Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.956 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Niech młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, ale i starzec niech się nie czuje niezdolny do dalszego jej studiowania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno, aby zacząć troszczyć się o zdrowie swej duszy.
 Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)

Ajakos [2]
Autor tekstu:

Kwiatkowski: — (odstawia pusty kielich na podłogę) Niezły drink, ale pijałem lepsze. (rozkłada bezradnie ręce) Nie, to nie na moją głowę. Teraz, po tym wszystkim, co tu usłyszałem, wolałbym wypić jakieś piwo. Albo pół litra pod śledzika… Bo tak w ogóle to jestem trochę głodny... Macie tu jakiś bufet?

Hermes: — (śmiejąc się) Ci ludzie! Zawsze tacy sami — nie rozumieją powagi sytuacji. Jakie piwo, jakie pół litra? Zabawne. Tu, na Olimpie, nikt takich rzeczy nie potrzebuje. Musi nam wystarczyć ambrozja.

Kwiatkowski: — Uzależniliście się od ambrozji? Nałogi są niebezpieczne. (przełyka ślinę) Ale ja naprawdę bym coś zjadł… Czy wy nie odczuwacie takich zwykłych… ludzkich potrzeb?

Hermes: — Ludzkich? Z reguły nie. Czego nie pragniemy, tego brak nie sprawia nam przykrości… Na tym właśnie polega boskość. Mamy tylko takie słabostki, jakie chcemy mieć. Ja na przykład lubię czasem pospać. (ziewa przeciągle) A ty swoim przybyciem wyrwałeś mnie z drzemki… Mam nadzieję, że było warto… (ziewa raz jeszcze) Za chwilę zostaniesz osądzony. (pociera dłonią oczy)

Kwiatkowski: — Osądzony? Właśnie, właśnie, mówiłeś o jakimś procesie! Że niby ja nie żyję… Przecież to bzdura… (klepie się po policzkach, szczypie w dłonie) Czuję! Czuję! Więc na pewno jestem żywy! Nie jestem duchem!

Hermes: — Niezły żart! Co mi tu będziesz gadał, śmiertelniku: bez trudu odróżniam żywego człowieka od jego duszy…

Kwiatkowski: — (z rozpaczą) Ale dlaczego Olimp? Przecież greccy bogowie to tylko bajka, mit… Nie macie prawa mnie sądzić! Nigdy nie byłem waszym wyznawcą! Wy nie istniejecie! Istnieje tylko jeden Bóg! Jeden Bóg w trzech osobach. Ja w to wierzę!

Hermes: — Wiem, że wy tam na ziemi w to wierzycie. (żartobliwie) Czyli że mnie niby nie ma, co? Wasza strata. To, czy ktokolwiek w nas wierzy, nie ma wpływu na to, czy istniejemy. Odkąd w Grecji, w Rzymie i w całej Europie zapanowało chrześcijaństwo, mniej interesowaliśmy się ludźmi, to fakt. Tylko ja, jako specjalista od przemieszczania się (pokazuje na swoje skrzydełka), od informowania i od plotkowania, na bieżąco obserwuję, jak sobie ludzkość radzi. Nie powiem, żeby szło wam ostatnio najlepiej… (po chwili) A potem opowiadam wszystko ojcu Zeusowi i innym bogom. Nieraz o tym dyskutujemy. Czasem jeszcze Ares włączy się w jakąś wojnę, Apollo muśnie skrzydłem geniuszu któregoś poetę, Afrodyta zamiesza ludziom w uczuciach… W sumie nic wielkiego.

Kwiatkowski: — (z obawą) Co ze mną będzie? Proszę mi powiedzieć…

Hermes: — Nie martw się. Tu nie spotka cię krzywda. Możesz być pewny, że Ajakos osądzi cię sprawiedliwie.

Kwiatkowski: — Sprawiedliwość? Po co mi sprawiedliwość? A gdzie miłosierdzie?

Hermes: — Jeśli wolisz miłosierdzie od sprawiedliwości, to znaczy, że masz coś na sumieniu. Mam rację?

Kwiatkowski: — (oburzony) Nieprawda! Nie mam nic na sumieniu! Niech się drapie, kto ma krosty, ja nie mam się czego obawiać! (spoglądając badawczo na Hermesa) Zresztą, skąd niby miałbyś znać moje życie? Skąd?

Hermes: — Wierz mi czy nie, ale je znam. Jestem bogiem. To ci powinno wystarczyć za odpowiedź. Nigdy nie pytaj bogów skąd, kiedy, dlaczego… Wy, ludzie, błądzicie po omacku. Bardziej bać się inkwizycji czy herezji, suszy czy powodzi, uczłowieczyć boga czy ubóstwić człowieka: oto wasze, ludzkie dylematy. (śmieje się) Byłyby one coś warte, gdyby nie to, że taka na przykład herezja nie istnieje. Nas, bogów, nikt i nic nie jest w stanie obrazić. Możesz myśleć i robić, co tylko chcesz — daję ci wolność! Twoje modły, twoje dobre uczynki nie są nam, bogom, do niczego potrzebne! Mogą się przydać tylko tobie. A jeśli i tobie nie są potrzebne, to ...nie męcz się bez potrzeby.

Kwiatkowski: — Nic nie pojmuję, głowa mnie boli… Jak żyć, w co wierzyć, na co liczyć... Kiedy przybędzie tu Zeus, żeby mnie osądzić?

Hermes: — Zeus nie zajmuje się takimi drobnostkami. Ciebie, jak wszystkich zmarłych, osądzi Ajakos. To był niegdyś człowiek, taki jak ty… Żył dawno temu. Gdy umarł, zjawił się tutaj, a Zeus uznał go za najsprawiedliwszego z ludzi. Od tej pory to Ajakos sądzi wszystkie dusze zmarłych. Będzie też sądził ciebie.

Kwiatkowski: — Też mi coś! Na Olimpieaż roi się od bogów, a sąd nad duszami zmarłych ma odprawiać zwykły człowiek? Dlaczego? Żył w innej epoce, co on może wiedzieć o czasach, w których ja żyłem? Pewnie pasł kozy na zboczach okolicznych gór, miał skromne, ale proste życie, nie stawał przed trudnymi wyborami… Na jego miejscu ja też pewnie zostałbym najsprawiedliwszym z ludzi… Niezła fucha, sam bym tak chciał…

Hermes: — (z pobłażliwym uśmiechem) Ciesz się, że nie będziesz sądzony przez bogów. Oni nie mają zrozumienia dla ludzkich rozterek i słabości, bo przecież sami ich nigdy nie zaznali. Są wieczni i doskonali. Ja lepiej rozumiem ludzi, niż inni bogowie, ale też… (spogląda w prawo, gdzie pojawia się zakapturzona postać) A oto i twój sędzia: Ajakos!

Ajakos wolnym krokiem podchodzi do Hermesa, kłania mu się, przez dłuższą chwilę przygląda się badawczo Kwiatkowskiemu, a potem siada na trzecim krześle.

Hermes: - (do Kwiatkowskiego) On zna twoje życie lepiej od ciebie.

Kwiatkowski: — (półgłosem, sam do siebie) Akurat!

Hermes: — (rozsiadając się wygodniej) Teraz obejrzymy wybrany fragment twojego życia…

Kwiatkowski: — Fajnie tu macie, na tym Olimpie, nie ma co. Oglądacie świat jak jakiś reality show... (po chwili) Po co pokazywać moje życie, jeśli wy obaj i bez tego je znacie?

Hermes: — Do tej pory żyłeś. Teraz spójrz na swoje życie z boku, jako widz. Może zrozumiesz więcej?

Kwiatkowski: — Nie jest mi to potrzebne. Tak sobie radziłem, jak mogłem, postępowałem uczciwie, jeśli tylko nie przynosiło mi to szkody… Czy dobrze przeżyłem życie? Nie miałem czasu o tym myśleć, byłem zajęty ważniejszymi sprawami… (po chwili zastanowienia) Może i mógłbym lepiej zarządzać moim życiem… Ale chyba nie było aż tak źle… Nie grzeszyłem zbyt często, modliłem się, chodziłem do kościoła, do spowiedzi… (milknie, z przerażeniem zatykając sobie usta dłonią)

Hermes: — (z rozbawieniem) W tym akurat miejscu nie jest to tytułem do chwały… Ale też nie jest powodem do obaw. Zeus nie żąda od ludzi, żeby go kochali, pozwala ludziom modlić się, do kogo tylko chcą… (z ironią) Jak powiedziałeś? Zarządzać życiem? A nie lepiej byłoby po prostu żyć? Życie to nie jest biznes-plan.

Kwiatkowski: — Zeus nic od ludzi nie żąda? Dziwne. Po co w takim razie jest bogiem?

Hermes: — Nie czas teraz na takie pytania. Lepiej popatrz… (gdy kończy mówić, w holu robi się coraz ciemniej, aż zapada mrok)

Kwiatkowski: - (z niepokojem) Co się dzieje? Czemu zrobiło się ciemno? Elektryczność wam wysiadła?

Hermes: — Chcę ci pokazać twoje życie… Już mówiłem.

Kwiatkowski: — Chyba nie najlepsza pora… Wolałbym obejrzeć jakiś film, najlepiej coś z fantastyki… A jeżeli już ma to być moje życie, to chyba nie całe? Ten seans musiałby potrwać prawie pięćdziesiąt lat...

Hermes: — Nie całe. Przypomnę ci najpierw jedno, drobne zdarzenie… Pamiętasz, jak się zaczęła twoja droga do bogactwa? Rozmawiałeś z burmistrzem, w jego gabinecie... Zobacz!

SCENA DRUGA

Lewa strona sceny zostaje oświetlona. Na fotelach, po przeciwnych stronach małego stolika, siedzą: Burmistrz i Kwiatkowski.

Kwiatkowski: - (pokazuje na leżące na stole dokumenty) Niezłe, co? Jak się panu podoba mój plan? Na tej hali można zarobić.

Burmistrz: - No, no...(podnosi do ust filiżankę z kawą, pije, a potem odstawia ją) Muszę przyznać, że zaskoczył mnie pan dzisiaj, panie Zbigniewie... Pomysł jest dobry i, by tak rzec, ...śmiały.

Kwiatkowski: - Ale da się zrealizować.

Burmistrz: - Bez wątpienia. Da się. Hala magazynowa od dawna stoi pusta, a Rada Miejska już dwa lata temu podjęła uchwałę, pozwalającą na jej sprzedaż. Tyle, że jak dotąd nie było kupca. Hala jest duża, byle sklepikarz jej nie kupi.

Kwiatkowski: — No właśnie. I tu się otwiera pole dla mnie. Ja kupca znalazłem, i to niezłego - to duża, międzynarodowa firma handlowa. Rozmawiałem z prezesem tej firmy, jest tą halą zainteresowany, chciałby w niej uruchomić jakiś skład czy hurtownię... Oczywiście prezes nie wie, że właścicielem tej hali jest miasto, on myśli, że hala jest moja.

Burmistrz: — I bardzo dobrze. Nie wyprowadzajmy go z błędu! Zrobimy tak, jak pan proponuje. Sprzedam tę halę panu, formalności załatwimy od ręki: niech pan jutro przyjdzie po dokumenty. Mając te papiery,stanie się pan formalnym właścicielem hali.

Kwiatkowski: - Jasne! (po chwili, z szerokim uśmiechem) Z zastrzeżeniem, że nie będę musiał od ręki płacić za tę halę. Przecież nie mam na to pieniędzy…

Burmistrz: — Obaj wiemy, o co chodzi. Urzędowi Miejskiemu nie będzie się przesadnie spieszyło. Mówiąc między nami: zapłaci pan miastu dopiero wtedy, gdy sprzeda pan halę tamtej firmie… Zapłaci pan miastu z ich pieniędzy… (z naciskiem) Od miasta kupi pan tanio, więc różnica między obu cenami pewnie będzie spora...

Kwiatkowski: — Mam taką nadzieję. Liczę, że zysk wyniesie około… (urywa, bo Burmistrz gestem dłoni nakazuje mu milczenie)

Burmistrz: — Na konkretne kwoty przyjdzie jeszcze czas. Pożyjemy, zobaczymy. Mnie teraz interesuje tylko jedno: jaka część tej różnicy będzie dla mnie…

Kwiatkowski: — Myślę, że jakieś dwa… (z wahaniem) trzydzieści procent!

Burmistrz: — To rozumiem — trzydzieści procent. Lubię konkretnych ludzi i szybkie decyzje. Trzymam pana za słowo. Ja zajmę się dokumentami, a pan niech się weźmie za tego prezesa. Skoro on jest naprawdę zainteresowany, to nie powinno potrwać długo. Do dzieła! (wstaje)


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Copywriter
Formalne bycie razem


« Jednoaktówki (L.B.)   (Publikacja: 21-08-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1821 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365