|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Straszliwe skutki upadku moralności Autor tekstu: Maciej Psyk
— No, czytaj, czytaj Piotrusiu. Co tam nowego na Ziemi? — Ponaglił
tryskający humorem Bóg gdy tylko zobaczył wchodzącego do Sali Tronowej księcia
apostołów.
— O Najwyższy Władco Drogi Mlecznej, Galaktyki 47173, 43743, 84375… — zaczął Piotr. — Dość, bo korzenie zapuszczę na tym tronie zanim skończysz. -
Przerwał Bóg. Dworzanie zarechotali usłużnie. — Czytaj wreszcie.
— Bunt oczywiście stłumiono jak zwykle. — Odczekał chwilę aż
zebrani aniołowie i archaniołowie złożą należne oklaski. — Wymordowano
dziesięć tysięcy czterystu sześćdziesięciu trzech hugenotów w tym cztery
tysiące dwieście osiemnaście kobiet w wieku rozrodczym. — Ponownie Salą
Tronową wstrząsnęły gromkie oklaski. — Nie wymknął nam się ani jeden.
Zabiliśmy mężczyzn, kobiety i dzieci co do nogi aż krew płynęła potokami.
Wojna trwa w najlepsze i zadajemy protestantom poważne straty. Tam gdzie
wejdziemy dajemy do wyboru — powrót do Twojego Kościoła albo śmierć.
— Wspaniale, pracujcie tak
dalej. — Klasnął z radości w ręce Bóg.
— Jeśli zachowamy dynamikę
eksterminacji to na tysiąc sześćsetną rocznicę Twojego przyjścia na Ziemię
jako swojego własnego syna oczyścimy Ziemię od ostatniego protestanta.
Ponownie w Europie rządzić i panować niepodzielnie będzie tylko Twój Kościół.
Bóg był tak ukontentowany
nowinami, że wyczarował w jednej chwili salę galową, muzyków, zmienił
wszystkim aniołom skrzydła na wieczorowe i zaczął bal. Wstał z Tronu i porwał do tańca Matkę Boską Montevideańską. Archaniołowie poprosili najważniejsze
Matki Boskie: Jerozolimską, Częstochowską i Gwadelupską a zwykli aniołowie
pozostałe, od Grenlandzkiej aż do Przylądkohornieńskiej i rozpoczął się
bal, który trwał w najlepsze aż cztery olbrzymie słońca, każde o obwodzie
orbity Marsa, oświetliły Salę Tronową. Bóg tak skakał, że co chwila słychać
było klapanie o posadzkę jego sandałów.
Po balu archanioł Michał
rozochocony zadzwonił do Szatana i zamówił dziesięciu grzeszników i dziewięćdziesiąt
Ciał Wymiennych. Są to ciała duchowe, do których wkłada się duszę
grzesznika kiedy stare ciało ulegnie zniszczeniu z powodu tortur. Wkrótce
zjawił się diabeł z zamówionymi grzesznikami i ciałami wymiennymi złożonymi
na lewitującej platformie. Zaczęto konkurs w rzucaniu płonącym ringo na słupy z przywiązanymi grzesznikami.
— Kto pierwszy trafi dziesięcioma
ringo na swój słup ten będzie całował moje stopy przez dwa miliony lat. -
Krzyknął Bóg. Okazja taka nie zdarzała się często — nie częściej niż
raz na dwieście, trzysta milionów lat — ustawili się więc ochotnicy -
archaniołowie, dwóch aniołów, Abraham, Salomon, Natan i dwie Matki Boskie.
Ringo paliło się płomieniem o temperaturze pięciu milionów stopni a trzeba
wiedzieć, że w świecie duchowym, zarówno w Niebie jak i w Piekle cierpienie z powodu palenia rośnie liniowo, to znaczy ból przypalania czymś o temperaturze pięciu milionów stopni jest sto tysięcy razy większy niż czymś
co ma zaledwie stopni pięćdziesiąt. Towarzystwo rzucało więc płonącymi
ringo a jeśli któreś trafiło w cel, to spadało na grzesznika, który
straszliwie wyjąc w ciągu kilku sekund zamieniał się w garstkę popiołu.
Następnie taki jakby świetlik, to znaczy jego dusza, wchodził w kolejne ciało,
które ustawiało się pod słupem i czekało na kolejne spalenie. Emocje sięgnęły
zenitu gdyż aureola w aureolę prowadził średniej klasy anioł i Matka Boska
Kolońska. W końcu o włos wyprzedził ją anioł dopiero przy ostatnim
spaleniu. Po podniesieniu ręki przez Boga rzucił się jak wygłodniały namiętnie
całować boskie stopy. Takiej zabawy w niebie nie widziano przynajmniej od
zdobycia Jerozolimy.
Tymczasem zastępy ziemskie pracowały skrupulatnie i pieczołowicie, wyludniając jedną wioskę za drugą,
siejąc śmierć i zniszczenie wśród protestantów. Wszystko szło zgodnie z planem.
***
Po niezwykłym balu bogowie
obudzili się wykończeni, ale łyk poświęconej ambrozji postawił ich na
nogi. Ruszyli do swoich obowiązków: Matki Boskie sprzątać, aniołowie do
pracy, archaniołowie do Biura Spraw Wewnętrznych. Biuro Snów wysyłało
gigabajty pomysłów na nowe tortury do głów inkwizytorów. Trzeba było wysłuchać
intencji o zwycięstwo wojsk katolickich, przesłać do Działu Intencji,
zaopiniować, posegregować, rzucić uroki na dowódców hugenockich i tak dalej — zwykła, papierkowa robota, ale przez te wojny na Ziemi wszyscy byli
zaganiani jak psy i ledwie nadążali.
Tylko Bóg był w znakomitym
humorze i przechadzał się między zdobionymi pyłem międzygwiezdnym wspaniałymi
kolumnami ponaglając do żwawszej pracy. Szatan bowiem nie próżnował i robił
na złość Niebu, nieustannie podżegając do zawarcia rozejmu a nawet pokoju
czy zgoła zakończenia wojen religijnych.
Zasmuciło się wielce całe
Niebo, bo Złemu udało się najpierw doprowadzić do pokoju augsburskiego, który
wprowadzał zasadę „czyja władza tego religia" — co oczywiście oznaczało,
że władca heretycki jest tak samo ważny jak prawowierny! — a potem pokoju
westfalskiego, który w ogóle kończył wojny religijne. Odtąd każde państwo
tolerowało u siebie religie diabelskiej genealogii a Prawdziwa Wiara była tyle
warta co fałszywe. Na próżno aniołowie i cherubiny wypruwały sobie flaki po
nocach w nadgodzinach a Bóg groził odebraniem nieśmiertelności i zesłaniem
na Ziemię za leserowanie. Szatan wytężył wszystkie siły i wysłał na Ziemię
tyle diabłów do pomocy heretykom, że nie było komu przypalać grzeszników.
Został w piekle on sam i trochę administracji, żeby piekła diabli nie wzięli.
Od tego czasu Bóg stał się markotny i mrukliwy, rzadziej urządzał zabawy i tylko od czasu do czasu trochę popodrygiwał, a i to nie zawsze. Aniołowie i apostołowie w raportach w dziale „przekształcenia wyznaniowe" zawsze się
jąkali i spuszczali wzrok. Nie udała się katolicka inwazja na Anglię i władcy
też nie byli już tak skorzy nawet do głupiego dyskryminowania heretyków, nie
mówiąc już o eksterminacji. Tylko z dawna sprawdzone kraje katolickie trzymały
jeszcze jaki taki poziom i zabraniały wrogom Chrystusa uczestniczyć w życiu
publicznym czy parać się polityką.
Ustalono oczywiście nową
strategię, polegającą na dbaniu o moralność okołogenitalną tak, by nie
stracić tego co pozostało i trzymać przyczółki Szatana na dystans i byle
dalej. Pewnego razu apostoł Paweł wpadł jak burza do Sali Tronowej i od progu
wykrzyknął:
— Wasza Boskość! Niepokoje
we Francji! Szatan naruszył granice naszego porozumienia! We Francji chce wykuć
miecz przeciwko temu, co nam pozostało na świecie!
Wieść to była straszliwa, bo Bóg stracił już Amerykę. Miliony
kilometrów kwadratowych do objęcia we władzę swego Namiestnika. Rząd, który
tam powstał, nie chciał uznać zwierzchnictwa papieża. Na wieść o tym Bóg chciał zorganizować jakąś epidemię na Wschodnim Wybrzeżu jako
przygotowanie artyleryjskie, ale z trudem archanioł Michał z Matkami Boskimi:
Ostrobramską i Sajgońską wyperswadowali mu to, mówiąc, że nie ma floty
inwazyjnej. Staruszek się podłamał, zmarszczył i poczłapał na swój tron
cicho chlipiąc. A teraz jeszcze ta Francja… Siedzieli albo stali więc
wszyscy, jak tam komu wypadło, i patrzyli na Najwyższego.
— Dbać o czystość przedmałżeńską! Czystość, czystość… Ach!
Szatan chce, by Francuzki zmieniły wyznanie na jakieś spoganione, luterskie
czy jakieś… I dotykały gołymi rękoma tych obrzydliwych robaków, przez które
człowiek staje się zwierzęciem. Walczyć, walczyć! Francja musi być nasza!
Na zawsze! Wszystko nasze… Wszystko...
Świta niebiańska popatrzyła niepewnie po sobie i udała się na
stanowiska bojowe: Biuro Snów, Biuro Współpracy z Inkwizycją, Dział
Intencji i tak dalej. Matki Boskie gotowały pożywne zupki i prały przepocone
białe kołnierzyki. Nad całością czuwał apostoł Piotr. W zastępstwie
Boga, który źle się poczuł i leżał na chmurze deuteru, kontaktując się
tylko z Matką Boską Wersalską i Piotrem.
Furia ataku szatańskiego zaskoczyła bogów. Był tak inteligentny, że
nie walczył Z CZYMŚ jak Niebianie, którzy walczyli z rewolucjonistami, tylko O COŚ — o Prawa Człowieka i Obywatela. Z Nieba wysłano natychmiast
instrukcje do papieża, lecz Szatan propagandowo wygrywał. Niebo mogło
odpowiedzieć tylko hasłami typu „Zabić" i szala zwycięstwa przechyliła
się znów na stronę Szatana, mimo, że o powodzenie z dużym trudem
zorganizowanej przez apostołów obrony w Wandei modliło się sto czterdzieści
sześć Matek Boskich i wszyscy prorocy.
Triumf Szatana był całkowity: rozlał się na całą Europę wzniecając
bunty przeciw władzy Boga, likwidując przywileje stanowe i w ogóle stany a poza tym rujnując moralność i pozwalając na abolicję niewolników,
mezaliansy, małżeństwa nawet między wczorajszym szlachcicem a wczorajszą chłopką,
zmianę wyznania a nawet zamążpójście wbrew woli rodziców. Na krótko tylko
przywrócono Stary Porządek po upadku syna Szatana, Napoleona. Stan Boga nieco
się poprawił, gdy mu doniesiono, że „pierwsza córka" znów ma Świętą
Inkwizycję i władzę kleru, ale nie trwało to długo — Szatan pomścił
upadek swego syna na wysepce na końcu świata, niszcząc całkiem wiarę w czarownice i diabły tak, że Świętą Inkwizycję wkrótce całkiem zniesiono.
Wydawało się jeszcze przez chwilę, że dobre czasy powrócą, gdy Namiestnik
wydał Syllabus w którym punkt po punkcie wyliczył wszystkie błędy, którymi
Zły uwiódł ludzkość. Boski nawet trochę żartował i zjadł do syta
obiadu, ale skończyło się to aresztowaniem Zastępcy i likwidacją ziemskiego
poletka, którymi władał. Od tego czasu Najwyższy
przygarbił się, zdziecinniał i cały czas mówił tylko o „kopulowaniu na
sposób zwierzęcy", „drażnieniu narządów" czy „źródle życia w ciele kobiety częściowo zakrytym a częściowo odkrytym". Słuchano tego
przez grzeczność aż pewna wysoka rangą anielica zakrztusiła się jedzeniem,
gdy mówił przy obiedzie o inseminacji klaczy.
W Niebie nastroje były pod psem. Reprezentacja ziemska była w totalnej
defensywie i właśnie uznała zasadę wolności religijnej. Apostołowie
pocieszali, że tak naprawdę to nie, że to tylko pod publikę a przy
pierwszej-lepszej wojnie wszystko będzie jak dawniej, ale atmosferę zepsuło
to do końca. Boga karmiono łyżeczką w przerwie między jego mamrotaniem o onanizmie, połykaniu spermy i owulacji. Mówił już tylko o tym a Matki Boskie
zaczęły jeść w kuchni, by nie słuchać przy obiedzie jego nauk. Zwłaszcza
od wynalezienia pigułki antykoncepcyjnej i zapłodnienia in vitro stał się
nie do wytrzymania obleśny. Niebem kierował w zasadzie apostoł Paweł a wszystko działało przez rutynę — wysłuchiwanie intencji, segregacja, sny,
przyjmowanie świętych i tak w kółko.
Na chwilę zdawało się, że odzyskał dawny blask. Zerwał się z chmury deuteru i zarządził wszystkie niebiańskie aktywa przekuć na sny
wprowadzane do głów rządzących Europą o ustawie antypornograficznej i uboju
prostytutek. Zrobiono jak kazał, ale okazało się, że zmarnowano ostatnie
aktywa, bo akcja kompletnie nic nie dała, a nawet przyniosła skutki odwrotne
od oczekiwanych — frekwencja w kościołach zmniejszyła się o kolejne trzy
procenty. Był to ostatni zryw Najwyższego, który rzucił się na fotel i patrzył wokół wzrokiem niemowlęcia.
W takich okolicznościach przyrody książę (lubił ten przydomek) Piotr
szukał w Niebie Matek Boskich, które jakby gdzieś zniknęły. Nie prały, nie
cerowały, nie gotowały i aniołowie zaalarmowali go, że herezja feminizmu
pewnikiem dotarła już do Nieba. Usłyszał podejrzane hałasy w Sali Królowej — była to sala w której zbawieni mariolodzy wyznawali swą miłość do
nowej matki. Zupełnie nie wiedzieli, że jest ich tutaj prawie dwie setki.
Brano pierwszą z brzegu, mariologom było wszystko jedno.
Otworzył drzwi i… oniemiał. Trafił na estro-party. Na stole
streaptease robiła czarnooka Matka Boska Caracaska w rytm flamenco. Dziewczyny
bawiły się setnie. Już wstawione Matki Boskie ubrane były w mini z dużymi
dekoltami i piły wódeczkę pod kiełbasę z grilla. A akurat był piątek.
— Co wy robicie? Jecie kiełbasę? Przecież jest piątek? — Zmartwiał
ze zgrozy apostoł.
— Przestań pierdolić Piotrek i zawołaj chłopaków. — Odparła
Caracaska odwracając się do Księcia prawie nagim biustem. — I pamiętaj!
Jak któryś bardzo chce do mamusi to niech idzie do sierocińca! — Rzuciła
za nim a pozostałe Królowe wybuchły perlistym śmiechem.
Piotr wyszedł bez słowa, oparł o ścianę i pionowo osunął po niej
na podłogę. Tak. To był koniec.
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 24-05-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Maciej Psyk Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society. Liczba tekstów na portalu: 91 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 2 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Monachomachia po łotewsku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2453 |
|