|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Politologia
Kościół, Trump, Duda [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Spis treści:
Trump i Kościół chcą weta
Polityczny wymiar warszawskiej katechezy Trumpa
Aktualna agenda polityczna Watykanu
Trump odebrał Putinowi rolę protektora chrześcijaństwa
Czy możliwe jest nowe otwarcie polsko-niemieckie?
Sojusz Prezydenta z Kościołem
Kaczyński, Ehrlih, Picketty Tegoroczny lipiec przynosi nam zmiany polityczne jak w kalejdoskopie. Najpierw Trump napompował Polskę a tym samym i partię rządzącą,
by zaraz potem obóz władzy popadł w swój największy kryzys polityczny od dwóch
lat — kryzys wewnętrznego pęknięcia. Można to tłumaczyć astroczymśtam, można to
tłumaczyć spiskiem wrażych sił zazdrosnych o rosnącą pozycję Polski, ale tym
razem mamy do czynienia z czymś zupełnie innym, czego prawa strona nie ma
publicznie odwagi przyznać, a tym samym plącze się w pseudowyjaśnieniach. A fakty są takie, że najbardziej zdumiewające a być może także i najbardziej
sprawcze ciosy spadły od największych sojuszników: Kościoła i administracji
Trumpa. Być może jesteśmy właśnie
świadkiem niezwykle istotnej zmiany politycznej wiążącej się z upodmiotowieniem
politycznym Kościoła, wejściem Kościoła do gry politycznej.
Trump i Kościół
chcą weta
21 lipca rzeczniczka Departamentu Stanu powiedziała, że
rząd USA jest zaniepokojony dążeniem polskiego rządu do forsowania legislacji,
która wydaje się ograniczać sądownictwo oraz potencjalnie osłabiać rządy prawa w Polsce.
Dzień później, 22 lipca, analogiczne stanowisko sformułował
główny organ Watykanu, dziennik
L'Osservatore
Romano, krytykując Polskę, że wprowadza reformę „pomimo protestów publicznych i apeli Brukseli".
Kolejnego dnia, 23 lipca, prezydent Duda
udał
się na Jasną Górę, gdzie od paulinów otrzymał ryngraf maryjny. 24 lipca
zawetował dwie główne ustawy reformujące sądownictwo. Tego samego dnia
episkopat.pl opublikował
list
przewodniczącego Episkopatu, abpa Stanisława Gądeckiego, z podziękowaniem za
oba weta, wraz z informacją, że Kościół popiera tzw. autentyczną demokrację oraz
taki model trójpodziału władz, w którym żadna władza nie dominuje nad inną.
Co to wszystko znaczy?
Oczywiście można przyjąć, że w Trumpie zaszła jakowaś
przemiana duchowa i rzeczywiście zafrasował się nad polskim sądownictwem i rządami prawa. Można przyjąć, że watykańska monarchia zatroskała się stanem
demokracji w Polsce i tym, że Polska nie słucha Brukseli. Można wreszcie
przyjąć, że prezydent Andrzej Duda wespół z episkopatem przerazili się skalą
protestów i uznali za celowe przyblokowanie najbardziej sztandarowej,
najbardziej fundamentalnej reformy PiS (genezą powstania Prawa i Sprawiedliwości
był konflikt wokół ścigania przestępczości w okresie kiedy ministrem
sprawiedliwości był Lech Kaczyński).
Ja jednak jestem sceptykiem wobec takich wyjaśnień.
Krytyka upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości przez rząd
kraju w którym wybory sędziów są kwestią skrajnie polityczną, w którym nie ma
niezależnej kasty sędziowskiej, w którym cały wymiar sprawiedliwości jest mocno
uspołeczniony, to jakby krytyka za to, że Polska zmienia swój model wymiaru
sprawiedliwości z romańsko-germańskiego na anglo-amerykański. Krytyka Trumpa
dlatego jest niedorzeczna, że sam jeszcze niedawno miał głośny
konflikt z amerykańskim Sądem Najwyższym, kiedy
sędzina Gindburg z frakcji liberalnej zaczęła atakować Trumpa. „Jest wysoce
niestosowne, by sędzia Sądu Najwyższego angażowała się w kampanię polityczną.
Myślę, że to hańba dla sądu, który powinna ona przeprosić" — odparował Trump. Po
jego stronie stanęły wówczas liberalne media, takie jak New York Times czy
Washington Post, które grzmiały, że bez względu na to, co Trump robi i co sobą
reprezentuje, sędzia Sądu Najwyższego nie może się udzielać politycznie. Sędzina
położyła uszy po sobie i grzecznie przeprosiła. I teraz tenże Trump staje w obronie polskiego Sądu Najwyższego, który od zmiany władzy jest otwarcie zaangażowany w polemikę polityczną kraju!
Kupy się to oczywiście nie trzyma.
Podobnie rzecz ma się z Watykanem jakoby zatroskanym o stan
demokracji liberalnej w Polsce i przestrzeganie napomnień Brukseli. W Watykanie
na tronie zasiada obecnie Franciszek, któremu politycznie bliżej jest do Putina,
aniżeli do Brukseli czy demokracji. Kremlowski Sputnik nie bez przyczyny chwali
się już po aneksji Krymu, że papież Franciszek uważa Putina za
anioła pokoju. Brukselscy urzędnicy
ze swojej strony też robią co mogą, by pokazać jak bardzo niepoważają papieża,
jak choćby Juncker, który podszedł do Franciszka, jak Trump do tych przywódców,
których poniża przy powitaniu.
I wreszcie skala protestów jako rzekoma przyczyna weta
również nie brzmi zbyt poważnie. Wyraźnie bowiem widać, że realny opór społeczny
maleje. Lipcowe protesty były przecież
mniejsze
niż ubiegłoroczne w których nie było żadnych kompromisów. Największe jak dotąd
protesty były na początku w fazie walki wokół Trybunału Konstytucyjnego. Na
„marszu miliona" 7 maja 2016 organizowanym przez KOD i partie opozycyjne,
opozycyjny ratusz doliczył się ćwierć miliona ludzi (rządowa policja doliczyła
się 45 tys., więc pewnie było coś po środku). Ani razu później nie było już
takich szacunków: 240/45 tys. Obecnie, ten sam rzecznik ratusza, który dla walki o Trybunał podawał 240 tys. protestujących w stolicy, dla walki o Sąd Najwyższy
podaje już
50
tys. . Policja podaje 14 tys. 50/14 tys. z 2017 to znacznie mniej niż 240/45
tys. z 2016. Na wyrost są więc tezy, że taka skala protestów jest sprawcza
politycznie, tym bardziej, że istotny jest trend, a ten jest wyraźnie malejący.
Co to są poważne protesty? W Niemczech na ulicę wyszło 100
tys. ludzi, by zaprotestować przeciwko umowie CETA, a więc tyle, co w największych polskich protestach „w obronie demokracji". I demokratyczna władza
niemiecka protestem się nie przejęła i umowę przyjęła. Snuje się w Polsce
opowieści, że ów protest kilku dziesiątków tysięcy ludzi w stolicy groził
polskim Majdanem. Tyle że w czasie Majdanu jednocześnie protestowało w Kijowie
nawet 800 tys. ludzi. I to jest skala poważnego protestu o wymiarze sprawczym
politycznie. W Warszawie przy 30-krotnie mniejszej skali niż w Kijowie nie było
społecznego widma Majdanu.
Mówi się jednak, że walka o sądy zmobilizowała znacznie
więcej młodych, że nie byli to już głównie emeryci, jak przy Trybunale. Czyli że
nie jest to „stara gwardia w obronie koryta i przywilejów", lecz „coś zupełnie
innego". Czyż jednak młodzi nie dominowali także w okresie czarnych protestów?
Poza tym mamy wakacje, czyli okres, kiedy więcej młodych ma labę. Poza tym w okresie walki o reformę sądownictwa Dziennik Gazeta Prawna opublikował sondaż,
który pokazał, że największe poparcie społeczne ma PiS w najmłodszej grupie
wiekowej, 18-24 lata, w której 63,4% badanych popiera PiS, podczas kiedy
PO+Nowoczesną ...zaledwie 3,5%.
W rzeczywistości kluczowe jest zupełnie co innego: zmiana
trendów sondażowych. W czasie pierwszej największej fali protestów, w okresie
walki o Trybunał, w sondażach poparcia dla partii politycznych niewiele się
zmieniało i PiS cały czas deklasował konkurencję. PiS tracił poparcie w okresie
walki o aborcję, kiedy Nowoczesna miała już niemal takie samo poparcie, jak
partia rządząca. Czarne protesty wybuchły wskutek udanego fortelu Kukiza'15,
który w kluczowym momencie zagłosował razem z PO, doprowadzając do odrzucenia
społecznego projektu liberalizacji prawa i dopuszczając jedynie społeczny
projekt zaostrzenia prawa, co było ewidentnym złamaniem obietnicy, że
procedowane będą wszystkie społeczne projekty. Drugi kryzys poparcia miał
miejsce w okresie walki o stanowisko „prezydenta Unii", kiedy sojusznicy Polski
doprowadzili do osamotnienia głosu polskiego na arenie unijnej. Wówczas z kolei
to PO niemal zbliżyła się już do PiS.
Zupełnie inaczej odbijają się na poparciu społecznym obecne
protesty związane z walką o sądy. Okazuje się, że poparcie dla PiS nie tylko nie
spada, nie tylko nie utrzymuje się na tym samym poziomie, ale
rośnie o kilka punktów procentowych, co pokazały
dwie
różne sondażownie. Co to oznacza? O ile Trybunał był dla społeczeństwa
generalnie obojętny, o tyle zwykłe sądy obojętne już nie są. Wzrost poparcia
wskazuje na kierunek tej nieobojętności.
Jak to możliwe, że tak kontrowersyjna reforma daje wzrost poparcia? Odpowiedzią jest sondaż zaufania do polskiego sądownictwa. W całej III RP jedynie w okresie pierwszych rządów PiS był on pozytywny. Dziś pozytywnie ocenia je jedynie 28% Polaków, podczas kiedy 49% negatywnie.
Jeśli zatem uznamy zgodnie z prawdą, że to nie skala
protestów zadecydowała o przyhamowaniu reformy sądów, lecz wolta sojuszników,
USA i Kościoła, która mimo wszystko nie może być związana z obawą o demokrację,
którą owi sojusznicy się dotąd nie przejmowali, to jak można to wyjaśnić?
Polityczny wymiar
warszawskiej katechezy Trumpa
By to zrozumieć trzeba wrócić do wizyty Trumpa na szczycie
Trójmorza oraz do jego głośnej mowy warszawskiej. Komentatorzy po obu stronach
barykady politycznej uznali wizytę za zapowiedź jakiegoś nadzwyczajnego sojuszu
strategicznego pomiędzy Trumpem a PiSem, wymierzonego głównie w UE oraz
liberalny Zachód. Moim zdaniem był to wniosek całkowicie bezpodstawny.
Wizyta Trumpa miała zupełnie inny charakter niż się
powszechnie sądzi. Zaskoczyło mnie to, ponieważ sądziłem, że głównym celem
krytyki Trumpa będą Niemcy, tymczasem okazało się, że była to Rosja. W swoim
przekazie wizyta była kompletnie niespójna. Na spotkaniu Trójmorza Trump
zachowywał się jak nieco natrętny komiwojażer, którego głównym pragnieniem jest
sprzedaż własnego produktu. Tymczasem przed pomnikiem Powstania Warszawskiego
Trump wygłosił spektakularną mowę cywilizacyjną o takim charakterze, jakiego się
już dziś nie słyszy. Nie tylko zniknął wówczas Trump komiwojażer, ale i polityk, a objawił się Trump katechon cywilizacyjno-religijny. Ponieważ w polskiej
przestrzeni publicznej mało kto zna prace czołowego polskiego teoretyka
cywilizacji, Konecznego,
[ 1 ] więc mało kto uświadamia sobie, jak wyjątkowa była to apoteoza cywilizacji
łacińskiej (przejawem tej ignorancji były dziennikarskie komentarze jakoby mowa
warszawska zawierała groch z kapustą, bo obok lekcji historii wymieszała krytykę
biurokracji — podczas kiedy był to właśnie kanon tzw. cywilizacji łacińskiej
według Konecznego).
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Uważam Konecznego za jednego z
najwybitniejszych teoretyków cywilizacji, ale jego teoria nie jest już
adekwatna wobec dzisiejszej wiedzy historycznej. « Politologia (Publikacja: 26-07-2017 Ostatnia zmiana: 27-07-2017)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10135 |
|