|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kościół i Katolicyzm O nauce religii z autopsji Autor tekstu: Maciej Psyk
Naukę
religii znam z autopsji gdyż uczęszczałem na te zajęcia osiem lat — od
wprowadzenia tego przedmiotu kiedy byłem w piątej klasie podstawówki aż do
klasy maturalnej, kiedy to ukończyłem kurs przedmałżeński (polegający na
puszczeniu kilku kaset wideo o metodzie Billingsów i omówieniu rozciągliwości
śluzu z pochwy). Albo
miałem pecha albo doświadczyłem platońskiej degeneracji… księży, którzy
mnie uczyli, bo każdy kolejny był mniej uprzejmy a bardziej pazerny. Zaledwie
pierwszego zapamiętałem pozytywnie. Może dlatego, że jako jedyny miał
przygotowanie pedagogiczne. Pozostali nadawali się na nauczycieli jak ja na
cesarza Chin. Już pod koniec szkoły podstawowej (siódma i ósma klasa)
„uczył" mnie religii — cudzysłów konieczny — ksiądz, który był
obleśnym dewiantem seksualnym. Mówił nam, że seks jest grzechem, bo oznacza,
że człowiek nie panuje nad swoimi popędami, że prezerwatywy przepuszczają
wirusa HIV, co ukrywa spisek międzynarodowy ponieważ wirus jest tak mały, że
przemieszcza się przez „mikroskopijne tunele" w prezerwatywie jak co
najmniej samochód przez tunel a także, że kobieta po skrobance zachoruje na
raka. Jego audytorium to były trzynasto-, czternastolatki! Tymczasem kościołowi
przeszkadzają neutralne światopoglądowo i dostosowane do wieku uczniów podręczniki
do edukacji seksualnej, które rzekomo „brutalnie wdzierają się w intymność
wywołując urazy psychiczne".
W szkole średniej — jednym z najlepszych liceów w Polsce, by the
way — już rozumiejąc, że lekcje religii to farsa a sam kościół nie
ma mi nic do zaoferowania chciałem się wypisać. Właśnie — „wypisać".
Formalnie — nawet w rozporządzeniu Samsonowicza — rodzice uczniów chcących
udzielania pociechom lekcji religii występują o to do dyrektora. W III RP
przyjęło się na odwrót — to rodzic, który tego nie chce musi napisać
podanie do dyrektora o „wypisanie" dziecka z tego na co nigdy go nie
zapisywał! Gdybym o tym wiedział to po prostu bym nie chodził na religię.
Ale nie wiedziałem więc uważałem to za mój obowiązek a wychowująca mnie
matka powiedziała, że mnie nie „wypisze". W klasie tylko jeden chłopak — syn adwokatów — nie chodził i — było nie było — adwokaci musieli
załatwić „wypisanie" (sic!). Nagrodą za jego odwagę było to, że
odrabiał lekcje i słuchał walkmana w auli a my — w tym i ja — w klasie,
podczas religii.
Wówczas kościół wywalczył już pensje dla swoich ludzi jako
nauczycieli lecz mimo to zaobserwowałem ciekawe zjawisko (szalenie ciekawe na
ile rozpowszechnione) — „mój" ksiądz notorycznie opuszczał lekcje (po
prostu nie przychodził do szkoły). Nie były to pojedyncze przypadki, ale cała
seria. Okazało się potem, że ksiądz „obskakiwał" wówczas dużo
bardziej dochodowe pogrzeby. Gdyby ksiądz podlegał dyrektorowi ten na takie dictum
miałby obowiązek zwolnić go natychmiast za lekceważenie obowiązków. Ale
ksiądz nie odpowiada przed dyrektorem… Tak więc mój przedsiębiorczy ksiądz
dostawał pensję za uczenie religii a oprócz tego do jego kieszeni trafiała
kasa z pogrzebów dla których „olewał" liceum i spragnionych
„formowania" małolatów. Wiedzieli o tej „przedsiębiorczości" wszyscy
uczniowie i nauczyciele.
Co się zaś tyczy samego przebiegu lekcji religii to jest to esencja Mrożka:
po „odpękaniu" modlitwy, jedynej chwili spokoju i powagi, sala zamienia się w świetlicę — większość czyta gazety, je drugie śniadanie, odrabia
tudzież przepisuje lekcje, słucha walkmana czy po prostu gra w statki.
Nieformalna umowa z księdzem głosi tylko żeby nie wchodzić sobie w drogę — klasa ma nie hałasować i nie utrudniać życia księdzu, który mówi coś
do dwóch pierwszych ławek a w zamian za to ksiądz przymyka oko na „świetlicę".
„Ignorujemy się i dzięki temu to czterdzieści pięć minut jakoś nam
zleci" — tak to wyglądało w moim liceum, ale wiem, że to tendencja ogólnokrajowa,
przynajmniej w wielkich miastach. Wykazujących minimum zainteresowania tematem
jest zwykle cztery-pięć osób a i to bodaj z uprzejmości.
Nie znaczy to, że tak jest na każdej lekcji. Nie — tylko kiedy linie
demarkacyjne są zachowane i ksiądz opowiada coś o grzechu czy innym Herodzie.
Czasem jednak — biskup każe ksiądz musi — ten ostatni narusza linię
demarkacyjną i zaczyna mówić o „teologii genitalnej" — o „czystości",
seksie przedmałżeńskim, kapturkach dopochwowych, wrastaniu spirali w macicę
etc. Wówczas tolerancja i wyrozumiałość dla służby się kończą i ksiądz
może mieć ciężkie życie. Sam pewnego razu, gdy ksiądz opowiadał o „czystości" puszczałem to mimo uszu, ale gdy zaprzągł do tego Jezusa i Nowy Testament nie wytrzymałem i wypaliłem: „Proszę księdza, a czy Jezus
miał zmazy nocne?". Klasa ryknęła śmiechem, ksiądz się zmieszał i w ten
sposób „linia demarkacyjna" została przywrócona. Ale to nic w porównaniu z tym co powiedział mój kolega gdy ksiądz zaczął „reklamować"
dziewictwo na przykładzie „zawsze dziewicy" Maryi: „Naprawdę? Maryja była
dziewicą? A może miała rozwolnienie?". Następnie rozpoczęła się
dyskusja o tym jaki był język oryginału i czy zamiast „zawsze dziewica"
nie powinno być „zawsze mająca rozwolnienie". Ksiądz czekał na dzwonek
jak żydzi na Mesjasza. Prawdą jest, że aby uchronić się przed indoktrynacją i zaszczepianiem obsesji i fobii antyseksualnych uczniowie stosują broń ludzi
indoktrynowanych i zniewolonych przez reżim totalitarny — szyderstwo i kpinę,
które stalinizm nazywał „propagandą szeptaną" i wsadzał do więzienia
na trzy lata, co oczywiście zaowocowało dowcipem o sędziach śmiejących się
do rozpuku z dowcipów politycznych za które właśnie skazali na trzy lata.
Oto garść znanych mi przykładów tego zjawiska poza już wspomnianymi:
-
Proszę księdza, czy papież prowadzi książkę skarg i wniosków?
— Proszę księdza, a czy Jezus ssał obie piersi Matki Boskiej tak samo czy którąś bardziej?
Tutaj rozpatrywany był następujący problem: czy — zakładając, że Jezus ugryzł Matkę Boską w sutek — jej cierpienie mogło
uratować świat przed upadkiem meteorytu?
Po
ukazaniu się książki papieża „Przekroczyć próg nadziei", która stała
się okazją do indoktrynacji antyaborcyjnej w myśl schematu „aborcja to
zabijanie dzieci" aby oswoić surrealistyczną rzeczywistość wymyśliliśmy,
że naszemu Największemu Rodakowi mama pokazywała braciszków i siostrzyczki
wielkości ziarnka grochu z urwanymi nóżkami. W takiej atmosferze chodzili na religię ci nieliczni, którzy faktycznie tego
chcieli. Oto uboczne skutki „formacji religijnej przy zachowaniu
pluralizmu". Nawet fanatyczny radziecki Związek Bezbożników nie przyczynił
się bardziej do upadku religijności niż kościół wprowadzeniem religii do
szkół. Przyznał to w rozmowie ze mną nawet głęboko wierzący i regularnie
praktykujący mój rówieśnik, który za winnych tego „krzyżowania
Chrystusa" uznaje biskupów, godzących się na ten stan rzeczy byle mieć
zapewnione wywalczone w bojach kolejne źródło dochodów.
Oprócz tego ksiądz razu pewnego „puścił" film o sektach na którym kościelni specjaliści od tego zagrożenia przestrzegali młodzież
przed „bombardowaniem miłością" i „jedzeniem posiłków w których nie
wiadomo co jest" — zagrożenie wzrasta zwłaszcza w czasie wakacji i na
pielgrzymkach. Sfilmowani z ukrytej kamery sekciarzy robili rzeczywiście
straszne rzeczy: tańczyli, krzyczeli, płakali, słowem — wykazywali
wszystkie oznaki ekstazy religijnej. Tak oto za publiczne pieniądze — które
ksiądz dostał za tę „lekcję" — Rzeczpospolita Polska uchroniła mnie
przed zwróceniem się ku jakiejś mniejszości religijnej. Dzięki temu
bombarduję się miłością wyłącznie z moją dziewczyną. Jedyne, co mi
zostało z nauki religii to poczucie, że żyję
jak zwierzę, bo nie potrafię wyrzec się kopulacji
oraz jestem
niewolnikiem swojego popędu. Jest szansa, że przyprawi mnie to o nerwicę i frustrację. Dobre i to.
« Kościół i Katolicyzm (Publikacja: 17-04-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Maciej Psyk Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society. Liczba tekstów na portalu: 91 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 2 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Monachomachia po łotewsku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2403 |
|