Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Oczekiwania [2] Autor tekstu: Oskar Wiśniewski
— Pilnują? Oni nic nie pilnują, tylko
utrudniają życie. Ale, jak widzisz, wszystkim. Czy macie w Polsce miasta, w których
nie można chodzić po ulicach o tak, bez powodu?
Widzę, że zdenerwowało go to na serio.
— Ale ty jesteś muzułmaninem. Możesz
chyba przechodzić do woli? — Nie o to chodzi. Chodzi o to, że Izrael
chce zdominować wszystko. Rozumiesz, chcą rządzić. Ehh, Żydzi są w porządku,
jeżeli są rozproszeni. Kiedy utworzyli Państwo Izrael, do tego na nieswojej
ziemi, stali się nie do zniesienia. To nie chodzi o to, że nienawidzimy Żydów,
przynajmniej dobry muzułmanin nie powinien tego robić. Wszyscy jesteśmy
istotami ludzkimi. Twoi rodzice są muzułmanami — musisz ich kochać. Chrześcijanami
-
tak samo. Jeżeli matka jest Żydówką, a ojciec wyznaje islam — to samo. Nie
masz prawa czynić źle nikomu.
— Rozumiem. Ale wolelibyście, żeby
Żydów
tu nie było, prawda? Wiesz co często można zobaczyć w telewizji? Palestyńczyków
strzelających w powietrze i palących izraelskie flagi.
— Nie. Nie chcemy, żeby było tu Państwo
Izrael, to, co powstało w 1948. Tu nie chodzi tak bardzo o religię, bardziej o to, że Izraelczycy zajęli teren, który nigdy nie był wyłącznie ich. Jeśli
ktoś okupuje twój kraj, to co robisz? Bronisz się. Nawet jak jesteś niewierzący.
Nie jest tak, że nie lubimy samych Izraelczyków. Przecież nie czuję odrazy,
kiedy codziennie płacę ich pieniędzmi, kiedy siedzę w ich autobusach. Widziałem
może raz, żeby w Ramallah płonęła flaga. Jest się idiotą, jeżeli myśli
się, że palenie flag w czymś pomoże. Im trzeba po prostu przypomnieć, że
oni i USA nie są panami wszystkiego.
— Przypomnieć?
— Izrael nie przetrwa najbliższych
dwudziestu lat. USA też idzie na dno. Zobacz, kryzys, to wszystko… . Ludzie
sami orientują się, że coś jest nie tak. Zresztą, co ja ci będę opowiadał.
Sam zobaczysz za jakiś czas. Coś się musi wydarzyć.
Chodziliśmy jeszcze jakiś czas, odwiedzając
kilka kościołów. Przez cały czas rozmawialiśmy. Dżamal co jakiś czas
przypominał, że „wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi". Kiedy odprowadzał
mnie na pod Bramę Jaffy, gdzie mieliśmy się rozdzielić, usłyszał w radio
piosenkę.
— On śpiewa o Allahu — powiedział.
— Hm… chyba trzeba uważać jak się to
robi, prawda?- zagajam.
— Nie. Przecież nikt nikomu nic nie zrobi
za pomyłkę. To nie jest niebezpieczne. Nie dla muzułmanów.
Zza rogu wyskoczyła grupka dzieci. Dżamal
pozdrowił je po hebrajsku i arabsku. Mówi, że jeden z chłopców ma na
imię Asad, co znaczy „lew".
— Asad? Jak ten z Damaszku?
— Pieprzyć Damaszek. On jest kryminalistą i spotka go kara- najpierw od ludzi, a później od Boga.
Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
MOHAMMAD
Chodziłem znów po ogrodzie, nieopodal Góry
Oliwnej i po raz kolejny byłem tam zupełnie sam, a przynajmniej tak mi się
wydawało. Podnosiłem każdy kamień, który znalazł się w zasięgu wzroku.
Czynność ta, zapewne swoją dziwnością, zwróciła uwagę około
czterdziestoletniego mężczyzny, który wyłonił się zza krzaków. Na pytanie
co robię, odrzekłem, zgodnie z prawdą, że szukam skorpionów, ale póki
co udało mi się jedynie znaleźć dużo różnych, wielkich wijów.
— Musisz uważać. One czasami potrafią
nieźle ugryźć — wyglądał na bardzo rozbawionego.
Standardowo porozmawialiśmy „o
niczym". Nieznajomy przestał być nieznajomym — ma na imię Mohammad, jest
tutaj ogrodnikiem. W czasie rozmowy rzucam, że pewnie tutaj może być jeszcze
trochę za zimno dla zwierząt, których szukam, więc może wybiorę się na południe, w kierunku pustyni.
— Bardzo dobry wybór. Egged (izraelska
firma transportowa) jest świetny, wygodne autobusy, z internetem… możesz
dojechać nimi wszędzie. Żydzi się postarali.
— O, coś nowego — uśmiecham się.
— Im jest teraz tak samo źle, jak Palestyńczykom.
Zauważyłeś pewnie jakie ceny są tutaj, w Jerozolimie? Zresztą nie tylko w Jerozolimie, w całym Izraelu jest cholernie drogo.
— Podobno teraz taniej jest nawet w Jordanii — mówię to, co usłyszałem
od Dżamala.
— Pewnie. Tutaj każdy ma kredyt, średnio
na 10- 20 tysięcy dolarów. Więcej niż połowa pensji idzie na spłatę różnych
zobowiązań. A wiesz jak to u nas jest … kilka żon, dziesiątki dzieci… — śmieje się i po chwili dodaje-żartuję. Większość muzułmanów ma
jedną żonę. Nie stać nas na więcej. Ale trzeba zapewnić wszystkim godne życie.
Mam córkę, mieszka tutaj, ale codziennie jeździ do Ramallah na uniwersytet.
To kosztuje. Mamy na głowie bardziej… praktyczne rzeczy, niż walka o to, kto
tu rządzi.
Pokazuje mi zdjęcia swojej rodziny na
iPhone.
— Drugi raz nie zdecydowałbym się na
dzieci. Dziewczyna, żona — tak. Ale dzieci… mam problem z najstarszym
synem. Nie chce się uczyć, nie chce pracować, tylko by palił papierosy i nic
nie robił. Czasem pracuje w hotelach, ale co to za praca? Nie mam sumienia
wyrzucić go z domu, chociaż powinienem...
Rozmawiamy dłuższą chwilę. Dowiaduję
się, że nikt tu nie przychodzi, czasami tylko żydowskie i muzułmańskie pary
nastolatków. Ogród jest otwarty od niedawna, ale i tak wszyscy wolą iść do
Gethsemani („Przecież tamte drzewa nie mają nawet tysiąca lat!"), które
oddalone jest o kilkadziesiąt metrów. Oczywiście, mogę szukać zwierząt do
woli, a Mohammad da znać swojemu koledze, że będę się pojawiać. On też będzie i to często, bo lubi ten ogród, no i mieszka na jego skraju.
FAHAD
To była jedna z ostatnich wypraw w czasie pobytu na Bliskim Wschodzie. Z niezrozumiałego dla mnie powodu,
palestyńskie autobusy nie dojeżdżają bezpośrednio do Jerycha. Biegając po
dworcu w Jerozolimie odnalazłem wreszcie taki, który miał dojechać do
Al-Ajzarija (albo inaczej: do Betanii); tam podobno łatwo o dzieloną taksówkę
do Jerycha. Rzeczywiście, postój taksówek znajduje się tuż obok „dworca
autobusowego", którym jest środek ulicy. Idę do pierwszej taksówki, wsiadam i czekam, aż dosiądą się kolejne osoby. W tym czasie przy samochodzie wywiązuje
się bójka, ktoś chce mnie zabrać za jedną szeklę mniej, inny na to nie
pozwala. Jedziemy.
Jazda jest szybka i przyjemna. Nikt ze współpasażerów
nie mówi po angielsku (a są to chyba lokalni biznesmeni), trudno. W pewnym
momencie kierowca rzuca tylko:
— Zapiąć pasy. Oni są źli o wszystko i łapią nas za to.
Rzeczywiście, za chwilę przejeżdżamy
obok izraelskiego patrolu drogowego. Tak samo znudzony jak większość żołnierzy,
których do tej pory widziałem. Wysiadam w Jerychu i kieruję się na najdalsze
odludzie, jakie jestem w stanie dostrzec. Cel: Góra Kuszenia.
W miarę zbliżania się do niej wiem, że
nie popełniłem błędu — tutaj MUSZĄ być jakieś skorpiony. A może nawet i węże? Istnieje możliwość wjechania na samą górę kolejką linową, ale,
oczywiście, nie korzystam z tej możliwości. Chodzę między bananowcami
na plantacjach, podnoszę głazy, kawałki kory- nic. Dochodząc do samego podnóża
góry, zauważam samotny dom pośród drzew. Dom to może za dużo powiedziane; w istocie jest to mocno zniszczony kamienny domek, z kozami na podwórku i starszym mężczyzną, siedzącym pomiędzy nimi.
— Hello! — rzucam.
— Hello!
Welcome! — odpowiada uradowany.
Myślę: zaprasza
mnie do wspięcia się na Górę, oczywiście. Idę dalej, ale słyszę okrzyki:
— Welcome!
Come here!
Bez żadnych
„maj frend", tak typowych dla bazarów w Kairze, Istambule, czy nawet
Jerozolimie. Prawdę mówiąc, poza ulicami handlowymi w ogóle tego nie słyszałem.
Wchodzę więc do
ogródka. Siadamy i wymieniamy typowe pytania i odpowiedzi. Jesteśmy obaj
podjadani przez kozy. Fahad, mieszkaniec tego domu, promienieje, gdy mówię mu
skąd jestem.
— Polska? Bardzo
dobrze znam, nawet byłem w Krakowie! Pracowałem z Polakami na greckich
wyspach. Bardzo porządni ludzie. Wtedy akurat odzyskiwaliście wolność.
Wszyscy mówili o Wałęsie.
— Dzisiaj mówią o nim nie tylko dobrze — odpowiadam.
— To dziwne.
Przecież zdobył wolność, to najlepsze co można zrobić — jego enutuzjazm
nie gaśnie.
— Wiesz jak to
jest… rozliczanie przeszłości, takie tam...
— Władzę trzeba
kontrolować. Nasza jest słaba. W Strefie Gazy są twardsi wobec Izraela i żyje
im się lepiej. Nie to co tutaj, zupełnie inaczej.
— Są ludzie, którzy
uważają, że polskie władze są kontrolowane. Ale nie wiadomo do końca przez
kogo — raz się mówi, że przez Rosję, kiedy indziej, że przez USA.
— Putin jest jak
car. Chce zagarnąć dla siebie wszystko, najlepiej cały świat. Ludziom żyje
się dobrze w Moskwie, tylko w Moskwie, a gdzie indziej?! Ale nie jest tak zły
jak USA! Tylko dzięki im Izrael jeszcze istnieje. Ale kilka lat… może pięć… i Izrael zniknie.
— Słyszałem
wcześniej, że nie możecie zabijać ludzi.
— Nie możemy
zabić żadnego Żyda… jeśli jest poza Palestyną. Nie możemy skrzywdzić
nikogo. Wojna jest zła, ale nie mamy wyboru. Bush był zły — wiedziałeś że
należał do żydowskiej grupy biznesowej? — opowiada mój nowy znajomy.
— Rozmawiałem z innym
człowiekiem. On dawał Izraelowi trochę więcej czasu.
— Bzdura!
Wszystko się rozpada, na naszych oczach. Czy ludzie w Europie są szczęśliwi?
Czy ludzie w USA są szczęśliwi? Mają wszystko, ale nie mają najważniejszego
-
Boga. Robią wszystko tylko dla siebie — powinni robić dla Allaha. Wtedy
wszyscy będą szczęśliwi. Każdy może się mylić, ale powinien chcieć być
doskonały. A jeżeli chodzi o nas — nie damy się Izraelowi! Obejrzyj na YouTube
filmy o tym, co się dzieje w Ameryce. Pomogą ci zrozumieć.
Zapis rozmowy
jest tylko jej nieudanym odzwierciedleniem. Fahad nie wyglądał na fanatycznego
wyznawcę islamu (jak było w rzeczywistości — nie wiem), rozmawialiśmy o wielu
różnych rzeczach. Był za to zirytowany postawą ludzi. Ludzi Zachodu, ale też
władz swojej ojczyzny.
Rzucając co jakiś
czas okiem na majaczące w oddali Morze Martwe piliśmy herbatę, a ja szykowałem
się do dalszego wędrowania. Dostałem jego numer telefonu, jakbym kiedyś
pojawił sie jeszcze w okolicy i chciał porozmawiać. Przestrzegł mnie też
przed wężami i skorpionami — czają się podobno wszędzie.
1 2 3 Dalej..
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 01-06-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8991 |