|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Czy nauka zadała kłam istnieniu Boga? [1] Autor tekstu: Eric S. MacDonald
Tłumaczenie: Monika Kasińska
Odpowiedź na to
pytanie jest krótka — nie. Nauka nie zadała kłamu istnieniu Boga. Aczkolwiek uczyniła
tezę, że bóg lub bogowie istnieją, nieco mniej prawdopodobną, być może
nawet mniej przekonującą niż kiedykolwiek sądzono. Oczywiście powodem jest
fakt, że religia ogólnie umieszcza boga lub bogów poza zasięgiem dociekań
empirycznych. Nawet roszczenia co do cudów są starannie skrywane za tarczą
dwuznaczności, w postaci takich wyrażeń jak „nie ma naukowego wyjaśnienia
dla"...tego czegoś, co akurat jest uważane za cud. To może oznaczać, że
w chwili obecnej albo brakuje dowodów naukowych pozwalających wyjaśnić
dane zjawisko, albo że żaden z naukowców, którzy dotychczas badali ów
fenomen, nie jest w stanie wytłumaczyć go za pomocą posiadanej wiedzy. Cud ma
bowiem pewną siłę: Nigdy nie będzie możliwy do wytłumaczenia drogą
naukową.
„Czy nauka zadała
kłam istnieniu Boga?" — taki tytuł nosi drugi rozdział książki
Alistera McGratha pt. Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa (uważam,
że książkę najlepiej czytać od końca). Celowo wybrałem tę pozycję, a nie znacznie obszerniejszą — Bóg Dawkinsa: Geny, memy i sens życia, gdyż
Złudzenie Dawkinsa jest odzwierciedleniem bezpardonowego wsparcia, a nawet można powiedzieć pewnej skruchy. Książka została wydana nakładem
wydawnictwa IntervVarsity Press (polskie tłumaczenie wydawnictwo WAM), które reklamuje się na swojej stronie
internetowej jako „chrześcijańskie wydawnictwo oddane służbie
uniwersytetowi, kościołowi i światu". Podstawowym celem IntervVarsity
Press jest sprawienie, by wiara chrześcijańska stała się atrakcyjna pod względem
intelektualnym, zwłaszcza dla studentów uniwersyteckich. Aczkolwiek trudno
uwierzyć, by większości pozycji tego wydawnictwa rzeczywiście udało się
sprostać temu zadaniu, biorąc pod uwagę prosty styl pisania i co gorsze,
napastliwy ewangelizm. Jeśli śledziliście moje wpisy dotyczące tej książki,
zapewne wiecie, że McGrath nie zawiódł na żadnym z tych pól.
Pierwszą rzeczą, na
jaką trzeba zwrócić uwagę jest fakt, że pytanie „Czy nauka zadaje kłam
Bogu?" jest po prostu źle sformułowane. W końcu nauka udowadniając
pewne zjawiska, tak naprawdę wcale ich nie udowadnia i McGrath oczywiście
doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dowody naukowe nie są absolutne w taki
sposób, w jaki sugeruje to tytułowe pytanie, więc McGrath postarał się w nim zawrzeć część swoich rozważań. Jednak warto zauważyć, że oprócz
tej wymowności tytułu, McGrath zakłada dla osiągnięcia lepszego efektu, że
bóg może być właśnie tym rodzajem zjawiska, któremu nauka mogłaby zadać
kłam. Jako że niektórzy sugerują dokładnie coś takiego, Victor Stenger
postanowił udowodnić w serii swoich bardzo pouczających książek, że zawsze
będzie istniała metafizyczna dziupla dająca schronienie wierzącym, gdy na
zewnątrz hula burza.
Niemniej, nie będąc
jedną z takich ostrożnych osób, McGrath zajmuje dość zuchwałe stanowisko.
Autor rozpoczyna rozdział drugi stwierdzeniem, że "u podstaw programu, który
realizować ma Bóg Urojony leży wszechogarniające przekonanie, że
nauka zadała kłam istnieniu Boga" [str. 33]. Fakt, że rozdział Dawkinsa
na podobny temat jest również sformułowany w postaci pytania „Dlaczego
niemal na pewno nie ma Boga" (tzn. brakuje jakichkolwiek dowodów naukowych)
bynajmniej nie zniechęcił McGratha.
Natomiast jedyną
rzeczą jaką McGrath robi dobrze i do tego robi to często jest zaciemnianie
pewnych kwestii poprzez skupianie się na sprawach nieistotnych. Robi tak na
przykład tutaj, gdy używa osobistych doświadczeń jako sposobu argumentacji.
Pisze, że
„… nie jest to
jednak takie proste — i niemal każdy specjalista w dziedzinie nauk
przyrodniczych, z którym na ten temat rozmawiałem, to wie" [str. 33].
A następnie cytuje
Stephena Jaya Goulda sugerując, iż religia jest tak kompatybilna z nauką jak
ateizm. McGrath stwierdza w książce pt. The Twilight of Atheism oraz w swoich licznych przemowach, że istnieją jasne dowody zarówno „za"
jak i „przeciw" wierze w istnienie Boga („bóg" pisany wielką
literą, ponieważ w tym przypadku mowa jest o wierze w dokładnie taki byt oraz
osobiste oddanie tejże wierze).
McGrath próbuje
udowodnić tę tezę pokazując, że koncepcję samolubnego genu Dawkinsa można
wykorzystać na dwa całkowicie sprzeczne ze sobą sposoby. Jako że większość z moich czytelników zapewne rozumie, co Dawkins miał na myśli pisząc o samolubnym genie, postaram się wytłumaczyć jego punkt widzenia korzystając z cytatu McGratha zaczerpniętego od biologa Denisa Noble, który umieszcza ideę
genu w zupełnie innym kontekście:
[Geny] są uwięzione w wielkich koloniach, zamknięte wewnątrz istot odznaczających się wysoką
inteligencją. Uformowane przez zewnętrzny świat, komunikują się z nim za
pomocą złożonych procesów, które na oślep, jakby za sprawą magii, skutkują
funkcjonalnością. Są w tobie i we mnie; stanowimy system, który pozwala na
odczytanie ich kodu, a ochranianie ich całkowicie zależy od radości, jakiej
doświadczamy reprodukując się. My jesteśmy prawdziwym sensem ich istnienia.
[cytat pochodzi z książki Noble’a pt. The Music
of Life: Biology Beyond the Genome,
OUP, 11-15, McGrath str. 37]
Według McGratha, zarówno
Noble jak i Dawkins nie mogą mieć racji. Z uwagi na fakt, że nie jestem
naukowcem, pozwalam sobie zadać następujące pytanie: Czy wizja Noble’a jest w istocie wizją naukową? Czy dostarcza ona jakichkolwiek podstaw do dalszych
dociekań? Czy pomaga wyjaśnić, dlaczego taka funkcjonalność w ogóle się
rozwinęła? Albowiem to, że wykształciła się ona na skutek działania
naszych genów, jest oczywiste. Dawkins pomógł nam zrozumieć, że gdyby geny
były inne, nie byłoby nas tutaj, ponieważ w zamian rozwinęłyby się
znacznie lepsze organizmy, o genach zapewniających lepszą funkcjonalność,
tzn. taką, jaką wyselekcjonowało samo środowisko. Niewątpliwie należy
tutaj zwrócić uwagę, że nasza ochrona nie zależy tylko i wyłącznie
od przyjemności, jakiej doświadczyli nasi rodzice reprodukując się. Rolę
odegrało również wiele innych czynników, wyselekcjonowanych na przestrzeni
milionów lat na skutek mutacji genetycznych, aby w ten sposób zapewnić ich
przydatność i przystosowalność do różnych warunków środowiskowych.
McGrath twierdzi, że
opis samolubnego genu Dawkinsa i opis Noble’a — no właśnie, opis czego dokładnie? — „obydwa są jednakowo dobrze uzasadnione obserwacjami i wynikami doświadczeń"
[str. 37]. Dalej cytując Noble’a, McGrath pisze, że „nie da się jednak
tego udowodnić eksperymentalnie" [str. 37]. McGrath stwierdza, że Dawkins
zgadza się z tym, po czym odsyła czytelników na 1 stronę jego książki pt. Fenotyp
rozszerzony. Niemniej, tam Dawkins rozprawia jedynie o języku rozszerzonego
fenotypu, a nie tych dwóch cytatach przedstawionych przez McGratha. Znamienny
tekst, który odróżnia powyższe cytaty (Dawkins,
Samolubny gen, str. 21) pojawia się w momencie, gdy Noble używa
stwierdzenia „na oślep, jakby za sprawą magii". W zaprezentowanej
przez Dawkinsa wizji ewolucji życia skupionej na genie, owa ślepota i magia
ewolucji zostały wyjaśnione; w wizji Noble’a w dalszym ciągu pozostają
tajemnicą. Kwestię, który pogląd jest bardziej przekonującym naukowym
opisem ewolucji życia, pozostawiam Waszej ocenie.
Natomiast to, co sam
staram się tutaj pokazać, być może w trochę nieudolny sposób, to to, że
bardzo rzadko okazuje się, by wiarygodność, zrozumiałość lub prawdopodobieństwo
dwóch różnych sposobów patrzenia na świat były równoważne. Teza, którą
usilnie stara się przeforsować McGrath jest taka, że de
facto nie ma nic pomiędzy argumentem „za" i „przeciw"
istnieniu Boga. Nie jest więc zbyt zaskakującym fakt, że taka taktyka
doprowadziła McGratha do wielu przesadnych komentarzy w stylu -
„"nauka wyjaśnia wszystko", który to pogląd z uporem lansuje również
Dawkins" [str. 38] — tego typu strategia przypomina mi komentarz, jaki
ponoć pojawił się w tekście kazania pewnego pastora: „Argument słaby.
Mów z większym naciskiem". Dokładnie w ten sposób postępuje McGrath.
Zamiast wykazać, że w rzeczywistości istnieje równowaga pomiędzy dowodami
„za" i „przeciwko" istnieniu boga lub bogów, autor
natychmiast zmienia taktykę i zaczyna pisać o arogancji naukowców, którzy
twierdzą, jakoby nauka miała wszystko tłumaczyć, tym samym ignorując
znakomitego noblistę Petera Medawara, który mimo bycia „zadeklarowanym
racjonalistą", uznał za konieczne zadać następujące pytania: Jak zaczęło
się wszystko? Po co tu jesteśmy? Jaki jest sens życia?
Pozytywizm
doktrynalny — obecnie już przestarzały — odrzucał tego typu pytania, określając
je jako „błędne" lub nazywając „pseudopytaniami" godnymi
jedynie prostaków. Tylko szarlatani różnej maści mogą twierdzić, że
potrafią udzielić na nie odpowiedzi [str. 39].
McGrath kończy ten
rozdział w dość słaby sposób, sugerując, lecz nie udowadniając, że
Dawkins jest doktrynalnym pozytywistą. I tu po raz kolejny nie pojawia się żadne
wytłumaczenie argumentacji Dawkinsa poza stwierdzeniem, że odmawia on
„uznania dla nauk przyrodniczych jakichkolwiek granic" — jednak gdzie
jest na to dowód? — McGrath pisze, że Dawkins ponosi winę za scjentyzm będący
wygodnym określeniem, którym można się posłużyć w sytuacji, gdy brakuje
innych porządnych, obraźliwych terminów.
Ostatnia część
rozdziału została poświęcona dwóm kwestiom, z których każda jest w dużej
mierze nieadekwatna jako forma krytyki Dawkinsa. Zarówno Dawkins, jak i McGrath
zgadzają się, że pojęcie Stephena Jaya Goulda „Nie Nakładających się
Magisteriów" NOMA (ang. non-overlapping magisteria) przypisujące naukę
do sfery empirycznej i religijnej jest chybione. McGrath oferuje zatem pewną
korektę. Biorąc pod uwagę dwie opcje, że (i) nauka zajmuje się wszystkim, i że (ii) nauka zajmuje się wiedzą empiryczną, a religia moralnością,
McGrath proponuje zastąpienie NOMA trzecim rozwiązaniem — (iii) „Częściowo
Nakładającymi się Magisteriami" POMA (ang. partially overlapping
magisteria) [str. 41]. Jednakże dużym błędem jest wykorzystanie terminu
„magisteria", co praktycznie już samo przez się stawia McGratha na
przegranej pozycji. Magisterium kościoła to jego autorytet w zakresie
nauczania. Gdy Magisterium przemawia, nikomu nie wolno się odezwać. Istotnie,
gdy Magisterium przemawia, jego słowa posiadają wartość i autorytet
przekraczające zdolność rozumowania, zgodnie z Instrukcją o powołaniu teologa w Kościele wydaną przez
Inkwizycję (lub Kongregację Nauki Wiary):
1 2 3 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 07-09-2011 )
Eric S. MacDonald Były pastor anglikański. Jego żona po długiej chorobie, w 2007 roku zdecydowała się na eutanazję, w czym Eric McDonald ją popierał i jej pomagał. Po jej śmierci porzucił kapłaństwo i porzucił religię. Mieszka w Kanadzie. Od grudnia 2010 roku prowadzi niesłychanie ciekawy blog, Choice in Dying, poświęcony głównie eutanazji. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 71 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Spojrzenie na Mahometa w konkretnym kontekście | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2201 |
|