Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.887 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Mariusz Agnosiewicz - Heretyckie dziedzictwo Europy
Friedrich Nietzsche - Antychryst

Złota myśl Racjonalisty:
Doprawdy, nie imponują mi zbytnio ludzie, którzy oświadczają: "Spójrzcie na mnie! Jestem tak wspaniałym tworem, że wszechświat musiał mieć jakiś cel". Nie, wspaniałość tych ludzi wcale mnie nie olśniewa.
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Rwanda - katolicyzm - przemoc (Część II) [2]
Autor tekstu:

I w tym passusie zawiera się właśnie odpowiedzialność Kościoła instytucjonalnego, hierarchii i duchowieństwa za to co wydarzyło się w najbardziej katolickim kraju Afryki, kraju najdłużej i najdogłębniej katolicyzowanym przez ponad 100 lat.

I nie jest to tylko problem podniesiony przez jednego z rozmówców Wojciecha Tochmana, zwierzchnika Kościoła katolickiego w Rwandzie, iż: "Należy pamiętać, że pod sutannami oni wszyscy wciąż byli Tutsi i Hutu". Jest to nijakie usprawiedliwienie, a może nawet i umycie rąk przez władze kościelne, ale tak niestety najprawdopodobniej faktycznie było. Byli to ludzie, którzy wykorzystując autorytet Kościoła załatwiali swoje potworne ambicje. Nie można uwierzyć, że Watykan o niczym nie wiedział, że tutejsze struktury były tak bardzo oderwane od Stolicy Apostolskiej. To jest jednak tylko subiektywne przekonanie, a wspominając historię ze Stanów Zjednoczonych i głębokie ukrywanie afery pedofilskiej, zmuszaniem ofiar do milczenia, grożeniem ekskomuniką, zastanawiające jest czy jednak nie jest to standardowa praktyka w dziejach Kościoła.

Jednak do tego problemu można również podejść inaczej: słowa hierarchy cytowane przez Tochmana stawiają po raz kolejny w historii znak zapytania nad siłą argumentacji, wzniosłością etyczno-moralnego przekazu, wymiarem uniwersalności i humanizmem nauki Kościoła. Czy jest ona oryginalną, ponad-czasową i sama-w-sobie-nośną czy jest tylko powieleniem wartości bądź stosunków panujących na danym obszarze, w określonej kulturze, w danej sytuacji historyczno-politycznej, odzwierciadlającej jednocześnie utylitarne potrzeby Instytucji głoszącej te nauki? Bo ile czasu trzeba by Prawda zmieniła Tutsi i Hutu — pod sutannami — w katolików? Lub po prostu — w ludzi (Hutu i Tutsi są tu tylko figurą retoryczną gdyż taka sytuacja może się zdarzyć w każdym miejscu na Ziemi i w dowolnym — jak pokazuje historia -momencie dziejów naszego gatunku)? Czy 100 lat intensywnej ewangelizacji to mało? Więc ile — w takim razie — lat, dekad, stuleci, potrzeba aby Prawda zatriumfowała i uczłowieczyła na prawdę człowieka?

A co w takim razie z apriorycznymi ocenami osoby ludzkiej, jej postępowaniem, ideami przez nią tworzonych, postawami i sądami jakie padają z ambon na całym świecie, a głoszonymi przez Instytucję uzurpującej sobie takie prawo na podstawie Prawdy otrzymanej ponoć bezpośrednio od Boga będącego uosobieniem bezbrzeżnej miłości, której ta Instytucja ma być jedynym i absolutnym depozytariuszem?

Kolejnym przykładem dramatu rwandyjskiego niech będzie kazus Marii Klary Mukangango, wizjonerki z Kibeho (tam gdzie dziś funkcjonuje sanktuarium maryjne, afrykańska Częstochowa). To jedna z dziewcząt, której miała się objawić Maria. Została ona podczas owych tragicznych zdarzeń rozsiekana jako reprezentantka Tutsi przez bojówkę Hutu. Dziś mówi się o jej męczeńskiej śmierć, o roli jaką spełniła w Kibeho Matka Boska w jej objawieniach, ale bezosobowo, bez refleksji krytycznej, bez przyczyn i sytuacji w jakiej zginęła. Męczeństwo — bez przyczyny, śmierć — bez sprawców, kult — bez materializacji (na ziemi).

Kościół potrafi karczować z pamięci swojej i wiernych (?) niewygodne dla siebie elementy swej historii (czyli — historii człowieka), obracając przy tym te wydarzenia na "swoją chwałę". Gdy chodzi np. o ks. Jerzego Popiełuszkę i jego męczeństwo, ochoczo przypomina się okoliczności, jej przyczyny, sprawców (z imienia i proweniencji) oraz ideologiczno-polityczne powody dla których ona nastąpiła. Gdy mamy do czynienia z Marią Mukangango czy Oscarem Romero (z Salwadoru) — o przyczynach, sprawcach, okolicznościach śmierci następuje ze strony kościelnej znaczące milczenie.

Nasuwa się od razu pytanie — czy jest już wszczęty proces beatyfikacji Marii Mukangango? Czy ją można uznać za męczennicę? Czy zginęła za wiarę? Jeśli jej objawienia maryjne są uznaną przez Kościół praktyką to jak można milczeć o przyczynach śmierci wizjonerki i głównej (obok Matki Boskiej) postaci sanktuarium w Kibeho?

W kontekście konfliktu i sprawy arcybp Hoser vs ks. Lemański oraz rozważaniach o odpowiedzialności — tej moralnej, ludzkiej, humanistycznej (nie prawnej i organizacyjnej czy nawet - doktrynalno-ideologicznej), o złu które rozpleniło się m.in. dzięki działalności Kościoła i przyniosło takie a nie inne efekty, o udziale (bezpośrednim i pośrednim — tu: odwołanie do zacytowanej myśli Zimbardo) wielu duchownych w ludobójstwie, o " katolickim głosie w rwandyjskim domu" i jego wpływie na przebieg dramatycznych wydarzeń polskie media już zamilkły (w przeciwieństwie do światowych, zwłaszcza afrykańskich). Gdy mówi się o Rwandzie musi pojawić się — w Polsce — Henryk Hoser, m.in. wizytator apostolski na tym terenie czyli zastępca nuncjusza papieskiego w Rwandzie. Www.natemat.pl przedrukował onegdaj wywiad z ks. Jeanem Ndorimaną, Tutsim z Rwandy:

- pyt: Jaki był przed ludobójstwem stosunek księdza Hosera do Tutsi i Hutu?
— odp:
W latach 1989 — 1993 nie miałem okazji spotkać się z księdzem Hoserem ponieważ przebywałem na studiach w Rzymie. Jednak w 1994 roku spotkałem się z nim w mieście Bujumbura w Burundi. Było to w czasie, kiedy sam uciekałem przed ludobójstwem. Ksiądz Hoser również opuścił Rwandę. Potem do niej wrócił. Podczas gdy ludobójstwo toczyło się w najlepsze, ksiądz Hoser wielokrotnie podróżował z Burundi do Rwandy i z powrotem. Był w dobrych stosunkach z osobami dokonującymi ludobójstwa, gdyż w czasie, gdy trwała rzeź ludności Tutsi, bez trudu przekraczał granicę i przemieszczał się między rozmaitymi punktami kontrolnymi w samej Rwandzie. Bez przeszkód poruszał się wewnątrz kraju i wracał do Bujumbury w Burundi, kiedy tylko zapragnął.

Henryk Hoser miał belgijskiej misjonarce, która skontaktowała się z nim przed podjęciem pracy w diecezji Cyangugu w Rwandzie, narysować sytuację w sposób mocno negacjonistyczny mówiąc : "Trzeba pomóc biskupom Hutu. Wybraliśmy ich po to, aby walczyli z państwem Tutsi". Te słowa mówią wszystko o istocie rwandyjskiego dramatu i tragizmie tamtejszej społeczności oraz konotacjach i sympatiach Kościoła.

Lekarstwem na uciszenie sumień ma być masowość ..… egzorcyzmów. Tabuny egzorcystów i wyganianie z ludzi diabła. Rwanda — podobnie jak Polska — jest rajem dla księży trudniących się tym procederem. Kościół, jak podają miarodajne i wiarygodne źródła uważa, że sprawiedliwość (w ujęciu cywilizowanej, nowoczesnej jurysprudencji) i procesy karne są niepotrzebne. Zły, belzebub, lucyfer — to oni spowodowali, wstępując w bogobojnych przecież ludzi, tę falę zła. Trzeba tylko go z nich wygnać i wszystko będzie o'kay. Dlatego Międzynarodowy Trybunał w Arushy (Tanzania) dla osądzenia ludobójstwa w Rwandzie ma tak utrudnioną pracę. Dlatego też, bo Kościół katolicki popiera (ze względu na swoją rolę w całej historii regionu i swoją postawę podczas tych wydarzeń — en bloc jak i w wymiarze personalnym poszczególnych funkcjonariuszy) milczenie nad tymi zbrodniami. Lepiej uciec w egzorcyzmy i milczeć, a wiernych zająć tworzeniem gigantycznego — jak na Afrykę — sanktuarium maryjnego w Kibeho, skanalizować ich świadomość i traumę na pielgrzymki, modlitwy etc. Rząd dusz można w takim razie utrzymywać nadal na dotychczasowym, zdawałoby się, poziomie.

Kościół mówi obywatelom — to nie wy popełniliście zbrodnie, to Szatan! Jak podaje w swej książce Tochman w rozmowie z polskim pallotynem Stanisławem Urbaniakiem, misjonarzem w Rwandzie, pada z jego ust stwierdzenie, że ".....złego nie należy posyłać do piekła. On nie chce tam wracać (...) Trzeba go wysłać pod stopy Jezusa albo pod krzyż, żeby Jezus nim rozporządzał". Zdaniem cytowanego pallotyna w Rwandzie i w sąsiednim Kongo (gdzie nadal przebywa wielu zbiegłych z Rwandy a podejrzanych o ludobójstwo Hutu) jest mnóstwo opętań. Więc Kościół i Jezus mają tu mnóstwo pracy (egzorcystycznej) do wykonania. Czyli lekarstwem jest tylko — więcej Kościoła, więcej jego nauki, więcej pielgrzymek, kadzideł, emocji, afektów, egzorcyzmów i irracjonalizmu.

Analogii między Rwandą i Polską widać jednak więcej niż tylko w masowości katolicyzmu (i to jego wersji ludycznej, maryjnej), mnogości kościołów, znaczenia (przynajmniej formalnego) duchowieństwa w życiu publicznym, egzorcystów etc. My nad Wisłą i Odrą, Bugiem i Narwią też mamy podobne do rwandyjskiego Radio będące "katolickim głosem w twoim domu". Ono podobnie jak RTLM (w swoim czasie) też posługuje się językiem pomówień, oskarżeń, mową nienawiści, sieje jad i niechęć do „Innego". Episkopat polski (podobnie jak 20 lat temu w Rwandzie) toleruje w swych szeregach takie medium, taki przekaz, taką formę głoszenia "słowa bożego". I członkiem — prominentnym — miejscowego Episkopatu jest także arcybp Henryk Hoser. Czy to nie znacząca analogia ? Czy to tylko symbol określonej mentalności biskupiej ?

Kolejnym podobieństwem obu krajów i sytuacji społecznej w nich istniejącej może być obecność w ich dziejach katastrof lotniczych w których giną prezydenci Rwandy i Polski i wokoło których to wypadków narasta swoista magia, kult, podejrzenia o prowokację, zamach itd. Oba wypadki lotnicze stają się swoistymi symbolami dla wspólnot wyznających religię nienawiści do „Innego", którego to wyznania znaczna część Kościoła w Rwandzie i aktualnie w Polsce jest sprzymierzeńcem, animatorem, ba — jest jego integralną częścią.

Ktoś powie, że te paralele idą zbyt daleko, Polska leży przecież w Europie; inna kultura, inne zwyczaje, inne doświadczenia, jesteśmy członkiem ekskluzywnych organizacji międzynarodowych (NATO i Unia Europejska) itp. Mimo to widzę — oczywiście w określonej perspektywie i z jednoznacznym dystansem kulturowo-politycznym — wzrastającą rolę elementów pobudzających przemoc i aktywną agresję do wszystkiego co „Inne" coraz częściej i nagminniej obecnych w polskim życiu publicznym. A głos polskiego radia katolickiego - bo de facto Radio Maryja jest najbardziej prominentną i ekskluzywną formą katolickiego przekazu w Polsce (z racji stanowiska hierarchii) — jest w tych procesach nie do przecenienia.

Marsze z pochodniami różnych ONR-ów, „Wszechpolaków", NOP-ów, ataki na cudzoziemców o innym kolorze skóry, anty-romska aktywność nacjonalistów, gwiazdy Dawida powieszone na szubienicach (jako grafity) na murach polskich miast, zakłócanie wykładów osób uznawanych za obcych ideologii „Polak-katolik" na wyższych uczelniach (przez zindoktrynowanych i używanych do tego hord „kiboli" czyli pospolitych chuliganów stadionowych), lżenie — publiczne — liberałów, lewicowców, feministek, kultury gender, Żydów, masonów itd. to groźne memento stanowiące (w jakimś stopniu) preludium zachowań jakie zastosowały bojówki Interahamwe w Rwandzie czy …… naziści w Niemczech w latach 30-tych XX wieku. Wpierw znajduje się „tego złego", „Innego", stawia się go do kąta, piętnuje, stygmatyzuje, potem się go dehumanizuje, odczłowiecza, pozbawia godności, a na końcu wygania, bije, kaleczy, morduje. Oliver W. — młody człowiek o „wypranym" przez tego typu ideologię i przekaz medialny mózgu - policzkujący publicznie podczas Woodstock 2013 dziennikarza Grzegorza Miecugowa z TVN-u (za jego poglądy i postawę) jest tego najlepsza egzemplifikacją. A jak zakwalifikować reżysera Juliusza Brauna nawołującego publicznie (na spotkaniach autorskich) do rozstrzeliwania dziennikarzy TVN-u, „Gazety Wyborczej" — jest to już „Radio Tysiąca Wzgórz" czy nie ? : 


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (9)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 21-09-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Radosław S. Czarnecki
Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu.

 Liczba tekstów na portalu: 129  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Return Pana Boga
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9291 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365