|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)
Trygław [2] Autor tekstu: Lech Brywczyński
Uboga izba wiejskiej chaty. Przy kołowrotku siedzi stara Wiedźma. Przędzie,
nucąc cichutko.
Wiedźma: — (nuci, wpatrzona w kręcący się kołowrotek) Koło,
kręć się, kręć… Orle, naprzód pędź… Wrogów naszych bij… Niemców
mieczem tnij… Trygławie, sprzyjaj… Wielki łup nam daj...
Rozlega się donośne łomotanie w drzwi.
Wiedźma: — (przerywając pracę, sama do siebie) Kto to może być?
Tylu ludzi tu ostatnio bywa… (nie wstając, w kierunku drzwi) Wejdź,
kimkolwiek jesteś!
Drzwi się otwierają. Do izby wchodzi Ksiądz, przebrany za wieśniaka.
Ksiądz: — ( uśmiechając się do Wiedźmy) Dobrzy ludzi
skierowali mnie tutaj… Uwiązałem mojego konia przy płocie… Chciałbym
oddać pokłon posągowi Trygława… Okoliczni ludzie powiadają, że ten posąg
jest ukryty w waszej chacie, babciu… (zaciera ręce z zimna)
Wiedźma: — (przyglądając się podejrzliwie gościowi) A tak,
tak, to ja pilnuję teraz posągu… Powierzyli mi go nasi kapłani… Taka
skromna, wiejska chata na skraju wsi nie budzi podejrzeń… Teraz, kiedy w Szczecinie zapanowała wiara niemiecka i nie ma tam już naszych posągów,
wielu wędrowców przybywa tu do mnie z dalekich stron, żeby złożyć ofiarę i prosić Trygława o przychylność… (z zapraszającym gestem) Wejdź,
wejdź, dobry człowieku, ogrzej się w izbie. Na dworze zimno… Siądź
sobie...
Ksiądz: — (zamyka za sobą drzwi, wchodzi do izby i siada na stołeczku, w kącie) Ja też pokonałem daleką drogę, żeby tu przybyć. Pochodzę z Gotlandii, ale dobrze znam wasza mowę, bo często przyjeżdżam w te strony z towarem. Jestem kupcem… (rozsiada się wygodniej) Ostatnio przeżywałem
trudne czasy… Popadłem w długi… Dlatego sprzedałem cały swój majątek
po to, żeby kupić cenny towar — wyroby rękodzielnicze z dalekich krajów. Te
przepiękne amfory, te kobierce, przetykane złotem, te szaty, godne królewskich
dworów...
Wiedźma: — (słuchając z zainteresowaniem) Musisz być bardzo
bogatym człowiekiem… Co zrobiłeś z tymi wszystkimi skarbami?
Ksiądz: — To była moja jedyna szansa na godziwy zarobek. Załadowałem
towar na statek i popłynąłem do Bremy, gdzie wedle umowy cały ładunek miał
zostać odebrany i wykupiony przez tamtejszych kupców. Wypłynęliśmy w drogę
przy pięknej pogodzie, ale już po kilku dniach żeglugi rozpętała się
burza. Naszym stateczkiem rzucało w górę i w dół… Wszyscy krzyczeli do
mnie: wyrzuć za burtę choć część towaru, bo inaczej wszyscy pójdziemy na
dno! Ale ja byłem uparty i powiedziałem, że prędzej ich zabiję albo utonę,
niż pozwolę cokolwiek wyrzucić. Wraz z utratą towaru byłbym skończony, a moje życie straciłoby sens… I wówczas przypomniało mi się, że wy, Słowianie,
wzywacie w takich razach pomocy Trygława, najwyższego z bogów Szczecina...
Zacząłem więc głośno modlić się do Trygława, przekrzykując odgłos
szalejącej burzy. Nie znając właściwych formuł, modliłem się własnymi słowami...
Przysiągłem Trygławowi, że jeśli bez szwanku wybawi mnie z opresji, to
odszukam jego posąg i złożę mu ofiarę. I zostałem wysłuchany — jeszcze
nie przebrzmiały słowa mojej modlitwy, gdy burza nagle ucichła, deszcz
przestał padać, a morze przestało kołysać statkiem...
Wiedźma: — Niesłychane rzeczy prawicie, panie. Chwała niech będzie
boskiemu Trygławowi! A co było potem?
Ksiądz: — Dalsza podróż upłynęła bez przeszkód, a w Bremie już
czekali na mnie kupcy z zapłatą za dostarczony towar. Dzięki temu znów stałem
się bogatym człowiekiem. Ale nie zapomniałem, że zawdzięczam to Trygławowi!
Przybyłem do Szczecina i tam dopiero dowiedziałem się, że w tym grodzie nie
ma już jego świątyni. Jakaż była moja rozpacz! Ale miejscowi ludzie
powiedzieli mi, w którym kierunku mam iść i kogo pytać po drodze, żeby
dotrzeć do was, babciu. I tak, po czterech dniach marszu, przybyłem aż
tutaj… (z niepokojem) Nie mogę się doczekać chwili, gdy zobaczę posąg.
Czy zachował się on w dobrym stanie? Czy jest tu bezpieczny?
Wiedźma: — Możesz być spokojny, wędrowcze. Zdarza się czasem, że
pachołkowie przeklętego Ottona węszą po okolicy, ale nigdy nie uda im się
odnaleźć naszego posągu, bo miejscowy lud nie zdradzi im tej tajemnicy. (poufałym
tonem) Tobie, który jesteś tak gorącym czcicielem Trygława i tyle mu
zawdzięczasz, mogę w zaufaniu powiedzieć, że każdy krok Ottona jest nam
wcześniej znany. Wiele razy nas to ocaliło!
Ksiądz: — (z niepokojem) Jak to? Skąd możecie wiedzieć, co ma
zamiar uczynić bis… (odchrząkując) ten przeklęty Otton?
Wiedźma: — Wiem, wiem wszystko! Sam książę Niklot w mojej obecności
rozmawiał o tym ze swoimi rycerzami. Książę powiadał, że jego zaufany sługa,
Gniewomir, przebywa w najbliższym otoczeniu Ottona. Ten Gniewomir udaje, że
chce zostać kapłanem wiary niemieckiej, a równocześnie informuje naszego księcia o wszystkim, co Otton postanowi. O, książę Niklot to wielki pan! Ma tylu
rycerzy, ile drzew w lesie!
Ksiądz:— (z trudem ukrywając przerażenie) Jak to było możliwe...
To… rzeczywiście… wielki sukces księcia, że udało mu się wprowadzić
swojego człowieka do otoczenia Ottona...
Wiedźma: — Książę był tu niedawno, żeby złożyć ofiarę Trygławowi.
Przy okazji książę ostrzegł i kapłanów, i mnie o grożącym nam
niebezpieczeństwie. Gniewomir doniósł mu, że Otton wysłał swojego człowieka z misją odszukania i wykradzenia naszego posągu… Ten człowiek ma przybyć
tu do nas w przebraniu...
Ksiądz: — (blednie, z trudem łapiąc powietrze) I co dalej? Czy
ten ...człowiek ...już tu był ? (wstaje)
Wiedźma: — (machając lekceważąco ręką) Gdzie tam, jeszcze za
wcześnie! Ja myślę, że zanim on tutaj trafi, to minie co najmniej miesiąc.
Zresztą, jak tu przyjdzie, to pewnie bez trudu odgadnę, że to on… Książę
Niklot obiecał, że jego słudzy będą mieli baczenie na moją chatę i przywołają
go, gdy tylko będzie mi coś groziło… (poufałym tonem) Powiem ci w zaufaniu jeszcze jedno: nasz książę wysłał Gniewomirowi tajny rozkaz, co ma
czynić, gdyby ów sługa Ottona mimo wszystko zdołał wykraść nasz posąg...
Ksiądz: — Rozkaz? Jaki rozkaz?
Wiedźma: — Książę Niklot powiedział: „Gdy tylko otrzymasz ode
mnie wiadomość, że posąg Trygława został wykradziony, Gniewomir musi
zaczekać na stosowny moment i wbić Ottonowi nóż prosto w serce. Niech
szczecinianie zobaczą, że nasi pogańscy bogowie też mają siłę i też
potrafią odpłacać za wyrządzone im krzywdy…" (wstając) No,
ale pójdę już po ten posąg, bo pewnie się niecierpliwisz, drogi wędrowcze.
Posąg jest dobrze ukryty w skrytce, której nikomu nie mogę pokazać...
Przecież przebyłeś drogę długą i pełną niebezpieczeństw właśnie po
to, by ten posąg zobaczyć… Tylko pamiętaj, że każdy, kto chce zobaczyć
Trygława, musi dać mi za to złotą monetę..… (uśmiecha się do Księdza, a potem wychodzi bocznymi drzwiami, kuśtykając z wysiłkiem)
Ksiądz: — (nieswoim głosem) Tak, babciu, dam wam złotą monetę, a nawet dam coś więcej… Tylko przynieście mi ten posąg jak najprędzej… (spogląda
na oddalającą się Wiedźmę. gdy ta znika za bocznymi drzwiami, chwyta się
oburącz za głowę z przerażenia. mówi półgłosem, sam do siebie) Na
Boga żywego, co ja mam robić? Co ja mam teraz robić? Chciałem wykraść posąg i wracać do biskupa, a teraz co? Jeśli ucieknę z posągiem, ta stara
natychmiast zawiadomi Niklota, a ten z kolei wyśle wiadomość do Gniewomira.
Ten przeklęty gad, Gniewomir! Od razu wydał mi się podejrzany… Tak czy
owak, zanim wrócę z posągiem do Szczecina, biskup Otton będzie już martwy! A wracać z niczym do biskupa też nie chcę i nie mogę... (chodzi w kółko
po izbie, zastanawiając się) Co ja mam robić… Jedyne wyjście wydaje się
takie: po cichu zabić staruchę i co koń wyskoczy uciec z posągiem do
Szczecina. Dobrze, że wziąłem ten nóż… (maca się po kieszeni)
Zanim Niklot dowie się o wszystkim, upłynie sporo czasu, a ja przebędę kawałek
drogi. Wówczas miałbym szansę dotrzeć do mojego biskupa szybciej, niż wysłannik
Niklota dotrze do Gniewomira… To będzie trudne zadanie, to przecież całe
trzy dni drogi… Ale jeśli to mi się uda, jeśli dotrę do Szczecina
pierwszy, to Otton natychmiast wyda Gniewomira na śmierć, a i posąg też będzie w naszych rękach… (pociera dłonią czoło) Tylko czy wolno mi zabić
tę staruchę, która niczego złego mi nie uczyniła? Wielki to będzie grzech,
ale ...w Bożej sprawie popełniony. Zresztą, czy życie tej staruchy może być
dla mnie ważniejsze, niż życie mojego świątobliwego, czcigodnego biskupa
Ottona? (staje, przez chwilę zastanawia się, a potem kiwa potakująco głową)
Tak, nie mam innego wyjścia. Muszę ją zabić, i to jak najszybciej. (zastyga w zadumie)
Boczne drzwi otwierają się powoli. Do izby wchodzi Wiedźma, z wysiłkiem dźwigająca
półmetrowy, metalowy posąg o trzech obliczach. Ksiądz podbiega do Wiedźmy,
by jej pomóc, odbiera posąg z jej rąk, a potem stawia go na podłodze, na środku
izby.
Wiedźma: — (dysząc ciężko siada na swoim siedzeniu, przy kołowrotku)
Oj, stara już jestem, stara! Nie mam już tyle sił, co dawniej! Daj mi teraz
monetę, wędrowcze...
Ksiądz: — (obchodzi posąg wokół, przyglądając mu się uważnie)
Tak, babciu, zaraz dostaniecie należną zapłatę… A ten posąg coraz
bardziej mi się podoba… Nie jest on wcale ciężki, łatwo go przenieść i przytroczyć do siodła… Przyda mi się on, oj przyda… (pod pozorem oglądania
posągu próbuje zajść Wiedźmę od tyłu, ta jednak za każdym razem obraca
się w jego stronę, coraz bardziej zaniepokojona)
Wiedźma: — Czemu tak dziwnie na mnie patrzycie, panie? Dajcież mi
wreszcie złotą monetę...
Ksiądz: — Dobrze, dobrze, już daję... (podchodzi do Wiedźmy,
pochylając się nad nią) Nikczemna babo, oto twoja zapłata za to, że służysz
plugawym demonom! (błyskawicznym ruchem wyciąga z kieszeni nóż i wbija go
Wiedźmie w bok. Wiedźma wydaje z siebie głuchy jęk, po czym zrywa się gwałtownie
na nogi)
Wiedźma: — Ty przeklętniku! To ty jesteś wysłannikiem Ottona! Nie
powinnam ci ufać! Tyle ci niepotrzebnie nagadałam… teraz wiesz za dużo! Ale
nie ujdziesz stąd żywy, złapią cię… (słaniając się, ucieka w kierunku głównego wyjścia. krzyczy przeraźliwie) Pomocy! Pomocy! Bywaj
tu, kto żyw! (znika za drzwiami)
Zaskoczony Ksiądz rzuca się za nią w pogoń, z zakrwawionym nożem w dłoni.
Słychać odgłosy szamotaniny, a potem coraz głośniejszy tupot kroków. Po dłuższej
chwili odgłosy oddalają się i zapada cisza.
SCENA TRZECIA
Do opustoszałej izby wchodzi Książę Niklot, odziany w rycerską zbroję,
na którą ma narzucony szkarłatny płaszcz. Za księciem do izby wchodzi młody
rycerz, Stoigniew. Obaj na moment nieruchomieją na widok stojącego na środku
izby posągu Trygława. Zdejmują z głów hełmy i podchodzą do posągu.
Książę Niklot: — (troskliwie pochyla się nad posągiem, czule gładząc
go dłonią) Jakie to szczęście, że temu przeklętnikowi nie udało się
wykraść posągu… (kładzie hełm na stole, a potem siada na stołeczku.
do Stoigniewa) Obaj z Kosmasem świetnie się spisaliście, chwytając łotra
na gorącym uczynku. Dobrze, że was tu zostawiłem na czatach. Czy opatrzono już
naszą nieszczęśliwa staruszkę?
Stoigniew: — Tak, mości książę! Wasz medyk od razu się nią zajął.
Ale wciąż nie wiadomo, czy przeżyje. Nadal jest nieprzytomna, bredzi w gorączce.
Ten szubrawiec dźgnął ją nożem… Nasi ludzie rozpoznali go — to kapłan
wiary niemieckiej. Widziano, jak w Szczecinie niszczył nasze posągi i świątynie,
do spółki z innymi sługami Ottona. Najlepiej byłoby go zabić na miejscu,
jak psa...
Książę Niklot: — (dobrodusznie) Pozwól, chłopcze, że to ja o tym zadecyduję. Wy, młodzi, macie gorące głowy i szybkie miecze… (po
chwili zastanowienia) Kapłan? To ciekawe… Przyprowadź mi go tutaj… Chcę z nim porozmawiać, zanim wydam na niego wyrok.
Stoigniew: — Już po niego idę. Czy mamy go rozwiązać? To może być
niebezpieczne...
Książę Niklot: - (śmiejąc się) Pewnie że tak, rozwiążcie
go. Chyba nie sądzisz, że bałbym się jakiegoś klechy, który potrafi tylko
modlić się i umartwiać ciało postami, ale nie umie walczyć! No już, dawaj
mi go tu szybko, bo nie mam wiele czasu. Zaraz tu przybędzie moja rycerska drużyna!
Stoigniew: — Wedle rozkazu, książę! (kłania się i wychodzi)
Niklot rozsiada się wygodniej i odpasuje miecz, kładąc go obok siebie na podłodze.
Siedzi, przyglądając się posągowi Trygława. Po chwili do izby
wchodzi Stoigniew, mocno trzymający za ramię Księdza.
Stoigniew: — (wpychając Księdza do wnętrza izby) Naprzód! Sam
książę Niklot chce z tobą porozmawiać, zanim zawiśniesz na gałęzi!
Książę Niklot: — (daje Stoigniewowi znak, by ten opuścił
pomieszczenie. Stoigniew kłania się księciu i wychodzi) Siadaj, sługo złej
sprawy! (wskazuje Księdzu drugi stołek) Wiem dobrze, kim jesteś i po
co tu przybyłeś. Chciałeś pozbawić nas posągu boskiego Trygława! (wskazuje
na posąg)
Ksiądz siada, z niepokojem wpatrując się w twarz Niklota.
Ksiądz: — (z wahaniem i obawą) Nie jestem sługą złej sprawy.
Przynoszę wam jedynego, prawdziwego boga.
Książę Niklot: — Doprawdy? A co przyniosłeś tej biednej staruszce,
którą ugodziłeś nożem? (wskazuje na stojący pośrodku izby kołowrotek)
Dziwię się zresztą, że chciałeś ją zabić — ona by cię przecież nie
dogoniła, gdybyś próbował uciekać z posągiem. Czegoś tu nie rozumiem...
(po chwili namysłu) Ty i twój biskup Otton jesteście Niemcami i niemiecką
przynieśliście nam wiarę. Obaj jesteście wrogami wolności, obaj gardzicie
ciałem, a zwracacie się do świata omamień ducha. Gardzicie mądrością,
owocne życie jest dla was bez znaczenia, jesteście piewcami bezczynnej
wegetacji...
Ksiądz: — Nie mów tak, książę! Jak możesz zamykać oczy na prawdę?
Przemawiasz jak Antychryst! Nie godzi mi się tego słuchać! Zamilcz!
Książę Niklot: — Antychryst? Wy, chrześcijanie, określacie tym
mianem wszystko to, co w człowieku godne, wielkie i szlachetne; wszystko to, co
sprawia, że świat pragnie stać się czymś więcej, niż jest. Wiele o was
wiem. Z niejedną wyprawą krzyżową już walczyłem. Czytałem wasze pisma,
znam wasze święte księgi… Jesteście wrogami cywilizacji i kultury To, że
ludzie mają jakieś pragnienia, które lokują na tym świecie, wy nazywacie
„grzechem". Każecie ludziom czuć się winnymi temu, że ...żyją.
Ksiądz: — Jak to „wrogami cywilizacji i kultury"? Przecież to
my przynosimy twoim ciemnym poganom pismo, którego dotąd nie znali!
Książę Niklot: — Nie wasze to pismo, nie wasze! Przecież wasi papieże
sami pisali, że łacina to „język Jowisza"! Z kultury macie tylko
to, co ukradliście pogańskiemu Rzymowi, który przedtem sami wydaliście na
pastwę barbarzyńców! (ironicznie) Bardziej niż walka z barbarzyńcami,
interesowały was modły i pokuty! Co tam Ojczyzna ziemska, przy niebieskiej
Ojczyźnie się ostoim… Ciekawe tylko, dlaczego teraz, zamiast się modlić i umartwiać, przychodzicie tu do nas i przemocą narzucacie nam waszą wiarę...
Ksiądz: — Bo chcemy ocalić wasze dusze od wiekuistego potępienia! Jak
możesz, książę, będąc człowiekiem wykształconym, stawać w obronie bałwochwalstwa?
Jak możesz zwalczać prawdziwą religię? Czy nie słyszałeś o tym, co
zrobiliśmy z posągami waszych demonów w Szczecinie? Czy nie okazało się
dowodnie, że te posągi są tylko bezsilnym drewnem?
Książę Niklot: — Czy naprawdę uważasz, że wasze relikwie też nie
dałyby się porąbać lub spalić? To przecież o niczym nie świadczy! Nic nie
rozumiesz, twoja wiara cię oślepiła. My, poganie, dobrze wiemy, że posągi
naszych bogów zostały wykonane przez ludzi. Przecież zrobienie niektórych
posągów ja sam zleciłem! Posągi to tylko pobożna ofiara na cześć bogów,
to tylko nasze naiwne, ludzkie wyobrażenie ich wyglądu. Każdy chętnie ogląda
podobizny osób, które kocha, nic więc dziwnego, że chętnie ogląda
podobizny bogów. (ironicznie) Każdy, może poza wami, chrześcijanami,
którzy podobno swego boga kochacie, ale widzieć go nie chcecie i podobizn jego
nie czcicie... (poważniejąc) Jeśli jednak ty i twój biskup myślicie,
że bogowie mieszkają w drewnie i że wraz ze zniszczeniem tego drewna zdołaliście
zniszczyć bogów, to jesteście bardzo naiwni. Musisz wiedzieć, mój biedaku,
że istnienie bogów nie zależy od istnienia posągów, a nawet ...nie zależy
od tego, czy ktokolwiek w nich wierzy i składa im hołd. Są przecież nieśmiertelni...
Po latach i wiekach nasi bogowie mogą się upomnieć o swoje prawa, a wtedy,
biada wam, wyznawcy krzyża… To ziemia dumna i niczyja, nikt nie zdoła jej
ujarzmić… (wsłuchuje się w odgłosy, dochodzące z zewnątrz) Słychać
konie moich rycerzy. Dobrze, że już przybyli. Miałem tu na nich czekać.
Ksiądz: — (z oburzeniem) Nasza wiara to wiara prawdziwa, wiara
objawiona wszystkim ludom. To wiara w jedynego, prawdziwego, miłosiernego i wszechmocnego Boga!
Książę Niklot: — Chyba nie mówisz poważnie? Przecież żaden z nas
obu nie wie, którzy bogowie istnieją i ilu ich jest. Różnimy się tylko tym,
że ty udajesz, że wiesz, a w dodatku narzucasz swoją opinię innym. Twoja
religia to niewiedza, podniesiona do rangi dogmatu! „Wierzę, bo to
niedorzeczne" — czyż nie tak stoi napisane w waszych księgach? (po
chwili zastanowienia) Może trochę się rozgadałem, ale tak rzadko mam
okazję, żeby prowadzić dysputę z chrystusowym kapłanem. Wy, chrześcijanie,
zazwyczaj skracacie pogan o głowę, nie dając im szansy na przedstawienie
swoich racji...
Ksiądz: — (puszczając ostatnią uwagę księcia mimo uszu)
Skoro, jak sam przyznałeś, książę, w posągach nie mieszkają wasze demony,
to dlaczego tak te posągi opłakujecie, tak ich bronicie? Po co one są wam
potrzebne?
Książę Niklot: — A po co wam jest potrzebny krzyż? Przecież w drzewie waszych krzyży też nic nie mieszka! Bo chcecie mieć oczywisty dla
wszystkich symbol swojej religii. Nasze posągi pełnią podobną rolę. To
symbole naszej walki, naszego oporu, naszego trwania, naszego ducha. To dlatego
tak prześladujecie i niszczycie posągi bogów, tak się ich boicie. Ty sam
naraziłeś swoje życie, byle tylko dostać w swoje brudne łapy posążek Trygława.
Gdyby twój biskup nie bał się tego posągu, to by cię tu nie wysłał,
prawda? A dlaczego ów świątobliwy tyran powycinał nasze święte drzewa? Także
ze strachu! Człowiek, który boi się drzew, zamiast je czcić, nie jest godny,
by chodzić po ziemi… Po co nam posągi… Tam, na zewnątrz, czekają moi
rycerze. Nie muszę im opowiadać tego wszystkiego, co przed chwilą opowiedziałem
tobie, by wiedzieli, o co walczą. Wystarczy, że pokażę im posążek Trygława,
czczony przez nich i przez ich ojców. Ten posążek poprowadzi nas do zwycięstwa.
(wstaje, przechadzając się po izbie. po dłuższym namyśle) Myślisz
pewnie, że zamierzam skazać cię na śmierć? Nie, nie, mój drogi, to byłoby
zbyt proste… Wy, chrześcijanie, wcale nie jesteście pozbawieni chęci
korzystania z życia, ale wy chcecie cierpieć tu, żeby używać sobie tam, w zaświatach… Ba, niektórzy z was sami poszukują cierpienia po to, żeby
zapewnić sobie tym więcej rozkoszy w niebiesiech... (ironicznie) Gdybym
cię więc skazał na tortury i okrutną śmierć, to wedle twojej religii
zapewniłbym ci wieczną szczęśliwość, a tego właśnie chciałbym uniknąć.
Nie jesteś godzien aż takiej nagrody! Kto wie, może po śmierci zostałbyś
waszym „świętym" i następne pokolenia modliłyby się do ciebie!
Powiedzieliby: bojownik za wiarę, zamordowany przez pogańskiego księcia
Obodrzyców! Nie, nie, stanowczo na to nie zasługujesz! Ja jestem poganinem, ja
nie miłuję moich wrogów, bo to wbrew naturze — ja z wrogami walczę. Dlatego
wolę, żebyś żył wśród swoich, na wolności, a potem zdechł jak pies, nie
zauważony przez nikogo… Twoja śmierć przejdzie bez echa i bez pożytku dla
twojego kościoła — oto moja kara. Dlatego wypuszczam cię wolno. Powiedz
swojemu biskupowi, że nie daruję mu zniszczenia naszych świątyń w Szczecinie. Właśnie zbieram swoich rycerzy i ruszam na zachód, żeby rozgromić
wyprawę krzyżową, którą zmontowali przeciwko mnie niemieccy margrabiowie...
(w kierunku drzwi) Stoigniew! Do mnie! (po chwili do izby wpada
Stoigniew)
Stoigniew: — Wzywałeś mnie, książę?
Książę Niklot: — Wyprowadź go (pokazuje na Księdza) na środek
wsi, a potem zwołaj ludność. Niech pachołkowie pokażą go wszystkim i opowiedzą, po co tu przybył i co zrobił. Niech spojrzy naszym ludziom prosto w oczy. A potem ogłoś, że puszczam go wolno i nie pozwalam go tknąć. Niech
wraca do swojego Ottona.
Stoigniew: — (ze zdziwieniem) Ależ, książę! On musi zginąć!
Gdyby Otton dostał w swoje ręce naszego człowieka, to by go na pewno… (robi
dłonią gest, oznaczający poderżnięcie gardła)
Książę Niklot: — Milcz! Dobrze o tym wiem. Pewnie tego nie pojmiesz,
ale chciałem pokazać temu przybłędzie, że wyznawcy krzyża tylko mówią o miłowaniu nieprzyjaciół, a my, choć wrogów wcale nie miłujemy, to jesteśmy
od nich szlachetniejsi. Czy zrozumiałeś mój rozkaz?
Stoigniew: — (kłaniając się) Tak, mości książę! Stanie się
wedle twojej woli.
Książę Niklot: — Zanim zrobisz to, co ci poleciłem, powinieneś
odebrać z moich rąk nagrodę. Uklęknij, dzielny chłopcze. (Stoigniew klęka
przed księciem na jedno kolano). W nagrodę za twoją czujność, dzięki
której pochwyciłeś tego oto skrytobójcę, wroga naszej wiary, (wskazuje
na Księdza) mianuję cię chorążym mojego wojska. Weź ten posąg i noś
go zawsze z sobą. Strzeż go we dnie i w nocy, także na polu bitwy. (podnosi z podłogi posążek Trygława i całuje go trzykrotnie, za każdym razem z innej strony, a potem podaje go Stoigniewowi)
Stoigniew: — Dzięki ci, panie, za ten zaszczyt! Dzięki! Będę go
strzegł, jak źrenicy oka! (bierze posąg w dłonie i podobnie jak książę
całuje go trzykrotnie. wstaje)
Książę Niklot: — A teraz idź, pokaż ten posąg moim rycerzom i mieszkańcom wsi. (siada) Niech rycerze szykują się do drogi: zaraz do
was dołączę. (do Księdza) Idź sobie i nigdy więcej się tu nie
pokazuj, bo następnym razem nie będę tak wspaniałomyślny. (Ksiądz
wstaje i podchodzi do drzwi)
Stoigniew: — (radośnie) Już się robi, szlachetny książę!
Chciałbym tylko najpierw poinformować cię, książę, że razem z twoimi
rycerzami właśnie przybył tu goniec z Arkony, twój giermek. Czy mam go wpuścić?
(widząc potakujący gest księcia, wychodzi z posągiem w dłoniach, prowadząc
przed sobą Księdza. po chwili słychać dobiegające z zewnątrz, gromkie
okrzyki radości)
Książę Niklot: — (z westchnieniem ulgi, sam do siebie)
Nareszcie! Nareszcie! Wróżby, same w sobie, mogą nie mieć większego
znaczenia, ale jakże one wpływają na waleczność wojska!
1 2 3 Dalej..
« Jednoaktówki (L.B.) (Publikacja: 02-08-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 13 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1667 |
|