|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kościół i Katolicyzm Świętych powątpiewanie [1] Autor tekstu: Marek Bończak
Chrześcijaństwo jest religią,
która wyjątkowo mocno odcisnęła się na historii Europy. Jeszcze dziś
domaga się ono, by słuchano jego głosu i akceptowano bez szemrania autorytet
moralny, które sobie wypracowało. Jednak, czy rzeczywiście jest ono tym, za
co się podaje? Czy wizja Boga prezentowana przez Magisterium Kościoła jest
jedyną słuszną? Czy kościół katolicki odpowiada uczciwie na wezwanie
Jezusa z Nazaretu, by pójść za nim?
To wątpliwe. I z tej „świętej"
wątpliwości rodzą się refleksje, które chciałbym zaprezentować, jako
uczciwą próbę odpowiedzi na postawione wyżej pytania.
Kościół jawi się przy głębszej
analizie, jako system, który „ogładza" utopijne nauki swego mistrza,
wykorzystując ich pozytywne aspekty do własnych, mało pozytywnych celów.
1.
Drzewo poznania dobra i zła
Rzeczywistość jest niedosięgła w swojej istocie.
Wędrujemy przez gęsty las
zwany królestwem bytu i choć prześwieca wśród ogromnych, tajemniczych drzew
bytów kilka promieni zrozumienia, to jakże daleko jesteśmy od pełnej
kontemplacji cudownych krajobrazów rzeczy-wistości. Jeśli ktoś zrozumie
tę prawdę, to nie może się nie ukorzyć i nie wyrzekając się godności
rozumu, przyjąć jako dar prawdę, która oświeca, objawia się, niczym woda
obmywająca stopy zmęczonego pielgrzyma.
Metafizyka chrześcijańska,
pod osłoną teologicznej delikatności łaski, z niezwykłą agresją stara się
zawładnąć prawdą, redukując ją do poziomu prymitywnych sylogizmów wiary.
Każdy student teologii czuje się panem i obrońcą jedynej prawdy, wypływającej z jego mniej lub bardziej ugruntowanej wiedzy. „My mamy Jezusa, zatem my mamy
prawdę", ten slogan likwiduje wszelkie obiekcje.
Można kwestionować „prawdę",
że kościół posiada całą i jedyną wiedzę o Chrystusie (warto wspomnieć,
że rozwój nauk biblijnych rozpoczął się wśród protestantów, od których
katolicy uczyli się, chowając do kieszeni wrodzoną im pychę), można
kwestionować również, że ta wiedza, nawet, jeśli jest zgodna z prawdą i autentycznym zamysłem Jezusa, jest boską i nieomylną. Dlatego kościół
szuka potwierdzenia swojej nieomylności w szczególnej asystencji Ducha świętego, pojętej na sposób równie infantylny i nie liczący się z zdrowym rozsądkiem, jak w przypadku wielu innych dogmatów.
Wystarczy zapoznać się z historią kościoła. W niczym nie jest ona lepsza od
historii uniwersalnej. Tak samo krwawa, pełna niesprawiedliwości i przemocy,
jednako nieczuła na los ukochanych przez Boskiego Mistrza ubogich i nic nie
znaczących. Dlatego tym obrzydliwsze jawią się pełne pychy i samouwielbienia
zapewnienia dostojników, że kościół zna całą i jedyną prawdę na każdy
temat.
Co było a nie jest nie pisze się w rejestr! Ta złota maksyma kościelnych
nie zawodzi nigdy. Bezczelni, upojeni poddaństwem pomniejszego kleru i bezkrytycznej części ludu bożego, nasi aroganccy biskupi lansują się w imię
władzy i pieniądza, oraz nauczyciela z Nazaretu, jako niezawodne omnibusy i guru.
Ale co oferują za bogactwo, bezwzględne posłuszeństwo poddanego
kleru, oraz uwielbienia bezkrytycznych wiernych? Przebrzmiałą wersję polsko-katolickiego kagańca zwanego: prawdy wiary, jedyna droga zbawienia. Wygodne,
wyuczone, okazjonalne frazesy, które jeśli nie pomogą, to i źle nie zrobią.
Jakkolwiek nie można naszym biskupom zarzucić, że ich doktryna różni się
od tej „oficjalnej", „świętego ojca", to przez to nie odpowiada
bynajmniej potrzebom chrześcijan, żyjących ewangelią wśród trudnej
codzienności. Panowie biskupi nie mają trywialnych problemów zwykłych
wiernych. Oni są stworzeni, by reprezentować Jezusa, choćby nawet ukrywali
księży pedofilii, albo, gdy przez kapryśną antypatię niszczą życie
zrozpaczonych kapłanów. Zawsze niewinni, nietykalni, święci z zasady, jednym
słowem „alter Christus". Kto zaś chciałby zadzierać z Nauczycielem z Nazaretu, lub raczej jego autoryzowanymi przedstawicielami? Doprawdy niewielu.
Dlatego należałoby zastanowić
się nad przesłaniem Jezusa, ocenić
jego wartość dla współczesnego człowieka, nie dając się oczarować
magikom w piuskach. Z całą pewnością nie do tych karykatur apostołów
kierował Jezus swoje słowa. Oni zrobili z niego swoją martwą marionetkę:
Boga niedosięgłego bez ich pośrednictwa. To tak, jakby chrześcijaństwo
hierarchiczne zerwało owoc z drzewa poznania dobrego i złego. Zapomnieli
jedynie, że ten grzech nieposłuszeństwa pociągnął za sobą coś jeszcze
gorszego: niewybaczalną pychę...
Jestem człowiekiem.
Błądzę w poszukiwaniu sensu
absolutnego, świadom, że takiego nie znajdę. Jestem zwierzęciem: dla natury
hybrydą lub nadzieją; dla teologii tragicznym wybrykiem bożego kaprysu.
Jednakowoż mam swoją godność i chcę, by była ona poszanowana. Nie można
pozwolić ludziom wiary żerować na fundamentalnej wolności człowieka do
samostanowienia religijnego. Czym innym, bowiem, jest pomoc w odnalezieniu
indywidualnej drogi wiary, czym innym zaś aroganckie narzucanie dogmatów,
podpartych groźbą wiecznego potępienia.
2.
Poznanie Boga
Wśród niewielu rzeczy, których
nie poddaję dosadnej wątpliwości jest wiara w Boga. Rozumiem, że Bóg jest i rozumiem, że to stwierdzenie jest nic nie warte, ponieważ powiedzieć o byciu
Boga nie możemy dokładnie nic. On sam stwarzając człowieka pogłębił swoją
samotność, ponieważ rozmawia z kimś, kto nigdy go nie zrozumie. Uczono mnie
teorii analogii bytów, lecz dziś myślę, że takowej w rzeczywistości nie
ma.
"Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo":
ta intuicja wynika z pierwotnego doświadczenia religijnego. By coś takiego
powiedzieć trzeba znać Boga i siebie, my zaś nie znamy do końca ni jednego
ni drugiego. Intuicyjnie doświadczam dobra i piękna natury i dobrowolnie
identyfikuję je z pojęciem Boga stwórcę dobra i piękna. Mogę zatem
powiedzieć, że Bóg ma doświadczenie dobra i piękna a gdy patrzę na ludzi
wiem, że rozumie On najlepiej koncepcję osoby; co jednak nie znaczy, że Bóg
jest piękny, dobry czy osobowy. Wierzę, że tak właśnie jest, ponieważ wcześniej
uwierzyłem, że Bóg jest stworzycielem. Udowodnić tego jednak nie sposób tym
bardziej, że musiałbym dodać, patrząc na naturę, że Bóg wybrał system
zachowania gatunku oparty na przemocy, zabijaniu, egoizmie jednego gatunku, który
niszczy inny, bo musi żyć. To nie człowiek zniszczył ład w naturze. On jest
jej dzieckiem. W ludzkich genach jest walka o byt, lęk przed silniejszym i okrucieństwo oraz bezwzględność dla słabszego. Wystarczy bacznie obserwować
dzieci, by zrozumieć, że jest w nas coś atawistycznie zwierzęcego. Czy zatem
Bogu nie obce jest też zabijanie, przemoc, wykorzystanie słabości innych, że
nadał światu takie zasady?
Poznanie Boga przez
objawienie, szczególnie jego wersję chrześcijańską, nie zastąpi poznania
Boga przez naturę. Abba jest albo nie jest Stworzycielem, Panem natury istniejącej
dzięki przemocy. Czy Bóg jest ojcem królika rozszarpanego przez szakala? Co
szepce mu do ucha, gdy królik kona, by małe szakalątka mogły żyć? Ktoś
powie, że Bóg mówi tylko do człowieka; to, co mówi do umierającego w męczarniach
głodowych dziecka? Że je kocha i że niedługo będzie w raju. Toż to absurd:
mógłby stworzyć człowieka już w raju jak aniołów i darować mu tę bolesną
pielgrzymkę na przymus. Powie, że ma ręce związane ludzką wolnością?
Przecież dajemy z tego, co mamy: jesteśmy źli i dajemy niesprawiedliwość.
To po co ten eksperyment z małpą i duszą! To grzech pierworodny sprawił, że
jesteśmy, jacy jesteśmy. No, ale daj dziecku granat i powiedz mu, by się bawił,
ale nie pociągał za zawleczkę. Ciekawe ile dziecko zrozumie z polecenia lub
kiedy zwycięży w nim ciekawość?
Gdy myślę o Bogu zadaję
sobie podobne pytania. I wierzę głęboko, że On się nie gniewa. Daje mi możliwość
wiary, że On wie, co robi i nie ma w tym co zdziałał żadnej niedoskonałości,
albo że wcale nie jest jeszcze doskonały, gdyż uczy się być Bogiem człowieka
na własnych błędach. Ale On daje mi też prawo nie akceptować ślepowierczego
argumentu dogmatyki i pozwala mi się męczyć próbami znalezienia odpowiedzi,
nawet gdyby był nią deizm, teizm, lub inny — izm.
W końcu to On jest przyczyną
naszego istnienia a nie my Jego.
3.
Przekłamana świętość
Jest rzeczą niemożliwą
absolutnie pewne stwierdzenie, że Boga nie ma. Doświadczenia religijne wielu
pokoleń wychodzą niejednokrotnie poza subiektywizm indywidualny czy
kolektywny. Objawienia, czy cuda nie dają się zawsze racjonalnie wytłumaczyć,
pozostając nieobowiązującą propozycją, przestrzenią, w której nasza
niepewność daje szansę istnienia — dla — nas nadprzyrodzonemu, czyli
niepoznawalnemu do końca Bogu. Taka charakterystyka objawienia jest najwłaściwsza
bóstwu w każdej religii. Doświadczenie „przemocy bożej" nie pochodzi od
Boga, lecz od człowieka, który nazbyt emocjonalnie przeżywa spotkanie z sacrum. W ogóle pojęcie sacrum nie jest jasne. Zakłada ono, że istnieje bóstwo,
wchodzi w relację z czymś lub kimś, zastrzegając to dla siebie. Wyłączone
jak gdyby z niesakralnego porządku świata, staje się świętym,
niedotykalnym, odnośnikiem, dzięki któremu profan może komunikować z bóstwem.
Doświadczenie chrześcijaństwa
powinno było wyeliminować takie rozdzielenie sacrum — profanum. Jezus
Chrystus, jako Syn Boży we własnej osobie unicestwia taki podział: nie jest
Bogiem ubranym w ciało (dlatego stwierdzenie: a Słowo Ciałem się stało nie
jest najszczęśliwszym wyrażeniem unii hipostatycznej w Jezusie Chrystusie),
lecz jest Bogiem — Człowiekiem. Obie natury są autentyczne i w obrębie
jednej osoby autonomiczne. Nie ma podziału egzystencjalnego między bóstwem a człowieczeństwem Jezusa, o czym uczą nas Ojcowie pierwszych soborów
powszechnych, wprowadzając pojęcie unii hipostatycznej i comunicatio
idiomatur to znaczy wymiany cech dwóch natur. Jezus obala w sobie i w swoim
postępowaniu system sacrum / profanum, powołując wszystkich do partycypowania w świętości (sacrum), oraz przedstawia Boga już nie jako Jahwe świętego i niedostępnego, ale jako kochającego Ojca wszystkich ludzi, nawołującego by
stać się świętymi, jak On. Powołanie apostołów, oprócz aspektu
symbolicznego miało wymiar praktyczny, ale nie było intencją Jezusa zastąpienie
arcykapłana Piotrem a kapłanów apostołami.
Niestety, jakkolwiek apostołowie
rozumieli to i przestrzegali, to ich następcy rychło porzucili oryginalną ideę
Mistrza i zachowując formalnie wszystkie atrybuty Boga nadanemu przez Jezusa,
odebrali „świętym" ich godność sakralną, redukując ich do poziomu kapłaństwa
powszechnego, lecz nie w oryginalnym sensie jezusowym, gdzie wszyscy są
zbawieni, pojednani z Bogiem, zdolni składać dzięki (eucharystia) i wybaczać
sobie nawzajem (sakrament pojednania). Ze wspólnoty charyzmatycznej wyłonili
się liderzy, którzy rychło przejęli władzę duchową a z nią absolutną (w
tym materialną) nad poszczególnymi gminami chrześcijańskimi.
1 2 3 Dalej..
« Kościół i Katolicyzm (Publikacja: 17-03-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2350 |
|