|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Retoryczne pytanie [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli
jak współczesna teologia broni Boga.
Motto:
"Człowiek straciłby odwagę, gdyby nie był podtrzymywany
przez
fałszywe wyobrażenia".
Bernard Fontenelie
Niedawno pozbywając się starych gazet, przy okazji przeglądając je
pobieżnie, zwróciłem uwagę na esej pt. „Gdzie był Bóg?", autorstwa
Jarosława Makowskiego (filozofa i teologa), zamieszczony w „Polityce"
sprzed 2 lat. Podtytuł tego tekstu zdradza nam jego treść: „Był Katyń. Była
Kołyma. Był Auschwitz. Dlaczego rodzima teologia unika konfrontacji ze złem
naszych czasów, którego symbolem są te miejsca zagłady? Chyba tylko zmarły
przed 10 laty ks. prof. Józef Tischner wyczuwał, że należy zmierzyć się z tym problemem".
Zobaczmy zatem jak ksiądz profesor, ale i sam autor eseju zmierzy się z tym bolesnym problemem. Tekst zaczyna się od fragmentu oceny źródła
polskiego „intelektualnego milczenia", dokonanej przez ks. Tischnera tuż po
wyborze kard. Wojtyły na papieża, a dalej autor tak pisze: „Tischner jakby
intuicyjnie wyczuwał, że polska religijność i rodzima teologia powinny się
zmierzyć z kataklizmem Kołymy — ale także Auschwitz. Zarazem miał świadomość,
że brak odwagi spojrzenia na krajobraz ludzkich cierpień prowadzi do braku
odwagi myślenia. Tym bardziej warto prześledzić, jak Tischner /../ mocował
się z krzykiem ofiar i milczeniem Boga".
Następnie autor zadając pytanie: „Jak kreślić teologię, która nie
byłaby naiwną teodyceą?", przybliża rozumowanie ks. Tischnera, pisząc, iż
myślenie religijne można sprowadzić do dwóch postaw: "Pierwsza ma głęboką
świadomość relacji, jaka zachodzi między sprawą wiary a sprawą zła naszej
epoki. Nie można zamykać oczu i odwracać głowy od zła, gdyż jest ono największym
skandalem i przeszkodą na drodze człowieka do pojednania z Bogiem. Druga
postawa jest całkowicie wolna od świadomości związku między konkretną
religią a złem epoki. Żyje sobie na trzecim stopniu abstrakcji, gdzie nikt
nikogo nie pali. Zło nie sprawia, że religia traci dobre samopoczucie. Tu
niebo nigdy nie staje w płomieniach.
Intrygujący jest wniosek, jaki Tischner wyciąga z tych dwóch typów myślenia
religijnego wobec zła: /../ Jeśli religia albo dokładniej teologia danej
religii, „radzi" sobie ze złem w ten sposób, że na przykład stwierdza, iż
zło to brak dobra, staje się nieczuła. Jeśli zaś, co gorsza, dowodzi, że zło
to kara Boska za grzechy człowieka, a widzimy, że cierpi sprawiedliwy,
przeradza się w okrucieństwo. Między innymi takie nieporadne próby tłumaczenia
przez teologię chrześcijańską Auschwitz pomnażały szeregi ateistów. To
pokazuje, że nie każda teologia prowadzi do Boga. Rodzaj ateizmu jaki zrodził
się po Auschwitz, Tischner nazywa zrezygnowanym. Sprowadza się on do
przekonania, że Bóg naprawdę milczał. A skoro milczał, znaczy to, że był
nieobecny".
Konkluzja jaka się autorowi eseju nasuwa po tym rozumowaniu, jest następująca:
"Na placu boju ze złem człowiek pozostał sam. Ziemię spowija smutek. Człowiek
nie jest już na obraz i podobieństwo Boga. Stał się zwierzęciem. Tyle, że
zwierzę zabija kiedy jest głodna lub przerażone. W Auschwitz człowiek zabijał,
choć nie musiał. Zabijał, bo chciał zabijać. Czyż więc gdzieś na dnie
duszy człowieka, każdego człowieka, nie drzemie natura oprawcy? Bóg, jak
wyraził to średniowieczny filozof żydowski Majmonides, potrafi niekiedy
zmienić bieg natury, ale nigdy natury człowieka...
Ale można też, zdaniem Tischnera, znaleźć radykalnie inną reakcję
na Auschwitz. Nie ateizm, ale naiwne pocieszenie. Ten sposób argumentacji do
perfekcji opanowali głodni duszpasterskich sukcesów kaznodzieje. Brzmi on tak:
"Oświęcim to nie my, to ludzie, którzy odrzucili Boga; oto do czego
dochodzi świat, gdy człowiek wyrzeknie się Boga. Czyż analogicznie /../ nie
przemawiał Benedykt XVI, kiedy jako niemiecki papież przyjechał do Auschwitz?
Przekonując, że to władze III Rzeszy chciały wyniszczyć naród żydowski
wybrany przez Boga, by w ten sposób zabić Boga, aby panować mógł człowiek
/../.
Cóż zatem musimy zrobić, by nie powtórzył się Auschwitz? Trzeba
uwierzyć w Boga. „Bo jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno" (Fiodor
Dostojewski). Jeśli zaś Bóg jest, a człowiek przez wiarę potwierdza jego
istnienie, to nie wszystko jest dozwolone. Sęk w tym, że — jak notuje
Tischner — nie jest to odpowiedź na pytanie, czy w Auschwitz Bóg milczał?"
Koniec pierwszej części.
W drugiej części tego eseju, jego autor tak pisze: „Powróćmy zatem
do zasadniczego pytania: gdzie wtedy, gdy kominy krematoriów pracowały pełną
parą, był Bóg? /../ Jakiej zatem udzielić odpowiedzi, nie ocierając się o bezduszność czy naiwność, na pytanie czy Bóg w Auschwitz milczał? Czy
Tischner da radę udzielić sensownej odpowiedzi na to groźne pytanie, które
sam postawił? "Bóg nie milczał — pisze Tischner. — Przemówił głosem
umęczonych i zabijanych. Zachodzi głębokie pokrewieństwo między twarzami
ofiar naszych czasów, a twarzą Ukrzyżowanego". I dalej przywołuje /../
Jana Pawła II /../ który podczas spotkania z chorymi w Gdańsku przekonywał,
że „Kościół, który wyrasta z tajemnicy Odkupienia w Krzyżu Chrystusa,
winien w szczególny sposób szukać spotkania z człowiekiem na drodze jego
cierpienia" /../ Pisze Tischner: „Etosem Kościoła jest: działać poprzez
boleść. Być wrażliwym na boleść i postępować wedle jej imperatywu".
Dalej autor jakby sumitował się nieco, pisząc: „Wiem, wiem...
Odpowiedź Tischnera na to "bluźniercze" pytanie nie jest zadowalająca.
Powie ktoś: wierzący filozof, ksiądz katolicki, musiał ostatecznie napisać,
że Bóg nie milczał, że był w tym jądrze ciemności z tymi, którzy tam
cierpieli. Ale czy stwierdzenie, że Bóg w Auschwitz umarł wraz z milionami
niewinnych ofiar, cokolwiek rozwiązuje? Jednak nie dla Jana Pawła II. I nie
dla Tischnera /../ Cóż zatem ma czynić cierpiący, by żyć dalej ze swoim
cierpieniem? Jak smutek cierpienia przemienić w pieśń chwały? Budząc
nadzieję, nie dając się rozpaczy. To zadanie, jakie stawiał przed sobą jako
filozofem i jako księdzem Tischner".
Tu powołuje się autor na „słynne zdanie Jana Pawła II z "Redemptor
hominis", które pokazuje źródła wielkości człowieka: „Jakąż wartość
musi mieć w oczach Stwórcy człowiek, skoro zasłużył na takiego
Odkupiciela, skoro Bóg "Syna swego Jednorodzonego dał", ażeby on, człowiek,
„nie zginął, ale miał życie wieczne". Esej ów, autor kończy
stwierdzeniem, iż apologia człowieka w pismach Tischnera jest „kryzysem
nadziei", a taką strategię da się obronić. Dokładniej: „dało się
obronić". Gdyż „dziś nic nie usprawiedliwia milczenia teologii wobec
Auschwitz". Na koniec tak pisze:
„Przyszedł czas, by — kiedy nadzieja została już ocalona — mieć
odwagę spojrzeć na nasz rodzimy krajobraz, który utkany jest z krzyku i bólu
niewinnie zamordowanych. Bo ani dyplomacją, ani kuglarstwem, ani kabalistyką
nie zagłuszymy głosów pomordowanych w Auschwitz. Nad umarłymi przecież już
nikt nie ma władzy".
Koniec cytatów oraz eseju (pozwoliłem sobie nieco go
skrócić, lecz mam nadzieję, że udało mi się zachować jego sens i przesłanie).
Dlaczego ten esej wzbudził moje zainteresowanie? Ponieważ stanowi on
klasyczny przykład religijnego
zakłamania i dowód na to, iż ludzie Kościoła (nazywani też pasterzami) nie
powinni udzielać odpowiedzi na pewne pytania, na które z góry wiadomo, że i tak nie udzielą jej zgodnej z prawdą. Bo jak można właściwie odpowiedzieć
na tego rodzaju pytanie (przypomnę: gdzie był Bóg podczas tragedii
Holokaustu?), skoro religie zgodnie przyjęły ogólną zasadę, iż Stwórca
nie ponosi odpowiedzialności za
swe dzieło, mimo tego, iż jest w nim wszechobecny, wszechmocny i wszechwiedzący. Każda próba odpowiedzi przestrzegająca tę absurdalną zasadę,
musi być fałszywa, co najlepiej
udowadnia ów esej. Jak to jest przedstawione?
Wpierw zwraca się uwagę na ważność
tego problemu („Nie można zamykać oczu i odwracać oczu od zła, gdyż
jest ono największym skandalem i przeszkodą na drodze człowieka do pojednania
się z Bogiem"), następnie delikatnie krytykuje
się te nieco bardziej naiwne tłumaczenia tego problemu (np. kara boska za
grzechy człowieka, za wyrzeczenie się Boga, próba zabicia Boga poprzez
wyniszczenie jego narodu wybranego, zło to brak dobra, itp.), potem następuje konkluzja, iż taka teologia nie prowadzi do Boga, a wręcz
przeciwnie: niewłaściwe zrozumienie tego bolesnego problemu rodzi niepotrzebny
ateizm. Jak więc można zaradzić temu złu, aby nie powtórzyła się więcej
podobna do tej historia? (Auschwitz). Należy — a nawet trzeba — uwierzyć w Boga (tak jakby wcześniej nie wierzyło się w niego).
Jak w obliczu takiego niewyobrażalnego nieszczęścia i niezawinionego
cierpienia milionów ludzi, nie stracić bezcennej wiary i nadziei? I na to nasi troskliwi i światli pasterze udzielają mądrej
odpowiedzi: nie należy naiwnie mniemać, iż w tym najstraszliwszym czasie i okolicznościach, Bóg nic nie robił, przyglądając się bezczynnie,
cierpieniom palonych w krematoriach ofiar. Bynajmniej! Bowiem Bóg przemawiał
wtedy głosem umęczonych i zabijanych. Wskazane jest dostrzeżenie głębokiego
pokrewieństwa owej tragicznej sytuacji do męczeńskiej ofiary Ukrzyżowanego.
To wyjaśnienie sprowadza się do konkluzji, która powinna usatysfakcjonować
każdego wątpiącego w miłość Boga do swego stworzenia:
Człowiek musi mieć dla Boga niewyobrażalną wartość,
skoro zasłużył sobie na tak wspaniałego Odkupiciela, bez którego ofiary
na krzyżu ludzkość nie mogłaby być zbawiona. To rozumowanie z pewnością ocala
wiarę i nadzieję każdego wierzącego,
likwidując tym samym jego "kryzys nadziei" i przywraca go z powrotem na łono Kościoła kat. I dopiero teraz można już
sobie rozpatrywać do woli ten bolesny problem, gdyż największe zło (odejście
od wiary w Boga) już zostało zażegnane. W taki oto przewrotny sposób została w tym eseju udzielona „odpowiedź" na tytułowe pytanie: „Gdzie był Bóg?".
Wbrew pozorom nie chodziło w nim o to, by na tyle mądrze wytłumaczyć
Boga dlaczego pozwolił na ten ogrom zła, aby nawet osobnik sceptycznie myślący
przyznał, iż to ma sens i jest wiarygodne. Lecz o to, aby broń Boże nikt nie
wyciągnął zbyt daleko idących wniosków z „błędnych" odpowiedzi na te
„bluźniercze", groźne pytania i nie zaczął ich szukać na własną rękę.
Dlatego ten tekst jest w tak wielu miejscach zakłamany, sprzeczny z logiką, a nawet z Biblią (o rozumie nawet nie wspomnę). Postaram się te zarzuty
uzasadnić. Ponieważ ów esej dotyczy ZABIJANIA chciałbym się odnieść w niniejszym tekście wyłącznie do
tego problemu, pomijając dla jasności wywodu inne jego aspekty (jak np.
konsekwencje wynikające z bożych atrybutów).
1 2 3 Dalej..
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 11-12-2012 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8559 |
|