Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.416.681 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Jan Wójcik, Adam A. Myszka, Grzegorz Lindenberg (red.) - Euroislam – Bractwo Muzułmańskie

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Pasji muszą uczyć pasjonaci znający tajniki sztuki i szukający piękna w żmudnej praktyce. Leniwi nauczyciele uczą wiary w cuda, hodując tylko zniechęcenie i frustrację."
 Nauka » Nauka i religia

Teizm czy ateizm ― dylemat wyboru [1]
Autor tekstu:

Po przeczytaniu wielu filozoficznych rozpraw z epistemologii, bardziej lub mniej spójnych i logicznych oraz niedawno publikowanego tekstu Michała Wagnera wpadłem w filozoficzny nastrój i zacząłem roztrząsać zapleśniałe rozważania na temat bytów nadprzyrodzonych i ich jakości na przestrzeni wieków, chcąc przy okazji choć trochę zrozumieć stosunek klasyków do czystej nauki pomimo krępujących ich metafizycznych więzów.

Początki mędrkowania o rzeczach nienamacalnych, nieweryfikowalnych zarówno przez zmysły jak i doświadczenie, sięgają okresu wedyjskiego, w którym to wiedza zawarta była w Wedach (od tego właśnie pochodzi „wiedza")i stanowiła mix mityczno-religijnych treści sporządzonych na użytek kapłanów. Choć one same nie były jeszcze stricte filozoficznymi tekstami, to wraz z dołączonymi do nich komentarzami (Brahmanami) już za takie mogły uchodzić. Jednak dopiero Upaniszady były dla filozofii indyjskiej (jej początki sięgają piętnastego stulecia p.n.e.) najistotniejsze i w zasadzie tylko je można uważać za filozoficzne par excellence. Sporo czasu musiało jeszcze upłynąć, zanim filozofia „wyszła" z zamkniętego kręgu kapłanów i „zeszła na ziemię". Podobnie było w innych, wielkich centrach kulturowych starożytnego Wschodu. W Egipcie początki „wiedzy o bogach" sięgają okresu Starego Państwa (ok. 2900 — 2040 p.n.e.). W Międzyrzeczu również w III tysiącleciu p.n.e. „stworzono" swoich bogów. Z mitów sumeryjskich niemało zapożyczyły inne, późniejsze kultury, modyfikując je na własne potrzeby. Chociaż filozofię klasyczną utożsamia się zazwyczaj z antyczną Grecją, to niemałą trudność sprawia dokładne określenie czasu i miejsca jej narodzenia. Grecja antyczna to zarówno Azja Mniejsza (jej część zachodnia), Półwysep Bałkański (szczególnie część południowa), wyspy Morza Egejskiego i Jońskiego i pomniejsze greckie kolonie, rozrzucone w całym basenie Morza Śródziemnego jak również wokół Morza Czarnego. A to miało niemały wpływ na wzajemne przenikanie i mieszanie się rozmaitych kultur. Podróże kształcą, a Grecy wiele podróżowali, choć raczej nie w celach turystycznych. Kontakt z obcymi kulturami był też w znacznym stopniu katalizatorem rozwoju intelektualnego i poszerzał duchowe horyzonty, co skutkowało powstawaniem coraz to nowych ośrodków myśli filozoficznej. Jońska filozofia przyrody chyba jako pierwsza podjęła próby racjonalnego „ugłaskania" natury bez odwoływania się do bogów i innych sił nadprzyrodzonych.

O Talesie z Miletu wiadomo tyle, ile o nim napisali inni, gdyż żadne z jego dzieł się nie zachowało (o ile w ogóle jakieś istniały). Ten twórca dowodu geometrycznego „porządkując" rzeczywistość podług arche (praprzyczyna wszystkich bytów, którą według Talesa była woda) był bardziej teoretykiem przyrody niż filozofem. Mimo naukowej, jak na owe czasy, próby opisania świata i tego, że swą kosmogonię oparł na obserwacji świata przyrody, nie był ateistą w naszym rozumieniu. Nadal tu i ówdzie widział bogów (i demony) i wierzył w nieśmiertelność duszy. Również pozostali presokratycy nie zdołali do końca uwolnić swych umysłów z resztek myślenia magicznego, chociaż z czasem byli coraz bardziej racjonalni. Pitagoras, którego głównie interesowały liczby i który wszystko sprowadzał do postaci matematycznej tworząc teorie liczb, był prawdopodobnie w jakimś zakresie pod wpływem orfizmu i wierzył w wędrówkę dusz a jego szkoła pełna była mistycyzmu.

Ten i ów szukając prawdy i sensu w labiryncie przesądów i zabobonów, gdzie zza każdego węgła wyzierało jak nie bóstwo, to demon czy podobne licho, gdzie wokół mrok a migoczące światełko mniej lub bardziej zaawansowanego kaganka „animowało" cień zniekształcając rzeczywistość i dając błędny jej obraz co i raz potykał się o jakieś relikty stęchłej i cuchnącej głupoty. I jak tu być racjonalnym? A jak być ateistą?

Ale cóż mogło w owym czasie to słowo oznaczać? W grece okresu klasycznego słowo αѳεος (atheos) znaczyło po prostu „bezbożny" i niewiele miało wspólnego ze znaczeniem współczesnym. A czy sam fakt, że ten czy tamten opisywał rzeczywistość w kategoriach materialistycznych stanowi wystarczającą przesłankę by stwierdzić, czy był już ateistą czy jeszcze nie? Czy logiczne i krytyczne myślenie i używanie ratio "zgodnie z przeznaczeniem" w czasach, gdy dominował drugi opis rzeczywistości, nie poddający się weryfikacji cerebrum , eteryczny, pozazmysłowy, który wymykał się empirii i było lata świetlne od clare et distincte percipere (Descartes) wystarczyło, by znaleźć się w kręgu racjonalistów i ateistów? A co to jest myślenie? Czy wystarczy mieć prawidłowo „upakowane" miliardy neuronów, adekwatną liczbę synaps i wystarczającą ilość połączeń między półkulami — czyli „bogate" Corpus callosum a także odpowiednio sprawne neuroprzekaźniki i być Primus primates?Albo Homo sapiens według binominalnego nazewnictwa, gdzie epitet gatunkowy wskazuje na zdolność kojarzenia i wnioskowania, tworzenia i przywoływania obrazów w myślach. A od kiedy, jako gatunek, zaczęliśmy myśleć i być tego świadomi? A jak określić jakość myślenia, jeśli większość osobników tylko myśli, że myśli? Ale jak tu nie myśleć, skoro „Wszystko, jeśli dobrze pomyśleć, daje do myślenia" (F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra). Myślenie ma przyszłość choć strach pomyśleć co to będzie, gdy głupota się tym zajmie. A zaczyna już i to „na całego"! I nie chodzi tylko o kreacjonistów, homeopatów, bioenergoterapeutów, jasno i ciemnowidzów, tarocistów czy podobnych „specjalistów" z telewizyjnej stacji ezo czy cosmica . Chodzi o całość — czyli wielką ofensywę głupoty, której wyjątkowo krótkowzroczni idioci zapalili zielone światło i ... zaczęli udostępniać jej przestrzeń do tej pory zarezerwowaną dla nauki.

Może jednak warto byłoby zacząć od tego, co to jest religia a dopiero później zadać pytanie co było pierwsze: teizm czy ateizm lub — formułując pytanie inaczej - wiara czy rozum? Dla jasności należy jednak podkreślić, że pod pojęciem „religii" kryje się zdecydowanie więcej, niż tylko wiara w tego czy owego boga. Z psychologicznego punktu widzenia „religia wynika z potrzeby posiadania układu odniesienia i przedmiotu czci", lecz tą „religią" może być „każdy system poglądów określających myślenie i działanie, wspólny dla pewnej grupy, który dostarcza jednostce ram orientacji [w świecie] i przedmiotu czci" (E. Fromm, Psychoanaliza a religia). To prawda, choć prawdą też jest, „że na najważniejszych życiowych skrzyżowaniach nie ma żadnych drogowskazów".

Ateizm jest więc negacją istnienia boga (bogów) czyli dotyczy religii tradycyjnych, głównie monoteistycznych. Religia w rozumieniu wiary w siły nadprzyrodzone towarzyszy rodzajowi ludzkiemu od czasu, gdy u człowieka nastąpiło ogromne ograniczenie instynktownego behawioru. Wspólnoty pierwotne miały swoje złe i dobre duchy, które z czasem obumierały lub „przepoczwarzały się" w takich czy innych bogów, a w konsekwencji w religie o teistycznym charakterze. Te systemy wierzeń ulegały modyfikacjom w zależności od potrzeb ich głosicieli i jakości intelektu wierzących. Kiedy zjawiska przyrody rozjaśniało światło wiedzy, znikały cienie bogów ciskających pioruny, marszczących dramatycznie powierzchnie mórz i oceanów czy plujących ogniem i wylewających strumienie niszczycielskiej, spopielającej wszystko lawy. Światło rozumu rozświetlało coraz większy obszar, pozostawiając w efekcie mniej mrocznych enklaw, w których stłoczone duchy i demony drżały z obawy, by promień światła nie obnażył ich szkaradnej głupoty. Bywało i bywa też i tak, że z powodu kurczenia się urodzajnych areałów odpowiednich pod „zasiew" wiary próbuje się ponownie odzyskać zagarniętą przez naukę przestrzeń modyfikując „ziarno" by mogło wydać religijny plon na naukowym polu zachwaszczając je toksycznymi doktrynami, na usunięcie których użyć trzeba będzie całej masy „naukowych pestycydów". Po to deprecjonuje się osiągnięcia nauki, podważa ewolucjonizm i zmierza do zatarcia granicy między nauką a wiarą, przydając tej drugiej znamion mądrości. Religie miały pomóc człowiekowi (w psychologicznym sensie) iść przez życie, nadać mu sens i złagodzić ból egzystencjalny. I to wszystko przy pomocy wyzwalającej prawdy głoszonej przez dobrą czy jeszcze lepszą nowinę. Historia zna doskonale te gorzkie owoce prawd religijnych. Czy więc, bogaci w tą wiedzę, możemy powiedzieć, że rzeczywiście religia pomaga chociaż w sensie psychicznym? Czy człowiek jest dzięki niej szczęśliwszy, lepszy? Czy jest bardziej etyczny, sprawiedliwy? Rozmaitej maści kapłani odpowiadają, że jak najbardziej. Jednak na te i podobne pytania tak naprawdę nie znamy zadowalającej odpowiedzi. Tym bardziej, że coraz mniej pytamy. W kręgach ludzi religijnych nawet nie wypada stawiać tego typu pytań z oczywistych powodów: religia zawiera prawdy objawione, których kwestionować nie można a wątpiący dowodzi tylko słabości swej wiary. Religia, tak jak kodeks karny, ma „trzymać w ryzach" tych, którzy nie mają „wewnętrznej busoli moralnej". Obecny stan świadomości społecznej, wynikający z ogromu dostępnej wiedzy, powoduje jeśli nie całkowite zerwanie więzi z religią, to przynajmniej coraz większy indyferentyzm religijny. Wielu wzorem Pascala woli „na wszelki wypadek" wierzyć. Taka asekuracyjna postawa dowodzi defektu kręgosłupa moralnego i religijno-naukowej dychotomii. Przypomina dylemat człowieka, którego naszła refleksja: „Jeśli boga nie ma, co daj boże, to dzięki bogu. Ale jeśli bóg jest, co nie daj boże, to niech mnie ręka boska broni".

W tym momencie wypada wreszcie dojść do sedna rozważań i chociaż spróbować udzielić odpowiedzi na postawione wcześniej pytania.

Ponieważ nie ulega wątpliwości, że wraz z rozwojem nauki przestrzeń okupowana przez religie kurczy się w tempie, w jakim nauka ją „cywilizuje", można zaryzykować twierdzenie, że na początku była religia choć nie była jeszcze uporządkowanym systemem wierzeń, jakie znamy obecnie. Tak więc nasi przodkowie wierzyli, choć w istocie jeszcze nie mieli pojęcia w co. „Wynaleziona" znacznie później teologia była więc sposobem nazwania przedmiotu wiary. Nie dysponując jak na razie odpowiednimi „miernikami" niezmiernie trudno zmierzyć stopień ateizacji pierwszych myślicieli tym bardziej, że nawet to, co po nich zostało bezpośrednio lub pośrednio nie wskazuje jednoznacznie na całkowitą negację istnienia jako byty rzeczywiste jakichkolwiek sił nadprzyrodzonych. Żyjąc w „dusznej" atmosferze, przepełnionej oparami absurdu, gdzie „zaduszenie" na metr sześcienny wynosiło strasznie dużo a może i więcej, trudno było bez „naukowego wentylatora" rozwiać te miazmaty i zacząć używać rozumu w celu innym, niż poznania natury demonów i aniołów oraz porachowania ich i odpowiedniego sklasyfikowania (chyba pod względem przydatności do skutecznego ogłupiania). Kiedy już doszliśmy do przekonania, że pierwsza była wiara w byty niematerialne zastanówmy się, co w tych prawie pustych jeszcze „pojemnikach na wiedzę" oprócz bóstw wygenerowanych przez wyobraźnię stymulowaną strachem mogło się wylęgnąć. Wiadomo, że nieukierunkowana wyobraźnia jest jak sfora spuszczonych ze smyczy psów ras wszelakich, biegających bez celu we wszystkich kierunkach. Ta naukowa natomiast jest bardziej podobna do sfory psów tropiących, która „złapała trop" i konsekwentnie zmierza w kierunku, jaki on wskazuje. Można by rzec, że pierwotnie nieograniczona niczym, czysta wyobraźnia poruszając się traktem wytyczonym przez naukę, niejako jest „na smyczy", choć ta „smycz" to nic innego, jak tylko naukowe ograniczenia, swoiste „drogowskazy" zapobiegające chaotycznej, bezsensownej bieganinie.


1 2 Dalej..
 Zobacz komentarze (19)..   


« Nauka i religia   (Publikacja: 07-05-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Stanisław Pietrzyk
Ur. 1954. Malarz, działacz polityczny z Trójmiasta.

 Liczba tekstów na portalu: 21  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Owoce z kościelnego sadu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8948 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365