|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Ofiara Abrahama [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Motto:
„Boże, czemu normalnych ludzi stawiasz w tak
nienormalnych sytuacjach?"
"A po tych wydarzeniach Bóg
wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego:
— „Abrahamie!" — a gdy on odpowiedział: -
„Oto jestem" — powiedział: — "Weź twego syna
jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż
go w ofierze na jednym z pagórków,
jakie ci wskażę — Nazajutrz rano
Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka,
narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której
mu Bóg powiedział. Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka
ową miejscowość. I wtedy rzekł do swych sług:
— „Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy
tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was" — Abraham, zabrawszy
drwa do spalenia ofiary, włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki
ogień i nóż, po czym obaj się oddalili.
Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: — „Ojcze mój!" — a gdy
ten rzekł: — „Oto jestem, mój synu" — zapytał: — „Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?" -
Abraham odpowiedział: — „Bóg
upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój" — i szli obydwaj
dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam
ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na
tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż,
aby zabić swego syna.
Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł -
„Abrahamie, Abrahamie!" — a on rzekł: — „Oto jestem" — Anioł
powiedział mu: — „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego!
Teraz poznałem, że boisz się Boga bo nie odmówiłeś mi nawet twego jedynego
syna" (...) Po czym Anioł Pański
przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi:
— „Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że
ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na
wybrzeżu morza; Potomkowie twoi zdobędą warownię swych nieprzyjaciół.
Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć
szczęścia takiego, jakie jest udziałem twego potomstwa, dlatego, że
usłuchałeś mego rozkazu" — Abraham wrócił
do swych sług i wyruszywszy razem z nimi w drogę, poszedł do Beer-Szeby."
— Tak zostało opisane
to wydarzenie w Biblii. A jak było naprawdę?
Pewnego razu Abraham
wypoczywając po trudach dnia, usłyszał tajemniczy głos
dobiegający gdzieś z góry: — „Abrahamie!" — otworzył wpierw jedno oko, potem drugie. Rozejrzał się
ostrożnie, ale nikogo wokół nie było. -"… ki diabeł?" — pomyślał. — „Musiało mi się przesłyszeć" — mruknął. Zamknął oczy na powrót,
ręce splótł na brzuchu i starał się zasnąć. — „Abrahamie!" — tym
razem głos był o ton głośniejszy i jakby bliższy. Człowiek usiadł gwałtownie.
Miał niejasne przeczucie, iż nie dane mu
będzie pospać tym razem. Rozglądając się, powiedział głośno w pustą przestrzeń przed sobą
— „Jestem Abraham… i co z tego?!" — chwilę
trwała cisza, lekki wiaterek poruszał liście drzewa, w którego cieniu ułożył
się człowiek. Po jakimś czasie ten sam głos powiedział, jakby bardziej
uroczyście: — "Abrahamie! Pan — twój Bóg — chce wystawić cię na próbę…"
-
Abraham roześmiał się głośno. — „Taak?! Co ty powiesz?… i co jeszcze?" — Głos mówił dalej, ale
jakby mniej pewnie: — „No właśnie ci mówię… twój Bóg chce przekonać
się czy dostatecznie się go boisz…" — nie dokończył, bo z dołu dobiegło
go krótkie: — „Spadaj!" — Wypowiedziane nawet bez złości. — „Coś ty
powiedział?!" — głos jakby nie dowierzał własnym uszom (zakładając, że
miał takowe). Człowiek tym razem poderwał się na równe nogi. -
„Spadaj!… Bo jak złapię jakiegoś kamienia…" — Jakby na
potwierdzenie tych słów, zaczął rozglądać się wokoło siebie, ale
niestety, nie było pod ręką żadnego kamienia jak i obiektu, w który mógłby
go rzucić. Abraham zreflektował się więc i kładąc na powrót, powtórzył
tylko: — „Powiedziałem spadaj, duchu nieczysty!… Nie uda ci się mnie skusić".
Właściciel
niewidzialnego głosu aż zakrztusił się z wrażenia: — „Ależ… ależ ja
jestem Aniołem Pańskim!" — wyjąkał. — „No pewno!… A ja jestem
szachem perskim!" — roześmiał się rubasznie człowiek, kręcąc młynka
palcami na brzuchu.
Dłuższą
chwilę trwała cisza, jakby właściciel głosu zastanawiał się jakich użyć
argumentów, aby uwiarygodnić
się w oczach człowieka, ale widocznie nic sensownego nie przyszło mu na myśl,
bo jedynie stwierdził ze smutkiem:
— „Abrahamie, robisz poważny błąd biorąc mnie
za sługę ciemności i nie słuchając mnie…" — Człowiek poderwał się i wyciągając rękę w kierunku skąd dobiegał głos, wykrzyknął: — „To ty
robisz poważny błąd sługo Szatana, próbując mnie zwieść! Gdybyś był
naprawdę Aniołem Pańskim — jak utrzymujesz — to wiedziałbyś, iż twój
Pan a mój Bóg jest
wszechwiedzący, czyż nie?!".
Głos odparł niepewnie: — „No jest… i co z tego?" — „A to z tego, iż wszechwiedza ma to do siebie, że Bóg wie nie
tylko wszystko, ale i wszystko w każdym czasie — na całą wieczność naprzód.
Dlatego bezsensowne z jego strony byłoby wystawianie kogokolwiek na próbę,
skoro wynik tej próby jest mu wiadomy nieskończenie wcześniej i co ważniejsze — całkowicie od
niego zależny!...rozumiesz ty
pseudo-sługo boży?" — czekał chwilę na reakcję, ale panowała
cisza, więc dokończył: -"A poza tym, podaj mi choć jeden rozsądny powód,
dla którego miałbym bać się swojego Boga?" — „No, jak to dlaczego? Abyś
miał pewność, że zostaniesz ukarany jeśli uczynisz jakieś zło…" -
przerwał mu głośny śmiech człowieka: -"Ach ty niedouczony
„sługo boży"!… powinieneś wiedzieć, że karze tylko ten kto nie
może zapobiec złu. A nasz Pan przecież jest wszechmocny,… więc nie musi
zniżać się do karania, skoro może zapobiegać złu. Jednym słowem; Nie musi
reagować karą na skutek, skoro
ma możliwość nie dopuścić do zaistnienia przyczyny tegoż karygodnego skutku, rozumiesz?… Czy nikt ci o tym nie mówił?" — Abraham zakończył swój wywód z drwiącym uśmiechem i spokojnie
czekał na reakcję niewidzialnego przybysza. A ten wpierw nic się nie odzywał, a potem zaczął coś do siebie mamrotać cicho: — „No, niby racja… Dlaczego
do diabła nikt mnie nie uprzedził, iż to niesie takie implikacje?… Jeśli
tak na to spojrzeć… to rzeczywiście on ma
rację!… Hmm… To po co ten cały cyrk?.. Po cholerę ja lecę na to
zadupie jeśli to jest pozbawione sensu?" — A głośno do Abrahama: -
„Wiesz… chyba polecę po nowe instrukcje…" — „A leć, leć!… Ja
się na razie nigdzie stąd nie ruszam… Możesz mnie zastać pod tym samym
adresem!… Pozdrów swego Pana ode mnie i życz mu rozsądniejszego działania
na przyszłość,… Chyba, że to ty coś pokręciłeś po drodze?" -
„Sam
już nie wiem…" — dobiegł go cichy głos z góry — „Ale mam
nadzieję to wyjaśnić… Bywaj Abrahamie… Mam przeczucie, że
się jeszcze spotkamy…"- usłyszał człowiek z góry oddalający się
wyraźnie głos.
— „A ja nie!"- powiedział
do siebie Abraham, układając się wygodnie
do drzemki. Nim zasnął, zastanawiał się
komu też przyszedł do głowy ten absurdalny pomysł z wystawianiem człowieka
na próbę przez Boga wszechwiedzącego i wszechmocnego?… Kto tam na górze
lubi zabawiać się w taki infantylny, a zarazem perfidny sposób?… Na żadne z tych pytań nie znalazł odpowiedzi, bo zasnął na dobre.
Ciepłe powietrze letniego popołudnia, delikatny
szmer wiatru i zmęczenie zrobiły swoje; Spał już mocno, pochrapując z lekka. A we śnie objawił mu się Bóg i z groźnym obliczem przemówił do
niego z chmury: „Abrahamie!.. Abrahamie!". — „Oto jestem" — odpowiedział
pokornie człowiek, czując instynktownie, że żarty się skończyły. -
„Nadużywasz
mojej cierpliwości człowieku!… Wysyłam
do ciebie swego anioła, a ty miast słuchać jego poleceń -
przewracasz mu w głowie i buntujesz mi personel niebieski!… Wstydź się
Abrahamie!" — pogroził mu palcem.
— "A poza tym, cóż miało oznaczać to bezczelne
życzenie rozsądniejszego działania
na przyszłość?.."
Bóg
wpatrywał się w człowieka groźnym spojrzeniem spod zmarszczonych
brwi.
— „Myślałem, że jego panem jest… no wiesz kto,
prawda?… i chciałem mu w ten sposób utrzeć nosa,… dlatego tak powiedziałem"-
Abraham rozłożył ręce w pojednawczym geście. — „Czy aby na pewno?".
Bóg
przyglądał się człowiekowi podejrzliwie, a ten skinął szybko głową z przekonaniem.
— „Możesz być pewien, Panie!" — „Nno!… Ale niech to będzie ostatni raz!" — chciał mu znów
pogrozić palcem, ale zorientowawszy się, iż przed chwilą to robił, wykonał
tylko nieokreślony ruch ręką. Człowiek
skłonił nisko głowę, aby ukryć swój uśmiech i powiedział: — „Panie! Ja tylko wykazałem
stosowną czujność!… Mógł to być przecież i sługa Szatana,...
Legitymacji mi żadnej nie pokazywał… Nigdy dość ostrożności!" -
„No dobrze, dobrze! Mnie nie musisz przekonywać!". — „Możesz Panie uznać, iż działałem w dobrej wierze, bez złych
intencji!"- człowiek przyłożył rękę do serca. — „No, ja myślę!" — udobruchał się Bóg. — „A więc jak będzie z tą próbą?" — spytał
znienacka. Abraham jęknął: — "Panie, ty to na poważnie?" — "A jakżeś myślał! Jak najbardziej poważnie!" — dodał tonem, który nie mógł budzić żadnych wątpliwości. Człowiek
podrapał się w głowę. — „Ale przecież to nie ma sensu,… Chyba, że nie
jesteś…" — zakrył dłonią usta, aby zbyt wiele nie powiedzieć.
— „Czy to ma sens, czy nie — nie tobie o tym
decydować człowiecze!"- stwierdził Bóg obrażonym tonem.
Abraham przyglądał mu się uważnie, a potem
powiedział ugodowo: — „No cóż, jeśli tak stawiasz Panie sprawę?… Słucham,
jak ma ta próba wyglądać?" -
jego głos już był spokojny i opanowany.
Bóg patrząc na niego twardym wzrokiem, wypowiedział to takim samym
tonem:
— „Abrahamie!… Weźmiesz swego jedynego syna
Izaaka, pójdziesz do miejscowości Moria i tam na wzgórzu, które ci wskażę,
złożysz mi go w ofierze całopalnej… Tak chcę…".
— „Czyś ty, Panie, zwariował?!" — wykrzyknął
Abraham podrywając się na równe nogi.
— „Abrahamie! Ostrzegam cię ostatni raz!… Nie
pozwalaj sobie za wiele, bo może
to się dla ciebie przykro skończyć!" — zagrzmiał z obłoku głos Boga.
Człowiek padł na ziemię, dotykając jej czołem w niskim pokłonie.
Przepraszam Panie… Wyrwało mi się niechcący,… Wybacz proszę" -
powiedział, a w duchu pomyślał: — „Sądziłem, że tego rodzaju praktyki
odeszły w zamierzchłą przeszłość". — „Nno! Żeby mi to było ostatni raz!" — upomniał go Bóg z groźną
miną. „A teraz — gdy się zbudzisz — pójdziesz wykonać moje
polecenie!… skończyłem!".
1 2 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 02-06-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2475 |
|