« Tematy różnorodne Dlaczego właśnie Izrael? Autor tekstu: Per T. Ohlsson
Tłumaczenie: Elżbieta Jasińska-Brunnberg
Świat — przynajmniej w niektórych regionach — jest miejscem okrutnym. W Darfurze, gdzie islamski rząd Sudanu podnieca terror przeciw zwykłym ludziom,
liczba śmiertelnych ofiar dochodzi do stu tysięcy, liczba uchodźców do kilku
milionów. Podczas gdy naród Korei Północnej przymiera głodem, Kim Jong II
testuje swoje rakiety. W Czeczenii od połowy lat 90. rosyjskie wojsko
dokonuje bestialskich przestępstw.
Żadne z tych
zdarzeń nie budzi jednak takiego oburzenia i wściekłości jak odwołujący się
do przemocy Izrael.
Dlaczego? Jest jasne, że izraelska ofensywa w Libanie niszczy cywilną
infrastrukturę i uderza w ludność cywilną na skalę trudną do
zaakceptowania. Jest to kontrproduktywne zarówno dla Izraela, jak i dla całego
Bliskiego Wschodu. Nasuwa się porównanie z izraelską inwazją na Liban w 1982
roku.
Ten przypominający coraz bardziej regularną wojnę stan nie został jednak
spowodowany przez Izrael. Izrael został zaatakowany przez Hezbollah, muzułmańskie
terrorystyczne ugrupowanie, które w trakcie napaści na izraelskie terytorium
zabiło ośmiu izraelskich żołnierzy i porwało dwóch.
Rada Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych opierając się na rezolucji
1559 zażądała od rządu libańskiego, w którego skład wchodzi Hezbollah,
rozbrojenia milicji i objęcie kontrolą południowego Libanu, z którego
Izrael wycofał się w maju 2000. Hezbollah kontynuował jednak swoją agresję.
Izrael ma podstawy do powoływania się na prawo do obrony swojego kraju. Każde
państwo ma obowiązek dopilnowania, żeby jego terytorium nie było
wykorzystywane przez ugrupowania terrorystyczne atakujące kraje sąsiednie.
Liban nie mógł, lub nie chciał wypełnić tego elementarnego obowiązku.
W chaosie zarysowują się kontury możliwego rozwiązania konfliktu:
Hezbollah zostanie rozbrojony, izraelscy żołnierze wrócą do domu, a południowy
Liban podporządkuje się międzynarodowej kontroli.
Hezbollah miał kilka powodów do swojej prowokacji — jak to bywa na Bliskim
Wschodzie są to różne powody, destruktywnie ze sobą powiązane:
— Hezbollah
wypróbowuje stanowczość Ehuda Olmerta, nowego premiera Izraela.
— Akcja
porwania izraelskich żołnierzy była wyrazem solidarności z podobną
operacją przeprowadzoną przez bojówki Hamasu z Gazy.
— Syria i Iran
chcą za pośrednictwem Hezbollahu pokazać, że należy się z nimi liczyć.
— Syria chce
odzyskać utraconą pozycję w Libanie.
— Iran,
udzielający Hezbollahowi ekonomicznego wsparcia rzędu100-200 milionów
dolarów rocznie, demonstruje swoje możliwości wywoływania konfliktów w razie gdyby świat zbyt zdecydowanie krytykował nuklearne ambicje tego kraju.
Lider Hezbollahu, Hassan Nasrallah, chwali się, że jego organizacja
posiada ponad 12 000 rakiet. Większość z nich to katiusze, ulepszona
wersja dział sowieckich z okresu II Wojny światowej, o zasięgu jedynie
25 kilometrów.
Według informacji podanej przez Izrael Hezbollah posiada obecnie także
rakiety wyprodukowane w Iranie, takie
jak Fajr-3 o zasięgu 45 kilometrów, Fajr-5 o zasięgu 75 kilometrów i prawdopodobnie Zelzal-2, mogący trafić cele oddalone o około 200 kilometrów.
Oznacza, że Hezbollah mógłby zaatakować Tel-Aviv. Haifa, trzecie co do
wielkości miasto Izraela, zostało już zaatakowane.
Może to tłumaczyć groźbę Nasrallaha: „Chcecie otwartej wojny, będzie
otwarta wojna". Przewodniczący parlamentu irańskiego dodał, że „żaden
rejon Izraela nie będzie bezpieczny".
Prezydent Iranu Mahmoud Ahmadinejad zadeklarował, że Izrael należy wymazać z mapy świata. Ten sam cel deklarują Hamas i Hezbollah. Ahmadinejad
nazywa Holocaust „mitem". Iran za kilka lat może stać się posiadaczem
broni nuklearnej.
Jeśli ktoś uważa, że Ahmadinejad został źle zrozumiany, powinien
przeczytać niepokojący i obszerny wywiad przeprowadzony z nim przez
dziennikarza tygodnika „Der
Spiegel". W wywiadzie tym Ahmadinejad powiedział:
"Twierdzimy, że jeżeli Holocaust rzeczywiście miał miejsce, to
konsekwencje powinna ponieść Europa, Palestyna nie powinna za to płacić. Jeżeli
Holocaustu nie było, to Żydzi muszą wrócić tam, skąd przybyli".
Tak mówi główny
sponsor Hezbollahu.
Pomimo wyraźniej agresji ze strony Hezbollahu, pomimo odpowiedzialności rządu
Libanu i pomimo roli, jaką odgrywają tu Iran i Syria, Izrael jest
przedstawiany, i to przede wszystkim w dyskusjach i reportażach europejskich,
jako pozbawiony sumienia najeźdźca. Prezydent Francji Jacques Chirac
zastanawiał się nawet, czy Izrael „ma na celu wyniszczenie Libanu".
Badania opinii publicznej zamówione kilka lat temu przez UE wykazały, że
sześciu z dziesięciu mieszkańców Europy uważa Izrael — demokrację z siedmiu
milionami obywateli — za największe zagrożenie pokoju na świecie.
Jak to jest możliwe? Można łatwo znaleźć na to odpowiedź przypominając,
że Izrael jest najlepiej uzbrojonym państwem w regionie świata, będącym
politycznym wulkanem. Uważa się, że popierany przez USA Izrael powinien być
ostrożniejszy w swoich reakcjach.
Nie wystarcza to jednak jako wyjaśnienie faktu, że właśnie Izrael potępiany
jest z taką siłą — kraj ten jest przecież tylko jedną z wielu
stron skomplikowanego konfliktu.
Przypadkowość zdarzeń jest czasem warta chwili zastanowienia, obecna
krytyka Izraela odwróciła uwagę od setnej rocznicy uniewinnienia przez sąd
Alfreda Dreyfusa. Dreyfus, jedyny Żyd we francuskim korpusie oficerskim, został w 1894 roku oskarżony o szpiegostwo na rzecz Niemiec, skazany na dożywocie i wysłany na Wyspę Diabelską. Dowodów jego niewinności było w miarę upływu
czasu coraz więcej. Po kampanii przeprowadzonej między innymi przez Emila Zolę,
Dreyfus powrócił do Francji, żeby móc zaskarżyć wyrok w wyższej
instancji. Został ponownie uznany winnym, chociaż tym razem nie uwięziono go. W czerwcu 1906 roku wyrok został unieważniony. Dreyfus powrócił do armii
jako oficer i został odznaczony orderem legionów.
Sprawa Dreyfusa stała się synonimem antysemityzmu i bezprawia. A także
mrocznym zwiastunem: jednego z wnuków Dreyfusa deportowano w czasie rządów
reżimu Vichy do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego.
Dopiero w 1995 roku armia francuska oficjalnie ogłosiła, że Dreyfus był
niewinny. Kiedy zaproponowano złożenie jego prochów w Panteonie obok Zoli,
wnuk Dreyfusa odmówił z motywacją, rzucającą światło na nastroje
dzisiejszej Francji: „Boję się, że mogłoby to obudzić antysemityzm".
Historyk i publicysta Walter Lagueur opisuje w swojej najnowszej książce
przemianę jakiej uległ antysemityzm. Możliwe nawet, że pojęcie to już nie
nadaje się do użycia. Bez względu na wybór słów wciąż jednak istnieje
wrogość w stosunku do Żydów jako poszczególnych osób oraz jako wspólnoty — i nie zanosi się na to, żeby ta wrogość w najbliższym czasie miała zniknąć.
— 83 procent
Hiszpanów, 44 procent Belgów, 42 procent mieszkańców Austrii uważa, że Żydzi
mają za dużo władzy w gospodarce.
— 58 procent w Niemczech, 57 procent w Hiszpanii, 56 procent w Austrii i 46 procent we Francji
uważa, że Żydzi za dużo mówią o Holocauście.
Nie da się
wykluczyć faktu, że tego typu poglądy mają wpływ na stosunek do
izraelskiego państwa.
Co motywuje słynnego szwedzkiego dyplomatę Sverkera Åströma do porównania
Hamasu z podziemną, antynazistowską organizacją działającą w Norwegii w czasie okupacji? Jeżeli mówi to poważnie, należy przypomnieć, że w młodości
Åström, wówczas członek Szwedzkiego Związku Nacjonalistów, studiował
prawa narodów i nauki polityczne w Niemczech w latach 1936-1937 i że „nie
pamięta żadnych nazistowskich incydentów" z tamtego okresu.
Krytyka Izraela nie jest antysemityzmem. Także przyjaciele Izraela patrzą z przerażeniem na wyniszczające ataki w Libanie. Thomas Friedman, publicysta
„The New York Times",
pisze o tej różnicy tak: „Krytyka Izraela nie jest antysemityzmem. Natomiast
ciągłe strofowanie Izraela i żądanie międzynarodowych sankcji -
nieproporcjonalne w porównaniu z krytyką innych stron konfliktu na
Bliskim Wschodzie — jest antysemityzmem, a zaprzeczanie temu brakiem honoru."
Dlatego właśnie
Izrael.
Tłumaczenie artykułu za zgodą autora.
« Tematy różnorodne (Publikacja: 07-08-2006 )
Per T. Ohlsson Ur. 1958. Znany szwedzki publicysta i pisarz, związany z dziennikiem „Sydsvenska Dagbladet”, w latach 1985-1988 był korespondentem tej gazety w Stanach Zjednoczonych. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4973 |