|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychologia społeczna
Historia polskiej wytwórni haków obyczajowych [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Jednym ze źródeł siły operacyjnej służb specjalnych jest odrzucenie przesądu o wrodzonym charakterze ludzi „dobrych" i „złych". Naiwne antropologie głoszą,
że ludzie rodzą się dobrzy lub źli. W istocie tzw. dobro i zło to nasze cechy przygodne i plastyczne. Im większa wiedza o psychice i popędach człowieka,
tym większe możliwości modelowania zachowań. W działalności operacyjnej służb szczególnie doniosłe znaczenie ma umiejętność generowania zachowań
kompromitujących społecznie. Zarejestrowanie kompromitującej słabości osoby posiadającej jakąś cząstkę władzy społecznej to najbardziej ekonomiczny,
najbardziej stabilny i niezawodny sposób na gwarancję lojalności danej osoby.
Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z doniosłości tego zjawiska pośród mechanizmów sprawowania władzy. Uważa się to za zjawisko marginesowe. W istocie
ma znaczenie pierwszorzędne, zwłaszcza w działalności byłych służb bezpieczeństwa wobec kleru — bynajmniej nie dlatego, że kler był jakoś szczególnie
podatny na to zjawisko, ile dlatego, że był dłuższy czas największą zorganizowaną opozycją w PRL i z tego właśnie względu gromadzenie dokumentacji
obyczajowej miało charakter systematyczny i powszechny. Tą samą ewidencją obyczajową objęta była cała pozostała opozycja polityczna.
Sprawy obyczajowe, które dokumentowano obejmowały szerokie spektrum przekroczeń przyjętych społecznie norm obyczajowych, nie tylko o podłożu seksualnym
(np. kradzieże mienia prywatnego, malwersacje środków zagranicznych na działalność opozycyjną), choć to właśnie ono miało znaczenie szczególnie doniosłe
(wobec kleru — wszelkie naruszenia celibatu, wobec świeckich — głównie zdrady małżeńskie).
Specjalną kategorią był homoseksualizm uchodzący wówczas za kompromitujący. Całe środowiska homoseksualne były starannie inwigilowane już od połowy lat 60.
Nader znamienne jest, że u schyłku PRL, w latach 1985-1988 miało miejsce masowe zakładanie tzw. różowych
teczek w ramach akcji Hiacynt, w wyniku czego zgromadzono materiały na 10-12 tys. homoseksualistów.
Transformacja w cieniu haków obyczajowych
Rejestr obyczajowy stał się jedną z fundamentalnych przyczyn kompromitacji projektu Solidarności, rozbicia społeczeństwa oraz źródłem nadzwyczajnych
wpływów dawnych służb specjalnych.
Rejestr obyczajowy był jedną z przyczyn sojuszu, jaki po 1989 Solidarność zawarła ze stroną komunistyczną w sprawie niszczenia i utajniania archiwów SB.
Podejmowane w późniejszych latach próby lustracyjne nieodmiennie kończyły się ostrymi awanturami i utrzymaniem status quo, które wystawiało byłą opozycję
na regularne prowokacje, rozgrywki i podziały.
W 2006 Tomasz Pompowski na łamach Dziennika opublikował obszarny tekst
Akta bezpieki kryją wielkość i słabość dawnej opozycji w którym
pokazywał, że skala materiałów kompromitujących obyczajowo opozycję polityczną jest przytłaczająca. Gazeta Wyborcza zareagowała ostrym potępieniem prób
rozgrzebywania tych spraw (Paszkwil na opozycję w PRL). Tak samo kończyły się próby rozrachunkowe w łonie Kościoła.
Opublikowana w 2007 książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego pt. „Księża wobec bezpieki" obejmująca obraz archidiecezji krakowskiej, czyli czołowego
bastionu antykomunistycznego w Kościele, pokazała problem na tyle duży, że autor ściągnął na swoją głowę liczne gromy i potępienia.
Książka Isakowicza-Zalewskiego burzy mit kościoła niezłomnego i prześladowanego. Pokazała natomiast proces od represji antykościelnych do zabiegów na rzecz
sojuszu i współpracy. W pierwszym okresie, w latach 40 i 50, w pozyskiwaniu tajnych współpracowników dominował szantaż obyczajowy. W późniejszych latach
sukcesywnie zaczęły znaczenia nabierać metody wolne od przymusu. Jak podaje ks. Isakowicz-Zalewski, zmiana wywołana była oporem samych funkcjonariuszy SB,
którzy postulowali rezygnację z metod szantażu. W latach 70. sojusz między Gierkiem a Wyszyńskim stał się już faktem. Rozerwanie tego sojuszu przyniósł
dopiero Jan Paweł II wraz z pomocą z USA.
W III RP dawny rejestr obyczajowy jest źródłem władzy niejawnej. Od samego początku lat 90. regularnie wracała kwestia komisyjnego zniszczenia „różowych
teczek", podnoszona przez Helsińską Fundację Praw Człowieka i Obywatela, Lambdę, KPH. Zawsze pojawiały się jakieś przeszkody formalne lub organizacyjne,
które uniemożliwiały likwidację spuścizny, której zastosowaniem może być szantaż polityczny. Podnoszono, że jest tego tak dużo, że trzeba by do
palenia zatrudnić kilkaset osób, które by pracowały przez trzy lata (anonim z MSWiA). W latach 90. MSW pytających zapewniało, że homoteczki zostały już
zlikwidowane. Ponowny szturm na różowe teczki KPH podjęła w 2004, formułując wystąpienie do ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza o komisyjne
zniszczenie. Robert Biedroń podnosił wówczas, że w latach 90. były one wykorzystywane do szantażu politycznego. W odpowiedzi IPN oznajmił, że objął różowe
teczki opieką, ale nie da się ich przeglądać: „Różowe teczki nie zostały nam przekazane w formie wydzielonej kartoteki. Są w masie 80 kilometrów dokumentów
IPN i nie można ich wyodrębnić." Czyżby chodziło o 80 km materiałów obyczajowych zgromadzonych w PRL?
Obecnie ustały próby zniszczenia różowych teczek.
Solidarność buduje własną wytwórnię
Zmiana systemu nie przerwała dawnych praktyk służb specjalnych, które pociągając za odpowiednie sznurki inicjowały walkę prawicy ze sobą samą.
Działalnością inwigilacyjną i dezintegracyjną po przemianie kierował były płk SB Jan Lesiak, który uruchomił także obserwatorium obyczajowe posłów prawicy.
Po pierwszej dekadzie transformacji strona solidarnościowa postanowiła wyrównać szanse. Od 1999 wiceminister Bondaryk zaczął gromadzić materiały obyczajowe
w tym o orientacji. GW podniosła alarm, że to bezprawie. Premier Buzek odwołał Bondaryka. Rok później AWS postanowiło
utworzyć swoją wytwórnię haków obyczajowych za pomocą prawa: inwigilacja została jednak tak rozwinięta, że miałaby obejmować sprawy od życia seksualnego po
rasę i nałogi. Projekt przepadł.
W 2006 PiSowi udało się zalegalizować w ustawie o CBA starą dobrą technikę SB o inwigilacji seksualnej. Gwiazdą Agencji na odcinku obyczajowym
został agent Tomek, który rychło zawrócił w głowie posłance PO Beacie Sawickiej, która wdepnęła w ustawienie przetargu, za co omal nie wylądowała na 3 lata
w więzieniu. Po zmianie rządu upadł i wyrok. Mimo tego agent Tomek nadal roztaczał uroki. W 2009 świadkował Weronice Marczyk w próbie ustawienia
prywatyzacji jednego z wydawnictw. Śledztwo umorzono. Kiedy w następnej kolejności amant specjalny z CBA zasadził się na Jolantę Kwaśniewską, TK nakazał
wykreślenie kłopotliwego artykułu. Agenta Tomka wysłano na emeryturę, po czym przywrócono złagodzoną wersję zgody na gromadzenie informacji o poglądach i
życiu seksualnym.
Solidarność a żołnierze wyklęci
Spór wokół Okrągłego Stołu i lustracji to pat totalny, który cementuje kompromis milczenia i podtrzymywania mitu antykomunistycznego Solidarności.
Solidarność zakończyła się klapą nie dlatego, że okazała się tak zła, lecz dlatego, że służby specjalne PRL okazały się o wiele bardziej skuteczne niż
przypuszczano. Niż chciano przypuszczać. Łatwiej pogodzić się ze zdradą niż z wyższością przeciwnika.
Mit Solidarności przetrwał ćwierć wieku, co jest zdumiewające, biorąc pod uwagę fakt, że efekty transformacji dla robotników okazały się diametralnym
przeciwieństwem postulatów Solidarności, tudzież ujawnienie zdumiewającej skali współpracy niejawnej z bezpieką przez działaczy Solidarności. Trudno jednak
było odrzucić romantyczny mit, gdyż trzeba by przyznać, że Solidarność uległa nie tyle wskutek represji bezpieki, ile pod naporem własnych słabości, które
po prostu strona przeciwna umiejętnie wykorzystała.
Obecnie jednak widać wyraźnie, że nadchodzi kres mitu. Niestety po 25 latach od zniesienia gospodarki centralnie planowanej rozczarowany lud zamierza
kontynuować walkę z komuną — tym razem jednak mitem fundacyjnym nie będzie już styropianowa opozycja, lecz żołnierze wyklęci, czyli bohaterowie polskiego
podziemia tuż po zakończeniu wojny, którzy odmówili uznania faktu, że zostaliśmy przehandlowani przez zachodnie mocarstwa, i postanowili kontynuować
sanacyjną politykę umiłowania wojen przegranych. Po samobójstwie stolicy w Powstaniu Warszawskim, po mordzie katyńskim, partyzanci przez kilka lat
kontynuowali wojnę domową z siłami komunistycznymi, poświęcając dodatkowe 7 tys. żołnierzy poakowskich i drugie tyle sił ludowych.
Nowo kreowany mit Żołnierzy Wyklętych to uporczywa reanimacja najbardziej autodestruktywnych, bezcelowych, nieskutecznych i martyrologicznych tendencji w
polityce ledwo odrodzonej Polski. Polityka ta jest zupełnie sprzeczna z racjonalną i pragmatyczną polityką polskiej świetności. Żołnierze wyklęci tym się
jedynie różnią od styropianu, że woleli honorowo zginąć niż splamić się real politic. Nie było tam żadnej ambicji do uprawiania polityki skutecznej, do
oszczędzania zasobów ludzkich dla pracy organicznej. Ostatni rozkaz AK z 1945 pokazywał manichejski stosunek wodza do wojny: „Nie wolno nam ani na chwilę
tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem jedynie słusznej Sprawy, tryumfem dobra nad złem".
Reanimatorzy nowego mitu antykomunistycznego muszą się przy tym zmierzyć z jego kościelnym potępieniem. 14 kwietnia 1950 roku Episkopat Polski podpisał
porozumienie z władzami komunistycznymi, które głosiło, że Kościół katolicki, „potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie
również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji
podziemnej i antypaństwowej". Ileż jeszcze będziemy czcili przegranych bohaterów!?
Know-how inżynierii społecznej PRL
Jeśli elita Solidarności nie była w stanie początkowo dostrzec, że wywalczyła papierowe zwycięstwo, dzięki któremu kombatanci mogli przyznawać sobie ordery
zasługi i nagrody pieniężne za każdy dzień pozbawienia lub ograniczenia wolności przez „totalitarny reżim" — to wyłącznie ze względu na niekonwencjonalne
metody przeciwnika obliczone na skutek i minimalizację szkód.
1 2 Dalej..
« Psychologia społeczna (Publikacja: 19-02-2015 Ostatnia zmiana: 20-02-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9803 |
|