|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Doradztwo religijne i religioznawcze VII [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli inne
spojrzenie na religię.
Ten cykl „doradczy" miałem zamiar zakończyć na poprzednim odcinku,
ponieważ uznałem, iż jego forma „zużyła" się już nieco, no i co
bardziej istotne problemy teologiczne zdążyłem już w nim przedstawić.
Jednakże życie weryfikuje nasze postanowienia, dostarczając co jakiś czas
tak zaskakujących wydarzeń, iż nie sposób obok nich przejść obojętnie,
aby nie odnieść się do nich w jakikolwiek sposób. Postanowiłem więc, że będę
wracał do tego cyklu tylko w wyjątkowych przypadkach; kiedy uskłada się parę
ciekawych problemów dotyczących tematyki religijnej, takich, które warte będą
zainteresowania nimi, oraz dadzą się przedstawić w dotychczasowej, krótkiej
formie. A zatem oddajmy głos doradcy, tym bardziej, iż dzwoni już pierwszy
klient.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Kobieta:
Słyszał pan o księdzu — mniejsza o jego nazwisko, wiadomo o kogo chodzi -
którego biskup molestował słownie, dopytując się w nachalny sposób, czy
jest on obrzezany?
D:
Owszem,.. coś mi się obiło o uszy, lecz nie śledziłem tego wydarzenia zbyt
uważnie.
K: Nie?! A to szkoda, bo jest to bardzo znamienny przykład w jak arogancki sposób
biskupi traktują swoich podwładnych.
D: Może
pani przypomnieć mi z grubsza o co chodzi?
K: Już
mówię: otóż podczas jakiegoś spotkania z biskupem, ów ksiądz został
przez niego w sposób impertynencki zapytany, czy jest on obrzezany, a jeśli
tak, aby się do tego przyznał. To pytanie bardzo mocno dotknęło owego księdza;
zraniło go i ugodziło w najczulszy punkt. Uznając, iż wyrządzono mu
wielką krzywdę, upublicznił on tę rozmowę, żądając przeprosin od
biskupa. To mniej więcej tyle. No i niech pan powie; czy nie miał ów ksiądz
racji, reagując w ten sposób na tę obrzydliwą zniewagę?
D: Hmm,..
prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego poczuł się on obrażony tym pytaniem.
K: Jak
to pan nie wie?! Przecież posądzono go w ten perfidny sposób, iż jest Żydem,
prawda? Czy to nie była ewidentna zniewaga dla tego kapłana?
D:
Zniewaga? Dlaczego miałaby to być dla niego zniewaga? Biorąc pod uwagę, iż
Jezus Chrystus również był Żydem i także był obrzezany, to posądzenie
owego księdza o to, że przynależy do Narodu Wybranego, że mając ten znak
przymierza jest podobny w tym aspekcie do swego Boga — powinno chyba być dla
niego powodem do radości i dumy, a nie do daleko idącego niezadowolenia, czyż
nie?
K: Co
takiego?! Żarty pan sobie robi, czy co!?
D: Ależ
nie! Uważam, iż na zadane mu pytanie: „Niech ksiądz powie, czy jest ksiądz
obrzezany, czy ksiądz należy do tego narodu?", powinien wg mnie odpowiedzieć
coś w tym rodzaju: "Wasza ekscelencjo, byłby to dla mnie wielki zaszczyt
gdybym należał do Narodu Wybranego i był — jak nasz Pan — obrzezany.
Niestety, z przykrością muszę ekscelencję rozczarować w tym względzie: nie
należę do tego narodu i nie jestem obrzezany. Tym nie mniej bardzo dziękuję,
iż ekscelencja pomyślał w tak pochlebny o mnie sposób. Czuje się
zaszczycony w najwyższym stopniu tym wyróżnieniem, lecz doprawdy nie jestem
godzien, aby mieć o mnie aż tak wysokie mniemanie. Jestem zwykłym katolickim
kapłanem ". Nie uważa pani, iż taka odpowiedź byłaby bardziej na miejscu?
K:
Ech,.. żarty pan sobie robi i tyle! A ja myślałam, że rozmawiam z mądrą
osobą. Żegnam.
D: No, cóż,..
przykro mi, że się pani zawiodła. Może ktoś inny będzie bardziej skłonny
podzielać pani zdanie w tej kwestii. Ja widzę inaczej ten problem. Jeśli to
wszystko, żegnam.
***
Jakąś dziwną moralność reprezentują niektórzy ludzie. Ba! Gdyby
tylko oni. Jak się okazuje ich pasterze też nie są lepsi. No, to jest akurat
logiczne. Dokąd ten świat zmierza? Te niewesołe myśli przerwał sygnał
telefonu.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Mężczyzna:
Przeczytałem pewien wywiad z byłym księdzem Stanisławem Obirkiem i przyznam się panu,
że nie bardzo go rozumiem. Otóż na pytanie redaktorki: „W jakiego Boga pan
wierzy?", odpowiada on w nim: „W swojego. Czuję, że we mnie jest jakaś
iskra, którą przyrównałbym do dajmoniona Sokratesa. Rzadko mi mówi co mam
robić, częściej, czego nie powinienem". Wyobraża pan sobie? I tak mówi — były co prawda — ale ksiądz katolicki. To jego Bogiem nie jest Jezus
Chrystus?! Całkowicie tego nie pojmuję, a pan jak by to wytłumaczył?
D: No, cóż..
jest takie powiedzenie, które dobrze oddaje ten teologiczny problem: „Niech
każdy ma taką koncepcję Boga, jaka mu najbardziej odpowiada, byleby w niego
wierzył i dzięki temu był dobrym człowiekiem". Jej autora niestety nie
pamiętam, ale ma ona sens.
M: I to
tak można dowolnie sobie wierzyć w jakiego się chce Boga? Czy taki pogląd
aby jest uprawniony? Nie jest to jakaś współczesna herezja przypadkiem?
D: Nie chciałbym się wypowiadać w imieniu Kościoła
katolickiego. Może z punktu widzenia
jego doktryny jest to herezja. Na szczęście dzisiaj nie jest to już karane
spaleniem na stosie. Z drugiej strony jednak weźmy np. słynny „Zakład"
Pascala, w którym przekonywał on do korzyści
płynących z wiary w Boga, nie konkretyzując w nim ani razu jego imienia.
Mimo to, uważając sprawę za załatwioną właściwie. Skoro taki wielki
filozof w ten sposób potraktował ten doniosły problem teologiczny — a wielu
ludzi do dziś podziela jego przekonanie — dlaczego mielibyśmy uważać, że w tej koncepcji jest coś złego, czy też niewłaściwego?
M: Być
może. Nie znam się aż tak bardzo na meandrach teologii. Ale to nie wszystko
jeszcze, o co chciałem pana spytać. W dalszej części tego wywiadu, ów eks
ksiądz wyraża jeszcze bardziej zaskakujący pogląd. Opisując tolerancję i pluralizm, które panowały w dawnych systemach religijnych, mówi: „Monoteizm
nie daje takiej możliwości, bo albo przyjmujesz moją wiarę, albo jesteś
obcy. Dlatego słuszny wydaje mi się powrót do politeizmu, czyli do uznania
wielości Bogów. /../ Ja wiem, że politeizm brzmi jak powrót do Olimpu, ale
tak naprawdę chodzi o pluralizm. O to, że można mieć różne wyobrażenia o Bogu i różne wyobrażenia o instytucji religijnej". No i co pan na to powie?
Nie jest to heretycki pogląd?
D: Z punktu widzenia doktryny i dogmatów kościelnych, zapewne tak. Myślę jednak,
że takie podejście do owego teologicznego problemu — bardzo nietypowe jak na
wierzącego osobnika — może mieć tylko człowiek mądry. Taki, który wie, iż
wszystkich bogów, których czciliśmy w przeszłości i czcimy obecnie,
stworzyli sami ludzie własną wyobraźnią. Taki, który biorąc pod uwagę długą i „wielobóstwową" historię naszych religii, jest świadom, iż bardzo
niemądry byłby pogląd, że wszyscy bogowie i boginie, którzy poprzedzali
judaizm i chrześcijaństwo są nieprawdziwi (tzn. są wymysłem ludzi), a tylko
Bóg Jahwe i jego Syn Jezus Chrystus są prawdziwi (tzn. istniejący realnie w rzeczywistości). Tylko człowiek świadomy tej prawdy
może pozwolić sobie na tak daleko posunięty pluralizm w tej kwestii.
Nigdy natomiast nie będzie miał go osobnik, który jest niewolnikiem jednej Prawdy, dotyczącej określonego boga i religii.
Myślę, że to dobrze świadczy o autorze cytowanych przez pana słów i pokazuje przy okazji, jaką przeszedł on drogę rozumową; od pytania, na które
kiedyś nie potrafił znaleźć odpowiedzi: „Dlaczego tak mądry człowiek
jest osobą niewierzącą?" (chodziło o Stanisława Lema), do obecnego czasu,
kiedy wszystko wskazuje na to, iż pojął już, że w tym pytaniu jest już
zawarta odpowiedź: „Właśnie dlatego, że jest mądry". Długo to trwało,
ale ważne jest, iż wreszcie znalazł się on po tej „dobrej stronie mocy". W taki sposób widzę tę sprawę.
***
No, cóż,.. potwierdza się prawda wyrażona przez S.J.Leca: „Tym
samym rozumem nie sposób wierzyć i myśleć". Na szczęście (dla siebie
przede wszystkim) ów były ksiądz wybrał tę drugą możliwość. Chwila
przerwy i znów dzwoni telefon.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Młodzieniec:
Chciałem się spytać: oglądał pan może film „Życie Pi"?
D:
Owszem, oglądałem.
M: To świetnie,
bo chodzi mi o wytłumaczenie, co wspólnego miała ta opowiedziana przez głównego
bohatera historia z wiarą w Boga? Pamiętam słowa wypowiedziane przez
znajomego Pi: „Po wysłuchaniu tej historii, mam podobno uwierzyć w Boga?".
Na co Pi odpowiada z całą powagą: „Tak, to prawda; uwierzysz w Boga".
Dziwne, bo ja po obejrzeniu tego filmu jakoś nie nabrałem większej ochoty do
uwierzenia w Boga. Co więcej, nie rozumiem co wspólnego z wiarą w Boga ma
przedstawiona tam historia? Może mi pan to jakoś rozsądnie wyjaśnić?
D:
Widocznie nieuważnie słuchał pan słów, które tam padły; chodziło o to,
która z przedstawionych historii bardziej przypadła do gustu rozmówcy Pi.
Czyli którą by chciał aby była prawdziwa:
czy ta, będąca kanwą tego filmu — z tygrysem, łodzią, innymi zwierzętami i wyspą pełną surykatek, czy ta, w której okazało się, że tą morską
katastrofę przeżyła oprócz Pi jego matka, oraz dwoje członków załogi,..
ale walcząc o przetrwanie w końcu pozabijali się wzajemnie i prawdopodobnie
pozjadali.
Taka była ta okrutna prawda, o jakiej jedyna osoba, która przeżyła tę tragedię
nie chciała pamiętać. Dlatego zamieniła ją w tę porywającą historię
zapierającą momentami dech w piersiach, pełną urokliwego piękna, aczkolwiek
nie pozbawioną przerażających scen. Morał z tego ma być następujący: "Lepsze jest piękne kłamstwo, niż okrutna i bezlitosna prawda". Takie
moim zdaniem jest przesłanie tego pięknego filmu.
M: Ja też
bym wolał aby prawdziwa była ta historia z tygrysem prawie, że w głównej
roli. Ale nadal nie rozumiem, co to wszystko ma wspólnego z wiarą w Boga?
D: Wbrew
pozorom bardzo wiele, bowiem idea boga/bogów jest właśnie taką piękną,
wymyśloną przez ludzi historią, po to aby przeciwstawić ją okrutnej
prawdzie natury, która brzmi:
„Nie istnieje żaden Bóg, ani żadne niebo, ani boska sprawiedliwość,
ani Opatrzność. Nikt się o nas nie troszczy i nikt nie próbuje nam pomóc.
Jesteśmy sami, wyłącznie zdani na siebie. My, którzy nade wszystko cenimy życie — musimy umrzeć, a śmierć kończy je definitywnie i ostatecznie. I choćby
świat istniał miliardy lat, nas już w nim nie będzie nigdy. Nie ma żadnego
świata nadprzyrodzonego, ani żadnego życia pozagrobowego. Nie będzie żadnej
nagrody, ani żadnej kary. Po śmierci nie będzie nic, tylko /../ nieistnienie i niebyt. Nasze życie nie ma żadnego sensu oraz żadnego celu i znaczenia, tak
samo jak nasza śmierć. Kiedy umrzemy, świat szybko zapomni o nas i wkrótce będzie
tak, jakbyśmy wcale nie żyli". (fragment opowiadania, którego tytułu i autora nie pamiętam).
1 2 3 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 29-09-2013 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9306 |
|