|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Bóg pierwszego kontaktu Autor tekstu: Marcin Kruk
Kiedy koleżanka z okazji śmierci ojca, stwierdziła, że
proboszczowi wydaje się, że jest Panem bogiem pierwszego kontaktu, nie musiałem
wysilać wyobraźni, żeby sobie odtworzyć w myślach jego zachowanie. Te
zachowania, bogów, półbogów i proboszczów są przewidywalne jak śmierć. Rzeczywiście
pogrzeb, który z jakiegoś powodu odbywa się na katolickim cmentarzu i w
katolickim obrzędzie, skazuje ludzi na pastwę aroganckich kościelnych
przedstawicieli Pana Boga, którym wydaje się, że sami są bogami. Tak ich
nauczono, taka jest ich rola, niezależnie czy są szamanami pogańskich
religii, czy przekonanymi o swej światłości, przedstawicielami prawdziwego
boga, który zmarł na krzyżu w wyniku towarzyskich nieporozumień. Źródłem arogancji jest rzekomy bliższy kontakt z jakąś
rzekomo istniejącą Istotą Wyższą. Codziennie odprawiany cyrk, w którym
szaman pośredniczy między wiernymi a bóstwem, żadnemu umysłowi dobrze robić
nie może.
Koleżanka opowiadała o swojej irytacji, o tym, że sam
koszt (w tym przypadku 1900 złotych), to dodatek do nadętego i wstrętnego
kazania o zmarłym i osieroconej przez zmarłego rodzinie. Oczywiście wyjściem
byłby pogrzeb w większej miejscowości, na cmentarzu komunalnym, bez udziału
przedstawiciela dominującego zabobonu. Nie wszyscy jednak mają taki komfort i często nie ma innego wyboru jak udać się do księdza, który pełni również
funkcję dyrektora miejscowego cmentarza.
Jest gorzej, węzeł gordyjski stosunków międzyludzkich
często wyklucza rezygnację z usług tłustego księcia ciemności.
Religie to kukułcze jaja pseudofilozofii w gniazdach
naiwnych społeczeństw. Kapłan funkcjonujący
jako bóg pierwszego kontaktu podtrzymuje nierozerwalną więź z absurdem i zapewne niektórzy z nich są cynicznymi oszustami, ale znacznie częściej
kapłańska paranoja jest efektem bardziej dogłębnego i dokładniejszego
prania mózgu, aniżeli jest to udziałem przeciętnego nieszczęśnika
urodzonego w środowisku takich czy innych wyznawców. Samo powołanie jest
niemal zawsze skutkiem ciężkiej pracy nad chłopcem od kołyski, a na
skrzywienia obrazu świata wypracowane ciężką pracą rodziny, nakładają się
ogłupiające lata spędzone w seminarium. Po takiej tresurze
normalność jest cudem zgoła i zdarza się raczej rzadko.
Religijny teatr tym różni się od prawdziwego teatru, że
dla aktora umowność jest rzeczą oczywistą, jest samą istotą jego zawodu;
dla księdza zgoła przeciwnie, jego wychowawcy, on sam, a wreszcie wierni
przekonują go nieustannie, że jest faktycznym pośrednikiem między ludem bożym a Panem bogiem, że jest p.o. Chrystusa w Koziej Wólce.
Byli księża opisują czasem swoje uczucie uniesienia,
kiedy stojąc na ołtarzu w kostiumie kapłana, przed tłumem wiernych, wykonując
magiczne gesty, które poruszały tłum, prawdziwie wierzyli, że jednoczą się z jakimś bogiem. Ich arogancja w codziennych kontaktach z wiernymi,
przekonanie, że są dysponentami i strażnikami moralności, wydaje się płynąć z tego śmiertelnie poważnego traktowania swojej teatralnej roli. Ten bóg
pierwszego kontaktu jest zazwyczaj prawdziwie przekonany o swojej boskiej roli i o swoich boskich atrybutach.
Aktor ze swojego teatralnego wcielenia może żartować,
zdejmując kostium powraca do swojej roli normalnego człowieka. Wielu ludzi
teatru oskarża się o snobizm i bufonadę, ale do głowy uderza im sława, a nie paranoiczne wcielenie się w odgrywaną rolę.
Zdumiewa, jak wielu wierzących widzi i krytykuje ten nadęty
ton, aroganckie zachowanie księdza i przypisuje je osobie. Problem w tym, że
normalne zachowanie jest wyjątkiem, a ta bezkresna arogancja regułą. Ne ma w tym niczego dziwnego, ponieważ cała profesja oparta jest na wmawianiu człowiekowi
jego niemal boskiego statusu, przyuczenie do zawodu księdza wymaga wdrożenia
go do zachowań, jakie w innych okolicznościach pojawiają się w wyniku
choroby umysłowej.
Żart z własnej profesji byłby grzeszny, świadczyłby o cynizmie, dawał by powód do myślenia, że kapłan nie jest do swojej paranoi w pełni przekonany lub, o zgrozo, że traktuje swój zawód jak każdy inny.
Wierni dostrzegają i ograniczenia intelektualne kapłanów i ich arogancję, o chciwości nie wspominając. Traktują ich jednak jak dopust
boży, bo alternatywą jest groźny konflikt z bliższym i dalszym otoczeniem.
Może się mylę, ale mam wrażenie, że niektórzy patrzą z zazdrością na
tych, którzy są wolni od kontaktów z tym towarzystwem. Chwilowo zostaje im
tylko cicha skarga na stronie i teatr pokory, kiedy sytuacja zmusza ich do bliższego
kontaktu z p.o. Pana boga.
« Felietony i eseje (Publikacja: 28-01-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8692 |
|