Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.310 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
(..) naczelna zasada polityczna, którą rekomenduję, głosi, że powinniśmy spokojnie i konsekwentnie edukować ludzi na całym świecie tak, by dokonywane przez nich wybory życiowe naprawdę opierały się na wiedzy.
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Prawdziwa doskonałość [1]
Autor tekstu:

Bóg stwarza świat, ludzi i widzi, że wszystko co stworzył jest bardzo dobre. Gdy odpoczywa zadowolony ze swego dzieła, podchodzi doń archanioł Szatan i pyta Boga, skąd ma on pewność, że to co stworzył jest doskonałe. Bóg śmieje się ubawiony tym pytaniem, ale Szatan jest namolny; namawia Boga, aby przeprowadził próbę z ludźmi.

- Żadna próba nie jest potrzebna — odpowiada Bóg — Oni są naprawdę doskonali,… wierz mi! — dodaje z naciskiem.

- Ale skąd Panie wiesz? — dopytuje się archanioł.

- Dlatego, że to ja ich stworzyłem! — odpowiada Bóg z prostotą. - Stąd wiem.

Szatan uśmiecha się tajemniczo z dziwną miną. Bóg spostrzega to i pyta:

— O co chodzi? No mów!

— A może Panie boisz się poddać próbie ludzi, aby nie okazało się przypadkiem, że nie są jednak tak doskonali jak przypuszczasz?

Bóg śmieje się powtórnie. Widać wyraźnie, że go to bawi.

- Nie, mój drogi, nie boję się! Ale jeśli tak uważasz — ty ich poddaj próbie, proszę bardzo! — Klepie po plecach archanioła, aż ten przygarbia się.

- Naprawdę? Pozwoliłbyś Panie? — pyta Szatan z przejęciem.

- Naprawdę! Czy mógłbym ci zresztą nie pozwolić? Przecież uznałbyś to jako argument na korzyść swej tezy, czyż nie? -

Szatan czerwieni się i opuszcza wzrok.

- Dopóki są tu w Edenie, możesz poddawać ich próbom jakie tylko wpadną ci do głowy. Ja jestem o nich spokojny!

Szatan drapie się w głowę z niepewną miną.

- Łatwo powiedzieć — poddaj próbie! Ale przecież oni mnie nie posłuchają. Wyśmieją mnie! — odpowiada rozkładając bezradnie ręce.

Bóg patrzy na niego rozbawionym wzrokiem.

- Czyli co? Mam ci jeszcze w tym pomóc? — pyta z kpiną w głosie.

- Gdybyś Panie był tak łaskaw? — Szatan patrzy mu przymilnie w oczy.

Bóg wykrzykuje ze śmiechem:

- To już przechodzi wszelkie pojęcie przyzwoitości! Nie uważasz?

Archanioł opuszcza głowę zawstydzony, ale Bóg podchodzi i kładąc mu rękę na ramieniu, mówi:

- No dobrze, niech ci będzie! Poznaj moją wspaniałomyślność! Obmyśl sobie jakąś próbę dla ludzi, a ja pomogę ci w miarę moich skromnych możliwości! Ha! Ha! — śmieje się głośno a razem z nim Szatan, ale ciszej i jakoś tak bez przekonania, myśląc w tym czasie:

- Bardzo śmieszne. Rzeczywiście bardzo śmieszne!

Następnego dnia archanioł Szatan przychodzi do Boga i mówi:

- Obmyśliłem taką próbę: chciałbym Panie, abyś zabronił ludziom czegoś, a ja postaram się skusić ich aby cię nie posłuchali. — Bóg uśmiecha się i patrzy na Szatana wzrokiem, który mówi:

— I po co ci ta kompromitacja, Luciferusie? — a głośno pyta: — A konkretnie?

— W środku ogrodu rośnie drzewo wiadomości dobrego i złego,… chciałbym Panie, abyś zabronił im jeść owoce z tego drzewa, pod groźbą jakiejś kary — Bóg kiwa głową z politowaniem.

- No cóż, jeśli chcesz się ośmieszyć? Ale chcę ci zwrócić uwagę na podwójną głupotę tej próby; Po pierwsze — dałem ludziom wolną wolę, a to znaczy, iż nie muszą być mi bezwzględnie posłuszni. Przecież gdybym mimo to wymagał od nich absolutnego posłuszeństwa — zrobiłbym z siebie apodyktycznego tyrana, nie sądzisz? Po drugie — istota rozumna może połaszczyć się na to, czego jej brak; Według zasady: „Pragniemy tego, czego nie posiadamy", ale oni są doskonali Luciferusie, a więc już wiedzą co jest dobrem a co złem. Przecież gdyby tego nie wiedzieli, nie mogli by być doskonali. Nie zwróciłeś na to uwagi? — patrzy na archanioła z kpiącym uśmiechem, któremu mina wyraźnie zrzedła, ale jak gdyby chcąc go pocieszyć, mówi: - Ale jeśli chcesz? Proszę bardzo! Obiecałem przecież. Zawołaj zatem ludzi!

Kiedy ludzie przychodzą i stają przed Bogiem nadzy i piękni w swym bezwstydzie, w swej naturalnej niewinności, Bóg przygląda im się z zadowoleniem. Dłuższą chwilę zatrzymuje wzrok na bajecznych kształtach Ewy, aż ta rumieni się lekko i opuszcza głowę.

Szatan również nie może oderwać od niej wzroku. Głośno przełyka ślinę, aż Bóg go trąca łokciem w bok.

- No, Luciferusie! Bo jeszcze dostaniesz wytrzeszczu! — co powoduje, iż pąsowieje on aż po białka oczu.

Bóg tymczasem kładzie dłonie na ramionach ludzi i patrząc im w oczy, mówi: — Posłuchajcie kochani; Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możecie spożywać owoce według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno wam jeść, bo gdy z niego spożyjecie, niechybnie umrzecie! — Na zakończenie pyta: - Zrozumieliście mnie?

- Tak Panie! — odpowiadając oboje, o nic nie pytając, choć widać po ich minach, że są nieco zdziwieni tym przykazem bożym. Potem biorą się za ręce i odchodzą ścieżką pomiędzy drzewa ogrodu. Bóg patrzy za nimi jeszcze przez jakiś czas, nim nie zniknęli pomiędzy drzewami. Szatan nie może oderwać wzroku od zgrabnego tyłeczka Ewy, widocznego teraz w całej swej bezwstydnej krasie. Machinalnie przełyka ślinę. Bóg patrzy na niego i marszczy brwi, aż archanioł opuszcza wzrok.

- Tak tylko,… Zaschło mi w gardle… — tłumaczy bez związku.

Bóg uśmiecha się i pyta:

- Zadowolonyś, Luciferusie?

- Tak Panie! — odpowiada szybko Szatan.

- No więc dobrze! Postaraj się zatem ich skusić! Ale prawdę mówiąc, byłbym niezmiernie zaskoczony gdyby to ci się udało! Życzę ci jednak powodzenia. Ha! Ha! — i odchodzi śmiejąc się głośno. Jeszcze ten śmiech nie przebrzmiał, a Szatan zamienił się w węża o pięknych zielono-żółtych splotach i bezszelestnie poczołgał się w kierunku środka ogrodu. Kiedy wygodnie owinął się wokół konarów usłyszał głosy ludzi:

- Więc myślisz, że to jego pomysł? — pytała Ewa.

- Pewno! Nie widziałaś jak wybałuszał oczy na ciebie? — spytał Adam porywczo. Chwila ciszy, a potem znów głos Ewy:

- Ale co on chce przez to osiągnąć?

- Czy ja wiem? Może myśli, że jak byśmy zjedli ten owoc, to Bóg nas odrzuci i wtedy on będzie miał nad nami władzę? Zresztą nie wiem,… Może później poznamy prawdę?

Szatan domyślił się, iż rozmawiają o nim. Opuścił niżej swój trójkątny łeb i spytał z lekka syczącym głosem:

- Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?

Ludzie drgnęli i spojrzeli na niego zaskoczeni; Wąż i mówi? Cóż to za dziwo? Ewa pierwsza opanowała się i odparła:

- Bóg powiedział akurat coś przeciwnego: Ze wszystkich drzew możemy jeść owoce, tylko z tego jednego nie, bo umrzemy — wyjaśniła uprzejmie, wstając i zbliżając się do węża. Zaczęła delikatnie głaskać go po głowie i drapać w podgardle.

- Na pewno nie umrzecie… — uspokoił ich, przymykając z lubością oczy.

- Skąd wiesz?! — padło szybkie podchwytliwe pytanie ze strony Adama, który również wstał i zbliżył się do nich.

Wąż wbił w nich hipnotyczny wzrok swych żółtych ślepi. Zastanawiał się przez moment co powiedzieć.

- Bóg na pewno tylko tak sobie to powiedział — próbował zbagatelizować sprawę, bo nie przychodził mu na myśl żaden lepszy argument.

- Sugerujesz zatem, że Bóg nas oszukał? — spytała wolno Ewa.

- Ależ broń Boże! Wcale tego nie miałem na myśli! — zaczął się tłumaczyć.

— A więc jakim prawem ośmielasz się podważać słowo boże — twierdząc coś wręcz przeciwnego?! — spytał go Adam z groźnym błyskiem w oku.

Szatan widząc, że rozmowa zaczyna przybierać niekorzystny obrót, postanowił zacząć z innej strony:

- Czy to prawda, że Bóg dał wam wolną wolę? — spytał po chwili.

- Pewno, że prawda! — odrzekła Ewa, zrywając owoc granatu i podając Adamowi. Drugi urwała sobie i wbiła zęby w soczysty miąższ. — A dlaczego pytasz? — zainteresowała się, jak to kobieta, zresztą.

- Skoro dostaliście wolną wolę od Boga, to nie musicie tak niewolniczo wypełniać jego przykazań, prawda? — spytał chytrze wąż.

Roześmieli się oboje jednocześnie. Tym razem Adam wyjaśnił mu, przełykając ostatni soczysty kęs.

- Widzisz, wolna wola, wolną wolą — a wyraźny zakaz jest jednak zakazem... Widocznie i wolna wola musi mieć swe granice.

- To co ta za wolna wola, która polega jedynie na ślepym posłuszeństwie?! - prychnął pogardliwie wąż, kiwając się na gałęzi.

- Czy ślepym — nie możesz tego wiedzieć, skoro nie jesteś nami; Może to ci się tylko tak wydawać. A poza tym, spójrz jaki tu jest margines wolności: możemy jeść owoce ze wszystkich drzew ogrodu, prócz tego jednego — a nie odwrotnie! Czy tego nie dostrzegasz? — spytał Adam.

- No tak,… Tak… — Przyznał wąż niechętnie i bez przekonania.

Postanowił znów zacząć z innej strony.

— A nie chcecie zdobyć wiedzy? Być takimi jak Bóg: znać dobro i zło? Nie interesuje to was? Nie ciekawi? — syczał im wprost do uszu. Spojrzeli na niego uważnie.

- My już wiemy czym jest dobro i zło, dlatego właśnie nie sięgniemy po ten owoc. To nas właśnie ratuje przed popełnieniem błędu; Gdybyśmy tego nie wiedzieli — wtedy, nieświadomi zagrożenia — może i wyciągnęlibyśmy po niego rękę. Kto wie?

- Ale wiedzielibyście wtedy jeszcze więcej! Otworzyłyby się wam oczy na takie rzeczy o jakich wam się nie śniło! — zasyczał wąż z mocą.

- To dość kusząca propozycja — zaczęła Ewa.

- Ale nie za taką cenę! — wpadł jej w słowo Adam. - Masz nas za głupków, czy co?! — obruszył się. Odwrócili się i chcieli odejść, ale zatrzymało ich pytanie węża:

- Do diabła! Czy nic was nie może skusić?!

Roześmieli się w głos, biorąc się za ręce.

- Wygląda na to, że nie masz dla nas zbyt kuszącej propozycji. Przynajmniej jak dotąd! — Ewa na pożegnanie klepnęła go mocno w ciemię, aż o mało nie przygryzł sobie języka. Zawirowały mu gwiazdy przed ślepiami. — Ot, kobieca wdzięczność! — pomyślał. I tyle ich widział. Dobiegł go tylko z oddali ich beztroski śmiech. Szatan jednak nie dawał za wygraną; Następnego dnia kusił ich pod postacią rajskiego ptaka, o piórach tak bajecznie kolorowych, że aż mieniły się w oczach. Później jako smukły biały jednorożec. Potem jako olbrzymi, barwny motyl. Ale na nic jego trudy, na nic przeróżne, często bardzo wyszukane argumenty; Posunął się nawet do tego, iż powiedział ludziom, że to Bóg pozwolił im — poprzez niego oznajmiając - zjeść ten owoc, że już tamten zakaz anulował. Na co odpowiedzieli mu, że zastosują się do tego, jeśli oznajmi im to sam Bóg. Poszedł więc w „przekonywaniu" ich jeszcze dalej i wymyślił następującą historyjkę: Oni muszą zjeść ten owoc zakazany, aby nastąpił ich „upadek" — a tym samym upadek wszystkich ludzi — ponieważ Bóg w przyszłości złoży ofiarę ze swego Syna, którego ludzie zamęczą na śmierć, co tak go zadowoli, że przebaczy im wszystkie grzechy i zbawi od tego upadku... Ludzie odrzekli mu na to, iż większej głupoty nie mógł chyba wymyślić i popukali się znacząco w czoła, a ich miny świadczyły dobitnie co sądzą o jego chorej wyobraźni.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Proces Judasza
Pierwsze kuszenie


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 25-10-2003 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2833 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365