|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Ludzie jak bogowie? Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Gdzieś
tak w połowie grudnia usłyszałem w telewizji dwie, niemal jednobrzmiące,
wypowiedzi, dotyczące, zdaniem autorów, ludzkich ingerencji w odwieczne boskie
plany. Jedna padła z ust Nergala, a dotyczyła ozdrowieńczych skutków, jakich
piosenkarz doznał po poddaniu się operacji przeszczepu szpiku, niezbędnej,
aby mógł utrzymać się jeszcze przez jakiś czas przy życiu. Druga wypowiedź
była także reakcją na skutki operacji, tym razem plastycznej, poprawiającej
kształt uszu u pewnego nastolatka.
Mógłby
ktoś pomyśleć, że obie operacje dzieli przepaść zarówno od strony trudności
technicznych jak i ewentualnych skutków dla obu pacjentów; w pierwszym
przypadku szło przecież o życie, ale, o co szło w drugim, dało się
zrozumieć, jeśli widziało się szczęście na twarzy owego nastolatka. Otóż,
od dzieciństwa chłopak ów był przedmiotem kpin, wśród których określenia
'urban' czy 'uszatek' były względnie łatwymi do zniesienia.
'Koledzy' tak uprzykrzyli życie chłopakowi, że ten poddał się operacji
plastycznej w znanej klinice, a po ujrzeniu jej skutków, był tak szczęśliwy,
jakby dostał drugie życie w prezencie. Wynika z tego, że i w tym przypadku szło o życie, może nie od razu o biologiczne, bardziej o psychiczne, ale które
jest ważniejsze nie odważyłbym się orzekać.
Nic
więc dziwnego, że obaj bohaterowie nadzwyczajnie ocenili umiejętności
lekarzy, dodajmy, że polskich, i obaj stwierdzili, że lekarze, niczym jacyś
bogowie, poprawili inne boskie plany, przynajmniej względem nich. Odniosłem
przy tym wrażenie, że nie mieli żadnych pretensji do pierwotnego planisty, a całą swoją uwagę i wdzięczność skupili na umiejętnościach korektorów.
Sądzę,
że ci, którzy uznają nadrzędność i niepojmowalną celowość pierwotnych
planów, nie mieliby specjalnych trudności w wykazaniu, że owe dwie udane
korekty, a ze swej strony mógłbym także dorzucić i własny przypadek, były
częścią owych niezgłębionych planów, a wypowiedzi, przynajmniej w jednym
przypadku, za dowód niebotycznej pychy. Nie wiem też, czy obaj bohaterowie
tych coraz bardziej codziennych historii, nie naraziliby się na zarzut, że
swoją wdzięczność kierują pod niewłaściwy adres, ewentualnie, że nie
biorą pod uwagę wszystkich swoich dobroczyńców. Jak powszechnie wiadomo,
boskie plany nigdy nie są ujawniane przed podjęciem decyzji o ich wdrożeniu,
wręcz przeciwnie, zasadą naczelną jest ich absolutna niejawność od początku
do końca. Ta zasada, którą stosowali i stosują wszyscy znani i nieznani
bogowie, jest dobrze pomyślana, ponieważ daje ogromne możliwości nie tylko w wyjaśnianiu sensu tych planów, zwłaszcza po fakcie, ale także podczas prób
ich zmiany na inne, bardziej celowe i przemyślane a przynajmniej bardziej pożądane
przez ludzi, będących tylko ich przedmiotem. Tak więc, wszystkie przypadki
skutecznego wyratowania kogoś z opresji zawsze można zinterpretować, jako
'widomy znak'.
Niejawność
planów nie skazuje nikogo na przyjęcie fatalistycznej, pełnej rezygnacji
postawy życiowej wobec wszystkiego, co życie przynosi, ponieważ taką postawę
daje się uzasadnić równie łatwo, jak i przeciwną. Praktyka wielu pokoleń
wykazuje, że bardziej pożądana jest postawa aktywna, która wprawdzie nie
zawsze przynosi zauważalne pozytywne rezultaty dla samego zainteresowanego, ale
często objawia się w poprawianiu ogólnego, jak to się czasem mówi,
dobrostanu. Ten fakt, znany od paru tysiącleci, jest na rękę wszystkim
funkcjonariuszom rozlicznych kultów, którzy podczas tego czasu zdołali
wypracować różnorodne praktyczne metody realizacji aktywnej postawy, uzasadnić
je teoretycznie oraz rozpropagować wśród swoich wiernych. Raz po raz nadal
wynajdywane są nowe obrzędy a stare, mniej skuteczne zapominane, jeden tylko,
mianowicie datki pieniężne, trwa niezmiennie. Losy poszczególnych obrzędów
toczą się zgodnie z zasadami niedawno odkrytych prawideł rozprzestrzeniania
się memów, chociaż wiedza o memach bywa wyklinaną.
Różnorodne
modły albo ofiary składane w jakichś konkretnych intencjach, znane przecież
od tysiącleci, nie są, jak mi się wydaje, niczym innym, niż próbą korekty
odwiecznych planów, zaś przekonanie o takiej możliwości towarzyszy ludziom
także od czasów tak zamierzchłych, że można uważać, że od zawsze. Że ma
to sens, świadczą niezliczone dziękczynne wota wieszane w świątyniach,
nawet Sokrates, choć według swych oskarżycieli — bezbożnik, w ostatnich
chwilach swego życia przypominał Kritionowi o tym, że obaj są winni
Asklepiosowi koguta, zaś Petroniusz radził Winicjuszowi, aby ten uczcił
wybawcę Ligii stuwołem, ale nie próbował ponownie liczyć na taką samą
uczynność, ponieważ bogowie nie lubią się powtarzać. Jak do owych wotów,
kapliczek i innych wyrazów wdzięczności odnoszą się sami adresaci trudno coś
powiedzieć, ale ich ziemscy przedstawiciele są z pewnością 'za'.
Nigdzie, jak dotąd, nie wywieszono żadnej książki niespełnionych 'życzeń i zażaleń', być może z braku takowych.
Jeśli
przyjrzeć się historii człowieczeństwa, można dojść do wniosku, że chęć
dorównania bogom, jest równie stara, jak chęć dogodzenia im, a jeśli to możliwe,
to i przekupienia. Zaryzykowałbym tezę, że próby poprawiania boskich planów,
nawet sięgania do boskości i przejmowania boskich prerogatyw, z natury rzeczy
niedościgłych w swej doskonałości i precyzji, są jednym z przejawów człowieczeństwa,
jednak dość często traktowane są, jako przejaw karygodnej pychy i zarozumialstwa, zarówno pojedynczych nosicieli takich pomysłów jak i całego
ludzkiego rodzaju. Najpierw były to sprzeciwy wobec zastanej rzeczywistości
przyrodniczej, potem także społecznej, chociaż obie, z natury rzeczy, są
doskonałe, i wszystkie one, od paru tysięcy lat spędzają sen z powiek strażnikom
świętego spokoju, ponieważ i dziś burzycieli porządku jest co nie miara.
W
pewnym momencie zarzuty o szarganie świętości zaczęły się pojawiać częściej.
Za ingerencję w boskie prerogatywy uznawano np. badania Galvaniego nad
elektrycznością, a wcześniej, Newtona nad grawitacją. Dziś taką klauzulę
nadaje się badaniom genetycznym albo medycznym, związanym ze sztucznym zapłodnieniem.
Nie brak przy tym paradoksów, bo wynalazek niedowiarka Franklina zdobi dziś
zarówno świątynie jak i obiekty świeckie, na co zwrócił niedawno uwagę
jeden z korespondentów Racjonalisty.
Wydaje
się, że dopóki osiągnięcia wynalazców miały dość praktyczny charakter, o ile tylko nie stwarzały większej groźby konkurencyjnej w sferze
ekonomicznej, były tolerowane, zaś znacznie poważniejsze konsekwencje groziły
za nieodpowiedzialną gadaninę lub pisaninę na jakieś abstrakcyjne tematy,
zazwyczaj zbędne. Kiedy jednak badania naukowe swymi konsekwencjami zaczęły
podważać teoretyczne podstawy systemu społecznego, wtedy zaczęto bić na
trwogę ze zdwojoną energią.
Trzeba
jednak uczciwie zauważyć, że już w przeszłości nie wszystkie takie pomysły
traktowano jako dowód krnąbrności. Wystarczy tylko spojrzeć choćby tylko na
poczynania takiego Jakuba, który zamiast pozwolić owieczkom i baranom na
swobodę seksualną, nie zostawiał kwestii prokreacji przypadkowi, lecz, zręcznie
układając topolowe patyki, powodował mnożenie się sztuk w jego hodowlanych
barwach. Kto mu podsunął tę chytrą myśl, tego niestety, nie wiemy, ale nikt
jej za zdrożną nigdy nie uznał, podobnie jak nikt nie uważał za nieuczciwe
jego wcześniejszą machlojkę z pierworództwem. Wszystko to było nieświadomą
realizacją odwiecznego, doskonałego planu, innego wyjaśnienia nie widzę.
Nawiasem mówiąc, z tej hodowlanej historii można by wnioskować, że
manipulacje genetyczne są dopuszczalne, a cały wobec nich opór, tak często,
głośno, a nawet śpiewnie dziś wyrażany, dotyczy raczej sposobu ich
realizacji a nie celu zasadniczego.
Sięgnąłem
tylko po ten jeden starożytny, jakże budujący przykład prób ingerencji w boskie plany, chociaż dałoby się znaleźć ich jeszcze kilka, a w rzeczywistości
dokładnej, aczkolwiek nieświadomej, ich realizacji, aby wykazać, że błędne
są zarówno próby przypisywania komukolwiek jakichkolwiek mocy sprawczych, jak i niedozwolonego wkraczania na obszary zabronione. Argumentacja ta, w ostatecznym rachunku, niczego jednak nie dowodzi, ale będąc realizacją planów
powziętych dawno i bez mojego udziału, zwalnia mnie z wszelkiej za nie
odpowiedzialności.
« Felietony i eseje (Publikacja: 07-01-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8627 |
|