Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Prawdziwa doskonałość [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Bóg stwarza świat, ludzi i widzi, że wszystko co stworzył jest bardzo
dobre. Gdy odpoczywa zadowolony ze swego dzieła, podchodzi doń archanioł
Szatan i pyta Boga, skąd ma on pewność, że to co stworzył jest doskonałe. Bóg
śmieje się ubawiony tym pytaniem, ale Szatan jest namolny; namawia Boga, aby
przeprowadził próbę z ludźmi.
-
Żadna próba nie jest potrzebna — odpowiada Bóg — Oni są naprawdę
doskonali,… wierz mi! — dodaje z naciskiem.
-
Ale skąd Panie wiesz? — dopytuje się archanioł.
-
Dlatego, że to ja ich stworzyłem! — odpowiada Bóg z prostotą.
-
Stąd wiem.
Szatan uśmiecha się tajemniczo z dziwną miną. Bóg spostrzega to i pyta:
— O co chodzi? No mów!
— A może Panie boisz się poddać próbie ludzi, aby nie okazało się
przypadkiem, że nie są jednak tak doskonali jak przypuszczasz?
Bóg
śmieje się powtórnie. Widać wyraźnie, że go to bawi.
-
Nie, mój drogi, nie boję się! Ale jeśli tak uważasz — ty ich poddaj próbie,
proszę bardzo! — Klepie po plecach archanioła, aż ten przygarbia się.
-
Naprawdę? Pozwoliłbyś Panie? — pyta Szatan z przejęciem.
-
Naprawdę! Czy mógłbym ci zresztą nie pozwolić? Przecież uznałbyś to jako
argument na korzyść swej tezy, czyż nie? -
Szatan
czerwieni się i opuszcza wzrok.
-
Dopóki są tu w Edenie, możesz poddawać ich próbom jakie tylko wpadną ci do
głowy. Ja jestem o nich spokojny!
Szatan drapie się w głowę z niepewną miną.
-
Łatwo powiedzieć — poddaj próbie! Ale przecież oni mnie nie posłuchają.
Wyśmieją mnie! — odpowiada rozkładając bezradnie ręce.
Bóg patrzy na niego rozbawionym wzrokiem.
-
Czyli co? Mam ci jeszcze w tym pomóc? — pyta z kpiną w głosie.
-
Gdybyś Panie był tak łaskaw? — Szatan patrzy mu przymilnie w oczy.
Bóg
wykrzykuje ze śmiechem:
-
To już przechodzi wszelkie pojęcie przyzwoitości! Nie uważasz?
Archanioł
opuszcza głowę zawstydzony, ale Bóg podchodzi i kładąc mu rękę na
ramieniu, mówi:
-
No dobrze, niech ci będzie! Poznaj moją wspaniałomyślność!
Obmyśl
sobie jakąś próbę dla ludzi, a ja pomogę ci w miarę moich skromnych możliwości!
Ha! Ha! — śmieje się głośno a razem z nim Szatan, ale ciszej i jakoś tak
bez przekonania, myśląc w tym czasie:
-
Bardzo śmieszne. Rzeczywiście bardzo śmieszne!
Następnego dnia archanioł Szatan przychodzi do Boga i mówi:
-
Obmyśliłem taką próbę: chciałbym Panie, abyś zabronił ludziom czegoś, a ja postaram się skusić ich aby cię nie posłuchali. — Bóg uśmiecha się i patrzy na Szatana wzrokiem, który mówi:
— I po co ci ta kompromitacja, Luciferusie? — a głośno pyta:
— A konkretnie?
— W środku ogrodu rośnie drzewo wiadomości dobrego i złego,… chciałbym
Panie, abyś zabronił im jeść owoce z tego drzewa, pod groźbą jakiejś kary — Bóg kiwa głową z politowaniem.
-
No cóż, jeśli chcesz się ośmieszyć? Ale chcę ci zwrócić uwagę na podwójną
głupotę tej próby; Po pierwsze — dałem ludziom wolną wolę, a to znaczy,
iż nie muszą być mi bezwzględnie posłuszni. Przecież gdybym mimo to wymagał
od nich absolutnego posłuszeństwa — zrobiłbym z siebie apodyktycznego
tyrana, nie sądzisz? Po drugie — istota rozumna może połaszczyć się na
to, czego jej brak; Według zasady: „Pragniemy tego, czego nie posiadamy",
ale oni są doskonali Luciferusie, a więc już wiedzą co jest dobrem a co złem.
Przecież
gdyby tego nie wiedzieli, nie mogli by być doskonali. Nie zwróciłeś na to
uwagi? — patrzy na archanioła z kpiącym uśmiechem, któremu mina wyraźnie
zrzedła, ale jak gdyby chcąc go pocieszyć, mówi:
-
Ale jeśli chcesz? Proszę bardzo! Obiecałem przecież. Zawołaj zatem ludzi!
Kiedy ludzie przychodzą i stają przed Bogiem nadzy i piękni w swym
bezwstydzie, w swej naturalnej niewinności, Bóg przygląda im się z zadowoleniem. Dłuższą chwilę zatrzymuje wzrok na bajecznych kształtach Ewy,
aż ta rumieni się lekko i opuszcza głowę.
Szatan również nie może oderwać od niej wzroku. Głośno przełyka ślinę,
aż Bóg go trąca łokciem w bok.
-
No, Luciferusie! Bo jeszcze dostaniesz wytrzeszczu! — co powoduje, iż pąsowieje
on aż po białka oczu.
Bóg tymczasem kładzie dłonie na ramionach ludzi i patrząc im w oczy,
mówi: — Posłuchajcie kochani; Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możecie spożywać
owoce według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno wam jeść,
bo gdy z niego spożyjecie, niechybnie umrzecie! — Na zakończenie pyta: -
Zrozumieliście mnie?
-
Tak Panie! — odpowiadając oboje, o nic nie pytając, choć widać po ich
minach, że są nieco zdziwieni tym przykazem bożym. Potem biorą się za ręce i odchodzą ścieżką pomiędzy drzewa ogrodu. Bóg patrzy za nimi jeszcze
przez jakiś czas, nim nie zniknęli pomiędzy drzewami. Szatan nie może oderwać
wzroku od zgrabnego tyłeczka Ewy, widocznego teraz w całej swej bezwstydnej
krasie. Machinalnie przełyka ślinę. Bóg patrzy na niego i marszczy brwi, aż
archanioł opuszcza wzrok.
-
Tak tylko,… Zaschło mi w gardle… — tłumaczy bez związku.
Bóg uśmiecha się i pyta:
-
Zadowolonyś, Luciferusie?
-
Tak Panie! — odpowiada szybko Szatan.
-
No więc dobrze! Postaraj się zatem ich skusić! Ale prawdę mówiąc, byłbym
niezmiernie zaskoczony gdyby to ci się udało! Życzę ci jednak powodzenia.
Ha! Ha! — i odchodzi śmiejąc się głośno. Jeszcze ten śmiech nie
przebrzmiał, a Szatan zamienił się w węża o pięknych zielono-żółtych
splotach i bezszelestnie poczołgał się w kierunku środka ogrodu. Kiedy
wygodnie owinął się wokół konarów usłyszał głosy ludzi:
-
Więc myślisz, że to jego pomysł? — pytała Ewa.
-
Pewno! Nie widziałaś jak wybałuszał oczy na ciebie? — spytał Adam
porywczo. Chwila ciszy, a potem znów głos Ewy:
-
Ale co on chce przez to osiągnąć?
-
Czy ja wiem? Może myśli, że jak byśmy zjedli ten owoc, to Bóg nas odrzuci i wtedy on będzie miał nad nami władzę? Zresztą nie wiem,… Może później
poznamy prawdę?
Szatan domyślił się, iż rozmawiają o nim. Opuścił niżej swój trójkątny
łeb i spytał z lekka syczącym głosem:
-
Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego
ogrodu?
Ludzie drgnęli i spojrzeli na niego zaskoczeni; Wąż i mówi? Cóż to
za dziwo? Ewa pierwsza opanowała się i odparła:
-
Bóg powiedział akurat coś przeciwnego: Ze wszystkich drzew możemy jeść
owoce, tylko z tego jednego nie, bo umrzemy — wyjaśniła uprzejmie, wstając i zbliżając się do węża. Zaczęła delikatnie głaskać go po głowie i drapać w podgardle.
-
Na pewno nie umrzecie… — uspokoił ich, przymykając z lubością oczy.
-
Skąd wiesz?! — padło szybkie podchwytliwe pytanie ze strony Adama, który również
wstał i zbliżył się do nich.
Wąż wbił w nich hipnotyczny wzrok swych żółtych ślepi. Zastanawiał
się przez moment co powiedzieć.
-
Bóg na pewno tylko tak sobie to powiedział — próbował zbagatelizować
sprawę, bo nie przychodził mu na myśl żaden lepszy argument.
-
Sugerujesz zatem, że Bóg nas oszukał? — spytała wolno Ewa.
-
Ależ broń Boże! Wcale tego nie miałem na myśli! — zaczął się tłumaczyć.
— A więc jakim prawem ośmielasz się podważać słowo boże — twierdząc coś
wręcz przeciwnego?! — spytał go Adam z groźnym błyskiem w oku.
Szatan widząc, że rozmowa zaczyna przybierać niekorzystny obrót,
postanowił zacząć z innej strony:
-
Czy to prawda, że Bóg dał wam wolną wolę? — spytał po chwili.
-
Pewno, że prawda! — odrzekła Ewa, zrywając owoc granatu i podając Adamowi.
Drugi urwała sobie i wbiła zęby w soczysty miąższ.
— A dlaczego pytasz? — zainteresowała się, jak to kobieta, zresztą.
-
Skoro dostaliście wolną wolę od Boga, to nie musicie tak niewolniczo wypełniać
jego przykazań, prawda? — spytał chytrze wąż.
Roześmieli się oboje jednocześnie. Tym razem Adam wyjaśnił mu, przełykając
ostatni soczysty kęs.
-
Widzisz, wolna wola, wolną wolą — a wyraźny zakaz jest jednak zakazem...
Widocznie i wolna wola musi mieć swe granice.
-
To co ta za wolna wola, która polega jedynie na ślepym posłuszeństwie?! -
prychnął pogardliwie wąż, kiwając się na gałęzi.
-
Czy ślepym — nie możesz tego wiedzieć, skoro nie jesteś nami;
Może
to ci się tylko tak wydawać. A poza tym, spójrz jaki tu jest margines wolności:
możemy jeść owoce ze wszystkich drzew ogrodu, prócz tego jednego — a nie
odwrotnie! Czy tego nie dostrzegasz? — spytał Adam.
-
No tak,… Tak… — Przyznał wąż niechętnie i bez przekonania.
Postanowił
znów zacząć z innej strony.
— A nie chcecie zdobyć wiedzy? Być takimi jak Bóg: znać dobro i zło? Nie
interesuje to was? Nie ciekawi? — syczał im wprost do uszu. Spojrzeli na
niego uważnie.
-
My już wiemy czym jest dobro i zło, dlatego właśnie nie sięgniemy po ten
owoc. To nas właśnie ratuje przed popełnieniem błędu; Gdybyśmy tego nie
wiedzieli — wtedy, nieświadomi zagrożenia — może i wyciągnęlibyśmy po
niego rękę. Kto wie?
-
Ale wiedzielibyście wtedy jeszcze więcej! Otworzyłyby się wam oczy na takie
rzeczy o jakich wam się nie śniło! — zasyczał wąż z mocą.
-
To dość kusząca propozycja — zaczęła Ewa.
-
Ale nie za taką cenę! — wpadł jej w słowo Adam.
-
Masz nas za głupków, czy co?! — obruszył się. Odwrócili się i chcieli
odejść, ale zatrzymało ich pytanie węża:
-
Do diabła! Czy nic was nie może skusić?!
Roześmieli się w głos, biorąc się za ręce.
-
Wygląda na to, że nie masz dla nas zbyt kuszącej propozycji. Przynajmniej jak
dotąd! — Ewa na pożegnanie klepnęła go mocno w ciemię, aż o mało nie
przygryzł sobie języka. Zawirowały mu gwiazdy przed ślepiami. — Ot,
kobieca wdzięczność! — pomyślał. I tyle ich widział. Dobiegł go tylko z oddali ich beztroski śmiech. Szatan jednak nie dawał za wygraną; Następnego
dnia kusił ich pod postacią rajskiego ptaka, o piórach tak bajecznie
kolorowych, że aż mieniły się w oczach. Później jako smukły biały
jednorożec. Potem jako olbrzymi, barwny motyl. Ale na nic jego trudy, na nic
przeróżne, często bardzo wyszukane argumenty; Posunął się nawet do tego, iż
powiedział ludziom, że to Bóg pozwolił im — poprzez niego oznajmiając -
zjeść ten owoc, że już tamten zakaz anulował. Na co odpowiedzieli mu, że
zastosują się do tego, jeśli oznajmi im to sam Bóg. Poszedł więc w „przekonywaniu" ich jeszcze dalej i wymyślił następującą historyjkę:
Oni muszą zjeść ten owoc zakazany, aby nastąpił ich „upadek" — a tym samym upadek wszystkich ludzi — ponieważ Bóg w przyszłości złoży
ofiarę ze swego Syna, którego ludzie zamęczą na śmierć, co tak go
zadowoli, że przebaczy im wszystkie grzechy i zbawi od tego upadku...
Ludzie odrzekli mu na to, iż większej głupoty nie mógł chyba wymyślić i popukali się znacząco w czoła, a ich miny świadczyły dobitnie co sądzą o jego chorej wyobraźni.
1 2 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 25-10-2003 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2833 |