|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Państwo wyznaniowe
Mediacja Kościoła w 1989
Siedmiolatka czyli kto ukradł Polskę — Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1997, rozdział: Od dialogu do krucjaty
„Do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce Kościół pozostawał głównym ośrodkiem przy którym skupiali się
kontestatorzy PRLu. Jednak od czasu obrania na prymasa Polski kardynała Józefa
Glempa nastąpiła znacząca zmiana stosunku Kościoła i władz PRL. Jak pisze
Jacek Kuroń: "W Kościele ujawniły się wyraźnie dwie odmienne postawy.
Już w pierwszych dniach stanu wojennego prymas Glemp, następca kardynała
Wyszyńskiego, wybrał linię łagodzenia napięć. Spotkał się wówczas — i jeszcze dziś się spotyka — z różnego rodzaju ciężkimi zarzutami. Przede
wszystkim zarzucano mu przedwczesną kapitulację, porzucenie "Solidarności" w obliczu brutalnej przemocy, brak cywilnej odwagi, dbanie przede wszystkim o interesy Kościoła, który do legalnego działania potrzebował dobrych stosunków z władzą (...) Sytuację dodatkowo
skomplikowało to, że władza dość zasadniczo zmieniła stosunek do Kościoła.
Generałowie uznali, że jeśli już muszą mieć do czynienia z jakimś niezależnym
przedstawicielstwem społecznym, to najlepiej żeby był nim Kościół. Bo Kościół
jest rozsądny, poważny, obliczalny i hierarchicznie zorganizowany, co znaczy,
że będzie można się z nim wiarygodnie umawiać. A „Solidarność" była
nieobliczalna.
Teraz
biskup Tokarczuk nie musiał już nielegalnie budować kościołów, bo — poza
nielicznymi wyjątkami — władze dość łatwo wydawały zgodę na rozpoczęcie
budowy. Nikt też nie próbował kontrolować seminariów duchownych ani
ograniczać liczby przyjmowanych kleryków. Co więcej, Kościół dostał zgodę
na wznowienie wielu pism katolickich zamkniętych jeszcze w latach 40. Bez
wielkich przeszkód mógł też przyjąć wielką falę płynących z Zachodu
darów i organizować duże przedsięwzięcia kulturalne dające zajęcie twórcom
bojkotującym oficjalne, państwowe instytucje.
W
krótkim czasie — między sierpniem 1980 r. a drugą pielgrzymką papieża w maju 1983 r. — Kościół uzyskał od państwa koncesje tak poważne, że miał
się o co obawiać. W czasie tej pielgrzymki — krótko po stanie wojennym -
papież wiele mówił o „Solidarności". Ksiądz prymas wyjaśniał
wtedy, że chodziło o solidarność pisaną bez cudzysłowu. Wielka rzesza
ludzi, którzy ten cudzysłów wyraźnie słyszeli, odebrała słowa prymasa
jako kunktatorstwo godzące w poczucie wspólnoty między nimi a papieżem wyraźnie
stającym po stronie ofiar stanu wojennego.
Dobre
stosunki między większością biskupów a władzami ostatnich lat PRL-u miały
się wkrótce przyczynić do eskalacji napięcia, nieufności i podejrzeń między
Episkopatem a demokratyczną reprezentacją społeczeństwa, która przejęła
rządy po 1989 r. Jak dla peerelowskiej władzy hierarchiczny i w dużym stopniu
zdyscyplinowany Kościół był partnerem wygodniejszym niż nieobliczalna
„Solidarność", tak samo dyktatorska władza PRL-u miała się wkrótce
okazać dla Kościoła znacznie bardziej wygodna niż zdecentralizowane władze
państwa prawa w III Rzeczpospolitej.
W
Komisji Mieszanej Rządu i Episkopatu księża biskupi wiele razy domagali się,
żebyśmy ograniczyli antykościelne wystąpienia w Sejmie i byli
niezadowoleni, kiedy mówiliśmy, że rząd nie ma na to wpływu. Protestowali
przeciw różnym artykułom w prasie czy wypowiedziom w programach telewizyjnych i nie dowierzali, kiedy zapewnialiśmy, że rząd nie może już kontrolować
mediów. Skarżyli się na gminy i nieufnie słuchali, kiedy tłumaczyliśmy, że
nad gminami w zakresie ich własnych
kompetencji nie mamy już żadnej władzy. Wreszcie nie wytrzymał pewien
biskup, którego bardzo szanuję.
-
Panie Jacku — powiedział — pan wie, że ja nie jestem przeciwny demokracji, nie
tęsknię za komunizmem, ale z tamtymi to nam się rozmawiało bez porównania
lepiej. (...)"
Jednak nie było
tak najgorzej z parlamentarną pobożnością,
"Senatorowie
OKP poprosili o duszpasterza parlamentarnego i upomnieli się o kaplicę w budynku parlamentu. Dwie kadencje wcześniej niż w Sejmie w sali posiedzeń
Senatu zawisł krzyż, senatorowie I kadencji odśpiewali Boże coś Polskę
po przywróceniu korony w godle. Także w Sejmie „kontraktowym" po raz pierwszy parlamentarzyści z przeciwnych klubów przełamali się opłatkiem, przy czym posłowie PZPR dali
dowód bezbłędnej znajomości słów kolędy Bóg się rodzi, czym
wzbudzili zdumienie prawicy. Spotkania opłatkowe weszły już do tradycji i co
roku organizowane są albo w parlamencie, albo u prymasa Józefa Glempa." [ 1 ]
Przypisy: [ 1 ] Politycy na klęczkach", Wprost, 27 grudnia 1998 « Państwo wyznaniowe (Publikacja: 20-07-2002 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1294 |
|