|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Leokadia Oręziak: 25 lat panowania ideologii neoliberalnej w Polsce [3] Autor tekstu: Przemysław Prekiel
Ukształtowana w Polsce w okresie minionego ćwierćwiecza praktyka funkcjonowania ekonomistów jako ukrytych lobbystów, działających nierzadko na rzecz
podmiotów zagranicznych i broniących obcych Polsce interesów, to jeden z efektów wcielania w naszym kraju w życie neoliberalnej ideologii. Stworzone
zostało i dalej utrzymuje się patologiczne rozwiązanie, w którym w istocie grupa ekonomistów reprezentujących interesy sektora finansowego oraz wielkiego
kapitału, uzyskała dominujący wpływ na kierunek polityki gospodarczej, a w rezultacie na sprawy państwa i społeczeństwa. Do tego stanu rzeczy mocno
przyczyniła się działalność mediów, w szczególności publicznych. Od mediów publicznych społeczeństwo ma prawo oczekiwać, że będą działać na rzecz
społeczeństwa, a nie przeciw niemu. Tymczasem komercjalizacja mediów publicznych uzależniła je silnie od reklam i sponsorów i spowodowała zatracenie ich
publicznego charakteru. Może to tłumaczyć, dlaczego tak często telewizja publiczna nadawała dotychczas, na ogół w najlepszym czasie antenowym, wywiady z
najbardziej zagorzałymi neoliberałami. Ci z kolei podają się na ogół za prawdziwych obrońców ludu, wprowadzając w błąd wielkie rzesze widzów. Z żalem
trzeba stwierdzić, że telewizja publiczna nie była w stanie poświęcić choćby jedną dziesiątą czasu przyznanego neoliberalnym ekonomistom, broniącym OFE i
prywatyzacji emerytur, rzetelnemu wyjaśnieniu na czym na prawdę polega tzw. drugi filar emerytalny. Chciałoby się mieć nadzieję, że w Polsce ukształtuje
się taka praktyka, jak w niektórych innych demokratycznych krajach, że w mediach łatwo jest odróżnić ekonomistę-lobbystę od niezależnego ekonomisty. W
przeciwnym razie lobbyści dalej będą w mediach wilkami przebranymi w skórę owcy.
Prywatyzacja była jednym z zadań neoliberalnych ekonomistów? Co za sobą niosła?
Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych, a szerzej majątku publicznego, to jedno ze sztandarowych haseł neoliberałów oraz skonstruowanego według ich wizji
Konsensusu Waszyngtońskiego. U podłoża prywatyzacyjnej ideologii leżało założenie, że właściciel prywatny zawsze lepiej i efektywniej zarządza majątkiem
niż państwo. Państwowy właściciel jest bowiem narażony przede wszystkim na wpływy polityczne, które mogą negatywnie oddziaływać na efekty zarządzania danym
podmiotem, a poza tym firmy państwowe mogą tworzyć nieuczciwą konkurencję dla firm prywatnych. Niedawny kryzys finansowy, a także poprzednie, pokazały
jednak, jak wielkie patologie mogą występować w zarządzaniu zarówno prywatnymi bankami, jak i przedsiębiorstwami. Wiele z nich w krajach wysoko
rozwiniętych nie przetrwałoby, gdyby nie masowa pomoc państwa. W Polsce prywatyzacja stała się kluczowym elementem okresu transformacji. Choć główne akty
prawne dotyczące prywatyzacji zostały uchwalone przez polskie władze, to zakres i warunki procesu prywatyzacyjnego zostały określone przez kraje zachodnie,
działające za pośrednictwem Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Analiza dokumentów, wydanych przez te instytucje wskazuje, że szeroko
zakrojona prywatyzacja przedsiębiorstw w Polsce to był jeden z warunków, jakie naszemu krajowi postawili wierzyciele w zamian za redukcję długu oraz
pożyczki. Jest tu pewna analogia z Grecją. Temu krajowi międzynarodowi wierzyciele od dłuższego czasu starają się narzucić prywatyzację mienia państwowego
na jak największą skalę. Dotychczas udało im się niewiele osiągnąć, bo kolejne greckie rządy mocno sprzeciwiały się wyprzedaży majątku państwowego i
starały się ze wszystkich sił blokować proces prywatyzacyjny. Inaczej wyglądała sytuacja w Polsce. Uległość polskich władz wobec żądań dotyczących
prywatyzacji nie ma równych sobie. Efekt takiego podejścia można streścić krótko: zachodni nabywcy mogli kupić w Polsce taki majątek, jaki chcieli i za ile
chcieli. Kolejne rządy ogromnie sprzyjały zachodnim nabywcom, do tego stopnia, że tzw. firmy doradcze, reprezentujące w istocie interes tych nabywców,
dokonywały wyceny prywatyzowanych przedsiębiorstw według własnego uznania. W praktyce oznaczało to często wyprzedaż majątku narodowego za bezcen. Ogromnie
zachęcam do przeczytania czterotomowej wspaniałej książki, którą napisał profesor Jacek Tittenbrun, Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji
(2007). Jest to bardzo bogate źródło informacji o prywatyzacji w Polsce. Zawiera rzeczową, opartą na twardych faktach, analizę procesu prywatyzacyjnego. Po
lekturze tej książki czytelnik może tylko zapłakać, widząc jak destrukcyjna, a w istocie często grabieżcza, była ta prywatyzacja, jak w jej wyniku Polska
straciła wiele wartościowych przedsiębiorstw. Jednocześnie po tej lekturze nie sposób oprzeć się wrażeniu, że polskie państwo to twór „teoretyczny"
(nawiązując do klasyka), który nie był w stanie bronić skutecznie polskiej racji stanu. Cały ten proces prywatyzacji w naszym kraju pełen był patologii,
zwłaszcza w początkowych latach transformacji. Zachodnie firmy doradcze zawładnęły całkowicie wyceną prywatyzowanych firm, a do tego ich usługi kosztowały
polski budżet państwa gigantyczne kwoty, obejmujące horrendalne stawki za godzinę tzw. konsultacji, oraz zamieszkiwanie miesiącami, nawet latami, ich
pracowników w luksusowych hotelach. Krótka refleksja na ten temat, to ta, że mimo funkcjonowania kolejnych rządów, brak było w naszym kraju prawdziwego
gospodarza, dbającego o interesy polskiego społeczeństwa. Ideowymi liderami w tym całym procesie byli w istocie lobbyści działający w imieniu i na rzecz
podmiotów obcych, w tym ekonomiści, którzy przeszli poważne szkolenia na amerykańskich uniwersytetach na temat wyższości wolnego rynku nad rynkiem
podlegającym nadzorowi państwa. Nie dziwi zatem, że w kwestii prywatyzacji przedsiębiorstw, jak i prywatyzacji emerytur (o czym dalej) stali się oni w
Polsce swego rodzaju wysłannikami Zachodu. Ogromnie przyczynili się do realizacji w naszym kraju prywatyzacyjnej strategii MFW i BŚ. W wielu krajach
zależnych od tych instytucji „prywatyzacja" oznaczała, że cudzoziemcy mogli po niskich cenach wykupić przedsiębiorstwa przemysłowe, kopalnie cennych
surowców, że mogą ciągnąć ogromne zyski z monopoli i quasi-monopoli, np. w telekomunikacji. Taka prywatyzacja w Polsce drastycznie ograniczyła bazę
przemysłową, stąd coraz częstsze apele o reindustrializację kraju. Prywatyzacja forsowana przez MFW i BŚ była także silnie powiązana z liberalizacją rynków
finansowych, co w praktyce oznaczało, że zagraniczne banki mogą bez problemu przejąć większość krajowych banków, a potem mieć w swoich rękach niemal cały
sektor finansowy. W Polsce ponad dwie trzecie kapitału banków oraz firm ubezpieczeniowych należy do instytucji zagranicznych. Mocno to kontrastuje np. z
sytuacją w Niemczech, gdzie udział kapitału zagranicznego w sektorze finansowym to tylko około 10 proc. Doświadczenia związane z prywatyzacją w wielu
krajach nadzorowanych przez MFW i BŚ, pokazują, że może to być proces wysoce korupcyjny, w którym następuje transfer aktywów do uprzywilejowanej elity w
zamian za część rzeczywistej ich wartości. Polska nie jest tu wyjątkiem.
Napisała Pani książkę, która została uznana za najlepszą ekonomiczną książką w Polsce w roku 2014. Mam na myśli publikację „OFE. Katastrofa Prywatyzacji
emerytur w Polsce". Pamięta Pani te reklamy, gdzie emeryci mieli odpoczywać pod palmami? To była z góry ukartowana kradzież publicznych pieniędzy?
Bardzo dobrze pamiętam te reklamy, które pod koniec lat 90 były w Polsce niemal na każdej ulicy. Cała wielka kampania propagandowa, w tym masowa kampania w
mediach, została sfinansowana głównie ze środków zagranicznych, w tym zwłaszcza pochodzących z amerykańskiej agencji rządowej USAID. Sami autorzy i
sponsorzy tej propagandy zdawali sobie zapewne sprawę, że coś nie jest w porządku z tą zagraniczną ingerencją w żywotne sprawy Polaków, a takimi są
przecież kwestie emerytalne. W swojej książce (s. 209 i nast.) powołałam się na dokumenty dostępne na stronie USAID, gdzie stwierdza się: "Dodatkowo, tam
gdzie zagraniczny udział w przeprowadzaniu reformy może być niekorzystnie widziany, w publicznych materiałach edukacyjnych należy unikać pokazywania
sponsorowania zagranicznego. Ważne było, by Polacy postrzegali tę reformę jako polską reformę, a nie jako reformę amerykańską. Z tego względu w dokumentach
polskiego rządu opisujących reformę nie podano żadnej informacji o USAID". Po lekturze tego fragmentu raportu nieuchronnie trzeba postawić pytanie:
dlaczego społeczeństwo polskie nie miało prawa o tym wiedzieć? Może dziś twórcy i obrońcy OFE mogliby na to pytanie odpowiedzieć i publicznie wyjaśnić,
dlaczego tak Polaków potraktowano? Nie kwapią się do tego, bo trzeba byłoby ujawnić bezmiar zagranicznej ingerencji w przeprowadzenie reformy emerytalnej.
Bank Światowy zainstalował swego przedstawiciela na wysokiej pozycji w polskim rządzie w celu ukształtowania tej reformy zgodnie z intencjami tej
instytucji, reprezentującej przede wszystkim interesy Stanów Zjednoczonych i innych krajów wysoko rozwiniętych, a w szczególności interesy banków,
towarzystw ubezpieczeniowych i innych instytucji finansowych z tych krajów. W praktyce interesom tym zostały podporządkowane kluczowe decyzje dotyczące
reformy emerytalnej podjęte przez polskie władze. Analiza dokumentów z tamtego okresu pokazuje, że polskie państwo nie było suwerenne przy podejmowaniu
tych decyzji. Drastyczne ograniczenie poziomu emerytur oraz prywatyzacja systemu emerytalnego (obok szerokiej prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych) to
był jeden z warunków, jaki został Polsce postawiony przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy w procesie realizacji porozumień o redukcji
polskiego długu o połowę, zawartych na początku lat 90 z zagranicznymi wierzycielami. Można więc powiedzieć, że Polska była faktycznie ubezwłasnowolniona,
tak jak teraz Grecja, i pod presją państw zachodnich musiała podjąć działania dotyczące także systemu emerytalnego. Zagraniczne koncerny finansowe
niecierpliwie oczekiwały przeprowadzenia prywatyzacji emerytur w naszym kraju licząc na prawdziwe eldorado. Ideę tej prywatyzacji mocno poparły działające
w Polsce osoby i instytucje reprezentujące rynek finansowy, wielki kapitał, graczy giełdowych, spodziewając się w jej wyniku korzyści także dla siebie.
Uderzające jest to, że poparcia tej idei udzieliły też niektóre związki zawodowe, zainteresowane włączeniem się do biznesu emerytalnego i wyciągnięciem z
niego zysków. Ta strategia werbowania do udziału w tym biznesie takich podmiotów, jak związki zawodowe, mogących mieć wpływ na opinię publiczną lub
wpływowych polityków (i zapewnienie im lukratywnych stanowisk w instytucjach obsługujących fundusze emerytalne) okazała się bardzo skuteczna. Można nawet
powiedzieć szerzej, że strategia korumpowania szerokich rzesz polityków, dziennikarzy i ekonomistów, także poprzez zapewnienie im np. tzw. wyjazdów
studyjnych, czyli w istocie wycieczek do egzotycznych krajów (np. Chile, Argentyna) zapewniła neoliberalnym reformatorom dobrą pozycję do wcielania w życie
swych planów. Kluczowe w tym procesie okazało się także uzyskanie przez nich decydującego wpływu na media publiczne i prywatne, dzięki gigantycznym
funduszom zagranicznym, które przekazano tym mediom na realizację propagandy na rzecz OFE. Z rozmów przeprowadzonych z dziennikarzami, którzy w tamtym
czasie próbowali w mediach pokazać także koszty i zagrożenia związane z prywatyzacją emerytur, wynika, że praktycznie było to niemożliwe, o ile dane medium
nie chciało stracić wielkiego strumienia pieniędzy. Ta specyficzna nie tylko dla Polski odmiana „wolności słowa" oznaczała, że niepokorni dziennikarze
zostali zatem odsunięci, a redakcje rzuciły wszystkie siły na front propagowania emerytur pod palmami. Tymczasem, zarówno wtedy, gdy tworzono założenia
reformy emerytalnej, jak i gdy wprowadzano ją w życie wielu było ekonomistów, którzy ostro sprzeciwiali się prywatyzacji emerytur, o czym zresztą piszę w
swojej książce. Jeszcze w 1997 r. zdołał pojawić się w prasie wstrząsający artykuł profesora Jana Jończyka „Kosztowna prywatyzacja ryzyka starości",
pokazujący jak wiele zagrożeń niesie wprowadzenie przymusowych funduszy emerytalnych. Potem zapadła żelazna kurtyna, a przeciwnicy funduszy zostali w
zasadzie pozbawieni dostępu do mediów, gdzie zaczęli dominować ekonomiści lobbujący za prywatyzacją emerytur. Ten stan utrzymuje się nieprzerwanie od
tamtego czasu. W ostatnich latach ta dominacja uległa nieco zmniejszeniu, bo pod naporem faktu, że fundusze okazały się katastrofą dla finansów publicznych
i emerytów, media udostępniły nieco miejsca także innym poglądom na temat OFE. Nie na tyle jednak, by Polacy mogli uzyskać wiedzę na temat prawdziwego
oblicza reformy z 1999 r. i stworzonych wówczas przymusowych funduszy emerytalnych. Dopiero niedawno, bo kilka lat temu zaledwie, zaczęła przenikać do
polskiego społeczeństwa wiedza, że w wyniku tej reformy nie tylko nie podwyższono emerytur, ale je obniżono o ponad połowę. Przez kilkanaście lat media i
politycy oraz ekonomiści „bankowi" wmawiali Polakom, że reforma z 1999 r. to prawdziwe osiągnięcie. Za to „osiągnięcie" wielu polskich polityków zostało
życzliwie poklepanych po plecach przez polityków ze Stanów Zjednoczonych czy Niemiec i Francji, co nie dziwi, bo to koncerny finansowe z krajów wysoko
rozwiniętych stały się głównymi beneficjentami tej reformy. Ci zachodni politycy u siebie nie zdołali ustanowić przymusowego filara kapitałowego
oznaczającego w praktyce przechwycenie przez grupę instytucji finansowych gigantycznych pieniędzy publicznych pochodzących ze składek emerytalnych. Udało
im się tego dokonać w Polsce.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 22-11-2015 )
Przemysław Prekiel Publicysta Przeglądu Socjalistycznego, autor wywiadu-rzeki z prof. Krzysztofem Dunin-Wąsowiczem, "Krzysztof Dunin-Wąsowicz – Historyk, socjalista, pamiętnikarz. Rozmawia Przemysław Prekiel. Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”. Warszawa 2012. Liczba tekstów na portalu: 15 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Tortury CIA | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9938 |
|