie dobrego Boga. W obliczu tej jawnej niezgodności teista odpowiada, że Bóg obdarza ludzi wolną
wolą, że całe lub prawie całe oczywiste i skandaliczne zło jest
bezpośrednim lub pośrednim następstwem nadużywania tego
niebezpiecznego daru, ale że w ostatecznym rachunku prowadzi to do większej sumy dobra niż wszelka jego suma możliwa w przeciwnym przypadku. W rzeczywistości to ja nazwałem
ten argument obroną z wolności woli.
PM -Acha. Jest konkret. Tutaj jest miejsce zwrotu. Hmm… Ale nie argument dla mnie. Uważam, że ważenie ilości zła spowodowanego używaniem wolnej woli przez ludzi nie stanowi kryterium, a tym bardziej przesłanki dla decyzji o istnieniu Boga. Radykalna zmiana może oczywiście dotyczyć Ciebie Antony. Bowiem to Ty zakładałeś najpierw, że dobro jest tak mocno związane z Bogiem, że aż się z nim zlewało w całość. Potem na skutek obserwacji niewyobrażalnej ilości niesprawiedliwości i zła — pogniewałeś się i zaprzeczyłeś Jego istnieniu. Twoja podświadomość przechowała całe to ówcześnie odczuwane Dobro. Teraz więc satysfakcjonujące są dla Ciebie filozoficzne (czyli spekulatywne) usprawiedliwienia — udzielenie człowiekowi wolnej woli a w dodatku oświadczenie, że szkody tym spowodowane są mniejsze aniżeli byłoby to możliwe w przypadku przeciwnym… Zaraz, zaraz! Ty — z takim doświadczeniem właśnie twierdzisz, że ktoś to wyważył? Ale jakim sposobem. Czy już gdzieś zaistniał świat z ludźmi bez wolnej woli? Bo jeśli nie to twierdzenie, że taka opcja byłaby mniej korzystną po pierwsze jest właśnie spekulacją, a po drugie w rażąco złym świetle stawia tego, kogo właśnie próbujesz ratować — Boga. Twierdzisz bowiem, że gdyby Bóg w pełni władał naszymi myślami i czynami — zło byłoby większe niż to występujące obecnie? Pozostaję więc z niczym nie wzruszonym przekonaniem, że Boga nie ma. A jeśli się upierasz przy tym, że jest to
argument przekonujący dla Ciebie może On być ale a — zły, b — nieporadny, c — selektywnie miłosierny. Reasumując — Twój argument „obrony wolnością woli" może być silnym argumentem dla Ciebie, który szukałeś podświadomie jakiegoś rozwiązania dla powrotu jako syn marnotrawny. Natomiast dla mnie nie jest żadnym argumentem, bo jest wywiedziony spekulatywnie. Brak po prostu świata równoległego, do którego odwołałeś się pisząc: „… w ostatecznym rachunku prowadzi to do większej sumy dobra niż wszelka jego suma możliwa w przeciwnym przypadku." Nikt tego przeciwnego przypadku nie doświadczył. A skoro tak — logika dowodzenia upada.
AF — Tym samym niemożliwa do utrzymania staje się doktryna powszechnie
wymuszającego determinizmu fizycznego, która głosi, że wszystkie
zmiany we wszechświecie — w tym również wszystkie zmiany, jakim
podlega ciało człowieka, tak jego poruszenia, jak ruchy — są zdeterminowane przez przyczyny wymuszające fizycznie.
PM -Należy wyjaśnić skąd wyciągnąłem ten cytat? Stanowi on konkluzję wywodów filozoficznych znajdujących się na sześciu stronach książki, więc dla samej przejrzystości dysputy ich tu nie zamieściłem. Chodziło o stanowisko (z którego się wycofałeś) tzw. pełnego kompatybilizmu. Jakże ta filozofia
wszystko sobie potrafi zamotać! Nie mam żadnego problemu z zaakceptowaniem tej konkluzji jako tezy bez potrzeby studiowania sześciu stron dowodów z piętrowo nawarstwianymi wynikaniami.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 13-09-2012 Ostatnia zmiana: 14-09-2012)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8339 |
|