O filmie Psy (1992) mówiono, że był odbiciem świadomości społecznej po skonfrontowaniu mitu okrągłostołowego z rzeczywistością terapii szokowej
Balcerowicza. Mit solidarnościowy został wówczas roztrzaskany z takim hukiem, że społeczeństwo pokochało dobrego ubeka. Tylko filmy, które trafiają w
nastroje społeczne mogą się stać kultowymi, a Psy takimi się właśnie stały. Miało się później okazać, że były jedynym polskim prawdziwie kultowym filmem
III RP. Był to paradoks, gdyż wtedy właśnie polska kinematografia pookrągłostołowa pokazała, że jeśli idzie o jakość może mieć poziom amerykański, po czym
nastąpił gwałtowny zjazd w dół. Tak jakby polską kinematografię opanowali jacyś hakatyści, realizujący politykę kulturkampfu.
Główną przyczyną tej mizerii było najpewniej oderwanie twórców kultury od prawdziwego społeczeństwa. Twórcy w PRL byli zdecydowanie bliżej ludu i jego
realnych problemów, dzięki czemu tworzyli kino wybitne, które weszło do kultury światowej. Martin Scorsese tak o nim mówił: „Wspaniałe, imponujące,
ludzkie, intymne i głębokie filmy, które były integralną częścią tego, co — patrząc wstecz — wydaje się coraz bardziej być złotym wiekiem międzynarodowego
kina. Dlatego to tak wielki zaszczyt i radość móc przedstawić amerykańskim odbiorcom Masterpieces of Polish Cinema".
Wajda, kiedy zetknął się z sukcesem Psów [ 1 ] stwierdził, że przestał rozumieć polskie społeczeństwo. I to samo stało się z resztą twórców, którzy stali się
jedynie częścią stołecznej elity, odgradzanej od realnego społeczeństwa coraz wyższym murem. Późniejsza kinematografia, nawet jak usiłowała robić kino
społeczne to mówiła w istocie o problemach i rozterkach wąskiej elitki. Tym samym nie mogło ono trafiać do wrażliwości milionów, które byłyby zainteresowane
konsumpcją tego rodzaju zgrzybiałych dóbr kultury.
Chcąc zrozumieć fenomen Psów nie należy ich czytać nazbyt literalnie. Jest to przede wszystkim parabola o zdradzie i wierności ideałom i obietnicom.
Odwołanie się do środowiska ubeków miało jedynie podkreślić jego antysolidarnościowy wymiar. Psy to w istocie przypowieść o zdradzie ideałów przez
Solidarność, która obiecała ludziom lepszą Polskę, a dała Balcerowicza, który oddał kraj międzynarodowym korporacjom i grupom przestępczym wywodzącym się
z dawnych służb.
Psy powstały w okresie największej frustracji Solidarnością w 1992. Trudno przecenić ich rolę w oddaniu przez społeczeństwo władzy formacji
postkomunistycznej, zaledwie cztery lata po „obaleniu komuny".
Wyrazem tej frustracji była nie tylko idealizacja „dobrego ubeka", ale i profanacja solidarnościowego świętego, Janka Wiśniewskiego. Ballada o Janku
Wiśniewskim to typowa mitologia związana z wielkim ruchem społecznym. Janek Wiśniewski nie jest historyczną postacią, choć jego sylwetka oparta jest na
Zbyszku Godlewskim, czyli osiemnastolatku zastrzelonym 17 grudnia 1970 w Gdyni. Janek Wiśniewski, który „padł za nową Polskę", stał się niekwestionowanym
świętym Solidarności. Balladę o Janku Wiśniewskim wykonała Krystyna Janda, w finale „Człowieka z żelaza" (1981) Wajdy, w towarzystwie Jacka Kaczmarskiego,
Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego.
Scena z Psów w której pijani ubecy niosąc zachlanego kompana parodiują tę balladę była absolutną profanacją, która w latach 80. mogłaby zakończyć się
zamieszkami ulicznymi. Tymczasem w 1992 elity z przerażeniem skonstatowały, że ludziom się to bardzo podoba. Na tyle że gotowe są dobrego ubeka postawić
nad nieszczęsnym Jankiem, który padł za Polskę w której elity Solidarności okazały się takimi samymi zdrajcami, jak Olo z Psów — zdrajcami totalnymi,
zarówno ideałów, jak i przyjaciół. A wszystko dla kasy i wygodnego życia, kosztem niedoli ludu.
Psy mówią o zdradzie pomiędzy ubekami, lecz wyrażają zdradę Solidarności.
Co więcej, w pewnym sensie stały się nie tylko przypowieścią, ale i (samospełniającym się) proroctwem, które wręcz symbolicznie wyraziło się w życiu głównych aktorów -
Bogusława Lindy, Marka Kondrata i Cezarego Pazury. Jest to intrygujący fenomen. Na poziomie psychologicznym odgrywane role niezwykle
determinują psychikę człowieka. [ 2 ] Tym bardziej jeśli są to role w filmie kultowym, który stał się apogeum w karierze zawodowej aktorów, wobec późniejszej
posuchy kulturowej.
Choć zarówno Kondrat, jak i Linda byli aktorami znanymi w latach 80,. to jednak dopiero role w Psach ukształtowały ich image, jak i uczyniły gwiazdami.
Podobnie z Pazurą. Jakże podoba jest psychologia ich ról w Psach z późniejszą karierą i życiem!
Różnica pomiędzy Franzem i Olem wyszła poza film i stała się symbolem problemów III RP.
Kondrat w Psach grał cynicznego ubeka Ola, który zdradził ideały „prawdziwego psa" oraz przyjaciela. Analogicznie Kondrat stał się ucieleśnieniem
największej zdrady ideałów aktorskich: poświęcił swój wybitny talent rezygnując z prawdziwego aktorstwa na rzecz kukiełki bankowej od lat wciskającej
społeczeństwu kredyty, które stały się głównym instrumentem zniewolenia społecznego w III RP.
„Olo, jeśli my nie powstrzymamy tych sukinsynów, to znaczy, że naprawdę jesteśmy odpadami i nasze miejsce jest na śmietniku"...
Nie cierpię, kiedy massmedia wykorzystują gwiazdy dużego ekranu do promowania takich lub innych poglądów, dóbr i usług, uważam to za przejaw zeszmacenia
etyki zawodowej. Nie cierpię też, kiedy gwiazdy nazbyt chętnie eksponują własne poglądy, gdyż ich promocja odbywa się za pomocą czynników emocjonalnych.
Tym niemniej potępianie kreowania gwiazd na autorytety nie jest wyrazem jakiejkolwiek pogardy wobec gwiazd aktorskich. Przeciwnie: uważam, że ich rola
społeczna jest niezwykle doniosła. Talent aktorski, czyli umiejętność ożywania scenariuszy, tworzy dziś tzw. wielkie opowieści, które kształtują całe
społeczeństwa. Wybitni aktorzy to dobra społeczne.
Kiedy aktor użycza swojej twarzy, której społeczne znaczenie wyrosło na wybitnych scenariuszach, trafiających w społeczną świadomość, by wesprzeć jakąś
politykę lub pomóc sprzedać jakiś produkt to jest to analogiczne do chałturzenia przez muzyków. Można jeszcze usprawiedliwić okazjonalne, niewielkie
chałturzenie naszych gwiazd popkultury w sytuacji posuchy kulturowej III RP. Kondrat jednak zrobił coś nieprawdopodobnego: topowy aktor polski, który
zrezygnował z aktorstwa na rzecz pajacowania dla banku. Nic chyba nie było dla mnie równie szokujące w polskiej kinematografii niż wyznanie Kondrata o tym,
że rezygnuje z aktorstwa, bo chałturnictwo dało mu wygodne życie. To tak jakby Pavarotii powiedział, że rezygnuje z pracy operowej, bo śpiewanie na
weselach mafijnej elity daje mu wygodne życie. Kondrat stał się tym samym symbolem absolutnego upadku aktorstwa polskiego w III RP.
Sprzedał się tak jak Olo w Psach. Na dodatek produkty, które reklamował były dość trefne. Za produkty finansowe, które Olo reklamował w okresie
2009-2011 jego pracodawca musiał zapłacić 1,29
mln zł kary.
Kiedy dziś widzimy Marka Kondrata, który dramatycznie czyta prembułę konstytucji na wiecu KOD, w sytuacji, kiedy jego wygodne życie zostało zagrożone przez
kiepskie perspektywy dla działalności reklamowej banków w Polsce (projekt podatku bankowego oraz odreklamowienia TVP), to patrzy się na to jak na
tragifarsę.
Całkowicie przeciwnie potoczyły się kariery Franza-Lindy i Nowego-Pazury.
Świętoszkowaty Nowy stał się Pazurą grającym w głupich serialach, Pazurą pozytywnie wyrażającym się o Radiu Maryja i wykpiwanym jako „ministrant". Ostatnio
zaczął nieco chałturzyć w reklamach, z czego się wyspowiadał w magazynie Show, ujawniając swoje problemy finansowe, przez które musiał wystawić na sprzedaż
swój dom w Lemingradzie (Wilanowie). Świętoszkowaty Nowy stał się świętoszkowatym Pazurą, któremu daleko do luksusowego życia Kondrata.
Franz — twardziel z zasadami, który marnie kończy w świecie bez zasad, stał się upadłym Lindą z zasadami. Żaden polski aktor nie zaliczył tak tragicznego
upadku, jak największy twardziel polskiego kina, który wobec posuchy polskiej kinematografii został został zmuszony do roli gosposi w serialu „I kto tu
rządzi?", będącego kalką amerykańskiego „Who's the Boss", którym koncern Sony postanowił zapaskudzić polską kinematografię. Zrobił to wyłącznie dla
pieniędzy i przyznał, że było to dla niego przeżycie traumatyczne, na które ponownie by się nie zdecydował. Mimo tego Linda pozostał aktorem z zasadami. W
autobiograficznej książce „Zły chłopiec" wyznał, że odmówił Pasikowskiemu udziału w produkcji „Pokłosia", które stało się jaskrawym przykładem „pedagogiki
wstydu". Pisał: „Ja mu powiedziałem tak: 'Władku, zanim Amerykanie zrobili Pluton o tym, że przegrali wojnę w Wietnamie, zrobili pięćset pięćdziesiąt
filmów o tym, że byli niezwyciężeni, że wygrywali, byli bohaterscy, natomiast my robimy pierwszy film o naszych relacjach z Żydami i on od razu jest o tym,
że ich mordujemy'."
Oczywiście dzisiejsze elitki odklejone od społeczeństwa wzdychają nad tym filmem, jako wyrazem „rozliczenia się z przeszłością" itd. Jest to wyrazem
zidiocenia współczesnych elit, które nie tylko nie rozumieją społeczeństwa, procesów społecznych, ale i cybernetyki społecznej, w której kinematografia
odgrywa tak wybitną rolę. Wątpliwe, by polscy Żydzi mieli jakiekolwiek korzyści z „Pokłosia". Wobec Polaków jest to film bez wątpienia szkodliwy
społecznie. Argumentacja Lindy pokazuje, że rozumie on społeczną rolę kinematografii. Można więc powiedzieć, że jest aktorem z krwi i kości.
[ 2 ]Platon surowo zakazywał strażnikom (=politykom) gry aktorskiej, może z wyjątkiem ról pozytywnych bohaterów, odważnych, uczciwych, mężnych. Odgrywanie ról osób podłych, jego zdaniem, zniekształcało psychikę. Kto potrafi popełniać łajdactwa na scenie, łatwiej mu będzie je popełnić w życiu. (Kamil M. Kaczmarek)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.