Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychologia społeczna
Historia polskiej wytwórni haków obyczajowych [2] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Solidarność uporczywie pielęgnowała wizerunek represyjnego charakteru PRL, choć wśród państw totalitarnych, autorytarnych i dyktatorskich XX wieku trudno
jest znaleźć reżim o równie niskiej śmiercionośności, biorąc pod uwagę zarówno reżimy lewicowe, jak i prawicowe. Po 1956 PRL zaowocował zbliżoną skalą
ofiar co i II RP, która zresztą znacznie częściej strzelała do robotników.
By lepiej zrozumieć skuteczność służb specjalnych PRL trzeba przyznać, że ich główne metody stabilizacji systemu opierały się nie na terrorze, nie na
strachu czy przemocy, lecz na inżynierii społecznej. Zamiast terroru — skuteczniejsze było wykorzystywanie słabości jednostek oraz opozycyjnych grup.
Czymże jedak było rozpracowanie nieopierzonych liderów Solidarności, skoro bezpieka potrafiła rozpracować tysiącletnią instytucję kościoła!
Isakowicz-Zalewski pokazał przykłady wysokich funkcjonariuszy katolickich, którzy podejmowali żywą współpracę z władzą ludową już w okresie stalinowskim
nie ze względu na represje, lecz w podzięce za powojenną odbudowę kościołów. Spektakularnym sukcesem było pozyskanie przychylności zakonu augustianów,
którego przeor ks. Bonifacy Woźny w 1947 doprowadził do umieszczenia budowy kościołów w ramach rządowego planu sześcioletniego. Doprowadziło to do represji
kościelnych — likwidacji zakonu augustianów w Polsce w roku 1950. Reaktywował go dopiero Jan Paweł II w 1981 — z zakazem przyjmowania do wspólnoty
jakiegokolwiek byłego augustianina.
Między bajki należy włożyć opowieści, że chodziło o destrukcję kościoła. Skuteczność inwigilacji kleru przekonała władze, że kościół może stać się cennym
sojusznikiem w sytuacjach niepokojów społecznych.
Warto podkreślić różnorodność stosowanych metod bezprzemocowego kontrolowania opozycji , która wielokrotnie usiłowała sprowokować represje o które nie było
aż tak łatwo. Skuteczność tych technik operacyjnych nie wynikała z jakiegoś nadzwyczajnegio geniuszu ówczesnych służb. Związane to było z tym, że służby te
były tworzone u progu „przewrotu kopernikańskiego" psychologii społecznej. Bujny rozwój tej dziedziny rozpoczął się od początku XX w. (Psychologia tłumu Le
Bona). Zmianę paradygmatu wywołała II wojna światowa, która odarła ludobójstwo z emocji. Gdy przyszedł czas rozliczeń, niemieccy kaci podnosili brak swojej
winy, wywodząc, że stali się narzędziami systemu totalitarnego. W oparciu o starą antropologię uznano to za absurdum orzekając wyroki śmierci.
Temat bezwolnego narzędzia zainspirował jednak badaczy. Rychło posypały się sławne eksperymenty psychologiczne:
- Eksperyment Solomona Ascha z 1955 — większość grupy przedłoży błędny sąd grupy nad osobiście wyrozumowanym sądem poprawnym;
- Eksperyment Milgrama z 1961 i 1962 — pod wpływem sugestii autorytetu większość normalnych ludzi jest skłonna stopniować ból obcej osobie aż po
bezpośrednie zagrożenie życia, prysł wówczas powojenny mit szczególnej predylekcji Niemców wobec autorytetów;
- Eksperyment Zimbardo z 1971 — sytuacja może wywołać radykalną zmianę zachowania, włącznie ze skłonnością do ogromnego okrucieństwa zwyczajnych ludzi,
kiedy stają się anonimowi i mogą traktować innych przedmiotowo, tudzież zabieganie o akceptację grupy, więzy grupowe i sytuacja są ważniejsze niż
indywidualna osobowość i system wartości.
Choć od eksperymentów tych minęło kilka dekad, jak dotąd znalazły swoje miejsce w niewielu dziedzinach życia. Zachodni wymiar sprawiedliwości trzyma się od
nich z daleka — są bowiem na tyle kłopotliwe, że mogłyby podważyć możność przypisania winy wielu nazistowskim mordercom. Nowe systemy marksistowskie
okazały się bardziej skłonne do uznania, że zjawisko przestępczości jest pokłosiem wad systemowych. Uznanie nowej wiedzy psychologicznej dawało przewagę
operacyjną.
Co istotne, psychologia społeczna przyniosła zupełnie nową antropologię czy etykę. Dobro i zło to bardziej sytuacja niż predestynacja. Dla służb
specjalnych wiedza taka to kopalnia możliwości. Tzw. prowokacja opercyjna do dziś budzi kontrowersje. Teoretycznie prawie każdemu można wytworzyć warunki,
które go skłonią do złamania prawa. Na ile jednak można przypisywać w takich sytuacjach klasyczną winę pozostaje wątpliwe.
W działalności służb specjalnych PRL widać całą gamę technik opartych na socjologii i psychologii. Poza podstawowym rejestrowaniem podejmowanych przez
„elementy niepewne" z własnej inicjatywy zachowań na bakier z obyczajowością, świadomie usypiano też czujność (Miś z 1980 — system jest śmieszny — dlaczegóż u progu kryzysu społecznego władza miałaby zezwolić na tego rodzaju ośmieszanie systemu?) i
wytwarzano warunki sprzyjające zachowaniom kompromitującym, czy wreszcie podsyłano kłopotliwym a niezbyt rozrywkowym „celom" agentki lub agentów
wyspecjalizowanych w przełączaniu na tryb popędowy. Sekretarz KC Żabiński wydał oficjalne (tajne) polecenie, by różnego rodzaju „organa" ułatwiały
dzałaczom „S" uprawianie "słodkiego życia", dzięki czemu łatwiej było o różne jakże pożądane ekscesy.
Aplikacja inżynierii społecznej
Jedną z pierwszych metod zastosowanych przez inżynierów społecznych PRL po wyłonieniu się pierwszej fali opozycji politycznej było skierowanie energii
aktywistów przeciwko sobie. Zaczęło się od wewnętrznych kłótni, pęknięć i rozpączkowań. Rychło powstało tyle skłóconych mikrokanap, że wczesna opozycja
musiała pogodzić się z porażką. Gdy w kolejnym podejściu przy pomocy Jana Pawła II wytworzono milionowy ruch protestu, Gierek ustąpił drogi żywiołowi,
który stanem wojennym został wstrzymany, zinfiltrowany i przygotowany do kontrolowanego przejęcia instytucji państwowych, dociążonych ekonomicznie
niewykonalnym projektem atomowym. Towarzysze zaś zajęli się prywatnymi biznesami, przećwiczywszy w ostatnich latach przed zamknięciem PRLu eksperymantalny
projekt wolnorynkowy w Słupsku (tzw. eksperyment słupski 1986-1988). Władzę oddali po zewidencjonowaniu kilkunastu tysięcy haków obyczajowych (operacja
Hiacynt 1985-1988).
Po przejęciu sterów Lech oznajmił robotnikom, by stulili dzioby i patrzyli jak znika komunizm. Wobec braku doświdczenia gospodarczego o przewodnictwo
poproszono najcwańszego spekulanta globalnego.
By zrobić miejsce dla nowego ustroju postanowiono najpierw zlikwidować stary. Po ćwierćwieczu wyprzedaży i likwidacji „przeżytków nieudolnego socjalizmu" wygląda na to, że jesteśmy już bliżej niż dalej nowego początku.
Solidarność skonstatowała, że masa upadłościowa okazała się nieco większa niż sądzono na podstawie pustych półek sklepowych.
W oczekiwaniu na nową Polskę Soliarność zainicjowała szereg debat moralno-obyczajowych, w czym każdy czuł się mocny. Pod kątem sporów światopoglądowych
rozdzielono Solidarność na szereg partii różniących się poglądami moralnymi i religijnymi (za komuny nie uświadamiano sobie jak wiele można mieć poglądów
na zagadnienia niematerialne, a ludzie dzielili się generalnie na ateistów oficjalnych i katolików prywatnych).
Krajowe media jak dotąd najrzetelniej pod względem programowym potraktowały kandydaturę białostockiego działacza Solidarności, Krzysztofa Kononowicza. Jego
program przedstawiły wyczerpująco wszystkie mainstremowe telewizje i portale, zaś w radiu TokFm Tomasz Lis i Jacek Żakowski odbyli dyskusję o kandydacie.
Wszyscy usłyszeli: „Nie będzie niczego".
Chyba nikt nas nie zbawi dopóki sami nie dojrzejemy do wyjścia z narzuconej narracji — zaczynając od posklejania podziałów społecznych wokół bezsensownych
kryteriów. Drepczemy w kółko dzięki podziałom opartym o kryteria niemierzalne i emocjonalne.
Lekcja
Współczesna historia kiedyś zostanie na nowo napisana pod tym kątem. Być może wraz z całkiem nowym makiawelizmem politycznym. „Książę" Machiavellego był
przełomowym dziełem zachodniego renesansu pokazującym wreszcie politykę taką jaka jest w rzeczywistości a nie jak dotąd — jaka być winna. XX wiek uczynił
„Księcia" anachronicznym, już bowiem nie strach otwiera kanon skutecznej władzy. W oparciu o inżynierię społeczną władza może być skuteczna nawet wówczas,
kiedy wydaje się śmieszna.
Upowszechnienie bardziej plastycznej antropologii pozwoliłoby na zaakceptowanie kłopotliwego dziedzictwa obyczajowych upadków działaczy Solidarności.
Obecna publiczna dyskusja wokół zagadnień obyczajowych jest jakąś prymitywną formą kalwinizmu: czymże bowiem są nagonki personalne wobec ujawnionych po
latach występków obyczajowych czy nawet błędów rodziców lub partnerów. Zazwyczaj są to niezbyt czyste rozgrywki polityczne. Uznawanie takiej narracji to
forma etycznego regresu. Nawet doktryna katolicka dokonała przeskoku etycznego: od fundamentalizmu Augustyna po relatywizm jezuicki.
Wyskoki obyczajowe sprzed lat należałoby automatycznie uznać za „przedawnione". Haki obyczajowe na byłych opozycjonistów byłbym skłonny hurtowo uznać za
sprowokowane — trzeba przestać poważnie traktować, przejmować się głupotą sprzed lat. Nasze błędy potencjalnie są doświadczeniem pozytywnym, rozwijającym.
Jedynie uporczywe ich powtarzanie to kompromitacja.
Większość wiedzy przyswaja się przez doświadczenie. Klęska Solidarności to nie fatum, to doświadczenie. Im więcej celebrujemy rocznic od „odzyskania
wolności" w 1989, tym bardziej państwa nie ma. I znów słychać wezwania do nowego przewrotu „antykomunistycznego". Im dłużej walczymy z fantomami komuny,
tym mniej mamy wpływu na cokolwiek.
Osobiście sądzę, że gdy uda nam się jako społeczeństwu odrobić tę lekcję z antropologii, kiedy dojrzejemy, by zakończyć wojny polsko-polskie, będziemy
świadkiem uwolnienia olbrzymiego potencjału społecznego.
1 2
« Psychologia społeczna (Publikacja: 19-02-2015 Ostatnia zmiana: 20-02-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9803 |