Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.443.778 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Mariusz Agnosiewicz - Kryminalne dzieje papiestwa tom I
Anatol France - Bogowie pragną krwi

Złota myśl Racjonalisty:
Wszystko co nieznane, wydaje się cudowne.
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Soteriologiczny paradoks [1]
Autor tekstu:

— Tylko nie mów mi Ojcze, że wszystkiego się dowiem na ziemi!

Jeśli chcesz, abym wziął w tym udział, musisz mi powiedzieć wszystko tu i teraz! I to z najdrobniejszymi szczegółami!

Syn boży stał nad Ojcem, twarz jego płonęła rumieńcem gniewu, a nozdrza rozszerzały się pod wpływem silnej emocji. Od chwili kiedy dowiedział się od Boga, iż powierzył mu misję zbawienia ludzkości, nie mógł — mimo starań — porozmawiać z nim na ten temat. Ze zdziwieniem zauważył, iż Stwórca wyraźnie unika tego tematu jak diabeł święconej wody, używając przy tym różnych wykrętów, jak chociażby ten, iż wszystkiego dowie się na ziemi. Takie traktowanie ze strony Ojca, doprowadzało go do irytacji. Postanowił więc, iż za wszelką cenę i tak zmusi go do tej rozmowy i teraz właśnie nadarzyła się wyborna okazja ku temu.

Bóg napotkawszy tak zdecydowaną postawę u Syna, skapitulował wreszcie i zgodził się udzielić stosownych wyjaśnień.

Gestem nakazał, aby usiadł on również, a potem przewiercając go spojrzeniem na wylot, spytał wolno:

— Co chcesz wiedzieć? Słucham więc...

Syn boży, czy to pod wpływem tego spojrzenia docierającego do najgłębszych zakamarków jego duszy, czy może nie dowierzając, iż już teraz otrzyma wyjaśnienia o które tak długo zabiegał, nie odzywał się patrząc na Ojca swym niewinnym rozbrajającym spojrzeniem.

— No, słucham cię… Miałeś podobno wiele pytań do mnie? — Powtórzył Bóg. Syn boży „wziął się w garść", odchrząknął i powiedział:

— Tak Ojcze,… dużo szczegółów w tej sprawie jest dla mnie niejasnych!

Pierwsza to ta, dlaczego nic nie chcesz powiedzieć na ten temat? Myślałem dotąd, iż ty i ja to jedno? — Bóg roześmiał się ciepło i potargał mu włosy ojcowskim gestem.

— A pewno, że jedno! Żebyś wiedział! — ale zaraz spoważniał i patrząc synowi w oczy, rzekł: — Chciałem, aby to wynikło niejako samo z siebie, z rozwoju sytuacji, abyś nie był zbyt wcześnie obciążony tym brzemieniem wiedzy o przyszłych wydarzeniach… — zamyślił się na chwilę z nieobecnym spojrzeniem. Gdy Syn boży dotknął jego ręki, drgnął i kontynuował: — Chciałem ci zaoszczędzić przykrości z tym związanych. A ty chcesz to wszystko popsuć, pragnąc z góry wiedzieć wszystko! Po co?

Dotknął dłonią jego policzka.

— Nie zawsze jest dobrze znać przyszłość, wierz mi!

Syn boży słuchał ze wzrokiem utkwionym w jego twarzy. Powtórzył prosząco:

- Ale ja muszę wiedzieć, Ojcze!

Bóg pokiwał w zadumie głową. — No dobrze! Powiem ci więc. Lecz aby ci nie psuć dzieciństwa na ziemi, przypomnisz to sobie dopiero będąc dorosłym mężczyzną. Od czego więc zaczniemy? — spytał, patrząc z uwagą na Syna.  

- Może od tego, iż wytłumaczysz mi samą ideę tego zbawienia ludzi. Na czym ma polegać to odkupienie i jaka ma być moja rola w tym przedsięwzięciu? — jednym tchem wymienił te problemy, jakby już wcześniej przygotował sobie pytania.

— Hmm… — Bóg zastanawiał się, nie wiedząc od czego zacząć. W zamyśleniu nawijał na palec swój długi, siwy wąs. — Jakby ci to powiedzieć? Wygląda to z grubsza, tak: Postępowanie ludzi mnie nie zadowala. Ciągle grzeszą, czynią wiele zła; Są obłudni, zakłamani, żądni władzy i przywilejów, nietolerancyjni i małostkowi, pazerni i chciwi na wszelkie bogactwa, a nade wszystko rozpiera ich przemożna pycha. Są okrutni dla siebie i bezwzględni. Te ich ciągłe wojny pomiędzy sobą i ta bezustanna nienawiść do siebie i nietolerancja — już mi zbrzydły! Taki jest właśnie człowiek jako całość, nie mówię o jednostkach, które często wyróżniają się dobrocią i prawością oraz szlachetnością, ale akurat ci — nie będąc u władzy — nie mają wielkiego wpływu na losy świata — przerwał na chwilę, a Syn boży słuchał uważnie nie chcąc uronić ani słowa. — Chcę więc coś zrobić dla człowieka, aby stał się lepszy, skoro jego samego na to nie stać — Bóg zawiesił głos.

- Nie rozumiem Ojcze dlaczego to ty wychodzisz z tą inicjatywą? — spytał Syn boży.

- Ponieważ człowiek sam nie jest w stanie zbawić się — wyjaśnił cierpliwie Stwórca.

— A czy to jest konieczne?

Bóg uniósł brwi.

— To zbawienie. Czy ono jest konieczne Ojcze?

Bóg przez chwilę zastanawiał się patrząc gdzieś w dal ponad głową Syna, a potem wolno odpowiedział:

— W zasadzie nie,… ale podoba mi się ta koncepcja, więc niech tak pozostanie.

Syn boży rozłożył ręce w geście mogącym oznaczać:

— Dobrze, skoro tak chcesz? Twoja wola, tu się liczy, nie moja — a na głos powiedział:

— Skoro już o tym mowa, co to w ogóle jest to zbawienie?

— Zbawienie jest to przebaczenie człowiekowi jego win i darowanie mu wiecznego życia,… po śmierci rzecz jasna.

— No więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego to wychodzi od ciebie, Ojcze?

— Jak to? — Bóg wydawał się być nieco zdziwiony.

— Jaka jest sytuacja człowieka? Sam powiedziałeś, iż jesteś z ludzi niezadowolony, prawda? A tu chcesz ofiarować im taki dar - nieśmiertelność — za co? Przecież tak na zdrowy rozum, to ludzie jako najbardziej tym zainteresowani, powinni błagać cię o łaskę, swym cnotliwym i bogobojnym życiem powinni przekonywać cię, iż na to zasługują, swoimi myślami i uczynkami powinni zabiegać u ciebie o przychylne wejrzenie, abyś zechciał dostrzec, iż są warci tego, aby obdarzyć ich tym bezcennym darem, prawda? Tak winno być i wtedy ty w swojej wspaniałomyślności czynisz im tę łaskę, dając możliwość zbawienia. To byłoby całkiem logiczne. A jak jest? Ludziom to wisi, grzeszą ile popadnie, lekceważą ciebie i twoje przykazania na każdym kroku prawie — a ty miast zesłać na nich drugi potop /na dźwięk tego słowa Bóg drgnął i jego twarz spowił gorący rumieniec/, chcesz dać im taki wielki dar jakim jest nieśmiertelność, czy to mądre Ojcze?!

Bóg odwrócił głowę i patrzył gdzieś w dal. Minę miał chmurną.

Po chwili cicho powiedział:

— Drugiego potopu nie będzie. Jeszcze po tamtym mam wyrzuty sumienia. Biorąc pod uwagę moje małostkowe i niegodne wszechmocnego Stwórcy zachowanie w ogrodzie Eden, oraz ten potop właśnie — postanowiłem zrekompensować ludziom dotychczasowe cierpienia, których przyczyną jest ich grzeszna natura, z którą nakazałem im rozmnażać się...

— Ach już rozumiem! — zawołał Syn boży — więc to zbawienie ludzi będzie równoznaczne ze zmianą tej ich grzesznej natury na tę doskonałą sprzed upadku?!

— No, nie przesadzajmy w tej dobroci! Myślę, że wystarczy to co już mówiłem: przebaczenie ludziom ich win i grzechów i darowanie im wiecznego życia,… oczywiście po śmierci i w bliżej nieokreślonej przyszłości — dokończył ciszej Stwórca.

— Innymi słowy: obiecanie im tego? — podsumował Syn boży, patrząc uważnie w jego oblicze. Bóg odwrócił wzrok i nie patrząc na niego dodał wyjaśniająco: — Będzie parę warunków, aby to obiecane zbawienie ziściło się w rzeczywistości,… lecz to są sprawy techniczne, na które przyjdzie odpowiednia pora. Teraz przedstawiam ci ideę tego pomysłu, skoro tak na to nalegałeś.

Syn boży przyglądał się Ojcu sceptycznym wzrokiem, jakby nie był do końca przekonany jego argumentacją. Nie chciał się jednak z nim kłócić, zbyt mocno go kochał aby wytykać mu wady tego pomysłu, nie upewniwszy się przedtem dokładnie na czym on polega. Powiedział więc pojednawczo:

— No dobrze, wiem już co to jest to zbawienie,… a odkupienie? Cóż to jest i dlaczego mówisz: ofiara odkupienia? O jaką ofiarę chodzi, Ojcze? — objął rękoma złożone nogi i siedząc na wprost Boga kiwał się lekko w przód i w tył, ze spojrzeniem utkwionym w jego obliczu.

— Tu właśnie dochodzimy do twojej roli w tej sprawie - Stwórca uważnie przyjrzał się Synowi. Położył mu dłonie na ramionach i patrząc prosto w jego niewinne, niebieskie oczy, rzekł: — Ty będziesz złożony w tej ofierze, dzięki której zostaną odkupione grzechy ludzkości.

Syn boży poderwał się do góry.

— Ja?! Dlaczego ja? Po co właśnie ja? Przecież to nonsens! — aż zachłysnął się z wrażenia. 

Bóg spokojnie spytał:

— Dlaczego tak sądzisz?

— No jak to dlaczego? Przecież to idiotycznie wygląda! Ludzie potrzebują twojej łaski, aby dostąpić zbawienia — jest to przede wszystkim dla nich ważne — więc to oni winni ci złożyć jakąś cenną ofiarę, abyś przychylił się do ich błagań i zgodził się wyświadczyć im tę łaskę! To oni winni złożyć tobie coś w ofierze, a nie ty im! Przecież to paranoja! Albo ja już nic nie rozumiem w tej całej sprawie? Ojcze, przecież tak zawsze było! — wykrzyknął z determinacją Syn boży, wpatrując się z napięcie w twarz Ojca. A ten uśmiechnął się dziwnie i spytał:

— A co oni by mi mogli ofiarować takiego cennego, aby mogło mnie to zadowolić?

— No nie wiem? Może to co ci dawali kiedyś; złoto, srebro, drogie kamienie, perły, bisior, mirrę, cenne tkaniny, wonności, skórę delfina.

— Daj spokój! — Bóg przerwał mu gniewnym machnięciem ręki. — To było dawno! Wtedy było co innego i teraz jest co innego!

— To może ofiary całopalne ze zwierząt, które kiedyś tak nagminnie ci składali... — zaczyna Syn boży, ale szybko milknie pod ciężkim spojrzeniem Ojca. Bóg pociera dłonią czoło jakby chciał odpędzić wspomnienia tamtych czasów.

— Idea ofiary polega na wymianie: coś za coś! Im cenniejsza ofiara tym wyższej wagi odpłata za nią. I odwrotnie: im wyższej spodziewasz się korzyści, tym większą dajesz ofiarę. A więc z jednej strony masz rację! Ale spójrz na to z innej strony: Ja składając ludziom ofiarę z ciebie, otrzymuję w zamian od nich to co jest dla mnie najbardziej cenne; ich bezgrzeszne życie, ich dobre uczynki, ich miłość do bliźniego, ich dobroć dla innych i tolerancję, a także ich poprawę — czy to nie jest warte tak wysokiej ofiary, no powiedz? — spytał.

Ten zastanawiał się przez chwilę, a potem z miną jakby przyłapał Ojca na jakimś kłamstwie czy niekonsekwencji, rzekł:

— Ale przecież ty Ojcze potrafisz wszystko co tylko zechcesz! Wszystko jest dla ciebie możliwe — nie rozumiem więc, po co sięgasz do takich metod, skoro możesz osiągnąć ten sam efekt — albo o niebo doskonalszy — stosując prostsze rozwiązanie. Sam mi kiedyś mówiłeś, iż prosta droga jest naturalną drogą rozumu, pamiętasz? — Swe jasne spojrzenie Syn boży utkwił w obliczu Ojca, jakby czekał na potwierdzenie swoich słów, ale Bóg nie wiedzieć czemu zirytował się. Odburknął: — Gadanie! Wszystko możesz! Na wszystko cię stać! Wszystko potrafisz! Bzdura i tyle! — ale po chwili uspokoił się i biorąc rękę Syna w swoje dłonie, dokończył: — Kiedyś ci to wytłumaczę,… ale nie dziś!


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Straszliwe skutki upadku moralności
Syn marnotrawny, czyli jak daleko pada jabłko od jabłoni?


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 12-10-2003 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2790 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365