|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Tematy różnorodne Bajka nieprawdziwa [1] Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
W dotychczasowych moich opowieściach opisywałem wiele zdarzeń prawdziwych w formie
zbeletryzowanej i tak zmienionej pod względem szczegółów identyfikujących,
że nawet Sherlock Holmes nie
potrafiłby skojarzyć moich opowieści z ich prawdziwymi odpowiednikami. Tym razem mamy sytuację
przeciwną. Opiszemy zdarzenia zupełnie
fikcyjne, które nie mogły się zdarzyć chociażby z tej przyczyny, że nikt
rozsądny by czegoś tak idiotycznego nie zrobił..
Istnieją różne teorie historyczne, a więc istnieje spiskowa teoria
dziejów, teoria gabinetów cieni i wiele innych. Są to zupełne bzdury: Teoria
spiskowa po prostu nie istnieje w rzeczywistości, ponieważ nikt nigdy w całej
historii o żadnych spiskach nie słyszał. Gabinet cieni jest niemożliwy
ponieważ nie mogą istnieć cienie bez tworzących je ludzi. Jak widać nie są
to teorie lecz bzdury. Do takich
bzdur historycznych należy także teoria narodzin kolaborantów. Według tej
bzdury są trzy rodzaje narodzin, a raczej poczęcia kolaboranta. Czasami uczciwy, no powiedzmy potencjalnie uczciwy
człowiek staje się kolaborantem despotycznej władzy dla pieniędzy. O wiele
częściej człowiek staje się kolaborantem z wrodzonej skłonności do
czynienia bliźnim tego co
jemu niemiłe, czyli z tak zwanej bezinteresownej zawiści. Obie te metody
powstawania kolaboranta są powszechnie znane a ich skuteczność była na
przestrzeni ostatnich wieków tysiące razy
sprawdzana z dobrym skutkiem dla kolaboranta i różnym dla despoty. Oprócz
tych sprawdzonych i powszechnie znanych metod, istnieją także takie o których
historycy w ogóle nie mówią, bo jako ludzie dobrze wychowani unikają spraw
nieprzyjemnych. Jednak niektórzy, nieliczni na szczęście,
ludzie twierdzą, że istnieje trzeci sposób kreowania kolaborantów. Ci
bardzo źle wychowani ludzie podają jako przykład mówiący o rzeczywistym
istnieniu tego trzeciego sposobu dwóch znanych Polaków o inicjałach A. M. Dla
dobra śledztwa nie możemy wymienić ich nazwisk. Możemy jedynie powiedzieć,
że jeden z nich napisał „Pana
Tadeusza", a drugi też uprawia profesję związaną z grzeszeniem piórem.
Teoria
jest następująca: Jeśli jakiś uczciwy, patriotyczny działacz zaczyna walczyć z despotyzmem i walczy dostatecznie długo, co oczywiści łączy się z częstymi
szykanami, więzieniem, naciskami w stylu gangsterskich szantaży, to w końcu musi się zgodzić na maleńką, taką maciupeńką uprzejmość
względem swoich prześladowców.
To pociąga za sobą konieczność wyrażenia zgody na troszkę większą
uprzejmość, która już obliguje do następnej jeszcze większej uprzejmości,
no i już mamy kolaboranta, który wcale nie jest
szują, lecz człowiekiem, którego do takiej sytuacji zmuszono.
Tutaj trzeba wyraźnie powiedzieć, że rzucić w takiego człowieka
kamieniem, może tylko ten, który przeszedł taką gehennę i nie załamał
się. Ja akurat takiego nie znam.
Wróćmy jednak do naszej fikcji literackiej w telegraficznym skrócie:
Komuniści, po wyczerpaniu wszelkich możliwości reanimowania
nieefektywnego systemu gospodarczego, zaczęli w pośpiechu wyprowadzać państwowe
pieniądze na prywatne konta swoich teściowych, umiejscowione w zagranicznych
bankach. W bankach umieszczano oczywiście konta nie teściowe. Pośpiech był
konieczny, bo zgodnie z przewidywaniami agonia systemu nie mogła trwać dłużej
jak dwa lata. Przez te dwa lata komunistyczni bonzowie zmienili swój stosunek
do dysydentów. No, może nie do wszystkich ale do czołowych dysydentów, czyli
tych, którzy mogli zająć wysoką pozycję w przyszłym systemie władzy. Oczywiście pisze się to bardzo łatwo, ale
wykonanie nie było takie łatwe. Dopiero w Magdalence, gdzie ustalono szczegółowo
jak zostaną załatwione sprawy zasadnicze oraz,
które z pozostałych nie najbardziej
zasadniczych wolno będzie ujawnić przy okrągłym stole, zaczęło się
nowe. Właśnie w tym momencie wykrystalizowała się pierwsza wizja tej nowej
nomenklatury. Komuniści stanęli przed zadaniem zupełnie nieznanym. Dotychczas
nomenklatura, to było gremium określone przez
jedną opcję polityczną i wybrane wyłącznie z tejże jednej opcji
politycznej.
W Magdalence sytuacja była bardzo skomplikowana: Komuniści wiedzieli,
że muszą przegrać a mając rzeczoznawców wysokiej klasy wiedzieli, chociażby
na przykładzie Anglii w czterdziestym piątym roku, jak bardzo świadomość
tego stanu rzeczy u obu stron utrudnia
negocjacje. Po drugiej stronie sytuacja była wielce skomplikowana. Oficjalnie
cała opozycja stanowiła monolit. Było to prawdą w stosunku do zasadniczej
linii negocjacji: bezkrwawego, pokojowego przejęcia władzy. Kościół zawsze w Polsce stanowił państwo w państwie. Dlatego zawsze
stawiał swój interes przed interesem państwa polskiego. Tutaj tak działać
nie było można, bo wprawdzie pozycja Kościoła w ramach opozycji była bardzo
silna, to jednak zorganizowana w ramach Solidarności opozycja, mimo że
niezwykle silnie związana z Kościołem, jednak stanowiła siłę samodzielną.
Działacze Solidarności w ogromnej większości to aktywni katolicy. Ludzi o poglądach lewicowych lub przynajmniej liberalnych było tam nie wielu. Jednak
jak to dzisiaj widzimy, najważniejszą przyczyną kształtującą postawę
opozycji były dwa przeciwstawne czynniki. Najważniejszą rolę w nastawieniu
tej opozycji do ówczesnej rzeczywistości powodowała propaganda komunistyczna
wspomagana przez Wolną Europę. Propaganda komunistyczna była tak jawnie zakłamana,
że powodowała reakcję odwrotną do zamierzonej. Społeczeństwo było w co
najmniej osiemdziesięciu procentach przekonane, że wszystko co komunistyczne
jest złe. Jest najgorsze, wrogie i przeklęte przez Boga i ludzi. Taki sam
efekt, tym razem zamierzony, wywierała propaganda
Wolnej Europy. Na zasadzie kontrastu wszystko to co kapitalistyczne musiało
być dobre. Wszystko co antyradzieckie musiało być wspaniałe. Dzisiaj często
się słyszy, jak to głupi Wałęsa mówił, że zbudujemy drugą Japonię. Mało
kto pamięta, że to my wszyscy uważaliśmy, że jak tylko Związek Radziecki
przestanie nas okradać, to następnego dnia już będzie lepiej a za rok
wspaniale. Z jakim czołem dzisiaj wytyka się Wałęsie jego błędy? Jak
ludzie inteligentni, wykształceni mają śmiałość a raczej bezczelność
wytykać temu prostemu, niezbyt rozgarniętemu człowiekowi
ślepotę jeśli sami byli tak samo ślepi?
Do dnia dzisiejszego nikt nie zna ustaleń, które zapadły w Magdalence. Mimo to można z całą pewnością powiedzieć, że tam komuniści odnieśli całkowite zwycięstwo.
Po pierwsze, poprzez sejm kontraktowy uzyskali
sukcesywne przekazywanie władzy, co jest najlepszym antidotum przeciwko
wieszaniu na latarniach. Po drugie, uzyskali zapewnienia wykluczające
rozliczenia finansowe ze sprawowanej przez siebie władzy. Po trzecie, uzyskali
grubą kreskę czyli gwarancję zupełnej bezkarności za popełniane
przez prawie pięćdziesiąt lat zbrodnie. Po tym zwycięstwie komuniści
przez pewien czas nie mogli uwierzyć we własne szczęście, a kiedy już
uwierzyli, to ściągnęli z zagranicy żony, dzieci i kochanki i zaczęli
budować świetlaną przyszłość dla siebie w nowej scenerii.
Starali
się przewidzieć kariery polityczne konkretnych przedstawicieli opozycji i w oparciu o to wstępne rozpoznanie nawiązywali z nimi
miłe towarzyskie stosunki. Zasada była taka, że komunistyczny szewc,
jeśli taki się trafił na szczytach partyjnych, nawiązywał kontakty
przyjazne z opozycyjnym szewcem, a astronom z astronomem. Najłatwiej szło z tymi opozycjonistami, którzy jak o tym była
mowa wyżej, w niedalekiej przeszłości byli zmuszeni do świadczenia jakichś
małych przysług. Po wstępnych sukcesach niektórzy z tej ostatniej grupy
dostawali polecenie demonstracyjnej fraternizacji z najbardziej znienawidzonymi
przedstawicielami komunistycznego reżimu. W miarę upływu czasu, drogą
naturalną oraz działaniami świadomymi, nowa elita intelektualna i finansowa
stykała się coraz częściej z tymi
przedstawicielami starej władzy, którzy już przestali być komunistami ale
nie przestali być milionerami. Mijały lata i różnice ideologiczne coraz
bardziej się zacierały a znajomości
zacieśniały. W końcu, jak to bywa od początku świata, władza i pieniądz
przesłoniły nieistotne sprawy takie jak poglądy i światopoglądy. Ludzie
powoli tracili przekonania z wyjątkiem tych do pieniędzy.
Niestety w żadnym, nawet najbardziej ustabilizowanym układzie nie można
wykluczyć zgrzytów. W kręgach związanych z władzą obowiązuje taka rozsądna
zasada, że władzy nie należy kompromitować bez względu na to
czy akurat zarabia się miliony jako opozycja czy miliardy jako strona
dysponująca kasą, czyli strona rządząca. No, ale każda zasada ma wyjątki.
Niestety!
Był jeden taki facet, nazwijmy go Franek, który wyróżniał się głównie
tym, że umiał stawiać na właściwego konia. Bez względu na to czy
zainteresował się aktualnie teatrem kukiełek, czy produkcją filmu o Bolku i Lolku, potrafił dobrać takich ludzi do wykonywania danego zadania, że zawsze
miał sukces, a działał w kilku dziedzinach na raz.
Ponieważ był to bardzo miły, powszechnie lubiany facet, więc miał mnóstwo
znajomych, a nie trzeba zaznaczać, że krąg jego znajomych to nie byli ani
bezdomni, ani narkomani, ani nawet drobni urzędnicy. Do grona jego znajomych należał,
między innymi, redaktor pisemka dla dzieci o miłym tytule
Miś Puchatek. Wonczas parlament miał rozważać ustawę, która między
innymi, znacznie ograniczała inwencję twórczą prasy dla dzieci, nie dozwalając
publikowania w niej pornografii. Pan
Franek przyszedł do redaktora tygodnika Miś Puchatek i mówi:
— Jasiu jeśli dasz dziesięć milionów złotych, to ja załatwię, że ta
ustawa nie przejdzie i ty utrzymasz dotychczasowy nakład.
Franio
był człowiekiem mądrym ale nie za bardzo. Wiedział on wiele rzeczy. Między
innymi wiedział, że każda zasada ma wyjątki, ale nie wiedział, że wcale
nie on musi być takim wyjątkiem. Gdy tylko Franek zreferował swoją propozycję
Jasio od razu zrozumiał, że nadszedł jego szczęśliwy tydzień. Poskrobał
się w głowę i powiedział:
— Twoja propozycja na pewno jest dla mnie wielką szansą, ale zrozumiałe,
że tak od ręki jej nie załatwię. Ja muszę się z tą sprawą przespać.
Przyjdź za dwa dni.
— Zgoda! Cześć!
— Cześć! — Gdy tylko drzwi zamknęły się za Franiem, Jasio pobiegł
do sklepu, kupił kilka magnetofonów, nauczył się nimi posługiwać i spokojnie czekał na następną wizytę Franka.
Po dwóch dniach przyszedł Franio. Jasio serdecznie go przywitał i powiedział:
— Jestem skłonny zrobić z tobą interes, ale ponieważ chodzi tu o dużą
forsę, więc powiedz mi to wszystko jeszcze raz ale ze szczegółami.
Więc Franio dokładnie opowiedział wymieniając z grubsza tych ludzi,
którzy mu pomogą załatwić sprawę, jednak w tej personalnej kwestii zbyt dużo
konkretów z Franka nie dało się wyciągnąć.
1 2 Dalej..
« Tematy różnorodne (Publikacja: 29-10-2003 Ostatnia zmiana: 31-10-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2846 |
|