|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Zdrowie
Przychodzi rep do lekarza Autor tekstu: Wojciech Szczęsny
Tekst p. Marty Makowskiej na
„Racjonaliście" zaskoczył mnie. Oczywiście nie jego treść czy tym
bardziej komentarze (pozwolę sobie je pominąć). Zaskoczył mnie fakt
opublikowania go właśnie tu. Bo co właściwie miał udowodnić? Fakt, że
lekarze kontaktują się z przedstawicielami firm? Że tamtym zależy na sprzedaży?
Czy może to że przedstawiciele wykorzystują techniki marketingowo -
psychologiczne, jakich uczą się na szkoleniach? To wszystko prawda. Oczywiście
nie mam prawa wątpić w wyniki pracy p. Makowskiej, lecz
ze zdumieniem przyjąłem fakt, że bez mała 50% moich kolegów nie wie, iż
firmy oddziałują na nich, a może lepiej powiem próbują oddziaływać.
Byliby lekarze takimi idiotami, czy też ja jestem tak mądry, bo wiem to co
najmniej od roku 1986 kiedy zacząłem pracę w zawodzie (no może 3-4 lata później
od kiedy to „repy" [ 1 ]
zaczęły do mnie przychodzić). Nigdy nie miałem złudzeń, o co chodzi i nigdy też nie „siedziałem w kieszeni" żadnej firmy. No może jak mawia
poeta "gdyby mnie piękniej kuszono..."
. Nie powiem, szuflady me pełne są
długopisów, smyczy, „pendrivów" (psują się jak cholera) z napisami, które
są nazwami leków. O! Jeden leży na biurku obok monitora. Powiem że mam też
pióro wieczne, kilka książek medycznych, a kilka razy byłem na kongresach
medycznych za pieniądze firm. A byłem
też na 2-3 kolacjach (słowo, nie
przekroczyłem w konsumpcji stówy). Dostałem też zegarek marki „Swatch",
ale się zaraz zepsuł… Idealnie
wiec spełniam to co wykazała p. Makowska na wykresie. No dobrze, a teraz będzie
poważniej. Firmy szukają rynków zbytu, a są
nimi pacjenci via lekarze. Proste jak grób Lenina (kurcze miało być poważnie,
już się poprawiam). Chciałbym wyraźnie oddzielić zwykłych lekarzy od
decydentów (dyrektorzy, kierownicy instytutów i znanych klinik, ludzie
odpowiedzialni za przetargi, listę leków refundowanych et caetera.) To inna
bajka i możliwe, że są tam przekręty, o jakich mi się nawet nie śni. Nie
dyskutujmy o nich. Takowe są w każdej dziedzinie gospodarki. Oczywiście za
dobre ustawienie przetargu na lek czy tomograf komputerowy można pojechać na
Bali czy do Meksyku na „konferencję" rzecz jasna. Ale czy mamy rozmawiać o przestępcach?
Wróćmy więc do zwykłego „dochtora".
Przedstawiciel przychodzi i mówi mu o nowym preparacie. Ktoś napisał w komentarzu, że lekarze powinni dowiadywać się o nich z czasopism medycznych.
Brawo! Ale nie wszyscy lekarze je czytają, a nie wszystkie też preparaty są
tam omawiane — daję słowo, bo sporo tego czytam czasem nawet „nie po
naszemu". Tak wiec „rep" jest cennym źródłem wiedzy o nowościach
farmaceutycznych. Żeby doktor pamiętał daje mu 123- ci długopis w tym roku.
I teraz będzie naprawdę poważnie. Jeśli lekarz jest człowiekiem głupim (a
znam takich), będzie zapisywał ów lek licząc, że dostanie drugi długopis,
może kolację czy też jakiś inny gadżet-podziękowanie, nie zadając sobie
trudu oceny jego działania. Medyk mądry przyjmie długopis i mając na uwadze
zastosowanie preparatu zapisze go kilku- kilkunastu osobom i sprawdzi czy działa.
Czy mamy zakładać, że każdy preparat „wsparty" długopisem jest nic nie
warty? Kiedy okaże się jak jest, przy
następnej wizycie powie o tym „repowi" uczciwie i albo dostanie następny długopis
lub książkę, albo pożegnają się bez urazy. Jeszcze inna sytuacja, której
sam doznaję. Działając na polu chirurgii gastrologicznej stosuję tzw.
inhibitory pompy protonowej czyli leki przeciwwrzodowe. Jest ich na rynku
polskim około 20. Działanie ich jest, powiedzmy to szczerze, zbliżone, przy
czym te droższe (oryginalne nie generyczne) działają nieco lepiej. Ale
doprawdy różnica jest prawie żadna. Z czystym więc sumieniem mogę zapisywać
te czy tamte. Przyznam, że kiedy odwiedzi mnie przedstawiciel firmy produkującej
lek — inhibitor X , być może następna recepta będzie właśnie na ten
specyfik. Nigdy tak nie będzie, jeśli wiem że lek tej firmy jest gorszy. Chyba,
że na żądanie pacjenta (jeśli rzecz jasna są wskazania). Podobnie jest z tzw. frakcjonowanymi heparynami i jeszcze kilkoma grupami leków.
Wydaje mi się, że jak w każdej
dziedzinie życia, tak i w relacjach lekarz — firma winna działać zasada:
„Jeśli nie wiesz jak się zachować, zachowaj się porządnie". Zapisując
leki, o których wiesz, że są nic nie warte, po to żeby dostać budzik, jesteś
szują. Jeżeli natomiast masz doświadczenie, że
ten specyfik działa i nie daje skutków ubocznych, stosuj go i bez zachęty.
Doprawdy recepta na przyzwoitość
jest prosta. Nawet bez udziału „repa".
Przypisy: [ 1 ] "Rep" popularna nazwa reprezentanta firmy medycznej « Zdrowie (Publikacja: 23-07-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2052 |
|