Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Firma „DORADZTWO RELIGIJNE” II [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli nieco inne spojrzenie na religię
Korzystając z zainteresowania jakim cieszyły się w dniu otwarcia
firmy, udzielane przez nią porady religijne, ponownie zamieściłem w prasie ogłoszenie,
identycznej treści jak poprzednie: "Porady religijne, różne. Tel. 606 666 999.
Nasze motto: "Gdy się wierzy, że
posiadło się prawdę, trzeba wiedzieć, że się w to wierzy, a nie, że się
to wie" Lequier. Proszę dzwonić w godz. 10 — 12 lub zostawić
nagranie".
Pierwszy telefon odezwał się zaraz po dziesiątej. Dzwoniła kobieta o głosie Amandy Lear. Odpowiedziałem: Doradca:
Porady religijne. W czym mogę pomóc?
Kobieta:
Chciałabym aby mi pan doradził w bardzo delikatnej sprawie,.. można?
D:
(ciekawie się zaczyna, pomyślałem). Jeśli tylko będzie to możliwe. Słucham
panią.
K:
Otóż tak się złożyło w moim życiu, iż wykonuję najstarszy zawód świata,..
rozumie pan o czym mówię, prawda? (znaczące chrząkniecie).
D:
Jak na razie rozumiem; wykonuje pani najstarszy zawód świata. I co w związku z tym?
K:
Jednakże od czasu do czasu odzywa się moje sumienie i martwię się wtedy, jak
Bóg potraktuje mnie na Sądzie Ostatecznym? Będę na pewno smażyć się w piekle, nie uważa pan?
D:
Pozwoli pani, że spytam: jaką religię pani wyznaje?
K:
No, katolicyzm oczywiście! A bo co?!
D:
Dlaczego więc Bóg tejże religii miałby mieć pani za złe, iż uprawia pani
ogrodnictwo?
K:
(wyraźnie zaskoczona). Jak to ogrodnictwo?! Przecież wyraźnie powiedziałam,
iż uprawiam najstarszy zawód świata! Czyżby
pan nie pojął tego zrozumiałego dla wszystkich określenia?
D:
Oczywiście, że pojąłem. Skoro jednak użyła go pani w kontekście
religijnym, to i znaczenie tego określenia będzie inne niż przyjęło się
powszechnie uważać.
K:
Jak to inne?! Przecież wszystkim wiadomo, jaki jest ten najstarszy zawód świata!
D:
Pozornie tak, jednakże tak się składa, iż w tej religii najstarszym zawodem
świata będzie zapewne,. ogrodnictwo właśnie. Wykonywał je bowiem pierwszy
człowiek jaki pojawił się na ziemi, oto cytat z Biblii: „Pan Bóg wziął
zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał"
(BT, Rdz 2,15). Można więc przypuszczać, że to pierwsze zajęcie
„zlecone" człowiekowi przez jego Stwórcę, stało się z czasem obok rolnictwa jego pierwszym zawodem, nie uważa pani?
K:
No, to mnie pan zaskoczył! Ja i ogrodnictwo,.. dobre sobie! (po chwili namysłu).
Ale jeśli się nie mylę, to wcale nie zmienia istoty rzeczy, prawda?
D:
Nie myli się pani. To było tylko sprostowanie — powiedzmy — semantyczne. A jeśli chodzi o pani pytanie; no cóż,.. nie sądzę, aby Bóg tejże religii mógł
mieć do pani jakieś szczególne pretensje. I to z paru powodów: weźmy choćby
stosunek samego Kościoła kat. w przeszłości do tego problemu. Np. papież
Sykstus IV, niegdyś franciszkanin, który współżył fizycznie ze swoją
siostrą i własnymi dziećmi, zakładał w Rzymie domy publiczne, wydzierżawiając
je kardynałom i okładając specjalnym podatkiem ladacznice. Natomiast papież
Pius II zapewniał króla czeskiego, że bez porządnie urządzonych burdeli Kościół
nie miałby racji bytu, zaś rada miejska Lozanny nakazała zakonnicom w tym mieście,
aby nie czyniły już więcej konkurencji burdelom. Biskupi i papieże
tolerowali współżycie duchownych z kobietami, jeśli tylko uiszczona była
wymagana taksa, tzw. „grosz kurewski". Biskupi wpadali w gniew, jeśli
duchowni chcieli się oficjalnie żenić i zaoszczędzić sobie „kurewskiego
grosza", bowiem wtedy znikało ogromne źródło dochodów. Również
konkubiny trzeba było rok w rok „odkupywać" od biskupa, itd. Przepraszam
za niektóre określenia, ale tak opisywał ten problem Horst Hermann w Książętach
Kościoła.
K:
Coś podobnego! Nie miałam o tym zielonego pojęcia! Ale czy stosunek hierarchów
Kościoła kat. do tego problemu, odzwierciedla poglądy samego Boga w tym
aspekcie jego dzieła?
D: Z całą pewnością! Wg „Dictatus papae" z 1075r.: „Pkt 1. Kościół
rzymski przez samego Boga został założony. Pkt 22. Kościół rzymski nigdy
nie pobłądzi i po wszystkie czasy, wedle świadectwa Pisma św. w żaden błąd
nie popadnie". Jeśli do tego dołożyć nieomylność papieża w sprawach
wiary, to sama pani widzi, iż jego głos równoznaczny jest z głosem samego
Boga Jahwe.
K:
Mimo to czuła bym się pewniej, gdyby to Biblia potwierdziła swoim
autorytetem.
D:
No, jeśli tylko to jest pani potrzebne do szczęścia, służę uprzejmie: w Piśmie
św. napisano wyraźnie: „Bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś
tego uczynił. Jakże by coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jakby
się zachowało, czego byś nie wezwał?". Tym bardziej, że pani tylko
wykorzystuje istniejące zapotrzebowanie na tego rodzaju usługi ze
strony mężczyzn, których grzeszna natura popycha do tego. A tę naturę
dostali oni od swego Boga przecież, nikogo innego. Gdyby to nie wystarczyło
pani, to proszę zwrócić uwagę na te postanowienia soboru Wat. I z 1870r.:
"Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała
nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej
czynności stworzeń." Oraz: "Bóg współdziała w akcie
fizycznym grzechu". Wnioski z tego stanu rzeczy proszę samemu wyciągnąć.
Czy ta odpowiedź satysfakcjonuje panią?
K: O tak! Wyjątkowo, jeśli już chce pan wiedzieć! Dziękuję i polecam się,..
no co ja mówię! Oczywiście pana polecę swoim znajomym, to miałam na myśli.
***
Po kwadransie telefon zadzwonił ponownie. A już myślałem, że dzisiaj
będzie większy luz. Doradca: Porady
religijne. W czym mogę pomóc?
Kobieta:
Dobrze, że istnieje taka firma, bo mam akurat z mężem poważny problem,.. hmm,
chyba natury światopoglądowej i nie potrafimy go sami rozwiązać.
D:
Słucham zatem, na czym on polega?
K:
Oboje wyznajemy światopogląd areligijny i jak dotąd nie było między nami różnicy
zdań w rozwiązywaniu problemów z tym związanych. Jednakże ostatnio zarysował
się pewien konflikt między nami, na tle powiedzmy religijnym, a konkretnie
poszło o posyłanie lub nie, na lekcje religii naszej córeczki. Bowiem mąż
uważa, iż nie powinniśmy poddawać się presji środowiska, w którym żyjemy i w związku z tym nie chce aby córka uczestniczyła w lekcjach katechezy, bo o etyce nie ma nawet mowy w tutejszej szkole. Ja natomiast chciałabym zaoszczędzić
jej przykrych doznań, wynikających z odrzucenia jej przez rówieśników, głupich
docinków i żenujących przezwisk, wytykania palcami „odmieńca", jak i bezlitosnych uwag, czynionych także przez dorosłych. Znam doskonale ten stan
wyalienowania przez rówieśników, bo sama byłam w podobnej sytuacji i nie
potrafiłam wtedy pojąć, dlaczego moi kochający rodzice narażają mnie na
to. Wiem zatem z osobistego doświadczenia, iż dzieci potrafią być bezlitosne w tych sprawach, nie mniej od dorosłych, to nie podlega dyskusji. Słucha mnie
pan?
D: Z całą uwagą. Proszę kontynuować.
K:
Jednakże mój mąż zupełnie inaczej widzi ten problem; dla niego bardziej
liczy się wierność wyznawanej prawdzie
i potrzeba nie sprzeniewierzania się jej wymogom. Wkurza go niesłychanie
jak słyszy napomnienia o „schodzeniu ateistów z pola radaru", gdyż to
jest ponoć korzystniejsza postawa niż otwarta walka światopoglądowa. Z jednej strony go rozumiem i podziwiam nawet za tę bezkompromisowość i duchową
niezłomność. Lecz z drugiej,.. nie mam serca narażać naszej córeczki na
tak bolesny konflikt emocjonalny, którego istoty nie potrafi sobie nawet uświadomić,
ale którego będzie odczuwała bardzo przykre skutki — podczas gdy w dość
prosty sposób można tego uniknąć. Takie jest przynajmniej moje zdanie, a co
by mi pan poradził?
D:
Myślę, że powinna pani zacząć od postawienia sobie istotnego pytania i udzielenia na nie szczerej odpowiedzi: Co jest dla pani ważniejsze; umiłowanie
prawdy czy miłość do córki?
K:
Odpowiedź jest oczywista: miłość do córki zdecydowanie weźmie górę!
Chyba żadna prawda nie jest warta poświęcenia dla niej miłości do swego
dziecka. Co do tego jestem absolutnie pewna!
D:
Więc jeśli tak się sprawy mają łatwiej będzie podjąć decyzję co do jej
religijnej „edukacji". Mąż jako ateista, a zapewne też zwolennik teorii
Darwina, zrozumie z łatwością ten mechanizm doboru naturalnego, który w trakcie ewolucji „uznał", że korzystniejsze jest dla pojedynczego, nie
rozwiniętego w pełni osobnika, nie wyróżnianie
się spośród rówieśników w „stadzie" — czyli coś w rodzaju
kulturowej mimikry — niż postawienie się w pozycji antagonisty do
wszystkich. Ta „inność" równoznaczna z „obcością" tępiona jest z całą bezwzględnością przez resztę „stada" i to chyba przez większość
gatunków istot żyjących na ziemi. Jeśli można temu zapobiec, czemu z tego
nie skorzystać?
K:
Uważam podobnie jak pan. Jednakże mąż się boi — mimo tego, iż kocha córkę
nie mniej ode mnie — że zostając zindoktrynowana religijnie w tak wczesnym
wieku, stanie się ofiarą nieodwracalnego już procesu i potem nie będzie w stanie wyjść z tego infantylnego stanu psychiki, ani spojrzeć na świat
otwartym umysłem, pozbawionym „klapek" religijnych uwarunkowań.
D:
Proszę więc wziąć pod uwagę następującą rzecz: o ile wiarę religijną nabywa się zazwyczaj przez indoktrynację we
wczesnym dzieciństwie, to ateistą staje się poprzez zrozumienie otaczającej nas rzeczywistości, w tym jej religijnych
aspektów. Chyba nie zależy pani mężowi, aby jego dziecko nabyło światopogląd
areligijny w taki sam sposób, w jaki nabywa się wiarę religijną, prawda?
K:
Myślę, że nie! Nie, raczej na pewno nie!
D:
Też tak przypuszczam. A jeśli chodzi o autentyczne zrozumienie, to niestety
trzeba na to czasu i cierpliwości. Więc jedynie co pozostaje w tej sytuacji,
to zaufać dziecku i sobie — jako
jego rodzicom — że mimo początkowych szkód w jego niewykształtowanej
jeszcze psychice, uczynionej przez to wczesne wpajanie religijne, potrafią państwo
stanąć na wysokości zadania i kierując się mądrą miłością do niego,
wypełnić jego chłonny umysł takimi treściami, które zdyskredytują
religijne „prawdy", ukazując ich fałsz, absurdalność, brak logiki i bezsensowność. Pozwalając mu widzieć świat z innej perspektywy, niż z kolan, z głową pochyloną w pokorze. Zgodnie ze słowami Zbigniewa Herberta:
„Idź wyprostowany pośród tych, co na kolanach podążają przez życie",
czy jakoś tak, dokładnie nie pamiętam. Czy to co powiedziałem wystarczy
pani, by przekonać męża?
1 2 3 4 5 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 26-10-2012 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8458 |