Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.489.088 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 705 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Kłamstwo jest jedyną ucieczką słabych"
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Oczekiwania [2]
Autor tekstu:

— Pilnują? Oni nic nie pilnują, tylko utrudniają życie. Ale, jak widzisz, wszystkim. Czy macie w Polsce miasta, w których nie można chodzić po ulicach o tak, bez powodu?

Widzę, że zdenerwowało go to na serio.

— Ale ty jesteś muzułmaninem. Możesz chyba przechodzić do woli?

— Nie o to chodzi. Chodzi o to, że Izrael chce zdominować wszystko. Rozumiesz, chcą rządzić. Ehh, Żydzi są w porządku, jeżeli są rozproszeni. Kiedy utworzyli Państwo Izrael, do tego na nieswojej ziemi, stali się nie do zniesienia. To nie chodzi o to, że nienawidzimy Żydów, przynajmniej dobry muzułmanin nie powinien tego robić. Wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi. Twoi rodzice są muzułmanami — musisz ich kochać. Chrześcijanami - tak samo. Jeżeli matka jest Żydówką, a ojciec wyznaje islam — to samo. Nie masz prawa czynić źle nikomu.

— Rozumiem. Ale wolelibyście, żeby Żydów tu nie było, prawda? Wiesz co często można zobaczyć w telewizji? Palestyńczyków strzelających w powietrze i palących izraelskie flagi.

— Nie. Nie chcemy, żeby było tu Państwo Izrael, to, co powstało w 1948. Tu nie chodzi tak bardzo o religię, bardziej o to, że Izraelczycy zajęli teren, który nigdy nie był wyłącznie ich. Jeśli ktoś okupuje twój kraj, to co robisz? Bronisz się. Nawet jak jesteś niewierzący. Nie jest tak, że nie lubimy samych Izraelczyków. Przecież nie czuję odrazy, kiedy codziennie płacę ich pieniędzmi, kiedy siedzę w ich autobusach. Widziałem może raz, żeby w Ramallah płonęła flaga. Jest się idiotą, jeżeli myśli się, że palenie flag w czymś pomoże. Im trzeba po prostu przypomnieć, że oni i USA nie są panami wszystkiego.

— Przypomnieć?

— Izrael nie przetrwa najbliższych dwudziestu lat. USA też idzie na dno. Zobacz, kryzys, to wszystko… . Ludzie sami orientują się, że coś jest nie tak. Zresztą, co ja ci będę opowiadał. Sam zobaczysz za jakiś czas. Coś się musi wydarzyć.

Chodziliśmy jeszcze jakiś czas, odwiedzając kilka kościołów. Przez cały czas rozmawialiśmy. Dżamal co jakiś czas przypominał, że „wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi". Kiedy odprowadzał mnie na pod Bramę Jaffy, gdzie mieliśmy się rozdzielić, usłyszał w radio piosenkę.

— On śpiewa o Allahu — powiedział.

— Hm… chyba trzeba uważać jak się to robi, prawda?- zagajam.

— Nie. Przecież nikt nikomu nic nie zrobi za pomyłkę. To nie jest niebezpieczne. Nie dla muzułmanów.

Zza rogu wyskoczyła grupka dzieci. Dżamal pozdrowił je po hebrajsku i arabsku. Mówi, że jeden z chłopców ma na imię Asad, co znaczy „lew".

— Asad? Jak ten z Damaszku?

— Pieprzyć Damaszek. On jest kryminalistą i spotka go kara- najpierw od ludzi, a później od Boga.

Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.

MOHAMMAD

Chodziłem znów po ogrodzie, nieopodal Góry Oliwnej i po raz kolejny byłem tam zupełnie sam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Podnosiłem każdy kamień, który znalazł się w zasięgu wzroku. Czynność ta, zapewne swoją dziwnością, zwróciła uwagę około czterdziestoletniego mężczyzny, który wyłonił się zza krzaków. Na pytanie co robię, odrzekłem, zgodnie z prawdą, że szukam skorpionów, ale póki co udało mi się jedynie znaleźć dużo różnych, wielkich wijów.

— Musisz uważać. One czasami potrafią nieźle ugryźć — wyglądał na bardzo rozbawionego.

Standardowo porozmawialiśmy „o niczym". Nieznajomy przestał być nieznajomym — ma na imię Mohammad, jest tutaj ogrodnikiem. W czasie rozmowy rzucam, że pewnie tutaj może być jeszcze trochę za zimno dla zwierząt, których szukam, więc może wybiorę się na południe, w kierunku pustyni.

— Bardzo dobry wybór. Egged (izraelska firma transportowa) jest świetny, wygodne autobusy, z internetem… możesz dojechać nimi wszędzie. Żydzi się postarali.

— O, coś nowego — uśmiecham się.

— Im jest teraz tak samo źle, jak Palestyńczykom. Zauważyłeś pewnie jakie ceny są tutaj, w Jerozolimie? Zresztą nie tylko w Jerozolimie, w całym Izraelu jest cholernie drogo.

— Podobno teraz taniej jest nawet w Jordanii — mówię to, co usłyszałem od Dżamala.

— Pewnie. Tutaj każdy ma kredyt, średnio na 10- 20 tysięcy dolarów. Więcej niż połowa pensji idzie na spłatę różnych zobowiązań. A wiesz jak to u nas jest … kilka żon, dziesiątki dzieci… — śmieje się i po chwili dodaje-żartuję. Większość muzułmanów ma jedną żonę. Nie stać nas na więcej. Ale trzeba zapewnić wszystkim godne życie. Mam córkę, mieszka tutaj, ale codziennie jeździ do Ramallah na uniwersytet. To kosztuje. Mamy na głowie bardziej… praktyczne rzeczy, niż walka o to, kto tu rządzi.

Pokazuje mi zdjęcia swojej rodziny na iPhone.

— Drugi raz nie zdecydowałbym się na dzieci. Dziewczyna, żona — tak. Ale dzieci… mam problem z najstarszym synem. Nie chce się uczyć, nie chce pracować, tylko by palił papierosy i nic nie robił. Czasem pracuje w hotelach, ale co to za praca? Nie mam sumienia wyrzucić go z domu, chociaż powinienem...

Rozmawiamy dłuższą chwilę. Dowiaduję się, że nikt tu nie przychodzi, czasami tylko żydowskie i muzułmańskie pary nastolatków. Ogród jest otwarty od niedawna, ale i tak wszyscy wolą iść do Gethsemani („Przecież tamte drzewa nie mają nawet tysiąca lat!"), które oddalone jest o kilkadziesiąt metrów. Oczywiście, mogę szukać zwierząt do woli, a Mohammad da znać swojemu koledze, że będę się pojawiać. On też będzie i to często, bo lubi ten ogród, no i mieszka na jego skraju.

FAHAD

To była jedna z ostatnich wypraw w czasie pobytu na Bliskim Wschodzie. Z niezrozumiałego dla mnie powodu, palestyńskie autobusy nie dojeżdżają bezpośrednio do Jerycha. Biegając po dworcu w Jerozolimie odnalazłem wreszcie taki, który miał dojechać do Al-Ajzarija (albo inaczej: do Betanii); tam podobno łatwo o dzieloną taksówkę do Jerycha. Rzeczywiście, postój taksówek znajduje się tuż obok „dworca autobusowego", którym jest środek ulicy. Idę do pierwszej taksówki, wsiadam i czekam, aż dosiądą się kolejne osoby. W tym czasie przy samochodzie wywiązuje się bójka, ktoś chce mnie zabrać za jedną szeklę mniej, inny na to nie pozwala. Jedziemy.

Jazda jest szybka i przyjemna. Nikt ze współpasażerów nie mówi po angielsku (a są to chyba lokalni biznesmeni), trudno. W pewnym momencie kierowca rzuca tylko:

— Zapiąć pasy. Oni są źli o wszystko i łapią nas za to.

Rzeczywiście, za chwilę przejeżdżamy obok izraelskiego patrolu drogowego. Tak samo znudzony jak większość żołnierzy, których do tej pory widziałem. Wysiadam w Jerychu i kieruję się na najdalsze odludzie, jakie jestem w stanie dostrzec. Cel: Góra Kuszenia.

W miarę zbliżania się do niej wiem, że nie popełniłem błędu — tutaj MUSZĄ być jakieś skorpiony. A może nawet i węże? Istnieje możliwość wjechania na samą górę kolejką linową, ale, oczywiście, nie korzystam z tej możliwości. Chodzę między bananowcami na plantacjach, podnoszę głazy, kawałki kory- nic. Dochodząc do samego podnóża góry, zauważam samotny dom pośród drzew. Dom to może za dużo powiedziane; w istocie jest to mocno zniszczony kamienny domek, z kozami na podwórku i starszym mężczyzną, siedzącym pomiędzy nimi.

Hello! — rzucam.

Hello! Welcome! — odpowiada uradowany.

Myślę: zaprasza mnie do wspięcia się na Górę, oczywiście. Idę dalej, ale słyszę okrzyki:

Welcome! Come here!

Bez żadnych „maj frend", tak typowych dla bazarów w Kairze, Istambule, czy nawet Jerozolimie. Prawdę mówiąc, poza ulicami handlowymi w ogóle tego nie słyszałem.

Wchodzę więc do ogródka. Siadamy i wymieniamy typowe pytania i odpowiedzi. Jesteśmy obaj podjadani przez kozy. Fahad, mieszkaniec tego domu, promienieje, gdy mówię mu skąd jestem.

— Polska? Bardzo dobrze znam, nawet byłem w Krakowie! Pracowałem z Polakami na greckich wyspach. Bardzo porządni ludzie. Wtedy akurat odzyskiwaliście wolność. Wszyscy mówili o Wałęsie.

— Dzisiaj mówią o nim nie tylko dobrze — odpowiadam.

— To dziwne. Przecież zdobył wolność, to najlepsze co można zrobić — jego enutuzjazm nie gaśnie.

— Wiesz jak to jest… rozliczanie przeszłości, takie tam...

— Władzę trzeba kontrolować. Nasza jest słaba. W Strefie Gazy są twardsi wobec Izraela i żyje im się lepiej. Nie to co tutaj, zupełnie inaczej.

— Są ludzie, którzy uważają, że polskie władze są kontrolowane. Ale nie wiadomo do końca przez kogo — raz się mówi, że przez Rosję, kiedy indziej, że przez USA.

— Putin jest jak car. Chce zagarnąć dla siebie wszystko, najlepiej cały świat. Ludziom żyje się dobrze w Moskwie, tylko w Moskwie, a gdzie indziej?! Ale nie jest tak zły jak USA! Tylko dzięki im Izrael jeszcze istnieje. Ale kilka lat… może pięć… i Izrael zniknie.

— Słyszałem wcześniej, że nie możecie zabijać ludzi.

— Nie możemy zabić żadnego Żyda… jeśli jest poza Palestyną. Nie możemy skrzywdzić nikogo. Wojna jest zła, ale nie mamy wyboru. Bush był zły — wiedziałeś że należał do żydowskiej grupy biznesowej? — opowiada mój nowy znajomy.

— Rozmawiałem z innym człowiekiem. On dawał Izraelowi trochę więcej czasu.

— Bzdura! Wszystko się rozpada, na naszych oczach. Czy ludzie w Europie są szczęśliwi? Czy ludzie w USA są szczęśliwi? Mają wszystko, ale nie mają najważniejszego - Boga. Robią wszystko tylko dla siebie — powinni robić dla Allaha. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi. Każdy może się mylić, ale powinien chcieć być doskonały. A jeżeli chodzi o nas — nie damy się Izraelowi! Obejrzyj na YouTube filmy o tym, co się dzieje w Ameryce. Pomogą ci zrozumieć.

Zapis rozmowy jest tylko jej nieudanym odzwierciedleniem. Fahad nie wyglądał na fanatycznego wyznawcę islamu (jak było w rzeczywistości — nie wiem), rozmawialiśmy o wielu różnych rzeczach. Był za to zirytowany postawą ludzi. Ludzi Zachodu, ale też władz swojej ojczyzny.

Rzucając co jakiś czas okiem na majaczące w oddali Morze Martwe piliśmy herbatę, a ja szykowałem się do dalszego wędrowania. Dostałem jego numer telefonu, jakbym kiedyś pojawił sie jeszcze w okolicy i chciał porozmawiać. Przestrzegł mnie też przed wężami i skorpionami — czają się podobno wszędzie.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (10)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 01-06-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Oskar Wiśniewski
Doktorant Zakładu Immunologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Miłośnik i hodowca zwierząt egzotycznych, etnozoologii oraz filozofii,

 Liczba tekstów na portalu: 18  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Przez jelita do serca – bakterie i miłość
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8991 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365