|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "...powiem o kimś, że umie myśleć naukowo, kiedy potrafi myśli swe formułować jasno, wyrażać jasno, kiedy uznaje i wypowiada tylko te przekonania, które uzasadnić potrafi, kiedy i od siebie, i od drugich z nałogu już wymaga, żeby uzasadniali to, co głoszą, kiedy potrafi ocenić logiczną wartość rozumowań, które napotka, kiedy skutkiem tego nie pyta, kto mówi, ale pyta, co kto mówi i jak to uzasadnia,.. | |
| |
|
|
|
|
Kultura » Idee i ideologie
Kilka uwag na marginesie poprawności politycznej oraz innych wkurzających rzeczy [3] Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
A z drugiej strony — dyskursy naukowe w pewnej mierze są wytworami kulturowymi, warto zatem badać pozanaukowe zaplecza tekstów badawczych, nie po to
jednak, by orzec, że nauka niczym nie różni się od mitologii, jak sugeruje J. Derrida, ale by doskonalić metody.
Może do całej PRAWDY o tym, jaki jest świat nigdy nie dojdziemy, ale warto się o to starać, zamiast tworzyć całkowicie dowolne konstrukcje i nie tylko
podawać je w sosie naukowym, ale jeszcze za pomocą machiny państwa i prawa wcielać w życie społeczne. Chciałoby się rzec — Huston, mamy problem!
„Przegięliśmy" z oderwaniem się od rzeczywistości, nawet jeśli mamy kłopot ze zdefiniowaniem czym ona jest, nie jest tylko konstruktem. Nie jest fikcją,
symulakrem, czy inną intelektualną chimerą, jak chcieliby co bardziej „odjechani" postmoderniści, nie jest też pluszowa, jak chcieliby z kolei zwolennicy
słodkiego multikulti, czy egzaltowane dziennikarki z wiodących mediów. Teraz jest odpowiedni czas, by zmierzyć się z realnymi problemami, przestać bujać w
oparach utopii i konceptów nie mających, zresztą nieraz programowo, żadnych związków z rzeczywistością. Doprawdy nie wszystko jest TEKSTEM, drodzy
zwolennicy skrajnego odłamu nauk społecznych. Z powrotem na ziemię! Z powrotem do Poppera (no, może również do Kuhna)! A z Derridą et consortes dajmy sobie
spokój. Z powrotem do Greków. Do ich koncepcji estetycznych. Z powrotem do zasad przyzwoitości, kindersztuby, wzorców dobrego wychowania, zamiast
niejasnego tworu pod tytułem „mowa nienawiści". A skoro się rzekło, kilka słów o tym ostatnim wynalazku...
Po siódme — dlaczego równorzędność dyskursów nie oznacza równego prawa do wypowiedzi?
Skoro wszyscy są równymi uczestnikami gry społecznej (bo nie da się ustalić kto ma „lepszą" rację), to dlaczego wyklucza się poprzez ośmieszanie lub
deprecjację, a nawet inwektywy, grupy światopoglądowe nie pasujące do wzorca skrojonego przez polityczną poprawność? Ta ostatnia zaś jest tworem tak
nieostrym, że pozostawiającym miejsce na wszelkie manipulacje. Dowód? Zróbmy myślowy eksperyment: powiem — Żydzi to mordercy Palestyńczyków. Tzw. elity
uznają to zapewne za skandal. A jeśli ktoś powie: Polacy to mordercy Żydów? Wolno? Pewnej pisarce i pewnemu publicyście nazywanego dla niepoznaki
„historykiem" było wolno. Owszem, wiem, że straszne przypadki zdarzały się w naszej zawikłanej historii, miałam jednak wrażenie, że po sprawie Jedwabnego,
która także mną wstrząsnęła, po przeprosinach prymasa, prezydenta, po badaniach naukowców, nikt nie ma prawa zarzucać braku chęci rozliczania się z
przeszłością, a stosowanie takich uogólnień jest aktem intelektualnie niedopuszczalnym i takim pozostanie. A co się dzieje? Wyżej mamy dwie podobne
gramatycznie i logicznie wypowiedzi, i wedle prawideł rozumu ich ocena powinna być taka sama — albo obie wypowiedzi uznamy za niedopuszczalne, albo obie
dopuszczamy. Są w równy sposób prawdziwe, w równy nieprawdziwe, czyli ostatecznie NIC nie mówią, nie znaczą. Jak każde zdanie z tzw. „wielkim
kwantyfikatorem" użytym w mowie potocznej. Popo jednak jedną wypowiedź potępi, w przypadku drugim potępi raczej reakcje oburzonych internautów. Wcale mi
się niektóre z nich nie podobają, dlatego postuluję powrót do zasad kindersztuby. Ale popo i wykuty w jej ogniu dyscyplinujący kaganiec pt. „mowa
nienawiści" zamiast przyczyniać się do łagodzenia opinii w globalnym świecie sieci, tylko podsyca nieporozumienia, bo aplauz lub potępienie rozdziela z
klucza politycznego albo lobbystycznego. Nie działa tu sprawiedliwy osąd (to samo za to samo).
Popo jest również zwyczajnie nie-mądre, wytwarza bowiem antynomie wewnętrzne (o czym na poziomie koncepcji intelektualnych pisałam powyżej). Lewica broni
praw równościowych kobiet, homoseksualistów, a jednocześnie nie pozwala na powiedzenie złego słowa o islamie i zachowaniach jego męskich wyznawców, na
przykład tych przybyłych do Europy. Zamykając w ogóle oczy na fakt, że islam w swej coraz „twardszej" wersji równych praw kobietom nie przyznaje, zaś w
wielu państwach gejów więzi lub w majestacie prawa uśmierca. Gdzie logika, spójność przekazu? NIE MA. Jest popo.
Dalej: dlaczego jednocześnie feministki opowiadające się za przyjęciem ustawy antyprzemocowej twierdzą, że przemoc ma płeć (w znaczącej większości dotyka
wszak kobiet), a jednocześnie zdają się nie dostrzegać, że przemoc ma również etniczność lub wyznanie (poproszę o statystyki gwałtów w Szwecji z
niepoprawnym politycznie rozpisaniem ile z nich dokonali wyznawcy islamu). Lewicowa działaczka zgwałcona przez muzułmańskich uchodźców nie powinna
powiadamiać władz w imię popo. Lewicy mieści się to w głowie?! Mnie się nie mieści. Czyn to czyn. Jeśli dokona go gej, muzułmanin, kobieta nie staje się
przez to mniej zły (choćby z punktu widzenia prawa obowiązującego w krajach europejskich, skoro już nie innych etycznych instancji), jak wtedy, gdy dokona
go chrześcijanin, mężczyzna, heteroseksualista. JEDNA MIARA, mocium panie, chciałoby się warknąć! Jedna miara powinna też obowiązywać w ocenie aktywności
obywateli. Ale nie obowiązuje. Zapewne znowu za sprawą popo. Marsz feministek jest z zachwytem pokazywany przez główne media, marsz rodzin niekoniecznie.
Bunt chrześcijan wobec „Golgota Picnic" był najczęściej wyśmiewany. W ogóle chrześcijanie są, mam wrażenie, dziś traktowani przez tzw. mainstream w podobny
sposób, jak niegdyś załatwiano kwestię New Age — poprzez odesłanie do kąta z napisem: śmieszne. Dlaczego, pytam? Gdzie zasada równości dyskursów (skoro już
nie prawd), gdzie wytęskniony po czasach „komuny" pluralizm? Gdzie zwyczajna ludzka wrażliwość, kiedy morduje się wspólnoty chrześcijan w krajach
islamskich, gdzie informacje, że dziś to chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą, jak obliczyła odpowiednia agenda ONZ? Jakoś niegłośno o tym w
mediach...
Ach, przy okazji muszę ostrzec — otóż jestem faszystą. Tak w nowomowie popo zostałam nazwana, tak raczył określić wszystkich wyrażających sprzeciw wobec
bezkrytycznego przyjmowania emigrantów z krajów muzułmańskich pewien redaktor. A swoją drogą, czy to aby nie pan redaktor zastosował właśnie ową
uwielbianą, gdy godzi w ideowych przeciwników „mowę nienawiści"? Oto co dzieje się z językiem, z adekwatnością słów, kiedy dostaje się pod sztancę popo!
UMIAR. JEDNA MIARA.
Poprawność polityczna wyrosła na amerykańskim gruncie wraz z kontestacją młodzieżową 1968 r., wraz z ruchami wyzwoleńczymi, feministycznymi, akcjami
afirmatywnymi, a jednocześnie w przestrzeni intelektualnej postmodernizmu, upadku tzw. Wielkich Narracji, kiedy wyrzucano hurtem na śmietnik naukowy
pojęcie prawdy, obiektywizmu, rozumu nawet. Coś w tę lukę musiało wejść jako instancja, do której można się odwołać. I weszła poprawność polityczna. Ale
ona nie ma — i nie może mieć z powodów, o których powyżej — żadnego umocowania poza arbitralnymi. ŻADNEGO! Jest krojona zgodnie z aktualnym trendem,
najsilniejszym lobby albo charakterem właściciela koncernów mediowych. To chyba trochę mało, by traktować ją poważnie? A jednak może być groźna.
Oto mamy do czynienia z napływem emigrantów z krajów, gdzie wyznaje się islam. W skrócie, na koniec, zaproponuję uwypuklenie z antropologicznego punktu
widzenia generalnych różnic miedzy kulturami Europy, jaką jest dzisiaj a islamem jaki jest dzisiaj. Zaszły bowiem niemal równolegle dwa przeciwstawne
procesy — Europa poszła w stronę odchodzenia od historycznie ukształtowanych tradycji, wartości konserwatywnych, religii, islam zaś poszedł w stronę
„utwardzania" swojej tożsamości, głębiej osadzając się we własnej kulturze, kontestując zachodnie wartości, zgodnie z mechanizmem swój-obcy.
Antropologicznie rzecz ujmując, ludzie zachodniej kultury należą do tzw. „kultury godności", a kultury związane z islamem są w dużej mierze „kulturami
honoru". Kultura godności ufundowana została na chrześcijańskim pojmowaniu niezbywalnej godności każdej osoby, kultury honoru zaś to kultury
kolektywistyczne; honor i jego obrona dotyczy nie tyle jednostek, ile rodzin, rodów, klanów etc. (stąd mechanizm vendetty każący mścić winy nie tyle
bezpośredniej ofierze, ale członkom rodziny, stąd tzw. honorowe zabójstwa kobiet). W dodatku nasz laicki liberalizm utwierdził nas w wyznawaniu wartości
jednostkowych.
Gdyby przywołać tylko jedną i tylko w skrócie szkołę antropologiczną, tzw. „kultury i osobowości" i uwzględnić jej sposób ujmowania zależności między
kulturą a osobowościami, jakie ona „wytwarza", to zapytajmy: jak mogą się spotkać ludzie z dwóch tak krańcowo różnych światów, jak dzisiejszy islam (coraz
„twardszy") i dzisiejszy Zachód, z jego postulowanymi przez popo płynnymi, „miękkimi" tożsamościami budowanymi ad hoc, bez możliwości fundowania ich na
podstawie czy to narodu, czy etnosu, a nawet płci, bo wszak odrzucono w intelektualnym dyskursie takie pojęcia, jak Natura?
Czy lewica nie widzi problemów z enkulturacją muzułmanów? Czy zamierza w ramach prób integracji zaprosić dziarskich młodzieńców na berlińską paradę
równości? Już widzę jak muzułmanki ochoczo zdzierają z siebie burki i nikaby, a ich faceci wkładają sobie pióra tu i owdzie! A może lewica będzie
odczytywać emigrantom teksty o queer i tłumaczyć, że w istocie nie ma dwóch płci, zatem niechaj islamskie kobiety same wybierają swoją tożsamość?
Złośliwości można mnożyć bez trudu, ale wystarczy. Są poważniejsze pytania.
Pytania jednak na mocy popo są odsyłane do kąta z etykietą „faszyzm", „ksenofobia". Dlaczego — w myśl stosowania tej samej miary — muzułmanom nie zarzuca
się „westernofobii"? Zdawałoby się to przecież równie dopuszczalne jak zwierciadlane odbicie etykiety „islamofobia". Ale nie ma jednej miary. Popo uznaje
pewne grupy za chronione, nie dostrzegając przy tym, że rodzi to podejrzenia o protekcjonalizm, bo dlaczego od ludzi Zachodu wymaga się pewnych rzeczy, z
tolerancją (a tak naprawdę afirmacją) na czele, a od muzułmanów nie można ich wymagać? Czyżby traktowano ich jako niezdolnych do sprostania owym
wymaganiom? Dlaczego jak dojrzały człowiek innemu dojrzałemu człowiekowi asertywnie nie można powiedzieć wprost: ty przyjeżdżasz do nas, my mamy swoje
tradycje i swoją kulturę oraz prawa na nich przez stulecia budowane, zatem albo ich bezwzględnie przestrzegasz, albo do widzenia. Kropka. Tertium non
datur. Traktujmy ICH poważnie, traktujmy też poważnie SIEBIE.
1 2 3 4 Dalej..
« Idee i ideologie (Publikacja: 14-01-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9963 |
|