Na początku był seks. Prehistoryczne źródła nowoczesnej seksualności Dziedzina: Nauki o zachowaniu i mózgu
Autor: Cacilda Jethá, Christopher Ryan Tłumacz: Monika Betley Tytuł oryginału: Sex at Dawn: The Prehistoric Origins of Modern Sexuality Miejsce i rok wydania: 21 marca 2012 Wydawca: Czarna Owca Liczba stron: 400 Wymiary: 15x23 cm ISBN: 978-83-7554-320-9 Okładka: Miękka Ilustracje: Tak Cena: 49,90 zł (bez rabatów)
Książki tej nie powinni czytać młodzi, zakochani, tuż po ślubie.
Książkę tę powinni przeczytać katoliccy wielbiciele słów "i że cię nie opuszczę aż do śmierci". Jak się okazuje bowiem, standardy watykańskie w dziedzinie moralności seksualnej spełniają jedynie gibony: są monogamiczne, uprawiają seks wyłącznie w celach reprodukcyjnych, stosunek jest krótki i bez widocznej przyjemności. Na antypodach są szympansy bonobo: wszystkie sypiają ze wszystkimi, często, głównie dla przyjemności. Zdaniem autorów najbliżsi ewolucyjnie są nam właśnie bonobo. Monogamia jest zatem zjawiskiem kulturowym, która pojawiła się wraz z rolnictwem (kwestia ojcostwa i przekazania we właściwe ręce uprawianego pola, co było nieistotne w kulturach zbieracko-łowieckich). Swobodne, akceptowane przez społeczność, podejście do seksu, nie tylko eliminuje niszczące emocje, jak zazdrość, nie tylko zapobiega niszczącej małżeństwo nudzie, ale też niweluje agresję i przyczynia się do pokoju społecznego. Autorzy sprzeciwiają się i idealizowaniu monogamii, i widzeniu w kobiecie istoty podchodzącej do seksu z dystansem (to nie tylko zdanie chrześcijaństwa, ale też i Darwina) nieodróżniającej seksu od miłości. Strony poświęcone kobiecej seksualności są z jednej strony fascynujące, z drugiej jednak strony, dla (tu pojadę po bandzie) białego, heteroseksualnego faceta, dla którego zdrada partnerki, jest wprawdzie czymś okropnym, ale jednak przypadkowym i jednostkowym ("puściła się zdzira"), są dołujące par excellence i nie pozostawiają żadnych złudzeń. To żaden skok w bok, żaden grzech - to ewolucyjna konieczność, której one nie zwalczą, no bo jak. Faceci też, rzecz jasna.
Książka napisana ze swadą i poczuciem humoru (stwierdzenie, że Julia Roberts ma uśmiech szeroki jak Teksas, jest cudowne, prawda?).
Niestety, rozczarowuje zakończenie książki. Po wielu stronach błyskotliwej analizy nienasyconości seksualnej kobiety, w roli tego złego, który rozwala związek małżeński, pojawia się przykład faceta, rola kobiety ogranicza się do wystawienia jego walizek za drzwi. Dziwna niekonsekwencja. Nie ma też odpowiedzi, co dalej z monogamicznym małżeństwem, kompletnie nieprzystawalnym do męskich i kobiecych potrzeb ukształtowanych przez ewolucję. Może w ogóle jej nie ma?
Chciałbym doczekać solidnej polemiki z tezami książki. Co na nią powiedzą antropolodzy, biolodzy, seksuolodzy? Oczywiście się nie doczekam. Ważniejszy jest smoleński wrak.