|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Ubodzy duchem Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli marzenia na miarę posiadanej świadomości.
Motto: „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy".
Albert Einstein
Przeczytałem ostatnio ciekawy artykuł w „Gazecie Wyborczej" pt.
„Dwa kabelki we włosach" autorstwa p. Dominiki Kawczyńskiej. Dotyczył on
filmu p. Henryka Dederki o Amwayu „Witajcie w życiu", który stał się
najsłynniejszym „pułkownikiem" III RP, jak napisano w podtytule owego
tekstu. Artykuł wydał mi się interesujący z paru powodów, którym warto będzie
poświęcić odrębny tekst, jednakże teraz chciałbym zwrócić uwagę na
jeden z jego aspektów (marginalny w zasadzie), który zainteresował mnie
najbardziej; dotyczy on marzeń, a co
za tym idzie wyobraźni uczestników
amwayowskich mityngów. Autorka tak przedstawia ten problem w rozmowie z twórcą
filmu:
"HD: Ludziom, którzy pozwalają się zwerbować do Amwaya, początkowo
wystarcza świadomość, że dzięki korporacji będzie im się lepiej w życiu
powodzić. Muszą jednak przejść kurs budzenia marzeń. Jeśli mówią, że
szczyt ich pragnień to samochód i domek, śmieją się z nich. Ktoś przyciśnięty
przez grupę wymyślił, że marzy o zamku nad Loarą. Dopiero to marzenie
zaakceptowano. Amwayowcy muszą wytworzyć potrzeby o charakterze mocno
fabularnym /../. Ci ludzie prowadzą dzienniki marzeń. Umieszczają ładne
widoki, miejsca, przedmioty, kobiety. Obrazki odciągają ich uwagę od
codziennych trosk. Podczas szkoleń edukacyjnych radzi im się wieszać te zdjęcia w widocznych miejscach — na lodówce czy ścianie. Najlepiej dopisać przy
nich termin realizacji.
DK: Mariusz Szczygieł, reporter „Gazety", który przyglądał się
amwayowcom, zacytował w jednym z tekstów młode małżeństwo. Stwierdziło,
że musi mieć tak duży dom, aby pies biegnący z jednego końca na drugi trzy
razy odpoczywał. Czemu w ludziach rodzą się takie potrzeby?
HD: Amway je w nich budzi. Każe wymyślać takie marzenie, żeby człowiek,
myśląc o nim, się przestraszył. Ta para pewnie przestraszyła się, co się
stanie z psem".
Chociaż p. Dederko w tej rozmowie ocenił, iż ci ludzie (uczestnicy
mityngów amwayowskich) są w „stanie permanentnego szczęścia", a „endorfiny płyną w nich hektolitrami", to mnie się wydają żałosnymi i nieszczęśliwymi osobnikami, o złudnym poczuciu wolności, gdyż w „pogoni
za osiągnięciem sukcesu za wszelką cenę" zatracili jedną z najpiękniejszych
cech naszego człowieczeństwa: umiejętność wyobrażania sobie pięknych
marzeń. Samochód, domek lub dom jak stodoła, aby biegający po nim pies dostał
zadyszki, a w przypływie desperackiej presji otoczenia — zamek nad Loarą. I to mają być te ekstrawaganckie i mocno fabularne marzenia, budzące nawet lęk u niektórych śmielej marzących?!
-
Popierdółka jakaś, a nie marzenia! — że pozwolę sobie strawestować
klasyka naszego rozrywkowego kina. Dziwne też mi się wydaje, że trzeba
organizować dla dorosłych ludzi „kursy budzenia marzeń", podczas gdy
chyba każde dziecko potrafi to robić intuicyjnie i bez zewnętrznego przymusu.
Wystarczy więc tylko przypomnieć sobie tę drzemiącą w nas psychiczną
potrzebę, aby bez ukończenia specjalistycznego kursu i bez zbytniego wysilania
wyobraźni, pomarzyć sobie np. w taki sposób:
MÓJ DZIENNIK MARZEŃ
Chciałbym choć na jeden dzień wrócić do najpiękniejszych chwil z dzieciństwa, kiedy nie było jeszcze telewizji z plagą nachalnych reklam i sami wymyślaliśmy różne zabawy: biegaliśmy po pobliskich lasach (bez śladu
jakichkolwiek śmieci), grając w „podchody", na polnej drodze graliśmy
namiętnie w „palanta", śmigaliśmy na nartach z jedynej górki w okolicy,
ślizgaliśmy się na łyżwach (kto nie miał, to na butach) na zamarzniętych
stawach, oraz pływaliśmy na krach, które nierzadko łamały się pod ciężarem
zbyt wielu uczestników tej zabawy. Natomiast na wiosnę, kiedy woda spływała z pól do przytorowych rowów, pływaliśmy tam na drewnianych baliach i dętce
traktorowej. To były cudowne lata i nie pamiętam, abym kiedykolwiek się nudził.
Chciałbym móc wrócić do czasu, zanim zachorował a potem umarł mój
dziadek i raz jeszcze doświadczyć naszych niezapomnianych grzybobrań i ciekawych rozmów, które wtedy prowadziliśmy w lesie. Myślę, że dziś
zrozumiałbym o wiele więcej z jego opowieści i miałbym mu więcej do
powiedzenia, niż wtedy. Chciałbym raz jeszcze przeżyć miłości swego życia,
aby z dzisiejszej perspektywy czasowej móc delektować się każdą z nich i bardziej docenić to, co wtedy wydawało się czymś normalnym i oczywistym.
Chciałbym powtórnie przeżyć wiele takich chwil, których ważność i wyjątkowość
uświadamia się dopiero po jakimś czasie, nierzadko po wielu, wielu latach.
Chciałbym odwiedzać najpiękniejsze miejsca na Ziemi, ale bez uciążliwych
podróży; najlepiej na zasadzie
teleportacji, czyli tu znikam, a w wybranym miejscu pojawiam się w tej samej
chwili. Chciałbym też mieć możliwość odbywania podróży po Drodze
Mlecznej (na razie), pod postacią świadomej wiązki energii, dla której nie
istniałaby bariera szybkości światła, ani jakakolwiek inna. Chciałbym odbyć
podróż do jądra naszej Galaktyki i oglądać tamtejsze nocne niebo, usiane
tak gęsto gwiazdami, że musi wyglądać to jak unaocznienie „paradoksu
Olbersa". Chciałbym móc przeniknąć przez „czarną dziurę" (która tam
podobno jest) i zobaczyć co jest po jej drugiej stronie, czy stanowi ona tunel
do innego wszechświata. Chciałbym także doczekać czasu, kiedy nasza
Galaktyka zderzy się z wielką galaktyką Andromedy, bo skala tego kosmicznego
kataklizmu będzie nie do wyobrażenia sobie. A przy okazji odbyć podróż do
Obłoków Magellana (to z inspiracji Stanisława Lema).
Chciałbym móc podróżować w czasie i dzięki temu poznać całą
historię naszego Wszechświata, powstania i ewoluowania życia biologicznego na
Ziemi, oraz cywilizacji człowieka. Chciałbym posiadać wszystkie możliwe zmysły,
które mają żywe istoty, rozwinięte w dużo większym
stopniu niż ludzkie. Chciałbym odbierać nimi całe spektrum
promieniowania jakie dociera do Ziemi, a nie tylko drobny ułamek, dostępny
naszym ograniczonym zmysłom. Chciałbym móc być na żądanie niewidzialny i niematerialny, ale doskonale wszystko widzący i słyszący. Chciałbym bez używania
skafandra pływać w głębinach morskich, bez odczuwania ciśnienia i obawy
przed chorobą kesonową, poznać dzięki temu wszystkie tajemnicze zakątki i najpiękniejsze miejsca raf koralowych jak i tajemniczą głębię Rowu Mariańskiego.
Chciałbym posiadać całą wiedze ludzkości, rozumieć wszystkie
języki świata i umieć się nimi porozumiewać. Chciałbym odczuwać to, co
czuje dane zwierzę; abym wiedział i czuł jak ono nas widzi, jak interpretuje
ten obraz i jak rozumie naszą rzeczywistość. Chciałbym wiedzieć jak odbiera
świat mucha jednodniówka, albo jak odczuwa go drzewo, czy też inne rośliny,
np. grzyby, których grzybnia ponoć pokrywa wszystkie kontynenty, tworząc
jeden wielki podziemny organizm. Chciałbym, aby dopiero co poznana kobieta
(wybrana prze ze mnie) miała wrażenie, iż znamy się od lat i łączy nas głębokie
uczucie. Chciałbym móc wcielać się w psychikę innych ludzi i doświadczać
ich najpiękniejszych przeżyć z taką samą intensywnością wrażeń, jak
oni. Poza tym chciałbym, aby ludzie byli dla siebie dobrzy, empatyczni,
wyrozumiali, szczęśliwi i tak przynajmniej ze 100x mądrzejsi. Gdyby to ode
mnie zależało zniknęła by wszelka broń palna (w tym jądrowa), a jeśliby
jej producenci chcieli odnowić arsenał, uczyniłbym tak, że likwidowałaby
ona jej użytkownika, a nie potencjalną ofiarę. Nie zaszkodziłoby też, aby
organizm ludzki przestał reagować na jakiekolwiek narkotyki i uzależniać się
od nich, skoro sam rozum nie może sobie z tym poradzić.
Chciałbym móc doświadczać niesamowitych przygód wraz z postaciami z filmów, np. latać na smoku i chodzić po unoszących się w powietrzu skałach w bajkowej rzeczywistości „Awatara", przeżywać pełen emocji romans w pełnych
przepychu wnętrzach „Titanica" i wraz z nim pójść na dno oceanu. Chciałbym
wspinać się i chodzić na wysokich drabinach sięgających nieomal nieba, w świecie
wykreowanym umysłem prof. „Parnasusa". Albo też uczestniczyć w przygodach
literackich bohaterów, jak np. pływać po oceanach z kapitanem Nemo z „Nautilusa", oglądać na własne oczy bitwę pod Waterloo, czy też brać
udział w ataku na Bastylię, jak bohaterowie „Nędzników", lub doświadczyć
tak krańcowo odmiennego losu i życia obfitującego w niespodzianki jak Edmund
Dantes z „Hrabiego Monte Christo". Chciałbym poczuć te wszystkie zapachy
co bohater „Pachnidła", chociaż niekoniecznie w takich jak on okolicznościach.
Być też uczestnikiem (a nie tylko obserwatorem) wielu, wielu innych sytuacji i niewiarygodnych historii. Jednym słowem; chciałbym móc być każdym, kim
chciałbym być, niezależnie od tego czy jest to postać fikcyjna czy
historyczna, a jej akcja nie musi wcale toczyć się w rzeczywistości.
Chciałbym np. tak myśleć jak Golem XIV (sztuczna inteligencja), lub
tworzyć poezję (wiersze) na zawołanie i na dowolny temat, jak Elektrybałt
(to samo), a także mieć tak wspaniałe i ekstrawaganckie pomysły jak Trurl i Klapaucjusz, Stanisława Lema. Chciałbym doświadczać niesamowitych przygód,
które były udziałem bohaterów powieści „Ludzie jak bogowie" Sniegowa,
którzy podróżowali po Galaktyce statkami napędzanymi anihilacją próżni
kosmicznej, z szybkością 6 tys. jednostek światła. Mając na nich przyrządy
umożliwiające obserwację kosmosu w promieniu wielu parseków, a do swej
dyspozycji Sztuczną Inteligencję (nazywaną Matką), która się nimi opiekowała,
nie pozwalając by stało się im coś złego. Potrafili oni rozpalać słońca,
zmieniać orbity planet, a także „zasiewać" na nich życie biologiczne.
Chciałbym wraz z załogą „Niezwyciężonego" odbyć lot na planetę
Regis i stoczyć wraz z nimi walkę z tamtejszą nekrosferą, atakującą ich w postaci „czarnego deszczu", oraz z ich własnym robotem bojowym
„Cyklopem", któremu owa chmura rozregulowała pozytronową psychikę. Ten
tytaniczny bój był tak obrazowo opisany przez S. Lema, że choć minęło
kilkadziesiąt lat od czasu, kiedy zaczytywałem się takimi książkami, pamiętam
wszystko jak dziś. Chciałbym też odbyć niesamowitą podróż tunelami
czasoprzestrzennymi do centrum Galaktyki po to, aby ludzie mogli spotkać się z cywilizacją stojącą na o wiele wyższym poziomie rozwoju niż my, od której
moglibyśmy się wiele nauczyć. To pomysł Carla Sagana opisany w „Kontakcie".
Chciałby oglądać na własne oczy początki tworzenia się różnych
religii, oraz kulisy ich późniejszej historii (znając ją, wiedziałbym
gdzie, kiedy i na co zwrócić większą uwagę). Dodam tylko, iż o chodzeniu
po wodzie, zamienianiu wody w wino i uzdrawianiu kalek, jakoś nigdy nie marzyłem.
Natomiast chciałbym doświadczyć jak to jest, kiedy się ma np. od jednej tysięcznej
milimetra, aż do tysiąca metrów wzrostu. Chciałby umieć przyspieszać i spowalniać upływ czasu w otaczającej mnie rzeczywistości, a także doświadczać
istnienia w alternatywnych światach (podobno są takowe) i innych wymiarach,
oraz czasoprzestrzeni, która z racji na specyficzną budowę naszego mózgu
jest dla nas niedostępna.
Chciałbym swoją świadomością ogarnąć całą naszą rzeczywistość
we wszystkich czasach jednocześnie — czyli nie byłoby dla mnie nic przeszłego,
ani nic przyszłego, byłoby zawsze teraz — i dzięki temu poczuć się jak
nasz „bóg", który podobno w takiej właśnie jest relacji ze swoim dziełem, a czego nie sposób nawet sobie wyobrazić, a co dopiero doświadczyć naszymi
niedoskonałymi zmysłami i umysłem o dość ograniczonych możliwościach. Na
tym zakończę ten „dziennik marzeń", gdyż zbyt wiele ciekawych książek
przeczytałem w życiu, aby zdołać tu przytoczyć choć część pomysłów w nich zawartych, które w połączeniu z moimi stworzyły w mojej świadomości
jeden niepodzielny konglomerat.
Jak widać z powyższego, mam jak każdy człowiek ograniczoną wyobraźnię,
bo powiedzenie, iż „wyobraźnia nie zna granic" można między bajki włożyć.
Te granice wytycza obszar, czy też zasób naszej świadomości. Na moje szczęście
nie jest ona dodatkowo ograniczona wyłącznie
do rzeczy, które można kupić za
pieniądze. Może dlatego właśnie najpiękniejsze marzenia to te, których
nie można zrealizować, gdyż te które można, to zwykłe lub niezwykłe, tym
nie mniej tylko potrzeby. A one jak wiadomo w żaden sposób nie umywają się do prawdziwych
marzeń. Albowiem marzeń nie można kupić w najmodniejszym i najdroższym
nawet sklepie. Dlatego prócz dzieci i niepoprawnych marzycieli fantastów, mało
kogo na nie stać i mało kogo one interesują.
„Poznanie nie ma końca, poszerza nasze horyzonty, a równocześnie
powiadamia nas o rosnących rozmiarach ignorancji". Stanisław
Lem.
« Felietony i eseje (Publikacja: 22-01-2013 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8674 |
|