|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Dlaczego Czarna Śmierć oszczędziła Polskę [4] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Piwo chroniło więc przed epidemiami, które roznosiły się
poprzez skażoną wodę. W średniowieczu chroniło np. przed czerwonką. Czy mogło jednak chronić przed dżumą?
Antybiotyki
łuczników konnych
Istnieje pewien ciekawy trop wskazujący, że dawne piwo
faktycznie mogło zawierać lek na dżumę. George Armelagos i Mark Nelson
(American
Journal of Physical Anthropology, 2010) odkryli, że antybiotyki nie
zostały wynalezione w XX w., lecz już w starożytności. Otóż w kościach
nobatejskich odkryto tetracyklinę, która jako antybiotyk została wynaleziona w 1948 i jest dziś oficjalnie zalecana jako
lek na
dżumę (także
profilaktycznie),
poza tym na cholerę, malarię i kiłę. Jak ustalili obaj badacze, nie było to
przypadkowe zanieczyszczenie, lecz celowa aplikacja w ramach diety, jako
składnik produkowanego wówczas piwa. Tetracyklina pochodzi z występujących
powszechnie w glebie bakterii Streptomyces. Wystarczy, że ziarno będzie nią
zanieczyszczone, by w czasie warzenia piwa powstała okazała złota kolonia
tetracykliny. Zabarwiona na złoto pianka musiała robić wrażenie, a gdy połączono
ją z działaniem zdrowotnym, antyinfekcyjnym, regularnie wytwarzano piwo
wzbogacone antybiotykową bakterią. Kim byli Nobatejczycy? To nieznany bliżej lud konnych
łuczników ściągnięty przez dalmackiego cesarza Dioklecjana dla ochrony
południowych rubieży Cesarstwa Rzymskiego. Między 350 a 550 rokiem tworzyli oni w Nubii państwo Nobatia leżące między 1 a 3 kataraktą Nilu. Swoje ciała grzebali w kurhanach — razem z końmi. Były to charakterystyczne cechy kultury konnych
łuczników. Najbardziej znany ich władca nazywał się Silko. Egipcjanie nazywali
te ziemie Krajem Łuku, zaś Grecy — Etiopią.
Kluczem do rozwiązania tej zagadki może być fakt
przynależności do cywilizacji łuczników konnych, która na całym obszarze swego
występowania, na trzech kontynentach posiadała wspólny rdzeń kulturowy:
posiadali bogatą wiedzę na temat substancji trujących oraz leczących. Autorzy
starożytni opisują, że wszystkie te ludy wytwarzały trucizny bojowe, którymi
zatruwano strzały. Jak podaje Historia
toksykologii, trucizny oparte na jadzie węża stosowali w swoich strzałach
Scytowie, Sarmaci, Słowianie, Dalmaci, Dakowie, Trakowie, Partowie, a także
łucznicy nubijscy (o tych ostatnich pisze Silius Italicus w
Punica).
[ 10 ] Strabo w swojej Geografii podaje, że
nubijscy łucznicy (których wywodził z Indii), zanurzają swoje strzały „w żółci
węży". I to samo pisze Owidiusz w Tristia
Ex Ponto o przerażających strzałach Sarmatów „zanurzanych w żółci węża".
Aelian w De Natura
Animalium podaje w jaki sposób Scytowie wytwarzali truciznę swoich strzał,
zwaną scytionem: „Scytowie mieszają ludzką posokę z jadem węża i smarują tym
strzały, by je zatruć. Owa posoka pływa jakoś na powierzchni krwi, lecz oni
znają sposób, by ją oddzielić". Angielskie tłumaczenie podaje, że chodzi tutaj o ludzkie serum, czyli surowicę, część
osocza krwi, które zawiera przeciwciała, tłumaczenie to jest jednak wątpliwe.
Grecki oryginał używa określenia ichor,
czyli według dawniejszej terminologii posoka, według nowszej — sepsa, czyli
brudnozielona wydzielina ze zgorzeli zawierająca bakterie gnilne. Jak podaje
Historia toksykologii, „Scytowie
mieszali jad węża (żmija stepowa, kaukaska, transkaukaska lub zygzakowata) z patogenami bakteryjnymi z odchodów zwierzęcych, ludzkiej krwi oraz gnijącej
żmii. Nawet w powierzchownej ranie od strzały zatrutej scytionem, toksyna
zaczyna działać w ciągu godziny. Efekt jadu żmii był potęgowany przez wstrząs,
martwicę i ropienie, skutkujące gangreną i tężcem. Scytion prowadził do śmierci w agonii". Mieszali zatem bakterie gnilne z jadem żmii, wywołując martwicę i wstrząs septyczny.
Jady bojowe i antytoksyny Słowian
W Strategikonie
Maurycjusz pisze o Słowianach: „Używają drewnianych łuków z krótkimi strzałami,
których groty zawierają niezwykle efektywną truciznę. Jeśli zraniony nie wypił
wcześniej antidotum lub nie zastosuje innych środków, które znają doświadczeni
lekarze, powinien niezwłocznie ciąć wokół rany, by powstrzymać
rozprzestrzenianie się trucizny na cały organizm." Oznacza to ni mniej ni więcej
jak właśnie scytion. Używano do niego jadu występującej na naszych ziemiach żmii
zygzakowatej oraz bakterii gnilnych. Bardziej intrygująca jest informacja o antidotum, które pito wcześniej, przed walką. Stosowana dziś antytoksyna przeciw
ukąszeniu żmii zygzakowatej wskazuje na swój rodowód wśród ludów konnych: jest
to surowica koni immunizowanych jadem europejskiej żmii zygzakowatej, która
zawiera swoistą końską immunoglobulinę G, która wiążąc jad żmij neutralizuje
jego właściwości toksyczne. Tyle że końska surowica nie zapobiegnie bakteriom
gnilnym (a bez nich nie byłoby takich symptomów jak w opisie). I tutaj pojawia
się właśnie pozyskiwana naturalnie tetracyklina, która jest skutecznym środkiem
zarówno w zakażeniu tężcowym, jak i posocznicowym.
Właśnie dlatego w kościach ludu konnych łuczników
stosującym broń toksyczną, znajdujemy powszechnie tetracyklinę, która była
stosowana nie tylko w leczeniu, ale przede wszystkim w profilaktyce tego rodzaju
zakażeń (także i dziś stosowana jest profilaktycznie, a na poziomie
subterapeutycznym — jako promotor wzrostu zwierząt). Używając zatrutych tak
silną trucizną strzał, można się łatwo zranić. Nubijscy czy słowiańscy łucznicy
umieli nie tylko wytwarzać broń biologiczną, której stosowanie może przypominać
wiele chorób epidemicznych, jak np. dżuma, ale i stosowali antidota wobec tego
rodzaju toksyn. A że Czarna Śmierć, której nazwa pochodziła od martwicy tkanek
wywoływanej przez ówczesną formę tej choroby, swoimi objawami mogła przypominać
porażenie jadem bojowym, więc naturalne wydaje się zastosowanie tych samych
środków. Tych, które służyły do leczenia z zatrutych strzał.
W dobie Piastów w Polsce znano i stosowano jady bojowe i ich antytoksyny. W 991
Byrtnold z Essex ginie od
zatrutej włóczni. Cesarz bizantyjski Jan II Komnen umiera w 1118 przez sepsę
wywołaną zatrutą strzałą. Tymczasem, jak podaje
Vita sancti Uodalrici,
„książę Wandalów Mieszko został zraniony w ramię zatrutą strzałą" — i został
ozdrowiony. Kronika wprawdzie przypisuje to świętemu cudowi, lecz mamy dobre
powody, by sądzić, że nie zapomniano jeszcze antidotów stosowanych dawniej.
Archeologia potwierdza nieprzerwaną od VIII do XII wieku
obecność na całym obszarze ziem polskich specjalnych grotów o śrubowatej tulejce
do przenoszenia toksyny.
[ 11 ]
Potwierdza to również toponimia: istnieje w Polsce szereg
nazw miejscowych osad służebnych zajmujących się wytwarzaniem jadów bojowych.
Ludzie tacy nazywani byli jadownikami (staroczeski:
jedovnik 'człowiek zadający
truciznę'; serbołużycki: jedarnik
'ten, który miesza truciznę', jedarstwo
'mieszanie trucizn' ). Miejscowości o takiej nazwie zachowały się do dziś:
Jadowniki w województwie świętokrzyskim (w 1354 Kazimierz Wielki przekazał je
bożogrobcom, czyli rycerzom krzyżowym z Miechowa), Jadowniki Bielskie oraz
Jadowniki Rycerskie w kujawsko-pomorskim, Jadowniki Mokre w powiecie tarnowskim
(pojawiają się w 1394) oraz Jadowniki w powiecie brzeskim (występują już w dokumentach z XII w., w 1357 jako własność królewska). Jedni wiążą nazwę z wytwarzaniem zatrutych strzał, inni z występującą tutaj żmiją zygzakowatą, a jeszcze inni podają, że to od rycerza nazywanego Jadownikiem. Ów rozdźwięk
bierze się z tego, ze mocno jest zakorzenione przekonanie, że trucizny Słowianie
wytwarzali jedynie z roślin. Tymczasem Jadowniki produkujące zatrute strzały
nieprzypadkowo posadowiono właśnie przy obfitych siedliskach żmij zygzakowatych.
Dlaczego jednak owa niezwykle śmiercionośna broń znika w czasach średniowiecza? A kto się dziś chwali używaniem broni biologicznej? A dlaczego tak wiele się mówi o likwidacji broni atomowej, z mizernym zresztą
skutkiem? Śmierć w męczarniach jest wyjątkowo niehumanitarna i kiedy począł się
kształtować etos rycerski, zatrucie uznano za walkę niehonorową (wobec
chrześcijan).
W 1097 papież Urban II zakazał używania łuku i kuszy. Kanon
29 II Soboru Laterańskiego z 1139 stanowi: „Zakazujemy pod anatemą stosowania
wobec chrześcijan i katolików morderczej sztuki kuszników i łuczników, bo jest
to nienawistne Bogu". Zakaz ten przyjął król Niemiec Konrad III, lecz po jego
śmierci znów je przywrócono. Innocenty III (1198-1216) ponawia więc zakaz.
Charakterystyczne jest, że w procesach sądowych sprawy
dotyczące trucicielstwa utożsamiane są z procesami o czary. Psałterz Puławski z 1470 głosi: „iasz nye wyslucha glossa czarwnykow y yadownyka czaruyoczego
chytrze". Polowania na czarownice przedstawia się jako irracjonalny szał
prześladowania niewinnych, lecz w ramach tych procesów wygubiono całe tabuny
tych, którzy parali się wytwarzaniem różnorakich nielegalnych substancji. Być
może w tym tkwi przyczyna, dlaczego ten jakże powszechny w Europie zwyczaj nie
przyjął się pośród naszych Sarmatów: ze względu na tradycje głębokie nie było u nas woli, by nękać tych, co parają się miksturkami. Znikło to z kultury głównego
nurtu, lecz po wsiach działało bez większych przeszkód.
Jan Tyszkiewicz w artykule Jady bojowe Słowian Zachodnich we
wczesnym średniowieczu przypuszcza, że stosowanie ogólnosłowiańskiej
tradycji zatruwania strzał zakończyło się w wieku XIII. [ 12 ] Jeszcze jednak w wojnie
krzyżackiej polscy łucznicy konni (myleni czasami z Tatarami) mieli swój piękny
wkład, kiedy pod wodzą Piotra Niedźwiedzkiego herbu Starykoń rozgromili
dwukrotnie silniejsze siły krzyżackie w Bitwie pod Koronowem.
[ 13 ]
Rembrandt, Jeździec polski, 1655
Nawet jeśli sukcesywnie zwyczaj zatruwania strzał wyszedł z użycia, to nie zginęła wiedza w tym zakresie, zwłaszcza, że od ponad wieku
stykaliśmy się z Tatarami używającymi broni biologicznej przeciwko ludności
cywilnej. Jan Długosz przytacza na kartach swych
„Roczników" opowieść, datując ją na rok 1288: „Groźna, śmiertelna zaraza, która
wystąpiła z wielką siłą w wielu ziemiach ruskich, zabrała z tego świata wielu
ludzi: mężczyzn i kobiet. Wiadomo było, że najsprawiedliwszym wyrokiem Bożym nie
wybuchła ona pod wpływem sił niebieskich, ani z zakażenia albo przyniesiona
wiatrem, ale z wody zatrutej złośliwie przez Tatarów, (...) zatruwają ich wody i rzeki w następujący sposób. Nasycają bardzo silnymi truciznami serca wyjęte z ciał zabitych spośród gromady jeńców chrześcijan Polaków. Zabili ich ponad stu
dla odprawienia obrzędowych przepowiedni, proroctw, czarów i wróżb, którymi ten
lud gorliwie się zajmuje. Serca zatknięte na wysuniętych daleko żerdziach i rożnach, by się dłużej zachowały, zanurzają zarówno w płynących, jak i stojących
wodach". Jak wiadomo Czarna Śmierć również zaczęła się od tatarskiego ataku na
Krymie: świadomego zarażenia dżumą mieszkańców genueńskiej kolonii. Polacy mieli z tym doświadczenie.
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 10 ] Philip Wexler, History of
Toxicology and Environmental Health: Toxicology in Antiquity II, s.
11-12. [ 11 ] Michał Stąpór, Early
medieval arrowheads with twisted sockets discovered in Poland — the
concepts of purpose, Wratislavia Antiqua, 18/2013, s. 57-68. [ 12 ] Jan Tyszkiewicz, Jady
bojowe Słowian Zachodnich we wczesnym średniowieczu, Kwartalnik Historii
Kultury Materialnej, R. IX, nr 1, 1961. [ 13 ] Piotr Derderj, Koronowo
1410, Warszawa 2004. « Historia (Publikacja: 29-04-2020 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10284 |
|