|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Czy nauka zadała kłam istnieniu Boga? [2] Autor tekstu: Eric S. MacDonald
Tłumaczenie: Monika Kasińska
… jednym z zadań
teologa jest właściwa interpretacja tekstów Urzędu Nauczycielskiego i dysponuje on w tym celu regułami hermeneutycznymi. Wśród nich znajduje się
zasada, która afirmuje nauki Magisterium (Urzędu Nauczycielskiego), a dzięki
wsparciu Boskiemu posiada bezdyskusyjną słuszność, która niekiedy
wywodzi się z poszczególnych teologii [str. 34, moje wpisy kursywą].
Termin
„magisterium" jest nieodpowiedni w kontekście, gdy chodzi o dokonanie
rozróżnienia pomiędzy związkiem, jeśli w ogóle jakikolwiek zachodzi, między
nauką i religią. Wiadomo dlaczego religie pochwalają stosowanie takiej terminologii,
podczas gdy każdy kto posługuje się zdrowym rozsądkiem, ją odrzuca. Czytałem
ostatnio książkę Edwarda Fesera pt. The Last Superstition i pomimo, że
jest ona dość dobrze uargumentowana, stanowi bardzo niepokojącą lekturę.
Nie chodzi tylko o pewne traumy wielokrotnie i bezpośrednio opisywane przez
autora, lecz o autorytarność, arogancję i pogardę dla zwykłych ludzi. W pewnym miejscu (nie pamiętam teraz gdzie dokładnie), Feser lekceważąco wyraża
się o liberalnej idei przyznawania „każdej oddychającej istocie"
prawa głosu. Według niego głos może mieć papież, kardynałowie i Urząd
Nauczycielski, którzy przemawiają z Boskim autorytetem. Nawet jeśli wydaje się,
że umysł pozbierał wszystko do kupy — a niewątpliwie tak właśnie wydaje się
Feserowi — w dalszym ciągu uzasadnionym jest poszukiwanie lepszego rozwiązania,
zwłaszcza gdy, jak sugeruje Feser, argumenty nie wydają się być aż tak
dobre. Po przeczytaniu tej książki męczy mnie pytanie, czy to wszystko da się
ustalić jedynie za pomocą argumentów (do Fesera wrócę potem).
Ten sam rodzaj
intelektualnej arogancji pojawia się również u McGratha. Jest ona szczególnie
widoczna w często powtarzanym twierdzeniu, że nie istnieje żaden konflikt
pomiędzy nauką a religią i że tocząca się między nimi wojna jest mitem. W tym miejscu McGrath rozpoczyna zabawę w statystyki, starając się zliczyć
wszystkich religijnych naukowców, którzy występują przeciwko naukowcom
niereligijnym. Tyle tylko, że niczego to nie dowodzi. Podążając tego tokiem rozumowania, ewolucja staje się mitem w przypadku całych Stanów
Zjednoczonych, choć w praktyce jest jak najbardziej rzeczywista w przypadku każdego
rozwiniętego państwa. Nie, taka metoda zupełnie się nie sprawdza. Podobnie
jak na nic zda się liczenie religijnych naukowców, którzy udowadniają, że
nie istnieje żaden konflikt pomiędzy nauką a religią. Fakt, że są takie
organizacje jak Biologos czy The Templeton Foundation stanowi
najlepszy dowód na to, że osoby religijne jednak uważają naukę za
problematyczną i muszą poświęcić sporo czasu, energii oraz pieniędzy, by
przekonać innych, że dzięki kilku poprawkom tu i tam są w stanie sprawić,
by nauka i religia przynajmniej wyglądały na zgodne. Gdyby jednak
rzeczywiście tak ze sobą współgrały, to czy mielibyśmy do czynienia z takim zjawiskiem jak zakręcona
niczym precel biblijna opowieść o Adamie i Ewie będąca dziełem Denisa
Alexandra? A wszystko po to, by w ten sposób historia ta stała się spójna z ewolucyjną
teorią Homo sapiens.
W zasadzie McGrath również
się z tym zgadza, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Pisze, że:
Sprawa jest prosta:
natura jest otwarta na wiele równoprawnych interpretacji. Może być wyjaśniana
zgodnie ze światopoglądem ateistycznym, deistycznym, teistycznym i wieloma
innymi — jednak tak naprawdę żadnego nie potrzebuje. Można być
„prawdziwym" uczonym, nie hołdując żadnemu konkretnemu światopoglądowi
duchowemu, religijnemu czy antyreligijnemu [ str. 45-6].
Istotnie można -
aczkolwiek prawomocność niektórych interpretacji jest właśnie źródłem
konfliktu pomiędzy nauką a religią. Fakt, że istnieją religijni naukowcy,
naukowcy ateiści i naukowcy, którzy są obojętni wobec religii, dobitnie
pokazuje, że natura rzeczywiście jest otwarta na wiele interpretacji. Jest
jednak pewna różnica. Osoby wierzące muszą bowiem zboczyć ze swojej ścieżki,
aby pokazać, że ich wiara jest spójna z odkryciami naukowymi, a co więcej,
muszą tak czynić bez przerwy. Z kolei ateiści nie muszą niczego mówić, gdyż
wielu bogów wielu sprzecznych ze sobą religii nie ma żadnego związku z zadaniem, jakie stawia przed sobą nauka. Jest to oczywiście dla nich bardzo
dobre, jak zapewne mogliby sami dodać, nawet pomimo tego, iż według McGratha
to na ateistach spoczywa obowiązek udowodnienia nieistnienia boga. Religijni
naukowcy są zmuszeni stawić czoła własnej religii, ponieważ ich własne
odkrycia stale stanowią dla niej zagrożenie. Jest to nieuniknione. Najpierw
powstały religie. Zazwyczaj rodziły się w formie opowiadań, a ludzie, którzy
je pisali, nie wiedzieli o świecie tyle, ile wiemy my.
Aczkolwiek nie chodzi
tylko o to, że religie powstały wcześniej i że ich widzenie świata jest
naiwne i pozbawione wiedzy. Dokument Kongregacji Nauki Wiary, o którym pisałem
wcześniej, pokazuje, dlaczego osoby wierzące nieuchronnie będą musiały się
zmierzyć z problemem ucieleśnionym w formie nauki. Co jeśli rzymskokatolicki
teolog dojdzie do wniosku, że nie zgadza się z wiarą rozumianą w taki sposób, w jaki przedstawia to Urząd Nauczycielski? Jakie będzie miał wtedy możliwości
działania? Rozważmy następującą odpowiedź:
Na mocy Boskiego
mandatu przyznanemu przez Kościół, Urząd Nauczycielski posiada misję wykładania
nauk ewangelicznych, strzeżenia ich integralności i tym samym ochrony Wiary
Ludu Bożego. Aby zatem wypełnić swój obowiązek, Urząd musi niekiedy
podejmować ważne decyzje, na przykład, odrzucić teologa, który odszedł od
doktryny wiary, misji kanonicznej lub mandatu nauczania, jaki mu przyznano, bądź
oświadczył, że niektóre z pism nie zgadzają się z tą doktryną. Postępując w ten sposób, Urząd Nauczycielski stara się być wierny swojej misji obrony
prawa Ludu Bożego do otrzymywania wiadomości Kościoła w czystej i jednolitej
formie, bez jakichkolwiek zakłóceń spowodowanych przez jedną niebezpieczną
opinię.
Oto dlaczego nauka i religia są ze sobą sprzeczne, i taki stan rzeczy się nie zmieni: religia już
wie, podczas gdy nauka cały czas stara się dowiedzieć. Uta Ranke-Heinemann, pierwsza kobieta
teolog w Kościele Katolickim (na uniersytecie w Essen), została zdymisjonowana
ze swojego stanowiska, gdyż odważyła się zakwestionować niepokolane poczęcie.
Gdy pojawia się konflikt pomiędzy nauką a religią, prawie zawsze zapominamy o tym, że wszystko co robimy i mówimy jest tylko i wyłącznie naszym dziełem — omylnych istot ludzkich. Nazywając to magisterium lub czymkolwiek innym, co
rości sobie prawo do bycia Formą Platoniczną, absolutem lub czymś
nietykalnym, bynajmniej nie zmieni tego faktu. A gdy autorytet wypowiada się na
jakiś temat, to robi to poprzez ludzi, którzy są niedoskonali i mogą popełniać
błędy niezależnie od tego, jak dostojne tytuły sobie nadadzą. W dalszym ciągu
będą to istoty ludzkie, które tylko pozorują własną nieomylność podczas
prezentowania uniwersalnych prawd. Zawsze tak się dzieje, gdy chodzi o religię.
Jako że nie istnieje żadna inna droga pozwalająca rozwiązać spór
teologiczny, musi być zatem ktoś, kto z autorytetem wygłosi swoje zdanie na
dany temat (chciałbym tutaj zaznaczyć, że tak jak zawsze nam mówiono, nikt de
facto nie wierzy — czyżby?- w takie rzeczy, jak niepokalane poczęcie — w końcu to tylko mit). Prawdziwym
przedmiotem sporu pomiędzy nauką a religią jest to, w jaki sposób rozstrzyga
się kwestię przekonań religijnych. Nie ma nic złego w tym, by rozmawiać o wierze, jednak pytaniem pozostaje, co tak naprawdę stanowi jej podstawę? Jak
odróżnić prawdę od fałszywości religii, gdy wierzącym przyjdzie stanąć
wobec nierozwiązywalnego sporu? Jeśli odpowiedzią na to pytanie jest
autorytet Kościoła tak jak został on przedstawiony w Instrukcji, wtedy
religia i nauka są nieuchronnie skazane na konflikt. Nie sądzę, by teologia
proponowała nam inną odpowiedź.
Na koniec, jeszcze
jedna kwestia. McGrath uznał, że Dawkins jest „fundamentalistą
ateistycznym". Przejdę więc do środka historii, jako że nie chcę omawiać
wszystkiego, co napisał McGrath (cierpliwość szybko się wyczerpuje podczas
lektury McGratha). Zacznijmy zatem od oświadczenia papieża Jana Pawła II, w którym „poparł [on] ogólne pojęcie ewolucji biologicznej, krytykując
zarazem pewne materialistyczne jej interpretacje" [str. 50]. McGrath czyni w nawiasie uwagę, że Kościół katolicki nigdy nie miał najmniejszych trudności z zagadnieniem ewolucji, więc jest zaskoczony tak samo jak Michael Ruse, że
Dawkins zrobił wyjątek i nie przyjął życzliwie papieskiego oświadczenia,
które — jak pisze — przyjęło wielu uczonych. Następnie, McGrath cytuje
komentarz Ruse’a na temat reakcji Dawkinsa:
Kiedy Jan Paweł II
oficjalnie udzielił poparcia darwinizmowi, Richard Dawkins zdobył się jedynie
na to, by oświadczyć, że papież jest hipokrytą, że nie może on być
szczery, jeśli chodzi o naukę, a wreszcie, że on, to jest Dawkins, wolałby
mieć już do czynienia z uczciwym fundamentalistą [str. 50].
McGrath stwierdza
dalej, że „gdyby plan Dawkinsa zakładał zachęcenie chrześcijan do uznania
ewolucji biologicznej, z radością przyjąłby on oświadczenie papieża"
[str. 50]. Jednak dlaczego mielibyśmy tak sądzić, zwłaszcza że McGrath nie
wyjaśnił, co dokładnie zawierało owo oświadczenie? Nie napisał też, co
stwierdził Dawkins, ani nie przedstawił żadnego kontekstu dla jego słów. I dlaczego mielibyśmy wierzyć jedynie słowom Ruse’a? McGrath musi się bardziej
postarać, nawet jeśli jego książka jest kierowana do masowego odbiorcy.
Fakty są takie, że
zarówno Michael Ruse jak i Richard Dawkins poczynili kilka komentarzy odnośnie
oświadczenia papieża (i opublikowali je w The Quarterly Review of Biology, w grudniowym numerze z 1997 r. (Vol. 72, No. 4): str. 391-395 (Ruse) i str.
397-399 (Dawkins)). Jest to cenna informacja. W swoim komentarzu, Michael Ruse
porusza dość szerokie i niezbyt adekwatne spektrum historyczne dotyczące związku
pomiędzy nauką a religią, i czyni to w taki sposób, że na koniec nie
wiadomo, jaki jest jego stosunek do oświadczenia papieża, poza faktem, że
stanowi ono część skomplikowanej relacji pomiędzy nauką a religią. Relacja ta
jest na tyle trudna, że nie da się jej zwięźle omówić, choć Ruse i tak
podejmuje ten wysiłek. W efekcie mamy do czynienia z czymś, co można
zakwalifikować jako irracjonalne wstrzymywanie się od głosu. Papież
powiedział, że istnieje ontologiczny brak ciągłości pomiędzy
naszymi dalekimi przodkami a nami, więc w pewnym momencie tego procesu, Bóg po
prostu musiał wprowadzić coś, co nie podlegało ewolucji (według Biblii, Bóg
stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo). Jak twierdzi papież,
istnieje „w człowieku, … ontologiczna różnica, ontologiczny uskok jak
niektórzy to zwą" (na 398 stronie cytowany przez Dawkinsa komentarz). A oto, co pisze Ruse na temat stanowiska papieża:
1 2 3 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 07-09-2011 )
Eric S. MacDonald Były pastor anglikański. Jego żona po długiej chorobie, w 2007 roku zdecydowała się na eutanazję, w czym Eric McDonald ją popierał i jej pomagał. Po jej śmierci porzucił kapłaństwo i porzucił religię. Mieszka w Kanadzie. Od grudnia 2010 roku prowadzi niesłychanie ciekawy blog, Choice in Dying, poświęcony głównie eutanazji. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 71 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Spojrzenie na Mahometa w konkretnym kontekście | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2201 |
|