|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Do historyi naturalnej morału [3] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Jeżeli się uwzględni, iż po wszystkie czasy, odkąd ludzie istnieją, istniały
także stada ludzkie (związki płciowe, gminy, szczepy, ludy, państwa,
wyznania) i w stosunku do malej liczby rozkazujących było zawsze bardzo wielu
słuchających, — jeśli zatem się zważy, iż ludzie najlepiej i najdłużej
zaprawiali i ćwiczyli się dotychczas w posłuszeństwie, to słusznie
przypuszczać się godzi, iż obecnie mniej więcej każdy ma wrodzony potrzeby,
rodzaj formalnego sumienia nakazującego mu: winieneś coś bezwarunkowo czynić,
winieneś czegoś bezwarunkowo zaniechać, słowem, winieneś. Potrzeba ta szuka
zaspokojenia, pragnie swą formę wypełnić jakąś treścią; zależnie od
swej siły, niecierpliwości i napięcia postępuje przytem niezbyt wybrednie,
jako najpospolitszy apetyt i chłonie wszystko, co którykolwiek rozkazodawca — rodzice, nauczyciele, prawa, przesądy stanowe, opinia publiczna — kładzie
jej w uszy. Szczególniejsza rozwoju ludzkiego ograniczoność, opieszałość,
przewlekłość, częste kołowania i nawroty pochodzą stąd, iż instynkt
stadny posłuszeństwa odziedzicza się najłacniej i z uszczerbkiem sztuki
rozkazywania. Jeżeli wyobrazimy sobie ten instynkt, posunięty do ostatecznych
kresów rozpasania, to w końcu nie stanie po prostu rozkazodawców i ludzi
niezależnych: lub trawieni wnętrzną zgryzotą sumienia, będą musieli
poddawać się dopiero złudzeniom, by módz rozkazywać: mianowicie, jakoby także
winni byli posłuszeństwo. Stan ten istotnie nastał już obecnie w Europie: zwę
go moralną rozkazodawców obłudą. Przed wyrzutami sumienia szukają oni
obrony w tem, iż występują jako wykonawcy dawniejszych lub wyższych rozkazów
(przodków, konstytucyi, praw, ustaw, Boga) albo zapożyczają nawet ze stadnego
myślenia sposobu prawidła stadne, na przykład pierwszy sługa swego ludu lub
narzędzie pospolitego dobra. Z drugiej strony, człowiek stadny nabiera w Europie przeświadczenia, jakoby był jedynym dozwolonym rodzajem człowieka, i sławi swe właściwości, które czynią go łagodnym, znośnym, stadu pożytecznym,
jako właściwe cnoty ludzkie: zatem uspołecznienie, życzliwość, względność,
pilność, wstrzemięźliwość, skromność, pobłażliwość, współczucie. W tych jednakże razach, gdy bez przewodnika lub barana-prowodyra obyć się już
niepodobna, czyni się obecnie płonne wysiłki, by sumowaniem roztropnych ludzi
stadnych zastąpić rozkazodawcę: z tego źródła wyniknęły na przykład
wszystkie ustroje reprezentacyjne. Jakiem atoli dobrodziejstwem, jakiem
wyzwoleniem z wzrastającego ucisku jest mimo wszystko dla stadnego europejczyka
wystąpienie bezwzględnego rozkazodawcy, ostatniem wielkiem świadectwem tego
jest wrażenie, wywołane pojawieniem się Napoleona: — dzieje wpływu napoleońskiego
są nieledwie dziejami górniejszego szczęścia, jakiego w swych
najcelniejszych ludziach i chwilach dostąpiło całe stulecie. Człowiek z epoki rozkładu, wywołującego zamęt ras, człowiek, który ma we
krwi różnorodnego pochodzenia spuściznę, to znaczy sprzeczne, zaś
niejednokrotnie nawet nie tylko sprzeczne popędy i osądy wartości, pasujące
się ze sobą i rzadko pozostawiające siebie w spokoju, — człowiek taki
przejrzałych cywilizacyj i dogorywających świateł bywa zazwyczaj słabym:
pragnie najgoręcej, by wojna, tocząca się w nim samym, dobiegła wreszcie końca;
szczęście, zgodnie z jakimś kojącym (na przykład epikurejskim lub chrześciańskim
lekiem i myślenia sposobem, zda się mu przedewszystkiem szczęściem
wypoczynku, beztroski, sytości, ostatecznej jedności, sabatem nad sabatami,
jak powiada święty retor Augustyn, który sam był takim człowiekiem. -
Kiedy wszakże waśń i rozterka oddziaływa na naturę taką jako jeden więcej
bodziec i podnieta życiowa -, z drugiej zaś strony do jej możnych
nieprzejednanych popędów przyłączy się drogą dziedziczności i wychowania
także właściwe jej mistrzowstwo i subtelność w zmaganiu się ze sobą,
zatem samo-opanowywanie, samo-opętywanie: to powstają owi nieuchwytni i niepojęci
czarodzieje, owi do, zwycięstwa i uwodzicielstwa przeznaczeni zagadkowi ludzie,
których najpiękniejszym wyrazem jest Alcyoiades i Cezar (- powodując się
moim smakiem, zaliczyłbym do nich także owego pierwszego europejczyka,
Fryderyka II Hohenstaufa), zaś śród artystów snadź Leonardo da Vinci.
Pojawiają się oni równocześnie z owym słabszym typem, pożądającym
spokoju: oba te typy są nieodłączne i z jednakich wynikają przyczyn.
Dopóki pożyteczność, panująca w osądach wartości moralnych, jest jedynie
pożytecznością stadną, dopóki jedyną troską jest utrzymanie gromady, zaś
niemoralność na tem właśnie i wyłącznie polega, co zda się zagrażać
istnieniu gromady: dopóty nie może być mowy o morale miłości bliźniego.
Dajmy na to, iż nie brak już i wówczas ciągłych drobnych ćwiczeń w słuszności,
współczuciu, względności, łagodności, wywzajemnianiu usług; przypuśćmy,
że i na tym stopniu uspołecznienia czynne już są wszystkie owe popędy, które
noszą później zaszczytne miana cnót i ostatecznie zlewają się niemal z pojęciem
moralności: w tym jednakże okresie bynajmniej nie należą one jeszcze do
dziedziny sądów o wartościach moralnych — są jeszcze póz amoralne. Na
przykład, litościwy uczynek w naświetniejszej epoce Rzymu nie jest dobry ni zły,
nie uchodzi za moralny ni niemoralny; a jeżeli spotka się nawet z pochwalą,
to pochwala ta nie odbiega zbyt daleko od jakiegoś niechętnego lekceważenia,
zwłaszcza w zestawieniu z czynem, mającym dobro całości, respublicam na względzie.
Ostatecznie miłość bliźniego jest zawsze czemś ubocznem, po części
konwencyonalnem, dowolnie pozornem w porównaniu z obawą przed bliźnim. Gdy spójnia
społeczna jest już dokonana i od niebezpieczeństw zewnętrznych
zabezpieczona, trwoga ta przed bliźnim w osądach wartości moralnych stwarza
znów nowe perspektywy. Silne i niebezpieczne popędy, jak przedsiębiorczość,
zapamiętałość, mściwość, przebiegłość, drapieżność, żądza
panowania, które dotychczas ze względu na dobro pospolite nie tylko czcią
otaczać — pod innemi oczywiście nazwami od co tylko przytoczonych -, lecz
nawet hodować i pielęgnować musiano (potrzebowano ich bowiem ustawicznie
przeciw nieprzyjaciołom, zagrażającym całości), budzą odtąd — kiedy
niema już dla nich upustu — zdwojoną grozę i, jako niemoralne, bywają
stopniowo piętnowane i spotwarzane. Cześć staje się teraz udziałem wręcz
sprzecznych popędów i skłonności; instynkt stadny zmierza zwolna ku swym
konsekwencyom. Wzgląd, o ile jakieś objawy i afekty, o ile czyjeś zdanie,
zdolności i wola podrywają równość, pospolitemu zagrażają dobru, staje się
teraz perspektywą moralną: trwoga i w tym razie jest macierzą morału. Najgórniejsze i najsilniejsze popędy, gdy w namiętnym wybuchu porwą i wyniosą jednostkę
ponad sumienia stadnego poziom i nizinę, powodują przez to zanik samopoczucia u gromady, kruszą ni to jej kręgosłup, jej wiarę w siebie: zatem te właśnie
popędy piętnuje się i spotwarza najusilniej. Szczytna niezależna duchowość,
wola samodzielności, wielki rozum wydają się już niebezpieczeństwem;
wszystko, co jednostkę wynosi ponad stado i bliźniego napawa trwogą, zowie się
odtąd złem; potulne, skromne, ulegle, równościowe usposobienie, mierność
żądz zdobywa sobie cześć i uznanie moralne. Ostatecznie, śród nader
pokojowych okoliczności zanika coraz bardziej sposobność i konieczność
naginania swych uczuć do stanowczości i surowości; i odtąd wszelka surowość,
nawet w sprawiedliwości, poczyna razić sumienia; górna surowa dostojność i poczucie odpowiedzialności przed sobą obraża niemal i wzbudza nieufność,
baranek, jeszcze więcej owieczka zyskuje poważanie. W dziejach społeczeństwa
zdarza się moment takiego chorobliwego zmurszenia i przedelikacenia, iż z całą
powagą i rzetelnością staje ono nawet po stronie swego szkodnika,
zbrodniarza. Karać: zda się mu z jakiegobądź względu rzeczą niesłuszną, — to pewna, iż pojęcie kara i powinność karania dotyka je boleśnie,
napawa trwogą. Niedość że uczynić go nieszkodliwym? Pocóż jeszcze karać?
Karanie samo jest czemś okropnem! — drogą pytania tego morał stadny, morał
bojaźliwości, wyprowadza swe ostateczne wnioski. Jeżeli przypuścimy, iż dałoby
się w ogóle usunąć niebezpieczeństwo, tę przyczynę obaw, to i morał ten
usunęłoby się zarazem: przestałby być potrzebnym, sobie samemu nie wydawałby
się już potrzebnym! — Kto bada sumienie dzisiejszego europejczyka, ten w tysiącznych skrytkach i schowkach moralnych wykryje zawsze ten sam imperatyw,
imperatyw bojaźliwości stadnej: chcemy, by kiedyś nie trzeba było obawiać
się już niczego! Kiedyś — wola i droga ku temu kiedyś w całej Europie
zwie się dziś postępem.
Powiedzmyż od razu, cośmy mówili już po stokroć: gdyż na prawdy takie -
prawdy nasze — niechętnie otwierają się dzisiaj uszy. Wiemy aż nadto
dobrze, jak to oburza, gdy ktoś bez ogródek i przenośni zalicza ludzi do
zwierząt; atoli będzie to nam poczytane niemal za winę, iż mówiąc właśnie o ludziach nowoczesnych idej, używamy ciągle wyrażeń, jak stado, instynkta
stadne i tym podobnych. Cóż na to poradzić! Nie możemy inaczej: gdyż na tem
właśnie polegają nowe nasze poglądy. Przekonaliśmy się, iż co do
wszystkich zasadniczych sądów moralnych w Europie a także w krajach wpływowi
europejskiemu podległych panuje jednomyślność: wiadomo widocznie w Europie, o czem Sokrates podobno nie wiedział, a czego ów dawny słynny wąż przyrzekał
ongi nauczyć, — wiadomo dzisiaj, co jest dobro i zło. Otóż brzmi snadź
niemile i razi uszy, gdy upieramy się wciąż przy swojem: to, co ma być
rzekomo wiadomem, co wysławia siebie własną swą chwalbą i naganą, co
przyznaje sobie słuszność, jest instynktem zwierzęcia stadnego człowieka;
instynkt ten wziął i bierze coraz bardziej górę i przewagę nad innymi
instynktami w miarę jak się wzmaga fizyologiczne zbliżenie i upodobnienie, którego
jest objawem. Morał w Europie dzisiejszej jest morałem zwierząt stadnych:-
zatem, jak my to rozumiemy, li jednym morału ludzkiego rodzajem, obok którego,
przed którym, po którym mnogo innych, przedewszystkiem zaś szczytniejszych
morałów jest możliwych lub możliwymi być winny. Przed tą możliwoscią,
przed owem -winny broni się atoli morał ten wszystkiemi siłami: twierdzi
zawzięcie i nieubłaganie jam jest morałem, okrom mnie morału niemasz! -
ba, przy pomocy religii, która czyniła zadość i schlebiała
najsubtelniejszym zwierzęcia stadnego żądzom, doszło do tego, iż z coraz
widoczniejszymi morału tego objawami spotykamy się nawet w urządzeniach
politycznych i społecznych: prąd demokratyczny jest spuścizną prądu chrześciańskiego.
Że atoli tempo jego niecierpliwszym, schorzałym i kalekim okazom wymienionego
instynktu zda się zbyt jeszcze powolnem i ospałem, świadczą o tem coraz wścieklejsze
wycia, coraz jawniejsze zgrzytania psów anarchistycznych, tułających się po
zaułkach kultury europejskiej: zasadniczo na pozór różnych od
pokojowo-pracowitych demokratów i ideologów rewolucyjnych, zaś więcej
jeszcze od matołkowatych pseudofilozofów i wyznawców braterstwa, którzy zwą
siebie socyalisiami i mają na celu wolne społeczeństwo- w istocie jednak
zgodnych z nimi wszystkimi w zakorzenionej i instynktownej wrogości względem
każdego innego ustroju społecznego krom samorządu stadnego (aż do odrzucenia
nawet pojęć pan i sługa — nidieu ni maitre socyalistyczna opiewa
formuła ); zgodnych w zaciętem zwalczaniu każdego udzielnego uroszczenia, każdego
udzielnego prawa i przywileju (co w istocie znaczy, każdego prawa: bowiem, gdy
wszyscy równi, nikomu prawa potrzebne już nie są -); zgodnych w niedowierzaniu karzącej sprawiedliwości (jak gdyby była pokrzywdzeniem słabszego,
bezprawiem na koniecznem następstwie całego dawniejszego społeczeństwa -);
niemniej atoli zgodnych w religii litości, we współczuciu dla wszystkiego, co
jeno czuje, żywię i cierpi (w dół aż do zwierzęcia, w górę aż do Boga: — rozpasanie współczucia dla Boga jest właściwością epoki demokratycznej
-); zgodnych społem w wyrzekaniach i niecierpliwości współczucia, w śmiertelnej
nienawiści do cierpienia w ogóle, w kobiecej niemal niezdolności, by wytrwać
przytem w roli widza, by módz na cierpienie pozwolić; zgodnych w niedobrowolnem sposępnieniu i przedelikaceniu, które zagrażają snadź
Europie powstaniem jakiegoś nowego buddyzmu; zgodnie wierzących w morał pospólnego
współczucia, jak gdyby był on sam w sobie morałem, jak gdyby był wyżyną,
osiągniętą wyżyną człowieka, wyłączną nadzieją przyszłości, pociechą
teraźniejszości, wielkiem zmazaniem wszystkich win dawniejszych; zgodnie wierzących w społeczność jako odkupicielkę, zatem w stado, w siebie...
1 2 3 4 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2347 |
|