Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.445.004 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Prawdę trzeba wyrażać prostymi słowami.
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Retoryczne pytanie [1]
Autor tekstu:

Czyli jak współczesna teologia broni Boga.

Motto: "Człowiek straciłby odwagę, gdyby nie był podtrzymywany
przez fałszywe wyobrażenia".
Bernard Fontenelie

Niedawno pozbywając się starych gazet, przy okazji przeglądając je pobieżnie, zwróciłem uwagę na esej pt. „Gdzie był Bóg?", autorstwa Jarosława Makowskiego (filozofa i teologa), zamieszczony w „Polityce" sprzed 2 lat. Podtytuł tego tekstu zdradza nam jego treść: „Był Katyń. Była Kołyma. Był Auschwitz. Dlaczego rodzima teologia unika konfrontacji ze złem naszych czasów, którego symbolem są te miejsca zagłady? Chyba tylko zmarły przed 10 laty ks. prof. Józef Tischner wyczuwał, że należy zmierzyć się z tym problemem".

Zobaczmy zatem jak ksiądz profesor, ale i sam autor eseju zmierzy się z tym bolesnym problemem. Tekst zaczyna się od fragmentu oceny źródła polskiego „intelektualnego milczenia", dokonanej przez ks. Tischnera tuż po wyborze kard. Wojtyły na papieża, a dalej autor tak pisze: „Tischner jakby intuicyjnie wyczuwał, że polska religijność i rodzima teologia powinny się zmierzyć z kataklizmem Kołymy — ale także Auschwitz. Zarazem miał świadomość, że brak odwagi spojrzenia na krajobraz ludzkich cierpień prowadzi do braku odwagi myślenia. Tym bardziej warto prześledzić, jak Tischner /../ mocował się z krzykiem ofiar i milczeniem Boga".

Następnie autor zadając pytanie: „Jak kreślić teologię, która nie byłaby naiwną teodyceą?", przybliża rozumowanie ks. Tischnera, pisząc, iż myślenie religijne można sprowadzić do dwóch postaw: "Pierwsza ma głęboką świadomość relacji, jaka zachodzi między sprawą wiary a sprawą zła naszej epoki. Nie można zamykać oczu i odwracać głowy od zła, gdyż jest ono największym skandalem i przeszkodą na drodze człowieka do pojednania z Bogiem. Druga postawa jest całkowicie wolna od świadomości związku między konkretną religią a złem epoki. Żyje sobie na trzecim stopniu abstrakcji, gdzie nikt nikogo nie pali. Zło nie sprawia, że religia traci dobre samopoczucie. Tu niebo nigdy nie staje w płomieniach.

Intrygujący jest wniosek, jaki Tischner wyciąga z tych dwóch typów myślenia religijnego wobec zła: /../ Jeśli religia albo dokładniej teologia danej religii, „radzi" sobie ze złem w ten sposób, że na przykład stwierdza, iż zło to brak dobra, staje się nieczuła. Jeśli zaś, co gorsza, dowodzi, że zło to kara Boska za grzechy człowieka, a widzimy, że cierpi sprawiedliwy, przeradza się w okrucieństwo. Między innymi takie nieporadne próby tłumaczenia przez teologię chrześcijańską Auschwitz pomnażały szeregi ateistów. To pokazuje, że nie każda teologia prowadzi do Boga. Rodzaj ateizmu jaki zrodził się po Auschwitz, Tischner nazywa zrezygnowanym. Sprowadza się on do przekonania, że Bóg naprawdę milczał. A skoro milczał, znaczy to, że był nieobecny".

Konkluzja jaka się autorowi eseju nasuwa po tym rozumowaniu, jest następująca: "Na placu boju ze złem człowiek pozostał sam. Ziemię spowija smutek. Człowiek nie jest już na obraz i podobieństwo Boga. Stał się zwierzęciem. Tyle, że zwierzę zabija kiedy jest głodna lub przerażone. W Auschwitz człowiek zabijał, choć nie musiał. Zabijał, bo chciał zabijać. Czyż więc gdzieś na dnie duszy człowieka, każdego człowieka, nie drzemie natura oprawcy? Bóg, jak wyraził to średniowieczny filozof żydowski Majmonides, potrafi niekiedy zmienić bieg natury, ale nigdy natury człowieka...

Ale można też, zdaniem Tischnera, znaleźć radykalnie inną reakcję na Auschwitz. Nie ateizm, ale naiwne pocieszenie. Ten sposób argumentacji do perfekcji opanowali głodni duszpasterskich sukcesów kaznodzieje. Brzmi on tak: "Oświęcim to nie my, to ludzie, którzy odrzucili Boga; oto do czego dochodzi świat, gdy człowiek wyrzeknie się Boga. Czyż analogicznie /../ nie przemawiał Benedykt XVI, kiedy jako niemiecki papież przyjechał do Auschwitz? Przekonując, że to władze III Rzeszy chciały wyniszczyć naród żydowski wybrany przez Boga, by w ten sposób zabić Boga, aby panować mógł człowiek /../.

Cóż zatem musimy zrobić, by nie powtórzył się Auschwitz? Trzeba uwierzyć w Boga. „Bo jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno" (Fiodor Dostojewski). Jeśli zaś Bóg jest, a człowiek przez wiarę potwierdza jego istnienie, to nie wszystko jest dozwolone. Sęk w tym, że — jak notuje Tischner — nie jest to odpowiedź na pytanie, czy w Auschwitz Bóg milczał?" Koniec pierwszej części.

W drugiej części tego eseju, jego autor tak pisze: „Powróćmy zatem do zasadniczego pytania: gdzie wtedy, gdy kominy krematoriów pracowały pełną parą, był Bóg? /../ Jakiej zatem udzielić odpowiedzi, nie ocierając się o bezduszność czy naiwność, na pytanie czy Bóg w Auschwitz milczał? Czy Tischner da radę udzielić sensownej odpowiedzi na to groźne pytanie, które sam postawił? "Bóg nie milczał — pisze Tischner. — Przemówił głosem umęczonych i zabijanych. Zachodzi głębokie pokrewieństwo między twarzami ofiar naszych czasów, a twarzą Ukrzyżowanego". I dalej przywołuje /../ Jana Pawła II /../ który podczas spotkania z chorymi w Gdańsku przekonywał, że „Kościół, który wyrasta z tajemnicy Odkupienia w Krzyżu Chrystusa, winien w szczególny sposób szukać spotkania z człowiekiem na drodze jego cierpienia" /../ Pisze Tischner: „Etosem Kościoła jest: działać poprzez boleść. Być wrażliwym na boleść i postępować wedle jej imperatywu".

Dalej autor jakby sumitował się nieco, pisząc: „Wiem, wiem... Odpowiedź Tischnera na to "bluźniercze" pytanie nie jest zadowalająca. Powie ktoś: wierzący filozof, ksiądz katolicki, musiał ostatecznie napisać, że Bóg nie milczał, że był w tym jądrze ciemności z tymi, którzy tam cierpieli. Ale czy stwierdzenie, że Bóg w Auschwitz umarł wraz z milionami niewinnych ofiar, cokolwiek rozwiązuje? Jednak nie dla Jana Pawła II. I nie dla Tischnera /../ Cóż zatem ma czynić cierpiący, by żyć dalej ze swoim cierpieniem? Jak smutek cierpienia przemienić w pieśń chwały? Budząc nadzieję, nie dając się rozpaczy. To zadanie, jakie stawiał przed sobą jako filozofem i jako księdzem Tischner".

Tu powołuje się autor na „słynne zdanie Jana Pawła II z "Redemptor hominis", które pokazuje źródła wielkości człowieka: „Jakąż wartość musi mieć w oczach Stwórcy człowiek, skoro zasłużył na takiego Odkupiciela, skoro Bóg "Syna swego Jednorodzonego dał", ażeby on, człowiek, „nie zginął, ale miał życie wieczne". Esej ów, autor kończy stwierdzeniem, iż apologia człowieka w pismach Tischnera jest „kryzysem nadziei", a taką strategię da się obronić. Dokładniej: „dało się obronić". Gdyż „dziś nic nie usprawiedliwia milczenia teologii wobec Auschwitz". Na koniec tak pisze:

„Przyszedł czas, by — kiedy nadzieja została już ocalona — mieć odwagę spojrzeć na nasz rodzimy krajobraz, który utkany jest z krzyku i bólu niewinnie zamordowanych. Bo ani dyplomacją, ani kuglarstwem, ani kabalistyką nie zagłuszymy głosów pomordowanych w Auschwitz. Nad umarłymi przecież już nikt nie ma władzy". 

Koniec cytatów oraz eseju (pozwoliłem sobie nieco go skrócić, lecz mam nadzieję, że udało mi się zachować jego sens i przesłanie).

Dlaczego ten esej wzbudził moje zainteresowanie? Ponieważ stanowi on klasyczny przykład religijnego zakłamania i dowód na to, iż ludzie Kościoła (nazywani też pasterzami) nie powinni udzielać odpowiedzi na pewne pytania, na które z góry wiadomo, że i tak nie udzielą jej zgodnej z prawdą. Bo jak można właściwie odpowiedzieć na tego rodzaju pytanie (przypomnę: gdzie był Bóg podczas tragedii Holokaustu?), skoro religie zgodnie przyjęły ogólną zasadę, iż Stwórca nie ponosi odpowiedzialności za swe dzieło, mimo tego, iż jest w nim wszechobecny, wszechmocny i wszechwiedzący. Każda próba odpowiedzi przestrzegająca tę absurdalną zasadę, musi być fałszywa, co najlepiej udowadnia ów esej. Jak to jest przedstawione?

Wpierw zwraca się uwagę na ważność tego problemu („Nie można zamykać oczu i odwracać oczu od zła, gdyż jest ono największym skandalem i przeszkodą na drodze człowieka do pojednania się z Bogiem"), następnie delikatnie krytykuje się te nieco bardziej naiwne tłumaczenia tego problemu (np. kara boska za grzechy człowieka, za wyrzeczenie się Boga, próba zabicia Boga poprzez wyniszczenie jego narodu wybranego, zło to brak dobra, itp.), potem następuje konkluzja, iż taka teologia nie prowadzi do Boga, a wręcz przeciwnie: niewłaściwe zrozumienie tego bolesnego problemu rodzi niepotrzebny ateizm. Jak więc można zaradzić temu złu, aby nie powtórzyła się więcej podobna do tej historia? (Auschwitz). Należy — a nawet trzeba — uwierzyć w Boga (tak jakby wcześniej nie wierzyło się w niego).

Jak w obliczu takiego niewyobrażalnego nieszczęścia i niezawinionego cierpienia milionów ludzi, nie stracić bezcennej wiary i nadziei? I na to nasi troskliwi i światli pasterze udzielają mądrej odpowiedzi: nie należy naiwnie mniemać, iż w tym najstraszliwszym czasie i okolicznościach, Bóg nic nie robił, przyglądając się bezczynnie, cierpieniom palonych w krematoriach ofiar. Bynajmniej! Bowiem Bóg przemawiał wtedy głosem umęczonych i zabijanych. Wskazane jest dostrzeżenie głębokiego pokrewieństwa owej tragicznej sytuacji do męczeńskiej ofiary Ukrzyżowanego. To wyjaśnienie sprowadza się do konkluzji, która powinna usatysfakcjonować każdego wątpiącego w miłość Boga do swego stworzenia: Człowiek musi mieć dla Boga niewyobrażalną wartość, skoro zasłużył sobie na tak wspaniałego Odkupiciela, bez którego ofiary na krzyżu ludzkość nie mogłaby być zbawiona. To rozumowanie z pewnością ocala wiarę i nadzieję każdego wierzącego, likwidując tym samym jego "kryzys nadziei" i przywraca go z powrotem na łono Kościoła kat. I dopiero teraz można już sobie rozpatrywać do woli ten bolesny problem, gdyż największe zło (odejście od wiary w Boga) już zostało zażegnane. W taki oto przewrotny sposób została w tym eseju udzielona „odpowiedź" na tytułowe pytanie: „Gdzie był Bóg?".

Wbrew pozorom nie chodziło w nim o to, by na tyle mądrze wytłumaczyć Boga dlaczego pozwolił na ten ogrom zła, aby nawet osobnik sceptycznie myślący przyznał, iż to ma sens i jest wiarygodne. Lecz o to, aby broń Boże nikt nie wyciągnął zbyt daleko idących wniosków z „błędnych" odpowiedzi na te „bluźniercze", groźne pytania i nie zaczął ich szukać na własną rękę. Dlatego ten tekst jest w tak wielu miejscach zakłamany, sprzeczny z logiką, a nawet z Biblią (o rozumie nawet nie wspomnę). Postaram się te zarzuty uzasadnić. Ponieważ ów esej dotyczy ZABIJANIA chciałbym się odnieść w niniejszym tekście wyłącznie do tego problemu, pomijając dla jasności wywodu inne jego aspekty (jak np. konsekwencje wynikające z bożych atrybutów).


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (42)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 11-12-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8559 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365