|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Do historyi naturalnej morału [2] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Dawny problemat teologiczny wiary i wiedzy — czyli wyraźniej, instynktu i rozumu — zatem zagadnienie, czy, ze
względu na ocenę wartości rzeczy, instynktowi snadniej zaufać można niż
rozumowi, który pyta : dlaczego?, domaga się przyczyn, a więc celowości oraz
pożyteczności ocen i postępków, — nie jest niczem innem jak owym
odwiecznym problematem moralnym, który pojawił się najpierw w osobie
Sokratesa i na długo przed powstaniem chrześciaństwa waśnił już umysły.
Wprawdzie sam Sokrates zgodnie ze smakiem swego talentu — smakiem przodującego
dyalektyka — stanął z początku po stronie rozumu; bo i na czem — że upływało
całe jego życie, jak nie na wyśmiewaniu ociężałej dostojnych swych ateńskich
ziomków niezdolności, którzy, jak wszyscy ludzie dostojni, powodowali się
instynktem i z przyczyn swego postępowania zdać należycie sprawy nie umieli
nigdy? Pod koniec atoli, w skrytości i cichości, ze siebie samego śmiał się
on także: roztrząsnąwszy subtelniejsze swe sumienie i przesłuchawszy siebie,
dojrzał też samą ociężałość i niezdolność. Pocóż więc, przekonywał
siebie, wyzbywać się dlatego instynktów ? Należy przyznawać im słuszność i rozumowi także, — należy powodować się instynktami, rozum zaś nakłonić,
by słuszne powody miał na ich poparcie. Na tem polegała właściwa fałszywość
owego wielkiego tajemniczego ironika : wmówił w swe sumienie, by się
zadowalniało ni to oszukiwaniem siebie: w istocie przeniknął irracyonalność
sądów moralnych. — Platon w takich rzeczach niewinniejszy i wykrętności próżen
plebejskiej, całym wysiłkiem mocy — największej mocy, jaką dotychczas
rozporządzał filozof! — chciał dowieść sobie, iż rozum i instynkt same
przez się do jednego i tego samego zmierzają celu, ku Dobru, ku Bogu; odtąd
wszyscy teologowie i filozofowie wstępują w jego ślady — to znaczy, w rzeczach morału zwyciężał dotychczas instynkt, lub, jak to chrześcianie
nazywają, wiara, czyli, jak ja to zowie, stado. Należałoby jednakże uczynić w tym względzie wyjątek dla Descartes'a, ojca racyonalizmu (a więc dziadka
rewolucyi), który uznawał jedynie powagę rozumu: atoli rozum jest jeno narzędziem, a Descartes był powierzchowny. Kto śledził dzieje którejkolwiek umiejętności,
ten w jej rozwoju znajduje wskazówki do zrozumienia najdawniejszych i najpospolitszych kolei wszelkiej wiedzy i poznania : tu i tam przedwczesne
hypotezy, zmyślenia, niemądra łatwowierność, brak nieufności i cierpliwości
rozwinęły się najpierwej, — zmysły nasze uczą się późno, nigdy zaś
zupełnie, być subtelnymi, wiernymi, przezornymi narządami poznania. Oku
naszemu jest o wiele wygodniej odtworzyć pod wpływem danego, bodźca obraz,
odtwarzany już niejednokrotnie, niźli podchwycić niezwykłość i nowość
jakiegoś wrażenia: w ostatnim razie potrzeba więcej siły, więcej moralności.
Dla ucha nowe brzmienia są przykre i trudne; nie lubimy słuchać muzyki, do której
nie nawykliśmy. Słysząc obcy język, mimowolnie usiłujemy zasłyszane dźwięki
przekształcić w słowa o brzmieniu więcej swojskiem i znajomem: tak na przykład
utworzył ongi Niemiec z zasłyszanego arcubalista słowo Arnibrust. Względem
nowości zmysły nasze zachowują się także wrogo i niechętnie; i w ogóle
przy najprostszych nawet przejawach zmysłowości biorą górę afekty, jak bojaźń,
miłość, nienawiść, połączone z biernymi afektami lenistwa. — Jak
czytelnik dzisiejszy nie odczytuje bynajmniej poszczególnych słów (tem mniej
zgłosek), tworzących stronnicę — z dwudziestu słów wybiera raczej na
chybi-trafi pięć i z tych pięciu domyśla się przybliżonej treści — tak
też patrząc na drzewo, nie widzimy w całości i dokładnie jego liści, gałęzi,
barwy i kształtu; jest nam o wiele łatwiej wyobrazić sobie coś zbliżonego
do drzewa. Nawet śród najniezwyklejszych okoliczności życiowych postępujemy
również w ten sam sposób: wysnuwamy sobie przeważną część zdarzenia z wyobraźni i niepodobna niemal nas zmusić, byśmy jakowemuś zdarzeniu nie
przyglądali się jako wynalazcy. Wszystko to znaczy: z całej duszy, od wieków — przywykliśmy do kłamstwa. Czyli, by się wyrazić cnotliwiej i obłudniej,
słowem, przyjemniej: jesteśmy o wiele więcej artystami, niż przypuszczamy. — Podczas ożywionej rozmowy widzę niejednokrotnie twarz osoby, z którą
rozmawiam, zależnie od myśli przez nią wypowiadanej, lub przeze mnie w jej mózgu
rzekomo wywołanej, z taką wyrazistością i dokładnością przed sobą, iż
stopień ten wyrazistości przewyższa niepomiernie siłę mojego wzroku: -
subtelności gry mięśniowej oraz wyrazu oczu musiałem zatem dopełnić z własnej
wyobraźni. Prawdopodobnie osoba ta miała całkiem inną minę lub zgoła, żadnej.
Quidquid luce fuit, tenebris agit: lecz
także na odwrót. To, czego doznajemy we śnie, o ile doznawaliśmy już
nieraz, wchodzi w końcu tak samo w skład duszy naszej, jak każde zdarzenie
rzeczywiste: zależnie od niego jesteśmy bogatsi lub ubożsi, mamy jedną
potrzebę więcej lub mniej i ostatecznie za białego dnia, w najweselszych
nawet chwilach jawy naszego ducha, chodzimy potrosze na pasku nawyknień snów
naszych. Przypuśćmy, iż ktoś w snach nieraz latał i w marzeniach sennych
doznaje już poczucia mocy i sztuki latania ni to swojego przywileju, ni to
sobie jeno danego, godnego zazdrości szczęścia; że mu się zdaje, iż za
najlżejszym bodźcem każdy zwrot i krąg zatoczyć może; że zna on uczucie
jakowejś pierzchliwości boskiej, wzbijał się w górę bez wysiłku i przymusu, zlatał w dół bez pognębienia i poniżenia — ciężkości
wszelkiej próżen! — : jakżeby dla człowieka, który ma takie doświadczenia
senne i nawyknienia senne, nie miało w końcu słowo szczęście i za białego
dnia także innego znaczenia i zabarwienia! jakżeby mógł nie pragnąć szczęścia — inaczej! wzlot, jak opisują go poeci, w porównaniu z lataniem owem snadź
wydaje się mu zbyt już ziemskim, od mięśni zależnym, gwałtownym, za ciężkim.
Różność ludzi objawia się nie tylko w różności poglądów na dobro, a więc w tem, iż za cel swych dążeń
rozmaite obierają dobra, oraz iż co do przedniejszych i pośledniejszych wartości,
co do stopniowania dóbr powszechnie uznanych niema między nimi zgody: -
jeszcze dobitniej objawia się ona w tem, co w ich mniemaniu jest rzeczywistem
mieniem i posiadaniem jakiegoś dobra. Co do kobiety na przykład, mniej
wybrednemu wystarcza już opanowanie jej ciała i rozkosz płciowa jako
dostateczna i zadowalniająca oznaka mienia, posiadania; ktoś inny, obdarzony
nieufniejszą i wygórowańszą posiadania żądzą, widzi wątpliwość,
pozorność jeno takiego mienia i szuka subtelniejszych prób, przedewszystkiem
by wiedzieć, czy kobieta nie tylko mu się oddaje, lecz także powierza to, co
ma lub coby mieć chciała — : wtedy dopiero zda się mu posiadaną. Dla
trzeciego atoli i to nawet nie jest jeszcze kresem podejrzliwości i chęci
posiadania; zapytuje siebie, czy kobieta, powierzając mu wszystko, nie czyni
tego snadź dla urojonego widziadła: by w ogóle mógł zjednać sobie miłość,
chce wpierw być poznanym do dna, do bezdna nawet swej duszy, posuwa się do
tego, iż pozwala się odgadnąć. — Wtedy dopiero doznaje uczucia całkowitego
posiadania ukochanej kobiety, gdy nie ma już ona co do niego złudzeń, kiedy
kocha go zarówno dla jego dyabelstwa i skrytej niesytości, jak dla jego
dobroci, cierpliwości i duchowości. Ów chciałby owładnąć ludem: więc
wszystkie celniejsze sztuczki Cagliostra i Katyliny są dlań w tym celu dobre.
Inny, o subtelniejszej żądzy posiadania, rzecze chcąc posiadać, oszukiwać
się nie godzi — drażni go i niecierpliwi myśl, iż sercem ludu rządzi jego
maska: zatem muszę dać się poznać, a przedewszystkiem poznać siebie samego!
U uczynnych i dobroczynnych ludzi spotyka się stale niemal niezręczny ów
wybieg, który w człowieka, potrzebującego pomocy, najpierw wmówić się
stara: jakoby na przykład zasługiwał na wsparcie, ich właśnie potrzebował
pomocy i przyrzekał w zamian być serdecznie wdzięcznym, przywiązanym, uległym, — drogą tych przewidzeń zabierają sobie biedaka ni to na własność, gdyż z pożądania własności wynika w ogóle ich dobroczynność i uczynność.
Bywają zazdrośni, gdy im w niesieniu pomocy przeszkodzi się lub ich się
uprzedzi. Rodzice urabiają mimowolnie dzieci na swe podobieństwo — zwą to
wychowaniem -, żadna matka nie wątpi w głębi duszy, iż, rodząc dziecię,
nabywa je na własność, każdy ojciec ma w swem mniemaniu prawo naginać je do
swych pojęć oraz sposobu osądzania wartości. Toć zdawało się ongi ojcom
rzeczą godziwą rozstrzygać (jak u starożytnych Niemców) o życiu i śmierci,
noworodków. A podobnie jak ojciec, tak też nauczyciel, stan, duchowny, władca w każdym nowym człowieku widzą nadarzającą się do nowego posiadania
sposobność. Z czego wynika...
Żydzi — lud zrodzony do niewoli, jak
powiada Tacyt i cały świat starożytny, lud wybrany pośród ludów, jak mówią i wierzą oni sami — , Żydzi dokonali owego mistrzowskiego dzieła
przemianowania wartości, dzięki któremu życie na ziemi nabrało dla kilku
tysiącleci nowego niebezpiecznego czaru: — prorocy ich pojęcia bogaty, bezbożny,
zły, gwałtowny, zmysłowy stopili w jedno i okryli po raz pierwszy słowo świat
niesławą. Na tem przemianowaniu wartości (w którem słowo biedny bywa uważane
za synonim świętego i przyjaciela) polega znaczenie żydowskiego ludu: od
niego poczyna się rokosz niewolników w morale.
Obok słońca istnieją podobno
niezliczone ciemne ciała, — których nie ujrzymy nigdy. Jest to, mówiąc między
nami, przypowieść; a psycholog moralny odczytuje wszystkie głoski gwiezdne
jeno jako mowę symbolów i przypowieści, która pozwala wiele zamilczeć.
Dowodzi to zasadniczego niezrozumienia
drapieżnego zwierza i drapieżnego człowieka (na przykład Cezara Borgii),
jest to dowodem niezrozumienia przyrody, gdy ktoś w istocie tych tryskających
zdrowiem podzwrotnikowych chwastów i potworów szuka chorobliwości lub nawet
wrodzonego im piekła -: jak to czynili dotychczas wszyscy niemal moraliści.
Nie zdajeż się, iż moraliści nienawidzą praborów i zwrotników? I że człowiek
podzwrotnikowy za każdą cenę zniesławiony być musi bądź to jako choroba i zwyrodnienie człowiecze, bądź też jako własne swe piekło i samo-udręka?
Czemuż to? Gwoli strefom umiarkowanym? Gwoli ludziom umiarkowanym? Moralnym?
Miernym? — To do rozdziału morał jako bojaźliwość. -
Wszystkie morały, zwracające się do
jednostek, by je uszczęśliwić, jak to się powiada, — nie są niczem innem
niż wskazaniami, jak jednostce zachowywać się należy ze względu na stopień
niebezpieczeństwa zagrażającego jej od niej samej; receptami na jej namiętności,
na jej popędy złe i dobre, o ile ożywia je wola mocy i chętka panowania; małemi i dużemi mądrostkami i fortelikami, do których przywarły wyziewy
przedwiecznych środków domowych oraz mądrości babskiej; we formie wszystkie
społem barokowe i nierozumne — gdyż zwracają się do wszystkich, gdyż
generalizują, gdzie generalizować nie można -, wszystkie społem bezwzględne w słowach, bezwzględne w uroszczeniach, wszystkie społem niezaprawione choćby
ziarnkiem soli, wtedy owszem znośne, niekiedy nawet ponętne, gdy przypraw w nich za dużo i groźnie cuchnąć poczną, zwłaszcza innym światem: wszystko
to, intelektualnie rzecz ważąc, niewielką ma wartość i bynajmniej nie jest
wiedzą a tem mniej mądrością, lecz raz jeszcze i po trzykroć mądrostką, mądrostką,
mądrostką, pomieszaną z głupotą, głupotą, głupotą — bez względu na
to, czy objawia się ową obojętnością i posągowym chłodem, zalecanym i stosowanym przez stoików przeciw porywczym szaleństwom afektów; czy też
niewzruszonością Spinozy na śmiech i łzy, jego tak naiwnie zachwalanem
unicestwianiem afektów przez analizę i wiwisekcyę tychże; czy sprowadzaniem
afektów do nieszkodliwej połowiczności, zezwalającej na ich zaspokojenie, a więc arystotelizmem morału; lub bodaj morałem, pojętym jako rozkoszowanie się
afektami, rozcieńczonymi i przeduchowionymi umyślnie symboliką sztuki, jak to
ma miejsce w muzyce, miłości Boga lub miłości ludzi gwoli Bogu — gdyż
namiętności uzyskały znów w religii prawo obywatelstwo z tem zastrzeżeniem — albo wreszcie ową pochopną i płochą względem afektów uległością,
nauczaną przez Hafiza i Goethego, owem śmiałem puszczaniem wodzów, ową
duchowo cielesną licentia morum w wyjątkowych razach, gdy chodzi o starych mądrych
wygów i opojów, u których nic już nie grozi. -I to także do rozdziału
morał jako bojaźliwość.
1 2 3 4 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2347 |
|