|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Państwo wyznaniowe
Polski Aborygen w Rzeczpospolitej Papieskiej [2] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
— "Krzyś poszedł do zerówki rok przed terminem -
mówił pan Henryk. — zaczęliśmy przerabiać materiał pierwszej klasy.
Zaczął czytać, pisać. Interesowałem się sprawami oświaty. Wyczytałem, że
program nauczania jest dostosowany do uczniów najsłabszych, że pierwsze trzy
klasy można śmiało zrobić w dwa lata, może nawet szybciej. Wpadłem więc
na pomysł, by zapisać Krzysia od razu do drugiej klasy. Odpowiedziano mi, że
syn musi pójść do klasy pierwszej, a później się zobaczy. Nie mogłem się z tym zgodzić." Złożył wniosek o indywidualny tok nauczania,
realizowany w warunkach domowych. Wydano decyzję odmowną. Kuratorium stwierdziło,
że Bulski nie ma odpowiednich kwalifikacji do nauczania. Jako mechanik, ukończył
bowiem szkołę średnią. — "Fakt, nie mam wyższego wykształcenia.
Jednak w takiej samej sytuacji jest blisko połowa kadry nauczycielskiej, a blisko 11 procent ludzi uczących nasze dzieci, ma takie wykształcenie jak ja — średnie." — odpowiedział i rozpoczął indywidualne nauczanie
wbrew temu. Niedługo później podjął zamiar uzupełnienia własnej wiedzy
rozpoczynając studia w Warszawie. Po roku jednak stwierdził, że jak na
samotnie wychowującego dwóch synów ojca z rentą roczną w wysokości 13 tys.
zł — jest to ponad jego finansowe siły. Należy dodać, że Bulski zawsze
starał się o jak najlepszą edukację dla swych synów. Szybko nauczyli się
gry w szachy. Uczyli się również gry w brydża, gdyż ojciec uważał, że
doskonale rozwija to myślenie. Codzienna edukacja młodszego syna zajmowała 5
godzin, spędzonych wraz z nim nad książkami i przy komputerze. — "Zaczynamy z tatą o godzinie 10 — mówił 9-letni Krzyś. — Mam 3 do 5 lekcji.
Każda lekcja trwa godzinę. Oglądamy programy w telewizji edukacyjnej,
pracujemy z komputerem. Tata mi daje różne zadania. Uczę się też
angielskiego i niemieckiego." — "Potem będzie rosyjski i może coś
jeszcze — planował ojciec w 1996 r. — Języki to podstawa. Choć
Krzyś powinien być w drugiej klasie, przerabiam z nim materiał czwartej.
Najbardziej potrzebny jest nam lepszy komputer. Bez niego będzie ciężko. Wiem
też, że sąd może mnie pozbawić praw rodzicielskich i zabrać dzieci do
pogotowia opiekuńczego. Już raz miałem odwiedziny policji, ale będę walczył." Dyrektor nie omieszkał zawiadomić o tym fakcie
prokuratury, w wyniku czego Bulski został postawiony pod sąd. Po wszczęciu
postępowania dnia 13 stycznia 1995 r., sąd skierował całą rodzinę na
badania psychologiczno-pedagogiczne. Ojciec sprzeciwił się temu, argumentując: — "Nie zgadzam się na te badania, ponieważ w Rodzinnym Ośrodku
Diagnostycznym zatrudnione są wyłącznie kobiety. W psychikę 8-letniego chłopca
może wniknąć jedynie psycholog mężczyzna. Uważam również, że do badań
stosowane są przestarzałe testy. Trzecią przyczyną jest to, że chciałem być
obecny przy takim badaniu jako obserwator, ale odmówiono mi zgody". Wobec
tego sąd wydał nakaz doprowadzenia Bulskich na badania. Policji nie udało się
tego dokonać. 16 kwietnia rzecznik sądu w wypowiedzi dla lokalnej prasy
zapewniał, że dzieci (zainteresowano się również i starszym synem Henryka)
mają być jedynie doprowadzone na badania do ośrodka diagnostycznego. Wedle słów
rzecznika, sąd rozważał możliwość umieszczenia braci w pogotowiu opiekuńczym,
jednak odrzucił to rozwiązanie jako zbyt drastyczne. Niedługo później
pan Henryk otrzymał pismo z sądu, datowane na dzień sprzed wypowiedzi
rzecznika (sygn. akt VINsm 10/95). Na posiedzeniu niejawnym sędzina Tomczyk
postanowiła w trybie tymczasowego zarządzenia „niezwłoczne umieszczenie w Państwowym Pogotowiu Opiekuńczym w Częstochowie małoletnich K. i P. rodzeństwa Bulskich zlecając kuratorowi dla nieletnich przymusowe
odebranie dzieci od ich ojca Henryka Bulskiego". Jednak starszy syn chodził
do szkoły, co więcej, za kilka tygodni miał zdawać egzaminy do liceum. To
nic, że do stresu przedegzaminacyjnego dołożono stres związany z odebraniem z domu rodzinnego (przecież nie patologicznego!), byle tylko zabrać go od tego
bezbożnika...!
W kolejnym postanowieniu, wydanym tym razem na rozprawie z 17 lipca 1996 r., częstochowski sąd rejonowy ograniczył wykonywanie władzy
rodzicielskiej Henryka Bulskiego oraz zarządził umieszczenie jego syna w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Decyzja ta została zaskarżona,
lecz sąd wojewódzki w postanowieniu z 22 kwietnia 1997 r. oddalił apelację
(sygn. akt I Ca 10/97). Zażalenie skierowane do Sądu Najwyższego zostało
oddalone 28 listopada 1997 r. (sygn. akt IICZ 144/97). Bulski utracił możliwość
wykonywania władzy rodzicielskiej nad małoletnim synem, gdyż sprzeciwił się
obowiązkowi szkolnemu… walcząc o realizację konstytucyjnego prawa do
wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami (art. 48).
W katolickiej Polsce jest to z pewnością „wielki triumf
wymiaru sprawiedliwości". Jak przyznał rzecznik sądu, jest to pierwszy tego
typu przypadek w dziejach tej instytucji, aby ograniczono wykonywanie władzy
rodzicielskiej w rodzinie niepatologicznej! Wciąż słyszy się o przypadkach
maltretowania dzieci przez wyrodnych rodziców, na ogół alkoholików. A jednak
odbieranie im władzy rodzicielskiej przebiega tak opornie! Kiedy jednak
ateista sam chce kształcić swe utalentowane dziecko, chroniąc przed szkolną
dyskryminacją i indoktrynacją jedynie słusznym światopoglądem, dba o nie,
kocha je, wyrażając zarazem dramatyczny protest przeciwko katolicyzowaniu życia
publicznego III RP — sąd postanawia jego odebranie… — "Przyszli o 19 — wspomina pan Henryk. — Otworzyłem drzwi, ale gdy ich zobaczyłem,
natychmiast zamknąłem. Powiedziałem, że jak chcą to mogą je wyważyć. Co
oni mówili, tego nie wiem. W każdym razie odeszli. Wiem natomiast, że mogą
wrócić w każdej chwili i zabrać Krzysia, np. z podwórka lub z klubu
szachowego. Będę jednak przeciwstawiał się umieszczeniu syna w domu dziecka,
gdyż ograniczenie praw rodzicielskich nie może oznaczać, że Krzysio ma
odebrać wychowanie religijne w domu dziecka."
Nie jest to zresztą jedyny tego typu przypadek. Jak pisała
Trybuna, kilkanaście dni przed orzeczeniem w sprawie Bulskiego,
warszawski sąd rejonowy w pogotowiu opiekuńczym umieścił dwóch synów państwa
Matsumagich, gdyż rodzice popełnili grzech ...wegetarianizmu, karmiąc swe
dzieci jedynie surowymi owocami. Aby zepsucie religijne nie rozszerzyło się na
dzieci tej polsko-japońskiej rodziny, zostały rodzicom po chrześcijańsku
odebrane. Senator Janusz Okrzesik stwierdził wówczas: „Panuje u nas mylna
opinia, że wegetarianie to buddyści — a więc podejrzani, inni. Tymczasem większość z nas to katolicy, którzy często inspiracje do trwania przy takim sposobie
jedzenia, czerpią z wiary." Jeszcze krytyczniej ocenił to poseł Radosław
Gawlik z UW, będący wegetarianinem: „Państwowe struktury niszczą rodzinę w kraju, który stawia ją na piedestale. W imię przesądów, matkom odbierają
dzieci. Ani się z tym pogodzić, ani zrozumieć."
Ani się z tym pogodzić, ani zrozumieć nie mógł również
swego losu rencista z Częstochowy. W kolejnym kroku obrony swych praw, Henryk
Bulski sporządził skargę do Trybunału Konstytucyjnego, w której domagał się
wprowadzenia bezwzględnego zakazu palenia tytoniu w szkołach i zniesienia tzw.
przymusu adwokackiego w postępowaniach odwoławczych, jako utrudniającego lub
uniemożliwiającego ubogim obywatelom dostęp do sądów. W sprawie krzyży
pisał: "Dyrektor Stanisław Zieliński, zawieszając we wszystkich salach i pomieszczeniach szkoły, krzyże — symbole religii rzymskokatolickiej,
uczynił ze szkoły publicznej szkółkę parafialną, bezczeszcząc w ten sposób
świecki charakter szkół publicznych w rozumieniu międzynarodowych standardów.
Umieszczenie i demonstrowanie w miejscach publicznych jakichkolwiek symboli
religijnych, czyni zeń miejsce kultu religijnego i przeczy zasadzie wolności
religijnej." W zakończeniu puentował: "Moim, rodzica, zadaniem jest
wychowanie mych synów na EuroPolaków i za wszelką cenę uchronienie ich przez
wizją polaczka wymachującego, w średniowiecznym skansenie Europy, krzyżem w ręce. (...) Dla mnie, jak i dla moich synów, skazanych niestety tylko na jedno
życie, droga do Brukseli via Watykan, jest co najmniej o dwa pokolenia Polaków
za długa."
Nie znalazłszy zrozumienia dla swych racji, postanowił
znaleźć wsparcie w wykwalifikowanej instytucji obrony prawa obywatelskich.
„Każdy ma prawo wystąpienia, na zasadach określonych w ustawie, do
Rzecznika Praw Obywatelskich z wnioskiem o pomoc w ochronie swoich wolności lub
praw naruszonych przez organy władzy publicznej." — głosi art. 80
Konstytucji RP. Teoretycznie krok taki mógłby rokować nadzieje, wszak
dotychczasowi kolejni rzecznicy mieli na swym koncie walkę z wątpliwymi prokościelnymi
prawami (m.in. Ewa Łętowska i Tadeusz Zieliński z wprowadzeniem religii do
szkół). Przerażeni „permanentną bezbożnością" jaka w katolickiej
Polsce cechowała dotąd urząd ombudsmana, posłowie wznoszą modły o odmianę tego stanu rzeczy. I faktycznie, 30 czerwca 2000 r. stanowisko to
obejmuje Andrzej Zoll, tyleż wybitny prawnik, co żarliwy katolik. Ad
maiorem gloriam Dei, na półtora miesiąca przed tym wyborem, Sejm zmienia
ustawę o Rzeczniku, wpisując wszędobylską rotę religijną do art. 4, przez
co prof. Zoll może godnie objąć swój urząd. Zdarzało się, że nowy
rzecznik bronił się przed uroszczeniami betonu katolickiego (np. senatora J.
Szafrańca z LPR domagającego się większej restrykcyjności w ściganiu
przestępstw religijnych z art. 196 KK), jednakowoż nigdy nie krył, że prawa
Kościoła są mu drogie. Profesor zasłynął kilka lat wcześniej jako wielki
obrońca konkordatu, a niektóre jego refleksje, które drukowała Rzeczpospolita,
zredagowane były w stylu takiej ckliwości religijnej, że bez podpisu
pewnie zastanawiałbym się, który biskup je napisał i dlaczego Rzepa drukuje
je na „żółtych stronach" (dział prawny)...? (por. np. „Wyobraźnia miłosierdzia — rozważania rzecznika praw obywatelskich", RP,
16 IX 2002). W uznaniu zasług decydenci kościelni postanowili odznaczyć
Prawnika godnością Albertyna AD 2002. Niestety nie był tego świadom Henryk
Bulski, redagując swą rozpaczliwą prośbę o pomoc, z nadzieją, że jego -
prześladowanego ateisty — racje zostaną zrozumiane… W piśmie z 7 września
2001 r. (RPO/377300/01/X1/EC), "po wnikliwej analizie dokumentacji sądowej",
Rzecznik informował, że "nie znalazł podstaw do interwencji",
ostrzegając zarazem, że "dalsza korespondencja dotycząca prawomocnych i podlegających wykonaniu orzeczeń Sądu pozostanie bez odpowiedzi." Amen!
Próbował wszak nasz bohater ponownie stukać w te same
wierzeje, składając 11 grudnia tegoż roku, w Dzień Praw Człowieka, wniosek z żądaniem alternatywnym: o zaskarżenie do TK niezgodności z Konstytucją
prawa zawieszania krucyfiksów w polskich szkołach publicznych lub… złożenia
urzędu ombudsmana. Rzecznik do dziś dnia nie zdecydował się co wybrać...
1 2 3 Dalej..
« Państwo wyznaniowe (Publikacja: 16-06-2003 Ostatnia zmiana: 25-06-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2504 |
|