|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia religii
Kilka uwag o idei zbawienia i samowyzwolenia Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
Wszyscy
znamy kłopoty, jakie sprawiają nam dzieci, nieustannie zadając setki pytań,
które wydają się tak naiwne, a odpowiedzi nań tak oczywiste. A przecież
dziecięce pytania mają jedną niebagatelna zaletę — są „świeże",
nie uwarunkowane, a gdy potrafimy z uwagą im się bliżej przyjrzeć, zamiast
wzruszać ramionami, mogą okazać się niezwykle twórcze, stawiają bowiem
nieraz rzecz na głowie, a w miejsce rzekomej oczywistości — znaki zapytania,
pozwalające na osiągnięcie dystansu. Kto zatem chce badać cokolwiek, co go
otacza, tzw. rzeczywistość, ten nie powinien kpić z dziecięcych pytań,
dziecko i badacza bowiem jedno powinno łączyć — kwestionowanie tak zdawałoby
się niekwestionowalnych oczywistości. Zadajmy zatem „dziecięce"
pytanie w kwestii fundamentalnej dla religijnego myślenia.
Zapytajmy
prowokacyjnie: właściwie dlaczego potrzebny nam jakikolwiek zbawiciel,
dlaczego mielibyśmy dążyć do zbawienia, wyzwolenie, oświecenia? W pytaniu
tak postawionym już kryje się pewna przesłanka — zbawienie czy wyzwolenie będzie
naczelną lub jedną z naczelnych idei w tych systemach światopoglądowych, które
zakładają świat nieprzyjazny, a życie w nim człowieka — jako rodzaj
opresji, skandalu, niewoli… Zakładają jednocześnie implicite lub explicite
istnienie czegoś, co wykracza poza „ten świat", postulują świat
inny — sensowniejszy, w którym człowiek byłby wreszcie „u siebie".
Niekoniecznie zresztą musi być to
postrzegane jako „świat", może być to stan — taki, który np.
pozwala poznać prawdziwy sens „bycia". Osiągnięcie takiego stanu
łączyłby się nieraz z koniecznością dokonania wewnętrznej transgresji i w
systemach wschodnich bywa nazywany oświeceniem.
Czy
zatem zbawienie lub wyzwolenie zakłada wyraźną opozycyjność „ja"-świat, który postrzegany jest jako „obcy" (por. gnostycyzm) lub
wypływa z poczucia „wrzucenia w świat" (jak w myśli
egzystencjalistycznej)? A jeśli mówi się o samo-wyzwoleniu,
to czy dochodzi tu jeszcze poczucie bezradności wykładającej się słowami:
„muszę uczynić to sam, bo jestem samotnym w świecie" — w tej
ostatniej sytuacji mielibyśmy do czynienia z tragiczną sytuacją „braku
Zbawiciela" (ale pozostaje coś, ku czemu warto iść). Inaczej, gdy
postrzega się świat jako straszliwy, a jednocześnie pozbawiony zbawiciela i nadziei na wyzwolenie się. Ten, kto tak świat postrzega jest po pierwsze
„nie wierzący", po drugie — pesymistą. Ale… Można by powtórzyć
za Umberto Eco — w co wierzy ten, kto nie wierzy? Tu możliwy jest spory zestaw
odpowiedzi, ale dwie z nich wydają się egzystencjalnie najważniejsze. Albo świat
jest postrzegany jako opresyjny, ale innego nie ma, sytuacja więc rysuje się
tragicznie lub heroicznie zależnie od przybranej postawy (nieraz szuka się wyjścia z opresji świata na przykład szukając „zbawicieli zastępczych"),
albo ze światem jest wszystko w porządku i nie ma wcale żadnej potrzeby myślenia o „innym świecie" i jakimkolwiek wybawicielu.
Potrzeba
wyzwolenia lub zbawienia, rzecz jasna, pojawia się zatem tylko wtedy, gdy jest
„od czego" się wyzwalać. Zło, cierpienie, złudzenie, grzech
pierworodny — to właśnie jedne z tych zakładanych „powodów".
Chrześcijaństwo
wypracowało figurę jednego zbawiciela. Jednostka nie musi się „zbawiać"
sama [ 1 ], jej los
rozstrzygnie Chrystus Sędzia. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, iż wysiłki
jednostki są tu dość zniwelowane. Zakrawa na swoisty paradoks, że Zachód,
gdzie indywidualizm, odpowiedzialność za własne życie są tak eksponowane,
jednocześnie w kwestii metafizycznej ogranicza możliwość aktywności
jednostki… To ten Wielki Ktoś zbawił nas, można by rzec, że uczynił coś
„za nas"… Nam niemal wystarczy tylko potakiwać.
Nie
jest też niewątpliwie kwestią przypadku, że nawet mnisi chrześcijańscy
budzili niechęć instytucji Kościoła, wszak odizolowanego, samotnie zmagającego
się z „transcendencją" osobnika trudniej kontrolować, kto wie dokąd
zaprowadzi go jego rozmyślanie. Tylko wzięcie w karby (ślubowanie posłuszeństwa
itd.) dawało gwarancje Kościołowi.
A
świat… cóż, skoro potrzebny jest zbawiciel, musi zostać zaakcentowane jego
„zło", skażenie oraz — grzech. W tradycji żydowskiej mesjasz jest
oczywiście inaczej widziany niż Jezus Chrystus w chrześcijaństwie i może
dlatego mniej się w judaizmie akcentuje grzech pierworodny… Można
by rzec że figura mesjasza w równej mierze implikuje, a co najmniej wzmacnia
ideę grzechu, co idea grzechu — mesjasza. Jedno nie może istnieć bez
drugiego, wzajemnie się warunkując.
Postać
mesjasza kształtowana bywała przez pewne — różnorodne — typy wyobraźni:
mesjasz w tradycji żydowskiej widziany był jako wyzwoliciel narodowy, potem
uległ uniwersalizacji, lecz uniwersalność figury nie musi oznaczać wszędzie i zawsze uniwersalnych treści „pod nią" podkładanych, nieraz nawet
jego zbawcza funkcja nie obejmuje nawet wszystkich ludzi, przeciwnie -
schrystianizowany mesjasz zostaje oto skorelowany z tradycjami rodzimymi, jak w ruchach religijnych w Afryce, czy Ameryce Południowej. Także w Polsce model
mesjasza funkcjonował na swoistych zasadach w kulturze romantycznej, o czym
doskonale wiemy. (Cóż, nawet Polacy zainteresowani myślą orientalna uważali
nieraz, jak np. W. Lutosławski, że przemiana, która miała nastąpić w głębi
człowieka dzięki technikom jogicznym, miała za cel doprowadzenie do
wyzwolenia… narodowego).
Na
Wschodzie, w hinduizmie, a zwłaszcza w buddyzmie, mimo wagi jaką przywiązuje
się do osoby mistrza, kładzie się nacisk na samodzielność jednostki pragnącej
dostąpić iluminacji i wyzwolenia. Na Wschodzie właśnie — który my z naszej
perspektywy oceniamy jako mniej indywidualistyczny, a bardziej przywiązany do
tradycji kolektywizmu...
Ale
nawet w buddyzmie, gdzie kładzie się nacisk na samodzielność ucznia w dążeniu
do oświecenia i wyzwolenia, pojawia się postać Buddy Majtrei. Czyli „tłumacząc"
na język naszej tradycji — Zbawcy. Idea ta zrodziła się w warstwach
„ludowych" wyznawców buddyzmu (por. też postać Bodhisattwy wyłoniona
obok, czy zastępująca figurę arhata).
Z
kolei w New Age funkcjonuje synkretyczny model, w którym współistnieje idea
samowyzwolenia i obraz wybawienia, w tym rodzaj „mesjasza" (mistycznie
pojmowany Jezus Kosmiczny lub Budda Maitreja). Przy tej właśnie okazji warto
zastanowić się czym miałoby być samo-wyzwolenie czy samo-zbawienie.
Samo-czyli?… Samodzielne, osobne, albo „od siebie".
W
grę wchodzą dążenia mające na celu zredukowanie konieczności podporządkowania
się. Ergo — jednostka redukuje sfery, którym musi podlegać (od polityki,
poprzez autorytety społeczne, uwarunkowania klasowe itd., po wymiar
egzystencjalny) — aż zostaje „ja", albo „bóg" albo relacja
„ja — bóg" (czy raczej „boskość"). Znowu tutaj dotykamy
problemu ja-świat. Czy jednostka jest osobną monadą? A jeśli nie jest całkowicie
„osobna" (Jaźń obejmuje nie tylko ludzkie uniwersum, ale i świat
pozaludzki), to zakłada się współzależność między różnymi sferami
bytu. Zatem samo-wyzwolenie to nie osobne wyzwolenie siebie tylko, lecz praca
nad wyzwoleniem najmniejszej nawet żywej istoty (jak w buddyzmie mahajany).
Rzecz
jasna, nie może przy tej okazji obejść się bez zastanowienia się nad
koncepcjami antropologicznymi, choćby tylko ogólnie naszkicowanymi — jak zatem
postrzega się problem „osoby", innymi słowy kim jest osoba ludzka,
człowiek.
Koncepcja
personalizmu katolickiego oraz postawa indywidualizmu euro-amerykańskiego jest w tym miejscu szczególnie warta przywołania, jako że New Age kompiluje ten
obraz „indywiduum" ze wschodnimi pojęciami wyzwolenia, gdzie
„ja" znika — odmiennie niż w zachodnich reinterpretacjach, gdzie
„ja" nie tyle znika, ile ulega transformacji.
Zatem — wyzwolenie od zależności, ale przecież również wyzwolenie potencjału w sobie. W przypadku ideologii New Age można by powiedzieć, że dążenie do
wyzwolenia łączy się z problemem poznania,
droga w New Age bowiem jest nie tyle drogą metafizyczną, ile
epistemologiczną — człowiek nie wykracza poza swą ograniczoność ku innemu
bytowi, sam bowiem jest bytem kompletnym, zawiera w sobie wzorzec boga — tyle,
że o tym nie wie. Cała droga wyzwolenia to usuwanie niewiedzy i uwarunkowań
osobistych — proces negatywny (wpływ koncepcji awidii z hinduizmu).
Ale
to paradoks… widoczny w pismach mistyków, czy też poetów haiku — tkwi on w samym założeniu: „ja" wyzwala się od „ja" — otóż ten właśnie
aspekt jest szczególnie trudny. Jaspers powiada: „Warunkiem tego, że
odnajdziemy samego siebie jest to, by nie szukać samego siebie".
Przypisy: [ 1 ] Por. spór Augustyna z Pelagiuszem, łaska czy własne zasługi; zob.
ss. 1234, 214 (in fine), 1035 (w: Doktryna "szaleństwa Krzyża"),
192 « Filozofia religii (Publikacja: 18-03-2003 Ostatnia zmiana: 07-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2354 |
|