|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Antropologia filozoficzna
Prawda mojsza niż twojsza, czyli antypody dialogu międzyreligijnego [3] Autor tekstu: Małgorzata Joanna Adamczyk
Współcześnie coraz więcej misjonarzy, nim wyjedzie na misje, studiuje
antropologię kulturową [ 25 ],
by lepiej poradzić sobie w terenie. Inicjatywa ta, pomijając jej
niejednoznaczność [ 26 ],
nie wydaje się chybiona. Jest jednak o tyle problematyczna, że służy
przede wszystkim samym misjonarzom, przygotowując ich do zmierzenia się z czekającym ich szokiem
kulturowym [ 27 ]
(por. załączony schemat).
Duane Elmer, Cross-Cultural
Connections,
Downers Grove: InterVarsity Press 2002, s. 72; cyt. za:
Howard Culbertson,
Understanding culture stress. Coping
with culture shock,
strona odwiedzona 29 stycznia 2008 o godzinie 14:45.
Zdania takie jak „studiowanie wartości
duchowych i religijnych ludów afrykańskich jest wskazane i konieczne, gdyż
są one podstawą owocnego dialogu z ich kulturami i religiami oraz służą
lepszemu przepowiadaniu Afrykanom Dobrej Nowiny i jej inkulturacji w Afryce"
[ 28 ]
brzmią rzeczywiście pięknie. Pytanie jednak, na ile ten dialog z kulturami i religiami to slogan przykrywający zdobywanie wiedzy po to, by skuteczniej
nawracać, a nie po to, by drugą stronę dialogu traktować serio. Choć w sferze deklaracji studiowanie antropologii ma na celu nauczenie przyszłych
misjonarzy „nie-etnocentryczne[go] i otwarte[go] podejścia do rodzimych
kultur i religii" i przyczynienie się do „poznania rodzimych zwyczajów,
struktury i organizacji społecznej, folkloru, mitologii, religii i filozofii" [ 29 ],
to jednak w praktyce tym, do których misjonarze przyjeżdżają, ich
antropologiczne studia nie okazują się specjalnie pomocne.
Dla badanego przez Douglas plemienia Lele naczelną wartość stanowił
spokój [ 30 ].
Za źródło wszelkich jego zakłóceń uważano czary; były one przyczyną
każdego nieszczęścia, uniwersalną odpowiedzią na pytanie unde malum.
Dlatego też w chwilach szczególnie kryzysowych (zwłaszcza gdy populacja
wzrastała na tyle, że przekraczało to wydajność grupy) oskarżenia o czary szczególnie się nasilały. Rzucali je głównie młodzi mężczyźni
(których pozycja w strukturze społecznej była niska; długo musieli pracować u starych wujów, by zyskać środki na zakupienie żon) przeciw starym (których
pozycja w społecznej strukturze z pozoru była silna — mieli dobra
materialne i wiele żon, dlatego też sądzono, że to z pewnością oni sięgali
po czary — po pierwsze z pazerności, by mieć jeszcze więcej, po drugie — by chronić to, co już mają). Gdy oskarżeń było wiele, a napięta
atmosfera uniemożliwiała społeczności dalsze funkcjonowanie, raz na kilka
lat sięgano po próbę trucizny. Poddawali się jej ci z oskarżonych o czary, którzy chcieli oczyścić się z zarzutów (czyli, co do zasady, każdy z nich). Wraz z oskarżonymi próbie poddawani byli ich oskarżyciele, co
doskonale chroniło przed pochopnym rzucaniem podejrzeń na współplemieńców.
Wszyscy poddawani próbie zażywali truciznę; część z nich dostawała
torsji, eliminując tym samym truciznę z organizmu, część — umierała.
Śmierć oskarżonego dowodziła jego winy, śmierć oskarżyciela — że
podstępnie chciał zgładzić niewinnego współplemieńca i spotkała go zasłużona
kara. Jeśli przeżywali i oskarżony, i oskarżyciel, znaczyło to, że
pierwszy był niewinny (tym samym wszelkie dotychczasowe oskarżenia szły w niepamięć; to właśnie po to, by zdjąć ciążące na sobie odium czarów
oskarżeni sami chętnie poddawali się próbie trucizny), a drugi nie oskarżał
go ze złej woli, lecz pod wpływem błędu. Rytuał ten, bez wątpienia
okrutny, sankcjonował jednak trwałość systemu. Gdy kolonizatorzy zaczęli
skutecznie egzekwować zakaz takich praktyk, czary zaczęto zwalczać
przyjmowaniem coraz to nowych kultów mających zapobiegać ich działaniom
[ 31 ].
Takim kultem miało być też chrześcijaństwo. Gdy wraz z jego ekspansją młodzi
odeszli od wiary przodków (łączyło się to także z napięciami międzypokoleniowymi
[ 32 ]:
dzięki chrystianizacji wyłamywali się ze ściśle zhierarchizowanych
struktur plemiennych — nie musieli już pracować u wujów, zarabiając na
kupno żony, mogli pobierać się z miłości, nie podlegali kontroli
starszyzny, mogli wyjechać do miast etc.), wiara w czary nie umarła. Młodzi,
zamiast potraktować religię protoplastów jak zabobon, pod wpływem
misjonarzy niedostrzegających w dawnej religii niczego dobrego i działających
pod wpływem założenia, że „głęboko zakorzenione wierzenie można
wyplenić za pomocą głoszenia kazań", utożsamili jedynego boskiego stwórcę
Lele, bóstwo ściśle monoteistycznej religii plemiennej, z chrześcijańskim
szatanem. Zamiast, jak dawniej, wierzyć w jednego Boga, zaczęli wierzyć w dwóch; ten zły często wydawał im się przy tym silniejszy. Czemu jednak zło
spotykało ich częściej niż dobro? Z pewnością za sprawą sług szatana — czarowników. Paradoksalnie wiara w czary miała się więc lepiej niż
dawniej. Teraz jednak, choć nadal się ich bano, nie stosowano już
poprzednio znanych mechanizmów administrowania kryzysem. Próby trucizny były
zabronione przez władze, a nowy chrześcijański kult, podobnie jak tyle
innych poprzednio przyjmowanych kultów, nie zaradził nieszczęściom.
Rozpoczęły się próby poszukiwania nowego rytuału, który mógłby pomóc i który usankcjonowałby trwałość systemu społecznego. W chrześcijaństwie
go nie odnaleziono, gdyż w protestantyzmie od dawna, a w katolicyzmie od czasów
Soboru Watykańskiego II nośność religii oparta jest nie na ceremoniach, a na wierze. Tymczasem w chwili kryzysu potrzebna jest nie tylko wiara, ale i ryt, gdyż ten ostatni, dzięki swojej wyrazistej formie, obniża poziom lęku i zagrożenia, integruje grupę i ukierunkowuje agresję, przy czym im
wyrazistsza forma rytuału, tym większa jego funkcjonalna skuteczność jako
swoistego „wentyla bezpieczeństwa". Ponieważ jednak takiego rytuału nie
było, w wyniku wywołanej nieumiejętnym modernizowaniem frustracji i dezintegracji społecznej pod pretekstem dokonywania egzorcyzmów rozpoczęto
polowania na uprawiających czary. Oskarżenia, inaczej niż podczas próby
trucizny, nie dotyczyły już tylko mężczyzn o ugruntowanej pozycji społecznej
(oskarżano nawet małe dzieci [ 33 ], a także, wydawałoby się stojących gdzieś obok, Europejczyków), a ich
„sprawdzanie" przybrało drastyczniejszą formę oraz w razie pomyślnego
przebiegu wcale nie oczyszczało ze stawianych dotychczas zarzutów. Ofiary krępowano,
trzymano trzy dni i noce bez jedzenia i picia, przypalano i torturowano, by
przyznały się do winy. Oskarżyciele pozostawali anonimowi i bezkarni. Kościół,
na którego patronat powoływali się „egzorcyści", był bezsilny. Władze
kościelne nie do końca rozumiały, co się dzieje i dlaczego ma to miejsce — nie potrafiły powstrzymać zyskującego na popularności ruchu, mogły go
jedynie wykląć. To ostatnie przyszło bez trudu, jednak, jak łatwo się
domyślić, nie przyniosło żadnych efektów [ 34 ].
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 25 ] Por. A. Crookham, Are Christian Missionaries Just Bums with a Title?,
, strona odwiedzona 29 stycznia 2008 o godzinie 19:42; J. Hatcher, Missional
Anthropology: A Look at Why Christian Missionaries Are Studying Anthropology,, strona odwiedzona 29 stycznia 2008 o godzinie
19:34; P. G. Hiebert, Mission and anthropology. A reading
for Cultural Anthropology, strona odwiedzona 29 stycznia 2008 o godzinie 14:27; L. J.
Luzbetak, Kościół a kultury. Antropologia stosowana na użytek
misjonarzy, tłum. I. Józefowiczowa, Warszawa 1972; A. Magowska, Powstanie
misjologii katolickiej i antropologii misyjnej w: eadem, Zaangażowanie
Polaków w misyjną opiekę zdrowotną w Afryce, Poznań 2007; H. Maurier, op. cit.; W. Maź, Misjonarz w poszukiwaniu człowieka,
„Annales Missiologici Posnanienses", Poznań 2003, t. 13; T. Nelsen, Missionaries
Invade Local Communities. Anthropology: Cultural Imperialism,
strona odwiedzona 29 stycznia 2008 o godzinie 19:38; D. L. Whiteman, Anthropology
and Mission: The Incarnational Connection, „Global Missiology,
Research Methodology" April 2004; D. L. Whiteman, Part II -
Anthropology and Mission: The Incarnational Connection, „International
Journal of Frontier Missions" Volume 21:2 (April-June
2004); Why take missions and anthropology at Eastern?, strona odwiedzona 29 stycznia 2007 o godzinie 19:30. [ 26 ] Misjonarz jedzie w teren nie tylko po to, by poznać inną kulturę, ale też — i od samego początku jest to jego intencją — by ją przekształcać,
co budzi spore metodologiczne wątpliwości. Przyznać jednak trzeba, że
obserwacje poczynione przez misjonarzy są czasem niemal jedynymi źródłami
wiedzy o danej kulturze (zwłaszcza jeśli chodzi o XIX w. i czasy wcześniejsze),
gdyż niejednokrotnie docierali oni tam, gdzie nie dotarli etnologowie (choć
bywa i odwrotnie), zaś nawet metodologicznie wątpliwe obserwacje lepsze są
chyba niż żadne. [ 28 ] H. Zimoń, op. cit., s. 100. [ 30 ] Rekonstrukcja za: M. Douglas, Techniki kontroli nad czarami w Afryce Środkowej;
Rozpętana kampania oskarżeń o czary; w: eadem, op. cit. [ 31 ] Za wynik czarów uważano wszystko, co niepomyślne: śmierć, choroby, głód
etc. Występowanie takich zjawisk dowodziło mocy czarów. [ 32 ] Misjonarze pogłębiali przepaść między starymi a młodymi, gdyż
przylgnięcie młodych bardziej do misji niż do społeczności lokalnej było
im na rękę. Nie zauważali przy tym, że uczenie pogardy dla wyznających
„złą religię" starszych jest sprzeczne z głoszoną jednocześnie
apologią wartości rodzinnych. [ 33 ] Douglas wspomina nawet o umysłowo niedorozwiniętej kilkuletniej
dziewczynce, której nogi spalono do kości, usiłując przeciwdziałać
czarom — M. Douglas, op. cit., s. 152. [ 34 ] Symptomatyczne wydają się tu słowa ks. Krzysztofa Kościelniaka: „Mnogość
koncepcji religijnych w jednym człowieku (tzw. hybrydyzm religijny) [...]
uwidacznia się zarówno w krajach Zachodu, jak i misyjnych: wiele osób uważających
się za katolików równocześnie należy do organizacji pseudoreligijnych bądź
przyjmuje ich idee. [...] W tej sytuacji jest rzeczą oczywistą, że nie
wystarczy poprzestać na potępieniu [...], ale należy podjąć trudny wysiłek
nawracania" (cyt. za: K. Kościelniak, op. cit., s. 356). Mamy
nakaz potępienia, mamy nakaz nawracania, a następnie — kropkę na końcu
zdania kończącą wątek. Jakiejkolwiek refleksji na temat przyczyn owego
hybrydyzmu oraz sposobów przeciwdziałania im (które to przeciwdziałanie
wydaje się warunkiem sine qua non postulowanego przez ks. Kościelniaka
nawrócenia) — brak. « Antropologia filozoficzna (Publikacja: 20-08-2011 Ostatnia zmiana: 21-08-2011)
Małgorzata Joanna AdamczykKulturoznawczyni, tłumaczka, animatorka kultury i działaczka społeczna. Stypendystka Muzeum Historii Żydów Polskich na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Publikowała m .in. w "Kulturze Liberalnej", "Kulturze i Społeczeństwie", w "Zadrze", "Mishellaneach", "Tece Historyka", w pokonferencyjnych tomach zbiorowych i w różnych zakątkach blogosfery. Strona www autora
| Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2142 |
|