|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
STOWARZYSZENIE » Biuletyny
Biuletyn Neutrum, Nr 1 (28), Styczeń 2003 [2]
W. K. -
Początkowo ta sprawa wyglądała tak: „Radio Maryja" udostępniło swoje
konto na wpłaty, aby ratować Stocznię Gdańską. Później, kiedy ze stocznią
sprawa się nie udała, w wielu przypadkach -
jak ja wiem -
ludzie żądali zwrotu, to..
W. Osiatyński -
Nie dostali.. W. K. -
Nie dostali!
W. Osiatyński -
Nie wiem jak wyglądała umowa cywilnoprawna -
zwrot darowizny i jak było z zezwoleniem na tę zbiórkę.
Nie jestem cywilistą. Ale wydaje mi się, że przy tej i innych sprawach
jest wyraźny — z tego, co wiem z doniesień prasowych -
jakiś lęk (był przynajmniej) organów skarbowych i innych organów państwowych
nie pozwalający na wyjaśnienie spraw, które nie podlegają autonomii. Myślę,
że autonomia Kościoła w Polsce jest często większa, niż w istocie powinna
być.
W. K. — W 1991 r. usunięto z ustawy o stosunku państwa do Kościoła Katolickiego
przepis dotyczący obowiązku przestrzegania przez Kościół porządku prawnego
Rzeczypospolitej..
W. Osiatyński -
Ale taki zapis nie jest z mocy prawa nieważny. Nie znaczy to, że Kościół ma prawo nieprzestrzegania
prawa wewnętrznego państwa.
W. K. -
No właśnie.
W. Osiatyński -
Jeżeli nawet z ustawy zapis został usunięty i nie mówi się w niej, że Kościół
ma obowiązek przestrzegania prawa wewnętrznego, to ten obowiązek i tak nałożony
jest przez konstytucję. Każdy obywatel i każda instytucja ma taki prawny
obowiązek. Gdyby ustawodawca zapisał pozytywnie, że „zwalnia się Kościół
od przestrzegania prawa", wówczas taka ustawa byłaby sprzeczna z Konstytucją.
Cz. J. -
Panie profesorze, przejdźmy do innego problemu. W 1950 r. ustawą o przejęciu
dóbr martwej ręki państwo przejęło ok. 150.000 ha ziemi kościelnej. Od
1989 r. do dzisiaj państwo już oddało Kościołowi prawie 10.000 ha ziemi więcej
niż stracił on w 1950 r. Czy ustawa ta -
nadal funkcjonująca -
nie powinna zostać anulowana jednym artykułem nowej ustawy?
W. Osiatyński -
Tak, ale to wymagałoby nowej ustawy. Pan mówi o tym, że istnieją silne
argumenty przemawiające za tym, żeby Sejm podjął decyzję polityczną
uznania, że ta ustawa, czy też warunki tej ustawy zostały spełnione, że cel
jej został spełniony. Nie wynika jednak z tego automatyzm zastosowania prawa.
Musi być podjęta decyzja polityczna Sejmu, w której będzie dobra wola, siła i ochota.. Jak rozumiem, takiej woli politycznej nie ma żadna licząca się w kraju partia.
Cz. J. -
Prosiłbym Pana profesora o skomentowanie problemu, który wywołało nasze stowarzyszenie. Po
dyskusjach w latach 1993 -
1998 dotyczących konkordatu i po politycznej decyzji o jego ratyfikacji, zwróciliśmy
się do Rzecznika Praw Obywatelskich z przygotowanym do skierowania do Trybunału
Konstytucyjnego wnioskiem o ostateczną wykładnię w sprawie wątpliwości i zastrzeżeń związanych z tą umową. Odpowiedź RPO była negatywna -
nie chciał przekazać wniosku do TK. Skierowaliśmy skargę do Trybunału Praw
Człowieka w Strasburgu -
odpowiedź negatywna. W jaki więc sposób i od kogo można uzyskać odpowiedź
dotyczącą wykładni tych wątpliwości i zastrzeżeń ?
W. Osiatyński - W jakimś sensie odpowiedź uzyskaliście państwo ze Strasburga. Ona jest dla
was niekorzystna i chyba słusznie. Dlatego, że to pozostaje jednak w kompetencji legitimizowanych, demokratycznie wybranych władz państwa. To, jak
państwo układa stosunki w imieniu społeczeństwa, czy reprezentując społeczeństwo, i dopóki z tego tytułu nie następują bardzo wyraźne naruszenia Konstytucji
lub praw konstytucyjnych, może być kwestią pozostawioną procesowi
politycznemu, kwestią decyzji politycznych. Znamy kraje, które mają bardzo dużo
tzw. wartości chrześcijańskich czy wartości religijnych w swoich
konstytucjach i swoim prawodawstwie. Jest to dopuszczalne, dopóki nie następuje
łamanie praw czy to mniejszości, czy innych podmiotów. U nas, nawet jeżeli
pozycja prawna Kościoła Katolickiego — a uważam, że przez sam fakt konkordatu i niektóre zapisy konkordatowe -
jest uprzywilejowana, to nie powoduje ona automatycznie łamania praw innych.
Uważam, że to pozostaje w gestii procesu politycznego. Ze Strasburga uzyskaliście
taką właśnie odpowiedź. Oczywiście, jako stowarzyszenie światopoglądowe
macie pełne prawa działać na rzecz zmiany świadomości społecznej. Oddziaływać
na to, żeby jakaś znacząca partia polityczna czy też partie (poprzednio SLD)
-
neutralność światopoglądową głosiła, lub też przywróciła ją do
swojego programu. To jest wasze dobre prawo. Natomiast o wyborze jednak decyduje
większość. Tak się złożyło, że większość (albo politycy z upoważnienia
większości) dzisiaj w ten sposób ustala te stosunki między Kościołem i państwem w Kościele. Mnie one, jeśli chodzi o formę ustawodawczą -
tak bardzo nie przeszkadzają, jak np. zbyt -
moim zdaniem -
restrykcyjna ustawa aborcyjna, czy niektóre poszczególne rozwiązania zapisów
światopoglądowych w ustawach polskich. Ale myślę, że w każdym zdrowym społeczeństwie
potrzebny jest Kościół, potrzebne są inne Kościoły, potrzebna jest
religia, i potrzebne jest takie stowarzyszenie, jak „Neutrum".
Cz. J. -
Chciałbym pociągnąć tę sprawę dalej w nawiązaniu do art. 25 Konstytucji i spytać Pana profesora, bo Pan przy tym był..
W. Osiatyński -
Ja raczej byłem aktywniejszy przy opracowywaniu art. 53.
Cz.
J. -
.. o co właściwie konstytuancie chodziło? Art. 25 mówi, że państwo
powinno z mniejszymi Kościołami zawrzeć stosowne umowy, na bazie których
Sejm powinien przyjąć dopiero ustawy. Czy wówczas, kiedy przyjmowano zapis
tego artykułu, myślano o obligatoryjności tej sprawy, czy też
koncesjonowaniu przez państwo, tzn. jeżeli jakiś Kościół zwróci się do
nas, to wtedy się z nim porozmawia i zawrze stosowną umowę?
W.
Osiatyński - O niczym nie myślano. Wtedy myślano
tylko o tym, jak zapisać w sposób kompromisowy art. 25. Zapisać w taki sposób,
żeby konstytucja miała szansę być przyjętą przez prawicę i nie być
obaloną przez Kościół. Dzisiaj o tym mówił chyba prof. Winczorek, iż
pomimo, że te kompromisy były zbyt dalekie i tak wezwano do głosowania
„przeciw". Więc gdyby była odważniejsza — z tego punktu widzenia -
koalicja konstytucyjna, to prawdopodobnie połowa tych zapisów nie musiałaby
się tam znaleźć. A konstytucja -
być może -
też tą samą nikłą większością stałaby się obowiązującym prawem. Ale
takie były kompromisy i naprawdę o to chodziło. Chodziło również o to, żeby
nie postawić Kościoła Katolickiego w wyraźnie uprzywilejowanej pozycji, toteż
trzeba było zrównoważyć konstytucyjny zapis o możliwości zawierania
konkordatu ze Stolicą Apostolską, zapisem o umowach. Nie na wszystkich
posiedzeniach Komisji Konstytucyjnej byłem, ale na tych, na których byłem -
jak pamiętam -
nie było żadnej dyskusji, w której ktoś świadomie mówiłby
„obligatoryjne umowy". Ja takiej dyskusji nie pamiętam.
Cz. J. -
Niedawno premier Miller, kiedy go spytaliśmy na jakim etapie znajdują się
umowy, z iloma Kościołami rozmawia się..
W.
Osiatyński -
Mówił, że się nikt nie zwrócił..
Cz. J. -
Nie. Mówił, że w MSWiA ktoś tam, jakiś urzędnik niższej rangi „myśli"
nad opracowaniem potrzebnych procedur dotyczących powołania przez rząd zespołu
do rozmów z Kościołami. Niepojęte. Przecież nie było takiego kłopotu z powołaniem odpowiedniego zespołu do rozmów ze Stolicą Apostolską..
W. Osiatyński -
Nie było — w gruncie rzeczy -
bo o „Kogo" wtedy chodziło! W końcu było to wielkie wydarzenie,
potencjalnie konfliktowe w łonie ówczesnej rządzącej koalicji. Unia Wolności
bardzo chciała poprzeć konstytucję, ale jednocześnie nie chciała zostawić
Kościoła. Chciała reprezentować jego interesy, przynajmniej doprowadzić do
kompromisu z Kościołem.
W. K. — W czasie panelu, któremu Pan profesor tak wspaniale przewodniczył, prof.
Winczorek powiedział, że jeśli się wspomni wcześniejsze boje dotyczące „Invocatio
Dei" i Preambuły, to dzisiaj te emocje wygasły i nikt właściwie tym się
nie przejmuje.
W. Osiatyński -
Te emocje wyłącznie dotyczyły ówczesnych sporów. Konstytucja została przyjęta w konflikcie, który był nieodzowny we wczesnej demokracji. Tworzono wówczas
partie polityczne, a tego nie można zrobić inaczej niż przez konflikt.
Konflikt konstytucyjny, czyli spór o wartości jest korzystny dla polityków,
ponieważ mogą naobiecywać i nie muszą dotrzymywać. Więc był on bardzo
korzystny. I o ten konflikt chodziło w listopadzie czy też grudniu 1994 roku,
kiedy dopiero co Komisja Konstytucyjna przyjęła w pierwszej wersji cztery
artykuły Konstytucji. Już wtedy cztery największe siły polityczne w Polsce:
Kościół, NSZZ „Solidarność", prawica pozaparlamentarna i prezydent Wałęsa
wezwali do odrzucenia w referendum jeszcze nieistniejącej konstytucji. Od tego
momentu było wiadome, że cokolwiek w treści konstytucji będzie, i tak nie będzie
miało żadnego znaczenia. To był po prostu konflikt. Wówczas nawet nie światopoglądowy
czy ideologiczny, ale zakładającej się demokracji. Był on nieunikniony. I możliwe,
że lepiej, że rozegrał się on o Pana Boga i o imponderabilia konstytucyjne,
niż gdyby miał się rozgrywać o ekonomię, albo -
dzisiaj tak byłoby z pewnością -
nie tylko o ekonomię ale zahaczyłby i o Europę. Mimo to przy takim konflikcie
można było wprowadzić zmiany w gospodarce rynkowej (mimo że rządziło wtedy
SLD). Konfliktowi temu sprzyjała ustawa, która uzależniła przyjęcie
konstytucji od referendum. Pracując nad jej projektem wierzyłem, że ona właśnie
wymusi konsensus, ale ona stworzyła fantastyczną okazję politykom, żeby
wyznaczyli ring, na którym będą walczyć powstające partie, które nie miały
jeszcze poparcia społecznego — o poparcie. Czyli, jeżeli my trzej zakładamy partie, to nie możemy powiedzieć
społeczeństwu, że idealnie się zgadzamy ze sobą. My musimy się kłócić!
Pan nie ma racji! Pan nie ma racji! Ja mam rację! I musimy wybrać pole tej
walki, ponieważ chodzi nam o poparcie społeczne. Spory konstytucyjne tworzyły
takie fantastyczne do tego pole.
W. K. -
My -
obaj zresztą -
uczestniczyliśmy w konferencji zorganizowanej przez uczelnie katolickie w pierwszych dniach września. Odbyła się ona Sejmie. Uczestniczyli w niej wybitni prawnicy niemieccy. Był m.in. prof. R. Herzog, w biuletynie „Neutrum"
zamieściliśmy jego wystąpienie. Jest tam fragment na temat preambuły. Prof.
Herzog stwierdził, że dla niego preambuła nic nie znaczy.
W. Osiatyński -
Herzog reprezentuje -
sam będąc prawnikiem konstytucjonalistą -
tradycję konstytucyjną, zbliżoną do amerykańskiej, zapisanych praw
pozytywnych. To podejście cechuje konstytucjonalizm amerykański i -
może w jakimś sensie -
nowoczesny konstytucjonalizm. W Ameryce konstytucja jest symbolem tożsamości,
natomiast w Europie tożsamość leży poza konstytucją. Dlatego też w Europie
konstytucja jest nie tylko mechanizmem organizacji władzy. Europejczycy nie uważają
konstytucji za twór samoistny sam w sobie, tylko za narzędzie, które tę tożsamość,
te symbole i tę wspólną więź narodową społeczeństwa będzie podtrzymywać.
Wobec tego jest to w pewnym sensie narzędzie i instrument.
Właściwie dlatego
konstytucja europejska ma ciągoty do preambuły, a ta ma charakter właśnie
potwierdzenia pewnych wartości pozakonstytucyjnych, które nie są egzekwowalne
sądownie. Tu rodzi się spór. Niektóre orzeczenia, zwłaszcza francuskiego Sądu
Konstytucyjnego, powołują się na preambułę, która z kolei powołuje się
na Deklarację Praw Człowieka z 1789 r. Cały system szerokiego ustawodawstwa
socjalnego w Szwecji opiera się na jednym sformułowaniu w preambule szwedzkiej
konstytucji o gospodarce społecznej. Tak więc preambuły mogą mieć znaczenie
sankcjonujące upełnomocnienie państwa do podejmowania pewnych działań. Ale
najczęściej są one poszukiwaniem tradycji, tożsamości. Osobiście wolę — w społeczeństwie podzielonym światopoglądowo, o bardzo wyraźnej większości
nastawionej w jednym kierunku tego podziału -
żeby to, że poszukuje się symboli i tożsamości większości, znalazło się w preambule niż w tekście samej konstytucji. Dla mnie propozycja premiera
Mazowieckiego (przesunięcie jak najwięcej konfliktów i kompromisów do
preambuły) była — z konstytucyjnego punktu -
fantastyczną, bowiem pozwoliło to z tych wszystkich naleciałości
ideologiczno-większościowych
wyczyścić (chociaż tego nie udało się zrobić do końca) tekst
egzekwowalnych artykułów konstytucji.
1 2 3 Dalej..
« Biuletyny (Publikacja: 18-05-2002 Ostatnia zmiana: 31-10-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 254 |
|