|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie
Dzieje Całunu Turyńskiego [1] Autor tekstu: Leszek Żuk
Całun
Turyński jest artefaktem wyjątkowym. Nie bez przyczyny otacza go legenda. Od
wielu lat toczy się bowiem gorąca dyskusja między tymi, którzy uznają, że jest
to płótno, w które zawinięto ciało Jezusa złożonego do grobu a tymi, którzy
odrzucają tę tezę. Obie strony wytaczają najcięższe działa, aby poprzeć swoje
twierdzenia, lub zbić argumentację przeciwników, nie zawsze licząc się z faktami. Można jednak myśleć o Całunie nieco inaczej; nie w kategoriach związku
tej tkaniny z Jezusem, a raczej jako o zjawisku kulturowym i poznawczym.
Tajemnica płótna z Turynu okazuje się bowiem nie tyle tajemnicą w sensie
obiektywnym, ile wytworem ludzkiej świadomości ograniczonej przez uświęcone
tradycją założenia. Śledząc dzieje Całunu Turyńskiego można stwierdzić, że od
samego początku pewne elementy ukazujące naturę tej tkaniny są dobrze znane,
lecz przeszkodą w ich dostrzeżeniu i logicznej interpretacji jest nastawienie
ludzi. Historia
Całunu jest nieźle udokumentowana od chwili jego pierwszej publicznej
prezentacji w roku 1357 zorganizowanej przez kanoników z kolegiaty w Lirey we
Francji. Właścicielka tkaniny Joanna de Vergy wypożyczyła Całun kolegiacie,
którą ufundował jej mąż rycerz Godfryd de Charney. Świątynię wyświęcono w maju
1356 roku, a 19 września tego samego roku rycerz zginął w bitwie z Anglikami pod
Poitiers. Joanna znalazła się wtedy w trudnej sytuacji finansowej i prawdopodobnie dlatego zdecydowała się wystawić tkaninę. Pątnicy przybywający do
Lirey kupowali bowiem dewocjonalia, w tym pamiątkowe medale z herbami Joanny i jej męża wybite z okazji prezentacji relikwii.
Co
ciekawe, biskup Troyes Henryk z Poitiers, który wcześniej cenił rycerza Godfryda
de Charney za pobożną fundację, po zapoznaniu się ze sprawą wydał oficjalny
zakaz pokazywania tkaniny z Lirey. Uznał, że Całun nie jest autentyczny, więc
Joanna pod naciskiem biskupa musiała przerwać pokazy. Potem Całun zmienił
właściciela i po raz drugi został wystawiony dla publiczności w Lirey w roku
1389. Sytuacja jednak powtórzyła się: biskup Troyes, tym razem Piotr de Arcis,
sprzeciwił się kultowi podejrzanej relikwii, a nawet napisał skargę do papieża.
Chodziło o to, że pokaz odbywał się bez pozwolenia biskupa. De Arcis podkreślał
też, że fałszywa relikwia służyła wyłącznie wyciąganiu pieniędzy od naiwnych.
Rzym jednak, wbrew nadziejom biskupa, w dwóch kolejnych listach nakazał
metropolicie milczenie w sprawie Całunu, czyli nieoficjalnie zaakceptował kult
relikwii.
W ciągu
następnych wieków Całun wędrował z rąk do rąk, był pokazywany we Francji,
Niderlandach i Italii, a przy okazji wykonywano jego malarskie kopie,
prawdopodobnie co najmniej 52.
W roku
1506 papież Juliusz II, chociaż nie stwierdził oficjalnie, że Całun faktycznie
należał do Jezusa, ogłosił 4 maja dorocznym dniem Świętego Całunu. Natomiast w roku 1670 rzymska Kongregacja Odpustów zezwoliła na udzielanie odpustów
pielgrzymom przybywającym do Całunu Turyńskiego, chociaż nie za czczenie samego
Całunu, lecz za rozpamiętywanie męki Jezusa.
Szczególnym momentem w dziejach tkaniny był pożar, jaki 4 grudnia 1532 roku
strawił kaplicę Sainte Chapelle w Chambery. Płótno nadpaliło wtedy kapiące
roztopione srebro, a dwa lata później zakonnice wstawiły łaty, żeby zakryć
wypalone dziury.
| 1. Zdjęcie Całunu Turyńskiego |
Od XVI
wieku relikwia znajduje się w Turynie jako własność dynastii sabaudzkiej i co
pewien czas jest pokazywana publicznie.
Tak w ogólnych zarysach wygląda zapisana historia Całunu Turyńskiego. Rzecz w tym, że
nie ma wiarygodnych i dających się zweryfikować informacji o tej relikwii sprzed
pierwszego publicznego pokazu w Lirey. Mniej lub bardziej efektowne próby
łączenia Całunu Turyńskiego z innymi wizerunkami Jezusa nie znajdują
potwierdzenia w źródłach. Na przykład Ian Wilson (I. Wilson, Całun Turyński.
Warszawa 1985) dość zręcznie usiłował dowieść, że Mandylion czyli wizerunek
twarzy Jezusa znany w Bizancjum jest tożsamy z Całunem, lecz poza spekulacjami
nie podał żadnych wiarygodnych dowodów na poparcie tej tezy. Nie można więc jego
rozważań traktować poważnie.
Zapewne
nie przypadkiem dwaj kolejni biskupi Troyes pod koniec XIV wieku zaprzeczali
prawdziwości Całunu i widzieli w nim fałszerstwo oraz chęć wzbogacenia się na
naiwności wierzących. Z drugiej zaś strony kanonicy w Lirey i masy wiernych
chciały wierzyć, że tkanina jest pogrzebowym całunem Jezusa. Nastąpiło zderzenie
krytycznej postawy ludzi wykształconych z emocjami prostego ludu, który bardzo
pragnął cudów potwierdzających jego wiarę. Uświadomienie sobie tego faktu dobrze
wyjaśnia też późniejszą zmianę w polityce Kościoła: po początkowym odrzuceniu
Całunu przez biskupów z Troyes duchowni zaakceptowali jednak relikwię jako
środek wspomagający wiarę. To zachowanie było na wskroś pragmatyczne, ponieważ
stanowiło zręczną odpowiedź na społeczne zapotrzebowanie. Znaczące jest przy
tym, że oficjalnie Kościół katolicki nigdy nie uznał Całunu Turyńskiego za
płótno niegdyś okrywające ciało Jezusa.
Mimo to
wielu badaczy usiłowało dowieść, że Całun pochodzi z Bliskiego Wschodu.
Wspominany już Ian Wilson założył, że płótno zostało zrabowane w Konstantynopolu
plądrowanym przez krzyżowców, lecz nie potrafił przedstawić dowodów
potwierdzających jego opinię. Jedyną poszlaką wskazującą na Konstantynopol było
uczestnictwo rycerza Godfryda de Charney w krucjacie. Być może, gdyby zacny
rycerz nie zginął, zechciałby wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie
tajemniczej tkaniny. Stało się jednak inaczej.
Kolejne
istotne informacje o tajemniczym płótnie pojawiły się dopiero w roku 1898 przy
okazji wystawienia Całunu podczas obchodów 30. rocznicy utworzenia Królestwa
Włoskiego. 28 maja na zlecenie włoskich władz Secondo Pia wykonał pierwsze
fotografie płótna. Oglądając w laboratorium negatywy swoich zdjęć fotograf
doznał wstrząsu. Odkrył bowiem, że obraz negatywowy jest dużo wyraźniejszy i bardziej plastyczny od tego, co można dostrzec na oryginale. Tajemnicza twarz z Całunu przeniesiona na kliszę nabrała życia. Dzięki Secondo Pia ludzie
dowiedzieli się, że obraz na Całunie nie jest malowidłem jak to w roku 1389
sugerował biskup Piotr de Arcis podejrzewając fałszerstwo. To raczej rodzaj
fotografii, a na płótnie znajduje się właściwie jej negatyw. Problem w tym, że
ten dziwaczny obraz istniał z pewnością już w XIV wieku czyli ponad pół tysiąca
lat przed wynalezieniem fotografii.
Po tym
odkryciu zwolennicy autentyczności Całunu triumfowali twierdząc, że tak
specyficzny wizerunek mógł powstać wyłącznie pod wpływem nadnaturalnych mocy, na
przykład jako rezultat gwałtownego rozgrzania ciała w chwili zmartwychwstania.
Na podstawie fotografii wykonanych przez Pia dokonano antropologicznej analizy
człowieka z Całunu, a wyniki tych badań Yves Delage przedstawił w odczycie dla
Akademii Francuskiej 21 kwietnia 1902 roku. Potwierdził, że wizerunek faktycznie
nie jest malowidłem, lecz odbiciem ciała z zachowaniem naturalnych proporcji,
bez śladów stylizacji i artystycznych zniekształceń. Brakuje też perspektywy,
jaka musiałaby się pojawić, gdyby ktoś malował obraz patrząc na model. Wszystko
wskazuje, że tkanina prawdopodobnie okrywała człowieka, miejscami przylegając do
ciała, a w innych miejscach od niego odstając, co przełożyło się na kształt plam
oraz intensywność ich zabarwienia.
Te wnioski
zostały uzupełnione 16-17 czerwca 1969 roku, kiedy na zlecenie kardynała
Pellegrino Całun Turyński był badany przez komisję naukowców i jeszcze raz
fotografowany na kliszy czarno-biało oraz kolorowej a także w promieniach
ultrafioletowych. Kardynał chciał ostatecznie potwierdzić panującą powszechnie
opinię o autentyczności Całunu poprzez pokazanie jego wyjątkowych cech. Dlatego w następnych latach Kościół dość chętnie godził się na kolejne badania płótna,
mające umacniać przekonanie, że w Turynie znajduje się prawdziwy całun Jezusa.
W roku
1973 zostały pobrane do zbadania substancje chemiczne z powierzchni Całunu, a następnie pojedyncze włókna samej tkaniny i dwa małe wycinki, lecz ich badania
nie wniosły istotnych elementów do kwestii autentyczności płótna. Za to dokonane
szczegółowe analizy ułożenia ciała, obrażeń i kierunku spływania krwi wykazały,
że ślady na Całunie dobrze pasują do opisów ewangelicznych. Jedynym odstępstwem
od Ewangelii okazał się fakt, że człowiek okryty Całunem prawdopodobnie jeszcze
żył, o czym zdają się świadczyć ślady spływania krwi. Gdyby serce nie pracowało,
krew nie mogłaby płynąć.
Należy tu
jeszcze dodać badania pyłków roślin tkwiących między włóknami tkaniny. Szwajcar
Max Frei w roku 1976 ogłosił, że na Całunie znalazł pyłki aż 56 gatunków roślin
pochodzących z Palestyny. Tymczasem znawcy wiedzą, że ziarno pyłku pozwala
zwykle określić jedynie rodzaj lub rodzinę rośliny lecz nie gatunek, a zatem
informacje Freia są co najmniej wątpliwe. Mimo to zwolennicy tezy, że Całun
faktycznie był w grobie Jezusa, entuzjastycznie przyjęli publikację Szwajcara.
Nie chcieli pamiętać, że Max Frei nie był specjalistą od palynologii, a za to
bardzo chciał udowodnić autentyczność Całunu Turyńskiego i pyłki rodzajów roślin
występujących nad całym Morzem Śródziemnym zinterpretował jako pyłki gatunków
wyłącznie bliskowschodnich. Zagalopował się przy tym, bo zapomniał, że powinien
znaleźć również rośliny francuskie, skoro Całun znajdował się we Francji przez
ponad 600 lat. Tymczasem według Freia pyłków roślin z Francji tam nie było. Na
domiar złego inni badacze próbujący powtórzyć rezultat Szwajcara nie odnaleźli
większości wymienionych przez niego pyłków. Przede wszystkim zaś nie stwierdzono
obecności oliwki, która jest powszechnie uprawiana na Bliskim Wschodzie i trudno
przypuszczać, że jej pyłek nie znalazłby się na płótnie, gdyby ono kiedykolwiek
było w Palestynie. Co więcej, pyłki zidentyfikowane przez innych badaczy
odpowiadały roślinom z Francji. To jednak nie przekonało entuzjastów Całunu,
którzy po prostu odrzucili niewygodne dla nich wyniki. Natomiast sam Max Frei
dodatkowo podkopał swoją wiarygodność, kiedy na początku lat 80. XX wieku uznał
autentyczność rzekomych pamiętników Hitlera, a niedługo potem zawodowi
grafolodzy stwierdzili, że niewątpliwie chodziło o falsyfikat.
Pojawiły
się też inne interesujące fakty związane z badaniem chemii obrazu widocznego na
Całunie. W roku 1978 rozpoczął badania zespół określany jako Shroud of Turin
Research Project. Zespół ogłosił w roku 1981, że na tkaninie nie znalazł śladów
barwników naniesionych przez malarza na powierzchnię, co przeczy podejrzeniom,
że wizerunek został namalowany. Przebarwienia nie wynikają z nałożenia farby,
lecz dotyczą samych włókien tkaniny, które uległy utlenieniu i odwodnieniu oraz
doszło do zmiany struktury celulozy składającej się na te włókna. Próby
uzyskania podobnych efektów w warunkach laboratoryjnych zakończyły się
niepowodzeniem. Poza tym komputerowe analizy gęstości przebarwień pozwalają
tworzyć efektowne trójwymiarowe obrazy człowieka z Całunu. Wyniki tych badań
powszechnie uznawano za dowód autentyczności Całunu Turyńskiego, chociaż w istocie mówiły one jedynie o wyjątkowości wizerunku na tkaninie i w żaden sposób
nie odnosiły się do wieku artefaktu. Chęć połączenia Całunu z czasami Jezusa
była jednak tak wielka, że prowadziła czasem do dość absurdalnych „odkryć".
Niektórzy badacze zaczęli na przykład doszukiwać się na Całunie odcisku monet z I wieku rzekomo leżących na powiekach zmarłego, a nawet rozpoznawali litery z inskrypcji na tych monetach.
1 2 Dalej..
« Doktryna, wierzenia, nauczanie (Publikacja: 17-09-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2238 |
|