|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Doktryny polityczne i prawne
W obronie państwa minimum [1] Autor tekstu: Paweł Leszczyński
cz. 1
W niniejszym artykule podejmuję rozważania dotyczące źródeł koncepcji państwa -
minimum, jego umiejscowienia na współczesnej mapie podziałów politycznych, jak
również jego fundamenty, które wznieśli najwybitniejsi filozofowie społeczni i polityczni. Opisuję także pokrótce bezsens szeregu problemów, które rozgrzewają
każdego dnia opinię publiczną tylko dlatego, że pozwoliliśmy, w wymiarze
cywilizacyjnym, na nieracjonalny rozrost aparatu państwowego. W części 2
przedstawię, także na podstawie dostępnych danych, do czego doprowadziło
powszechne porzucenie tego modelu oraz pokażę potencjalne współczesne warianty
takiego państwa w odniesieniu do sfer, które wydają się być nieodwracalnie
naznaczone obecnością aparatu państwa (edukacja, służba zdrowia, emerytury,
etc.). Istnieją w historii idei, myśli społecznej i życiu narodów takie
dylematy, które zdają się być nierozstrzygalne, tudzież ich weryfikacja z racji
złożoności życia społecznego jest niezwykle trudna. Niezależnie od tego, że
wahadło wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę, to założenia weberowskich
„typów idealnych" pozostają w mocy. Nie ma bowiem możliwości, by jakikolwiek
model ziścił się w pełni w kształcie odpowiadającym zapisanemu na papierze
projektowi. Jako jeden z takich właśnie dylematów jawi się kwestia
państwa-minimum, podnoszonego przede wszystkim w kręgu liberałów klasycznych
modelu państwa i jego relacji w stosunku do jednostki i społeczeństwa.
Uwzględniając uniwersalizm doktryny liberalnej łatwo zrozumieć, dlaczego dystans
względem jednoznacznego prymatu i słuszności tej koncepcji wykazują
przedstawiciele środowisk nacjonalistycznych i konserwatywnych. Nacjonalizmów
jest bowiem tyle, ile narodów, zaś konserwatyzm jest wprawdzie nurtem mającym
nieco szerszą paletę wartości, których należy strzec zawsze i wszędzie, ale
dodatkowe jego wewnętrzne zróżnicowanie na konserwatyzm ewolucyjny i tradycjonalistyczny sprawia, że stosunek do zmiany społecznej, a więc także
poziom estymy dla poszczególnych tradycji czy rozwiązań ustrojowych, bywa
odmienny. Z kolei druga uniwersalistyczna spośród kwartetu porewolucyjnych doktryn idea, a więc socjalizm, negację dla minimalnego rządu ma zapisaną w swoim DNA. Radykalni
socjaliści i komuniści uznawali bowiem państwo za przejściowe narzędzie
destrukcji kapitalizmu i sformowania społeczeństwa bezklasowego, zaś pogodzeni z ogólnoświatowym zwycięstwem kapitalizmu socjaldemokraci widzą w państwie
narzędzie korekty wolnego rynku, spłaszczania nierówności społecznych, ale także
dostarczyciela usług publicznych i pełnoprawnego aktora na polu społecznym i gospodarczym. Ponieważ od powstania głównych prądów myśli politycznej minęły już
ponad 2 wieki, ich założenia zaczęły się w pewnej mierze dezaktualizować.
Niektórzy są nawet zdania, że tradycyjny podział na prawicę i lewicę nie ma
najmniejszego sensu. W kontekście ostatnich wydarzeń na scenie politycznej
zarówno w Europie, jak i USA, nie sposób odmówić takim głosom racji. Za prawicę w powszechnym odczuciu uchodziły bowiem dotąd siły akcentujące w sferze
aksjologicznej religię, tradycję i rodzinę, na płaszczyźnie ekonomicznej
promowały wolny rynek, ograniczony interwencjonizm rządu w sferę gospodarki, zaś w zakresie politycznym podkreślały konieczność obrony interesu narodowego
(niekoniecznie interpretując naród jako wspólnotę przede wszystkim etniczną). W wymiarze epistemologicznym prawica opowiadała się za uznaniem czynnika
irracjonalnego w ludzkiej konstrukcji umysłowej i wykazywała sceptycyzm względem
nieograniczonych możliwości tegoż umysłu. Lewica dla odmiany, wierzyła, iż
pozbawiony wpływu dogmatów (przede wszystkim religijnych), zabobonów czy
tradycji człowiek, jest w stanie sukcesywnie odkrywać i uzasadniać to, co do tej
pory uchodziło za niewyjaśnione. Lewicowcy w kwestiach moralności byli dużo
bardziej elastyczni, tradycję pojmowali jako przeszkodę na drodze postępu,
dalecy byli od sakralizacji rodziny, a także od przypisywania jej kluczowej roli w pożądanym modelu społecznym. Rynek nie był dla nich bytem samoregulującym się, a raczej wymagającym regulacji, bez których nieuniknione stałyby się skutki jego
nieefektywności, na czele z zabójczymi monopolami. Zamiast do idei narodu,
lewica z czasem odwoływała się do kategorii społeczeństwa, uznając je za byt
bardziej podatny na realizację inkluzywnej wersji polityki, dalekiej od
kategoryzacji podług odmienności narodowej, religijnej, płciowej, rasowej czy
seksualnej.
Ten uproszczony podział nigdy nie był wolny od mankamentów, bo przecież
francuscy rewolucjoniści z lubością odwoływali się do emocji narodowych,
kapitalizm wydawał im się systemem radykalnie wolnościowym w porównaniu ze
skostniałym i opartym na tradycji, hierarchii oraz sztywnych strukturach
społecznych feudalizmem, z kolei wspierająca monarchię czy arystokrację prawica
często opowiadała się za protekcjonistyczną polityką gospodarczą. Wątpliwości
odnośnie zasadności pierwotnych rozróżnień ideowych nie maleją w świetle
wydarzeń absolutnie najświeższych. Uważane za prawicę w Polsce PiS realizuje
bowiem program szerokich reform w zakresie polityki społecznej, prawa strona
sceny niemieckiej, a więc CDU i Merkel bronią konsensusu sprzed dekad
przejawiającego się stabilną konstrukcją społecznej gospodarki rynkowej
(rozumianej jednakże w myśl prawdziwej doktryny chadeckiej, z realnie
obowiązującą zasadą pomocniczości, co ułatwia federalny model państwa), zaś
zwycięzca wyborów prezydenckich w USA Donald Trump z Partii Republikańskiej
postuluje daleko idące ograniczenia wolnego handlu, celem ochrony rodzimego
rynku. Stosunek do imigrantów także różni wyżej wymienionych przedstawicieli
prawicy, gdyż Prawo i Sprawiedliwość jest tutaj wysoce sceptyczne, Trump
otwarcie wrogi, zaś Merkel wprost przeciwnie — stała się symbolem najbardziej
otwartej polityki w tym zakresie, choć dziś (pod naporem nastrojów społecznych)
się z niej wycofuje. By jeszcze zniuansować i skomplikować sytuację, nie sposób
nie wspomnieć o Francji, gdzie faworytem do prezydentury stał się Francois
Fillon, były premier z Partii Republikanów, postulujący wolnorynkowe reformy
(cięcia świadczeń socjalnych, zwolnienia w administracji, wydłużenie czasu
pracy, obniżka podatków) i jednocześnie konserwatywny w sferze społecznej
(przeciwnik małżeństw homoseksualnych, jawny katolik, deklarujący obronę
instytucji tradycyjnej rodziny). Biorąc pod uwagę etatyzm i polityczną
poprawność wynikające wprost z nowożytnej historii Francji, zdawałoby się, że
taki kandydat jest bez szans. A jednak, w partyjnych prawyborach zmiażdżył
lidera ugrupowania i byłego prezydenta Sarkozy’ego oraz wyraźnie zdystansował
centrystę, bardziej umiarkowanego byłego premiera Alain'a Juppe’a. Jeśli dodać
do tego, że wielce prawdopodobne jest w tej sytuacji starcie Fillon — Le Pen w II turze majowych wyborów, to możemy zastanawiać się zupełnie na poważnie, co
stało się ze znaną nam Francją.
Szerokie rozważania doktrynalne to jednak temat na osobny artykuł, warto jednak
wspomnieć, że antyuniwersalizm prawicy skutkuje niejednoznacznością treści
postulatów poszczególnych jej przedstawicieli w różnych miejscach świata, z kolei w erze globalizacji mariaż części lewicy światopoglądowej z przedstawicielami biznesu i wielkiego kapitału skutkował powstaniem sprzecznego
na pierwszy rzut oka lewicowego liberalizmu, łączącego cechy liberalizmu
socjalnego (a niekiedy nawet akceptacji neoliberalizmu, jak w czasach Schroedera w Niemczech i Blair'a w Wielkiej Brytanii) w sferze ekonomicznej z mniej lub
bardziej radykalną wersją lewicowości społecznej. Gdzie tu zatem miejsce dla
obrońców państwa — minimum i z której strony barykady w ogóle należy oczekiwać
takiej postawy? Zdaje się, że staje się to domeną wolnorynkowych konserwatystów,
kanapowych ugrupowań libertariańskich czy też poszczególnych frakcji w tzw.
mainstreamowych partiach prawicowych, które wolnościowe elementy programu muszą
równoważyć skierowaną do masowego wyborcy ofertą socjalną. Niezmiennie idea
państwa — minimum nie znajduje uznania na lewicy, pryncypialnie związanej z ideą
państwa rozwiązującego większość problemów społecznych, do czego potrzebne są
przecież odpowiednie zasoby kadrowe i finansowe, mające posłużyć do
identyfikacji i zaradzenia owym problemom.
Ideą, na łonie której zrodził się pomysł państwa — minimum, był jednak klasyczny
liberalizm. Nie sposób go umieścić po prawej stronie tradycyjnej osi podziału,
nie znajdzie się dlań miejsce także po lewej. Liberałowie postulują bowiem
uznanie wolności jako nadrzędnej wartości w życiu społecznym, także z punktu
widzenia działalności państwa. Wolność jest tutaj jednak niepodzielna, zawiera
więc w sobie zarówno wolność gospodarczą, jak i wolność słowa, sumienia, wolność
obywatelską. Przywiązani do religii i tradycji prawicowcy niechętnie poprą
postulat absolutnej równości wszystkich wyznań, zazwyczaj opowiadając się za
uznaniem szczególnej roli tego lub tych, które były obecne w historii danego
narodu. Postulat wolności gospodarczej w swej ogólności zyska najczęściej
przychylność prawej strony sporu. Na lewicy będzie odwrotnie, w sferze
religijnej, moralnej, człowiek winien dysponować najszerszą możliwą autonomią,
zaś jeśli chodzi o jego byt społeczny, to niezbędna jest tutaj szeroka opieka
państwa. Broniący wolności religijnej, jak i gospodarczej liberałowie klasyczni
muszą zatem pozostać gdzieś w okolicach centrum. Nie można na poważnie rozważać
opisywanego tematu bez odwołania się do klasyków myśli liberalnej czy
wolnościowej. By nie multiplikować niepotrzebnie zbieżnych przemyśleń, odwołam
się krótko w tym miejscu do 3 z nich: Adama Smitha, Johna Stuarta Milla, oraz
Alexis'a de Tocqueville’a.
Wbrew stereotypom Adam Smith nie zajmował się jedynie ekonomicznym wymiarem
ludzkiej egzystencji. Był on przede wszystkim filozofem moralności i pod tym
kątem analizował także rzeczywistość gospodarczą. Jej kształt wypływał nie z dogmatów czy przesądzeń konkretnej szkoły ekonomicznej, lecz z namysłu nad
optymalnym ujęciem elementarnych wartości w kontekście relacji jednostka -
społeczeństwo. W eseju „O sprawiedliwości i dobroczynności" Smith pisał m.in.:
„W każdej cząstce wszechświata widzimy, jak narzędzia z niezrównanym
mistrzostwem dopasowane są do celów, które mają sprawić; czy to w mechanizmie
rośliny, czy w ciele zwierzęcia obserwujemy, jak każda rzecz obmyślona została,
aby służyła dwóm celom natury: przetrwaniu jednostki i utrzymaniu gatunku."
Metafory i porównania funkcjonowania społeczeństwa do świata zwierzęcego są w filozofii społecznej dość powszechne, w naukach społecznych swego czasu triumfy
święciła socjobiologia, której przedstawiciele daleko idące analogie w tym
zakresie eksponowali szczególnie zaciekle. Świat przyrody jest bowiem
przestrzenią, której obce są zewnętrzne regulacje, a wszystko toczy się swoim
rytmem. Oczywiście, ludzie to nie zwierzęta ani rośliny, ale chciałoby się w tym
momencie aż wykrzyczeć, że skoro one nie potrzebują trzymającego pieczę nad
wszystkim regulatora, to być może dysponujący odpowiednimi możliwościami
intelektualnymi człowiek również potrzebuje go w mniejszym zakresie, aniżeli ma
to miejsce w praktyce. Człowiek jest także istotą zdolną do stworzenia czegoś,
co nazywamy wspólnotą. Niezależnie, czy uznamy, że źródła tejże wspólnoty mają
charakter utylitarny czy też wynikają z „naturalnych" skłonności ludzkich do
bycia istotą społeczną, to nie sposób wyobrazić sobie takowej wspólnoty bez
choćby podstawowych reguł, wytworzonych i uznawanych przez członków zbiorowości. W tym kontekście Smith pisze: „Nie da się jednak utrzymać społeczności, gdy jej
członkowie w każdej chwili gotowi są na siebie naskoczyć, wyrządzić szkodę.
Ledwie tylko pojawi się pierwsza krzywda, ledwie rozgorzeje wzajemna niechęć i wrogość, zaraz pękają wszystkie spoiny, gwałt zaś i przeciwne ukierunkowanie
namiętności niczym potężny cios rozrzuca dawnych członków wspólnoty na wszystkie
strony." Jak widać, szkocki filozof nie bez racji argumentuje, że w samym
społeczeństwie musi istnieć konsensus odnośnie praktykowania ładu, pokoju i wzajemnego poszanowania. Jest to warunek sine qua non przetrwania nie tylko
zbiorowości, ale także poszczególnych jednostek. Do argumentu biologicznego
został dobudowany ten wynikający z rozumnej kalkulacji.
1 2 3 Dalej..
« Doktryny polityczne i prawne (Publikacja: 18-12-2016 )
Paweł LeszczyńskiPochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych. Liczba tekstów na portalu: 7 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10072 |
|