|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
I tak się trudno rozstać… [1] Autor tekstu: Robert Gburek
Przy okazji każdego kryzysu
jaki z takiej czy innej przyczyny dotyka Kościół rzymsko-katolicki (KrK) słyszy
się, że organizacja ta trwa od ponad dwóch tysięcy lat i jakiś pojedynczy
incydent nie zmieni tego stanu rzeczy. Faktycznie, Kościół jak dobrze zarządzana
firma, przez te XX wieków wypracował sobie wiele mechanizmów samopodtrzymujących,
które skutecznie utrudniają jego rozpad mimo licznych autodestrukcyjnych działań
jego funkcjonariuszy. Spróbowałem nazwać niektóre z tych mechanizmów.
1.
Sieć handlowa KrK Jeden z moich przyjaciół
stwierdził kiedyś, że Kościół funkcjonuje jak doskonały hipermarket. Sądząc
po ilości punktów sprzedaży w przypadku KrK można raczej mówić o sieci
handlowej niż o pojedynczym sklepie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. U ojców
Dominikanów podaje się towar dla inteligenta, Ruch Światło Życie oferuje usługi
dla zagubionej młodzieży, dla studenta zorganizowano Duszpasterstwo
Akademickie, a dla starszej pani nadaje się audycję z Torunia. Jest wreszcie coś
dla tych co tak całkiem na ludowo — nabożeństwa majowe, różańce przy
kapliczkach, pielgrzymki do Lichenia itp. Jak w sklepie — są regały z popularnym najtańszym towarem i te małe, ukryte gdzieś w kącie stoiska z wyrafinowanym produktem dla snobów. Miłośnik Châteauneuf du Pape nie siada
razem do stołu z konsumentem piwa VIP, jednak jeden i drugi kupują towar w tej
samej sieci sklepów — tyle, że znajdują go na różnych półkach. Mimo, że
te grupy konsumenckie dzielą wszechświaty to każda z nich jest równie ważna
dla sieci handlowej. Kościół jak dobra firma handlowa nie może zrezygnować z żadnej z wymienionych wyżej grup konsumenckich. Zarząd sieci KrK w Polsce,
czy nawet sam prezes rezydujący w Wiecznym Mieście, nawet gdyby odczuwał taką
wolę, w co szczerze wątpię, nigdy nie wypowie się krytycznie o fanach ćwierć-inteligentnego
doktora nauk religijnych z Torunia, tak samo jak prezes Tesco nie zabroni wstępu
do swoich marketów licznym amatorom najtańszych towarów własnej sieci. Byłoby
to sprzeczne z interesem gospodarczym. Zjawisko to było wyraźnie widoczne w postępowaniu byłego asystenta zmarłego przed kilku laty prezesa zarządu
firmy, który obecnie za wieloletnią służbę w Head Quarter piastuje funkcję
kustosza Katedry Wawelskiej i teoretycznie zarządza siecią marketów polskiej
dywizji KrK. Tenże z „głębokim bólem i troską" zawiesił w czynnościach
jednego z wiernych przedstawicieli handlowych po tym jak wyszło na jaw, że ten
pod znakiem firmowym KrK™ sprzedaje swój własny towar we wsi Grzechynia [ 1 ].
Tak naprawdę dyrekcja polskiej dywizji nigdy nie wypowiedziała się w sposób
jednoznaczny na temat klientów paradujących w gustownych czerwonych płaszczykach,
którzy mimo obowiązującej Konstytucji RP maniakalnie usiłują wprowadzić
monarchię w Polsce poprzez intronizację zabitego przed dwudziestoma wiekami żydowskiego
proroka. Czyżby znowu interes gospodarczy? Ależ oczywiście, ci rozrzuceni po
kraju i zagranicy monarchiści nie zaopatrują się w życiodajny towar wyłącznie w maleńkim konkurencyjnym sklepiku w zagubionej gdzieś w górach Grzechyni.
2.
Świetna reklama
Aby sieć sklepów dobrze
funkcjonowała konieczna jest dobra reklama. Kościół to organizacja handlowa
doskonała. Nie tylko dlatego, że sklepy rozsiane są po najmniejszych
wioskach, czym nie może poszczycić się nawet Biedronka. Specjalnością tej
sieci jest reklama szczególna. Zarząd KrK za pomocą swoich lobbystów
ustawowo zapewnił sobie opłacanie reklamy z pieniędzy podatnika. Co więcej,
sami klienci głosami polityków domagają się, aby reklama była obowiązkowa i to począwszy od przedszkola na maturze skończywszy. W rzeczywistości
rynkowej takie nieracjonalne postępowanie klienta możliwe jest wyłącznie
wtedy gdy ten podda się uprzednio praniu mózgu. Pranie mózgu?! Przecież to
się zdarza wyłącznie w sektach albo w takim, za przeproszeniem, Amway-u!
Reklama podawana jest na płaszczyźnie
poziomej jak i pionowej — za pośrednictwem najbliższego otoczenia oraz międzypokoleniowo.
Te ulotki nie łatwo jest zmiąć i wrzucić do kosza. Wciskane są klientom od
najmłodszych lat. Z punktu widzenia teorii marketingu jest to bardzo korzystne.
Dziecięce główki to takie niezapisane gliniane tabliczki -
można na nich wyryć i wypalić wszystko. Zostaje na długo i bez
ostrego narzędzia trudno to usunąć.
Klient za pomocą reklamy nie
tylko dowiaduje się, że bez towarów ze znakiem handlowym KrK™
nie da się egzystować ani teraz ani po śmierci, pozwala też sobie skutecznie
wmówić, że pod żadnym pozorem nie wolno mu korzystać z usług innych sieci
handlowych pod groźbą wykluczenia ze społeczeństwa konsumentów. A wtedy -
jak żyć?
3.
Towar doskonały
Jest sieć handlowa, są
klienci, jest reklama. Potrzebne są jeszcze usługi i dobry towar. Otóż w sieci handlowej KrK sprzedaje się towar doskonały, dopasowany do każdego i wiecznie świeży — obietnicę życia wiecznego. Jest to rodzaj voucheru albo
raczej promesy do nieba.
Mimo wielu prób nie udało nam
się dotrzeć do klientów aby zbadać stopień zadowolenia z zakupu. Sądząc
jednak po ilości zawieranych transakcji, wysokiej cenie jaką ten towar osiągał w przeszłości, poziomy transakcji notowane dzisiaj ale nade wszystko stan
finansowy spółki — musi to być towar doskonały.
4.
Sakramenty — usługi i zarazem duże punkty w programie lojalnościowym
Każda szanująca się sieć
handlowa ma swój program lojalnościowy. Po uzbieraniu punktów można otrzymać
torbę firmową albo patelnię, na której dobrze smaży się naleśniki. Warto
zbierać te punkty. W sieci KrK system lojalnościowy wypracowano znacznie wcześniej
zanim po raz pierwszy w życiu usłyszeliśmy pytanie sprzedawcy — A punkty
pan zbiera? Są tu małe i duże punkty. Te duże nazwano sakramentami.
Życie klienta sieci rozpoczyna
się od sakramentu i kończy sakramentem. Czas pomiędzy sakramentami służy do
przygotowania się do kolejnych sakramentów. Praktycznie towarzyszą nam one
przez całe życie. Szczególnie w okresach kryzysowych, kiedy jesteśmy skłonni
podejmować ryzykowne decyzje z opuszczeniem organizacji włącznie. Zdobywamy
je jak harcerskie sprawności, albo raczej jak stopnie wojskowe. Bez poprzedniego
nie możemy zdobyć następnego. Bez nich nie dostaniemy również promesy na
podróż do nieba. Pierwszy z nich zdobywamy już w kołysce gdy właściwie
jesteśmy bezbronni i generalnie jest nam to jeszcze obojętne.
4.1.
Chrzest
Chrzest to rodzaj mimowolnego
zapisania do stowarzyszenia konsumentów sieci handlowej KrK. Od tego się
zaczyna, potem na kolejnych etapach wtajemniczenia już w sposób świadomy
potwierdzamy post factum wolę przyjęcia
tego sakramentu. Potem, po takim uroczystym potwierdzeniu nie wypada nam się już
głupio tłumaczyć, że zrobiliśmy to nieświadomie.
Nie ma co — dziecko trzeba
ochrzcić. Panuje nawet przekonanie, że przed chrztem nie należy wychodzić z dzieckiem na spacer. To zrozumiałe, takie dziecko nie chrzczone jest podatne na
zarazki i choroby. Gdyby przedwcześnie zmarło, to jeszcze przed kilkoma laty
byłoby skazane na wieczne piekło. Kto chciałby ryzykować dla dziecka taki
los. Na szczęście nasz papież (były CEO KrK) zmienił rozporządzenie w tej
sprawie i te biedactwa, które nie dożyją chrztu idą do pewnego rodzaju
przechowalni. Nie jest to ani piekło ani niebo. Dobre i to.
Gdybyśmy jednak nie chcieli
ochrzcić dziecka z jakichś niezrozumiałych powodów to już rodzina i najbliższe
otoczenie zadba o to aby nam wybić z głowy ten głupi pomysł.
4.2.
Pierwsza Komunia Święta
Zanim jednak do niej dojdzie
zaczyna się katechizacja. Tak właśnie nazywa się forma reklamy produktów
sieci KrK. Dzięki umowie konkordatowej dzieci już w przedszkolu dowiadują się o starej dobrej bozi, która w białej powłóczystej szacie i z siwą brodą,
przesiaduje sobie na chmurce w niebie, dobrych aniołkach stróżach i licznych
matkach boskich, które chodzą krok w krok za nami, pilnując aby nic złego
nam się nie stało, ale też podpatrują i podsłuchują i jak trzeba to pogrożą
paluszkiem gdy koleżance pokażemy język. W trakcie tej przedszkolnej
katechezy dzieci po raz pierwszy spotykają się również z piekłem. Odtąd
jego straszny obraz będzie im towarzyszył do końca życia.
To naturalne, że tak ważne zajęcia
należą do kanonu nauczania i nie mogą być płatne. Wracając do skojarzeń
handlowych, któż z nas zdecydowałby się robić zakupy w sklepie gdyby
jeszcze przed wejściem kazano nam słono zapłacić za folder z reklamami? Na
szczęście katechizacja jest bezpłatna. Za religię płaci samorząd albo państwo — nie my. Za wszystkie inne fanaberie — jak angielski, rytmika, gimnastyka
korekcyjna — musimy sami słono zapłacić. To jasne — w odróżnieniu od
katechezy, bez tych wszystkich wymienionych zajęć da się przecież żyć.
Zajęcia z religii są bardzo
fajne, pani katechetka jest miła, przynosi gitarę i śpiewa z dziećmi
piosenki, nierzadko też rozdaje dzieciom cukierki. Dzieciaki rysują bozię i aniołki. Nie ma w tym nic złego.
Religia w szkole podstawowej
zapewnia kontynuację nauki i pogłębienie wiedzy o bozi i o organizacji kościelnej.
Przez pierwsze dwa lata dzieci przygotowują się na spotkanie z Jezuskiem -
czyli, w języku branżowym do "pierwszego
pełnego uczestnictwa w eucharystii". Tak naprawdę nie wiadomo o co
chodzi, jedno jest jednak pewne — jeżeli zrezygnujemy z tej formy
wtajemniczenia będziemy narażeni na nieprzyjemności ze strony rówieśników. A poza tym, co na to babcia? Może nie będzie chciała wsunąć nam do kieszeni
stówki gdy przyjedzie w odwiedziny? A co babcia odpowie gdy znajoma zapyta na
ulicy czy aby wnuczek nie idzie w tym roku do pierwszej komunii świętej?
Wreszcie, co powiem ja, gdy po tym „najszczęśliwszym dniu w moim życiu"
chłopaki zapytają mnie o prezenty i kasę? Nie ma co — do komunii trzeba iść!
4.3.
Bierzmowanie
Tu już jest gorzej. Nie
wszystkim chce się przystąpić do tego sakramentu. Jesteśmy już więksi i przychodzą nam do głowy głupie pomysły. Na szczęście jest jeszcze rodzina, z którą mieszkamy i od której wciąż przecież zależy nasza materialna
egzystencja więc pokornie godzimy się na ten "akt
potwierdzenia przynależności do społeczności Kościoła". Ważnym
argumentem przemawiającym za przystąpieniem do bierzmowania jest możliwość
wzięcia później udziału w uroczystym ślubie kościelnym. Złośliwi mówią,
że to szantaż ale to wciąż jednak jeszcze działa. Która z nas nie chciałaby
wystąpić w białej sukience, prowadzona uroczyście przez ojca wzdłuż nawy
kościelnej w kierunku ołtarza, gdzie niecierpliwie czeka nasz narzeczony? Ten
jeden jedyny raz w życiu poczuć się celebrytką, gdy wszystkie flesze błyskają w naszym kierunku a pan w skórzanej kamizelce pilnie „kameruje" każdy nasz
krok. Ileż to razy wyobrażaliśmy sobie tę scenę, ile razy widzieliśmy ją w telewizji? Która z nas chciałaby świadomie z tego zrezygnować? Idziemy więc
do tego bierzmowania, mimo, że najpierw trzeba zakuć jakieś 200 gigabajtów
przepisów kościelnych.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Mowa tu oczywiście o słynnym ks. Natanku — pomysłodawcy intronizacji
Chrystusa na króla Polski « Na wesoło (Publikacja: 17-12-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8577 |
|