|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Ku wolności oswobodził nas rozum Autor tekstu: Marek Bończak
W wielu publikacjach, również internetowych (posłużę
się cytatami z wprowadzenia do kontemplacji ewangelicznych nr. XVI zatytułowanej
„Daj mi pić") wyświęceni lub dążący ku temu apologeci starają się skłonić
ku swoim przekonaniom rzesze czytelników, poruszając szeroko pojętą tematykę
wolności. Ich teza jest następująca: ludzie nie będą nigdy w stanie osiągnąć prawdziwej wolności, jeśli nie przyjmą Jezusa, jako
swojego Pana i Zbawiciela, całkowicie ofiarowując mu swoją wolność i otrzymując w zamian wolność Zmartwychwstałego, gdyż jak pisze Paweł: „Ku
wolności oswobodził nas Chrystus" (Ga 4, 31). W rzeczy samej twierdzą oni,
że wyzwolenie ludzkie jest pozorne (zarówno to zewnętrzne, jak i wewnętrzne) i tylko dar z własnej wolności uczyniony Chrystusowi uczyni mnie wolnym.
Tym, co uprawnia znawców prawdy absolutnej do głoszenia
podobnych poglądów jest „doświadczenie osobistej wolności zdobywanej w Chrystusie".
Razi owa argumentacja pseudo egzystencjalna. Jakim prawem
ktoś wierzący stawia swoje jezusowe doświadczenie, jako argument w dyskusji?
Czy gdyby ktoś powiedział, że ma prawo do decydowania, czym jest wolność,
gdyż doświadczył wolności w imię Kriszny, Manitou albo Allacha, to stanowiłoby
to samo ostateczne usprawiedliwienie jego tezy? Jeszcze raz klerykalna arogancja
polsko-katolicka zapomniała, że średniowieczny monopol na wszelką prawdę w imię Jezusa został obalony w imię rozumu.
Zapomnijmy jednak na chwilę o jezusowych doświadczeniach
naszych apologetów i rozważmy ich argumenty, które mimo wszystko przytaczają. Z góry zapewniam, że (moim zdaniem) są one podane w duchu tej wyższości a priori doświadczenia jezusowego, która obraża każdego myślącego człowieka.
Skoro wolność człowieka nabiera ostatecznej wartości w Jezusie to należy przypatrzeć się wolności Jezusa. Polegać ma ona na tym,
że Jezus obdarzony „wolnością absolutną":
— nie ogląda się na opinię ludzką
— nie ulega szantażom władz religijnym; dziś
klechy ślubu by mu nie dali, ani dziecka nie ochrzcili...
-nie
poddaje się lękowi przed śmiercią, co świadczy o tym, że zachowuje całkowitą
wolność wobec ziemskiego życia; stąd lęk o swoje życie jest dla kleru
wyrazem "naszego zniewolenia, naszej niewiary i koncentracji na sobie...
— jest wolny wobec posiadania i zdobywania materialnego;
ileż to plebani i pałaców biskupich drwi sobie bezczelnie z tej
nieklerykalnej wolności...
-jest
wolny od chciwości; ewangelia łukaszowa potępia faceta, który się
narobił, dorobił własną przedsiębiorczością i postanowił udać się na
zasłużoną emeryturę, nazywając go głupcem, bo nie myślał o niebie. Jezus
myślał o niebie i żył z datków, których napływ zależał od jego umiejętności
uzdrawiania, których udzielali mu zdesperowani chorzy, albo ich rodziny i to
jest mu poczytane jako zasługa. Ta natchniona logika zbawienia jeszcze dziś
przynosi bogate żniwo bożym następcom.
— jest wolny od potrzeb ciała i nie doznaje
„dokuczliwych głodów zmysłowych", które w naszym bezbożnym
przypadku zależą od pustki serca
— z nieskrępowaną wolnością rozmawia z kobietami i mężczyznami,
co jest oznaką czystości jego serca, „które nie zawiera jakiejkolwiek pożądliwości";
od razu chce się napisać list do pani Uty Ranke-Heinemman, autorki książki
„Eunuchy do raju", która przypomina powiedzenie Grzegorza Wielkiego, że
„rozkosz nie może obyć się bez grzechu" i że u Innocentego III, którego
nazywa „najwybitniejszym papieżem średniowiecza" potępienie rozkoszy
seksualnej i podkreślanie grzeszności każdego stosunku płciowego, osiągnęły
swój szczyt. Niech pani Uta się dowie, że w Polsce dążącej do UE pożądliwość
seksualna, bądź, co bądź najnormalnieszy z bodźców skłaniający między
innymi gatunek ludzki do reprodukcji, wiąże się z nieczystością i to serca.
Nasz apologeta mądrzy się dalej, że ta czystość, czyli po naszemu nie
udowodnione nigdy i niemal w ogóle nieprawdopodobne historycznie dziewictwo
Jezusa jest „wzorem czystej miłości również w małżeństwie i w
rodzinie", „w ludzkiej miłości erotycznej i seksualnej kryje się, bowiem
niebezpieczna władza, którą narzeczeni i małżonkowie przyznają sobie
nawzajem". To zaś może stać się dla nich okazją dla stania się darem dla
drugiej osoby, jak również dla posiadania i alienacji. Ten katolicki mędrzec
stwierdza, że „dominowanie emocjonalne jednego z małżonków nad drugim",
oraz wzajemne manipulowanie i ograniczanie wolności są związane z "władzą,
jaką w miłości erotycznej", jaką małżonkowie sobie przyznają. Gdyby
natomiast żyli jak Adam i Ewa przed grzechem pierworodnym, (czyli jak Maryja z Józefem według Rydzyka), to nie byłoby żadnej grzesznej miłości erotycznej i w związku z tym władzy i ograniczania wolności między katolickimi małżonkami.
Ale w takim razie Jezus musiałby się zadowolić zbawieniem jedynie dwóch osób.
Czy to nie za mało jak na ambicje chrześcijańskiego Boga? Absurdalna myśl
Augustyna, że wszelka rozkosz seksualna jest złem i sposobem przekazywania
grzechu pierworodnego jeszcze dziś króluje wśród seksuologów w sutannach.
— Męka i śmierć na krzyżu stają się dla teologów
najważniejszym momentem manifestacji wolności Jezusa, który daje swoje życie,
choć wie, że w każdej chwili może je odebrać (porównaj J 10, 17- 18).
Problem polega na tym, że nie chodzi tu de facto o odwagę kogoś, kto
daje swoje życie za innych z całym tragicznym wymiarem tego gestu (patrz
Janosik), ale o dziwną formę sztuki teatralnej, gdzie aktorzy doskonale wiedzą,
jak wszystko się skończy. Ewangeliczny Jezus wielokrotnie zapowiada swoją śmierć i późniejsze zmartwychwstanie. W tej perspektywie najważniejszy moment wolności
Jezusa jawi się nam wyreżyserowany i nie dostaje do pięt tragizmowi przeżyć
dwóch facetów ukrzyżowanych po bokach dramatycznego aktora z nieba.
Tyle o katolickim pojęciu prawdziwej wolności, która oświetla
nasze ospałe mózgi jedynie prawdziwą wiarą. Albo wyrzekniemy się własnego
pojęcia wolności i zaakceptujemy wolność według oficjalnego Jezusa albo
staniemy się niewolnikami własnego zdemoralizowanego człowieczeństwa.
Rozważając zrozumienie wolności przez „nowego
Adama", prawdziwego, doskonałego człowieka, przychodzi na myśl skrzyżowanie
stoickiej (i wczesnochrześcijańskiej) niechęci do seksualności ze współczesną
wersją outsidera odizolowanego od innych, zwykłych istot poczuciem
swojej nieziemskiej wartości. To właśnie w lansowanym dziś przez katolicyzm
Jezusie ukrywają się, w rzeczywistości wszelkiego rodzaju absurdy nieludzkiej
dogmatyki, której nadrzędność doktrynalna wobec zdroworozsądkowej
rzeczywistości kosztowała miliony ofiar.
Kościół odpowie, że istotą wolności Jezusa jest całkowite
poddanie się woli Boga Ojca. Chodzi o wolność ku czemuś, pozbywanie się
czegoś istotnego z siebie na rzecz bóstwa. Im bardziej wyzbywa się on własnej
woli, tym bardziej jest wolny, gdyż jego wolę zastępuje Wola Boga. Według
kleryka Mateusza Pindelskiego SP (artykuł „Co znaczy być wolnym?" z kwartalnika eSPe),gdy człowiek
zatrzymuje się na własnym pojęciu wolności to sam ustala, co jest dobre a co
złe, co prowadzi do chaosu spowodowanego przez nasz ludzki relatywizm w pojmowaniu dobra i zła. Powraca w ten sposób chrześcijański mit człowieka z niedorozwojem moralnym i bogiem gwarantem moralności. W rzeczywistości mamy do
czynienia z alienacją i nihilizmem. Klerykowi Mateuszowi proponuję
przestudiowanie historii wojen na tle religijnym i ich zakończenia dzięki wspólnemu
wszystkim ludziom zdrowemu rozsądkowi i laickiemu pojęciu moralności i wolności.
Apogeum zwyrodnienia pojęcia wolności stanowi nauka kościoła
dotycząca małżeństwa. Kleryk Mateusz Pidelski pisze, że przyrzeczenie
wierności jest przyjęciem ograniczenia, „które tak naprawdę pozwala im w pełni rozwinąć wolność kochania". Gdy pomyślę o niezliczonych
tragediach mężczyzn i kobiet, którychnieudany
ślub kościelny skazał na niezliczone upokorzenia i przekreślił kanonicznie
możliwość ponownego pokochania i doznania miłości, to gardzę taką
pseudo-wolnością i jej pełnymi hipokryzji perspektywami pełnej miłości.
Jedną z najważniejszych tez potwierdzających pełne człowieczeństwo
Jezusa Chrystusa według chrześcijaństwa wcielonego Logosa, Drugiej Osoby
Boga, jest biblijne stwierdzenie, że Jezus doświadczył pełni człowieczeństwa,
oprócz grzechu. Logicznie rzecz biorąc (akceptując na chwile założenia
dogmatyczne kościoła) jedynie wolny po jezusowemu, czyli po
katolicko-ludzku, jest ten, kto: nie liczy się z nikim i niczym, nie boi się
śmierci, jest całkowicie wolny od potrzeb ciała i nie ma zmysłowych pokus
(nawet, jeśli chodzi o zjedzenie smakowitego ciastka przed kolacją), ma czyste
serce, czyli, jak uczy Augustyn i Tomasz, nie kocha i nie pożąda kobiety, nie
żeni się (a jak już to dla potomstwa lub zaspokojenia żony i tylko w ustalonej kanonicznie pozycji, ale to już nie jest wolność jezusowa, lecz ojców
kościoła). Właśnie takie wolności doświadczył ponoć nasz nauczyciel z XVI kontemplacji ewangelicznej. Na ile jest ona nieludzka zdecyduj sam człowieku
myślący.
Ja zaś pozwolę sobie na inną tezę.
Kościelna wersja Jezusa (czy autentyczny Jezus żył i czy
był tym, za kogo go podają jest i pozostanie kwestią sporną; zob. str. 470)
jest bóstwem, które zstępuje na ziemię, ogłasza się synem boga, zachowuje
się jak ktoś, kto gardzi większością ludzkiej natury. Jego życie w niczym
nie przypomina ludzkiego (kiedyś kłóciliśmy się na sali wykładowej z zasłużonym
dla Kościoła profesorem liturgiki, który twierdził, że Jezus nie mógłby
się przeziębić, czy skaleczyć, nie mówiąc o czymś poważniejszym).
Jednocześnie bazuje na człowieczeństwie, by wpoić nam abstrakcyjne pojęcie
Boga — miłości. Ile w Jezusie z człowieka oceńcie sami gdy przyjdzie wam
spędzać wakacje nad jeziorem — mały spacerek po wodzie orzeźwi wasze pojęcie
człowieczeństwa. Nie mówiąc o wizycie w szpitalu na wydziale onkologicznym,
na przykład.
My, ludzie, mamy własną naturę i własne pojęcie wolności.
Walczymy o nią i choć często zderzamy się z ciemną stroną człowieczeństwa
jest w nas siła, która nie pozwoli nam zatrzymać się w walce o lepszy świat.
Tworzenie sobie bogów, wobec których czuć się będziemy zawsze gorsi i winni
nie przybliża nas do celu. Jeśli istnieje bóg, to nie zmusza nas on do
frustrujących obrzędów, lecz pozwala być sobą. O nic więcej nam nie
chodzi.
« Felietony i eseje (Publikacja: 10-04-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2396 |
|