|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
STOWARZYSZENIE » Biuletyny
Biuletyn Neutrum, Nr 4(12), Wrzesień 1994 [1]
Spis treści:
Kompromis prawie nie do przyjęcia
Odpowiedzialne rodzicielstwo polega na...
Zdrowie w nawiasach
Inne stanowiska
Światowy imperializm
Interpelacja Z zarządzenia nr 72 MON
Letnie Polaków rozmowy
„Neutrum" w sprawie ustawy
Listy
Program respektowania wolności sumienia...
Czy potępić nudystkę?
Jakie społeczeństwo?
Kościół przemawia także w ich imieniu...
Drobiazgi
Życie największą wartością? W bibliotece Biura Krajowego *
KOMPROMIS PRAWIE NIE DO PRZYJĘCIA
Rozmowa z Wanda Nowicką z „Neutrum",
dyrektorką Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny
-
Tak się złożyło, że pierwsze echa
twojej działalności w Kairze dotarły do nas dzięki konferencji prasowej działaczek
polskich ruchów obrony życia. Musiałaś tam odnieść duży sukces, skoro mają
ci za złe, że budziłaś zbyt duże zainteresowanie. Nazywają cię przy tym
albo „członkinią polskiej delegacji na Konferencję Kairską" albo „członkinią
jednej z polskich delegacji pozarządowych". Jaki był właściwie twój
status na tej konferencji?
-
Byłam tam przedstawicielką Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny,
czyli organizacji pozarządowej.
-
O co chodziło w tej konferencji?
-
Konferencja kairska na temat ludności i rozwoju była już trzecią tego typu
konferencją. Poprzednie odbyły się w 1974 r. w Rumunii i w 1984 r. w Meksyku.
Powodem ich zwoływania jest zaniepokojenie szybkim wzrostem liczby ludności na
świecie. Na przestrzeni lat dokonała się jednak ogromna zmiana w podejściu
do tego zagadnienia, o czym świadczy choćby nazwa ostatniej konferencji.
Problemy demograficzne traktuje się teraz łącznie z problemem rozwoju i postępu
świata. Uważa się, że w miarę rozwoju krajów Trzeciego Świata, gdzie jak
wiadomo rodzi się najwięcej dzieci, przyrost naturalny będzie spadał.
Ponieważ rozrodczość to przede wszystkim sprawa kobiet, dlatego przypisano im
tak wielką rolę w dokumencie końcowym konferencji kairskiej. Jest tam cały
rozdział na temat równouprawnienia, umożliwienia kobietom równego startu. Założenie
jest takie, że jeśli stworzy się kobietom warunki do realizowania się w inny
sposób niż tylko przez macierzyństwo, wtedy przyrost w naturalny sposób
spadnie. Tak więc, w odróżnieniu od poprzednich konferencji, nacisk położono
na poprawę warunków życia w najbiedniejszych krajach, nie zaś na
dostarczanie środków umożliwiających planowanie rodziny, które często bywały
nadużywane.
-
Jaka była relacja między dwiema
konferencjami w Kairze: delegacji rządowych i organizacji pozarządowych?
-
Na ostatniej konferencji przygotowawczej w Nowym Jorku połączenie między
organizacjami pozarządowymi, a oficjalnymi delegacjami państw było znacznie
silniejsze niż w Kairze. Można było wchodzić na salę obrad i kontaktować
się z delegatami rządowymi. W Kairze były dwa oddzielne zgromadzenia: forum
delegacji rządowych, na które delegacje pozarządowe właściwie nie miały
wstępu, najwyżej na galerię, i forum organizacji pozarządowych, które
obradowały w zupełnie innym budynku. Obrady obu zgromadzeń przebiegały równolegle.
-
Jakie były formy działania organizacji
pozarządowych na konferencji kairskiej?
-
Było tam reprezentowanych kilka tysięcy organizacji, wśród nich wiele
takich, które nie interesowały się w ogóle przebiegiem oficjalnej
konferencji ani dokumentem końcowym. Przyjechały tylko po to, żeby
przeprowadzić różne warsztaty, zajęcia, nawiązać kontakty. Inne znów żywo
interesowały się proponowanym dokumentem, tak jak organizacja, która mnie
zaprosiła, czyli International Women's Health Coalition. Te organizacje
zajmowały się głównie pracą nad tym tekstem, śledząc na bieżąco postępy
prac. Najaktywniejsze były organizacje kobiece. W sytuacji, kiedy wiadomo było,
że jakiś zapis nie przejdzie, trzeba było proponować inny, który naszym
zdaniem byłby do przyjęcia, starając się zarazem przewidywać posunięcia
drugiej strony na trzy kroki naprzód: jeżeli oni zaproponują to, my
zaproponujemy tamto. Trzecią formą działania była praca z mediami,
przekazywanie naszych stanowisk.
-
Czy propozycje organizacji pozarządowych
były rzeczywiście brane pod uwagę przez oficjalne delegacje?
-
Oczywiście, tyle że nie mogłyśmy zgłaszać ich bezpośrednio. Robiło się
to za pośrednictwem znajomych delegatów rządowych. Ostateczna wersja
dokumentu jest w ogromnej mierze dziełem organizacji kobiecych, które studiowały
go ponad rok i miały opracowane różne wersje poprawek. Profesjonalizm
przedstawicielek tych organizacji był imponujący. Były wspaniale przygotowane
do konferencji, często lepiej niż oficjalni delegaci. Moja sytuacja była o tyle gorsza, że trudno by mi było wywierać wpływ na polską delegację rządową,
co nie znaczy, że nie próbowałam. Z niektórymi osobami można było
porozmawiać. Ale znałam też wielu delegatów rządowych z innych krajów.
-
Czy możesz podać jakieś przykłady
kompromisowych zapisów w dokumencie?
-
Wielkie walki z przedstawicielami Watykanu i państw pozostających pod silnym
wpływem Kościoła toczyły się o sprawy młodzieży. Była na przykład
propozycja zapisu, że kraje powinny się starać, by zdrowie reprodukcyjne
zostało zagwarantowane osobom w każdym wieku. Przyjęta wersja kompromitowana
mówi o „odpowiednim" wieku. Było też, że edukacja seksualna powinna się
zaczynać we wczesnym wieku w rodzinie, środowisku i w szkole. Kompromisowa
wersja mówi znów o odpowiednim wieku. Dopisano także w kilku miejscach
warunek poszanowania wartości kulturowych i wierzeń religijnych, który może
być bardzo szeroko interpretowany.
-
A czy możesz powiedzieć, czego się
tamtej stronie nie udało osiągnąć?
-
Wielu rzeczy, na przykład uznano jednak niebezpieczną aborcję za problem
zdrowia publicznego. Stwierdzono, że kraje powinny dążyć do tego, by jej
zapobiegać przez planowanie rodziny, i robić wszystko, aby wyeliminować
zjawisko niebezpiecznej aborcji, to znaczy aborcji nielegalnej, dokonywanej w złych
warunkach. Nie udało się też wyrzucić zapisów dotyczących praw
reprodukcyjnych i seksualnych.
-
Największy sukces tamtej strony?
-
Udało im się zrobić zastrzeżenie, że aborcja pozostanie nielegalna tam,
gdzie jest nielegalna.
-
Zostałaś zaatakowana przez „Słowo"
za swoją wypowiedź dotyczącą papieża. Jak to było?
-
To było na konferencji prasowej zorganizowanej w najbardziej krytycznym
momencie całej konferencji kairskiej, kiedy wydawało się, że delegaci doszli
już do jakiegoś kompromisu. Nawet najbardziej oporne kraje, jak Malta,
Nikaragua i Honduras zgodziły się na proponowane zapisy. Wtedy zapytano
Watykan, czy jest skłonny to przyjąć. Przedstawiciele Watykanu obiecali
odpowiedzieć nazajutrz rano. Jak się potem okazało, przez całą noc bardzo
intensywnie pracowali nad urobieniem tych kilku krajów, rano zaś stwierdzili,
że się nie zgadzają.
-
Tamte kraje również? — W tym momencie tamte kraje również. Wtedy rzeczywiście organizacje skupione w Women's Caucus zareagowały, bo zaproponowany kompromis już i tak był dla
nich prawie nie do przyjęcia. Ustępstwa były zbyt duże, zupełnie nie
wiadomo dlaczego, bo kraje żądające restrykcji są na świecie w mniejszości.
Ale ze względu na politykę Watykanu ten zbyt kompromisowy kompromis, ten
consensus był już bliski. I w tym momencie Watykan mówi „nie". Zwołałyśmy
więc konferencję prasową chcąc zaapelować do delegatów, żeby już nie
szli na dalsze ustępstwa. Chciałyśmy powiedzieć, że ten consensus dla nas
kobiet jest już w zasadzie nie do przyjęcia, dla nich też jest nie do przyjęcia, i naprawdę tak dalej być nie może. Wystąpiłam wtedy powołując się na doświadczenia
polskie, z których wynika, że Watykan nie jest zdolny do kompromisów, że
zawsze będzie chciał więcej. Dlatego właśnie zaapelowałam do delegatów,
żeby pamiętali o kobietach i żeby się nie spodziewali, iż Watykan w pewnym
momencie ograniczy swoje żądania. Wtedy właśnie powiedziałam, że jestem z Polski, a papież, niestety, jest Polakiem, w związku z tym jego
zainteresowanie tymi sprawami w naszym kraju jest szczególne.
-
Mówiąc o k rajach, które zgłaszały
zastrzeżenia do dokumentu, nie wymieniłaś Irlandii. Jakie oni zajęli
stanowisko?
-
Irlandia funkcjonuje w ramach Unii Europejskiej, która wypowiada się jednym głosem.
Dlatego zresztą Unia jest mniej radykalna, niż mogłaby być, gdyż musi
reprezentować wspólne stanowisko wszystkich członków. Jej stanowisko było
więc kompromisowe. W momencie, kiedy wiadomo było, że ustępstwa są już
bardzo daleko posunięte, odbyło się spotkanie europejskich organizacji pozarządowych z delegatami Unii Europejskiej. Na tym spotkaniu też zabrałam głos. Powiedziałam,
że powinni zdać sobie sprawę, iż ten dokument niewiele daje krajom Europy
Wschodniej, w których prawa reprodukcyjne są bądź zagrożone, bądź
odebrane. A przecież żyjąc na tym samym kontynencie funkcjonujemy trochę jak
naczynia połączone: to, co się dzieje w naszych krajach, nie pozostaje bez wpływu
na kraje zachodnie. Liczymy więc na wsparcie przez kraje zachodnie dążeń
kobiet z Europy Wschodniej w dziedzinie praw reprodukcyjnych, już może nie w odniesieniu do konferencji, ale w ogóle w przyszłości. Wielu delegatów
gratulowało mi potem tego wystąpienia, między innymi z Włoch i Anglii.
-
Są dwie rozbieżne opinie na temat
rezultatów konferencji kairskiej. Jedna, że wielkim zwycięzcą okazały się
organizacje feministyczne, i druga, że rezultaty nie są takie, jakich
feministki oczekiwały. Co o tym sądzisz?
— W porównaniu z poprzednimi konferencjami jest to ogromny krok naprzód. Niektóre
punkty dokumentu końcowego zostały nawet lepiej sformułowane niż w propozycjach organizacji kobiecych. Osiągnięto więc, co tylko można było
osiągnąć, choć na pewno chciałyśmy więcej. Jednak kobietom polskim ten
dokument niewiele daje, gdyż bezpieczną aborcję uznaje tam, gdzie nie jest
sprzeczna z prawem. Nie mamy więc podstaw, by dzięki niemu próbować zmienić
polskie prawo. Ale rozumiem tych, którzy się cieszą, że znalazły się takie
sformułowania, jak „regulowanie płodności", „zdrowie seksualne" i „prawa seksualne", choć w pewnym momencie rokowań wydawało się już, że
słowo „seksualne" się nie utrzyma, że zostaną tylko prawa
„reprodukcyjne". Rozmawiałam tam z dziewczyną z Nigerii, którą zapytałam,
czy aborcja jest u nich dozwolona. Odpowiedziała, że nie. Spytałam, więc,
czemu się cieszy, przecież ten dokument nie da jej prawa do aborcji. Jednak
okazało się, że skoro uznano w nim aborcję za poważny problem zdrowotny (major
health issue), wobec tego kraje, gdzie dokonuje się niebezpiecznych,
nielegalnych aborcji, będą to mogły jakoś wykorzystać, choć może nie w bezpośredni sposób.
-
Czy są w dokumencie końcowym zapisy, które
coś nam jednak dają? — Z punktu widzenia naszego kraju ważne jest, że w tym dokumencie wyodrębniono
kraje z gospodarką w okresie przejściowym, czemu sprzeciwiały się państwa
Trzeciego Świata. Przedtem był tylko podział na rozwijające się i rozwinięte.
Za takim stwierdzeniem kryją się możliwości uzyskania pomocy finansowej
przez Europę Wschodnią.
-
Czy dokument stwierdza, że istnieje coś
takiego jak prawo do antykoncepcji?
-
Antykoncepcja jest w nim oficjalnie uznana, choć Watykan zgłosił oczywiście
swoje zastrzeżenia, na przykład co do prezerwatywy jako środka zapobiegania
AIDS.
-
Przedstawicielki ruchów obrony życia zgłosiły
pretensje, że w Kairze wypowiadałaś się w imieniu wszystkich polskich
kobiet. Czy rzeczywiście tak było?
-
Nigdy nie twierdziłam, że mówię w imieniu wszystkich polskich kobiet. Mówiłam w imieniu własnym, naszych organizacji i przynajmniej tych wszystkich kobiet,
które do nas dzwonią i piszą.
-
Czy udało ci się kiedykolwiek przedtem
zyskać taką reklamę swojej działalności, jak ta, którą zawdzięczasz
teraz konferencji prasowej polskich ruchów obrony życia?
-
Nie, i trzeba powiedzieć, że z tego punktu widzenia był to ogromny sukces. W zasadzie należy im się za to wdzięczność. Nie liczyłam na tak wielkie
zainteresowanie strony przeciwnej.
-
Czy podczas konferencji kairskiej były
jakieś incydenty na tle walki ideologicznej? Nikt nikogo nie pobił?
-
Było zupełnie spokojnie. Tylko przed wejściem do głównej Sali obrad stał
zawsze ten sam promiennie uśmiechnięty pan, który trzymał wielkie pudło z figurkami płodów i podstawiał je każdemu wchodzącemu zmuszając, żeby
zajrzał do środka.
-
Czy chciałabyś jeszcze coś dodać na
zakończenie?
-
Parę słów na temat organizacji pozarządowych. Ich rola z każdą konferencją
rośnie; są niezwykle skuteczne. O uznaniu tej roli świadczy choćby to, że
ich przedstawiciele byli członkami bardzo wielu oficjalnych delegacji na
konferencję, zwłaszcza tych z krajów zachodnich. Oczywiście nam to na razie
nie grozi, gdyż rząd nie reprezentuje naszych interesów, jesteśmy wobec tego w opozycji. Organizacje społeczne zostały rzeczywiście dowartościowane w Kairze. Na przykład wszyscy oficjalni goście konferencji, jak Al. Gore czy
pani premier Norwegii, poza zgromadzeniem delegatów występowali również na
forum organizacji pozarządowych. Mało tego, nasze spotkania były znacznie
ciekawsze, ponieważ na forum rządowym były wyłącznie przemówienia, a u nas
mogła to być nawet rozmowa. Znaczenie organizacji pozarządowych bierze się
jeszcze stąd, że one właśnie będą potem realizowały programy zawarte w pokonferencyjnym planie działania lub nadzorowały ich realizację.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Biuletyny (Publikacja: 25-11-2002 Ostatnia zmiana: 14-04-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2060 |
|